Spojrzałam się na chłopaka, posmutniałam. Byłam zdziwiona tym, co zaproponował. Nie był on szczególnie rozmowny, nie wiedziałam o nim praktycznie niczego.Wahałam się co odpowiedzieć.
-Jak chcesz ,ale dziękuję. - odpowiedziałam, głaszcząc Barona. Wpatrywałam się w to niczemu winne zwierzę, które w swoim krótkim, nędznym życiu nie zaznało ani trochę szczęścia.
-Nie da się go wyleczyć? Na co on w ogóle jest chory? - spojrzałam się w stronę Aleca, choć on pewnie sam tego nie wiedział.
-Nie wiem, ale skoro jest ciężko chory to leczenie musi być drogocenne, do tego nie wiadomo czy skuteczne. W schronisku jest pełno takich przypadków, nie mają pieniędzy, aby pomóc każdemu choremu zwierzęciu. - mruknął, zdawał się kompletnie obojętny, choć czułam, że w głębi też jest mu żal psa. Nie wyrażał jednak żadnych emocji, nie mogłam go odczytać w jakikolwiek sposób. Ciężko też było nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.
-Tak, masz rację. - stwierdziłam z zażenowaniem.
Chłopak wstał i podszedł do okna. Wyjrzał, unosząc brwi.
-Chyba nici ze zdjęć. - rzekł ponuro. W tym momencie usłyszałam grzmot, zrobiło się znacznie ciemniej, gdyż słońce zostało zasłonięte przez ciemne chmury. Z nieba zaczął padać deszcz.
-Racja. Autobus jest za 10 minut. - powiedziałam, spoglądając na komórkę.
-Chodźmy, bo możemy tutaj utknąć na dłużej. Wygląda na to, że wkrótce rozpęta się burza. - odparł oschle.
Pożegnałam się ze smutkiem Baronem. Szybkim krokiem szliśmy w stronę przystanku, jednak okazało się, że się spóźniliśmy. Schronisko było całkiem daleko od zajezdni, choć byłam niemal pewna, że zdążymy.
-Świetnie. - mruknął.
Byliśmy już trochę mokrzy, gdyż kropiło, jednak z każdą minutą deszcz się nasilał. Uczelnia była 15 kilometrów stąd. Trzeba było poczekać na kolejny autobus, który miał być dopiero za dwie godziny. Poczułam zimne krople wody na moim ciele, które były coraz większe. Za rogiem znajdowała się mała, stara kafejka.
-Idziemy? - rzuciłam na Aleca pytające spojrzenie. Chłopak kiwnął głową. Szybkim krokiem dotarliśmy do małego baru. Było tam duszno, unosił się zapach stęchlizny. Przysiedliśmy przy małym stoliku, podeszła do nas wytatuowana kelnerka.
-Coś podać? - zapytała.
-Ja poproszę herbatę. - poprosiłam.
-Ja podziękuję. - mruknął Alec.
Kobieta odeszła, a ja rozejrzałam się dookoła. Panowała niezręczna cisza. Postanowiłam ją jakoś przerwać.
-Opowiedz mi coś o sobie. - uśmiechnęłam się, chcąc jakoś orzeźwić atmosferę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz