Nie radził sobie. To było bardziej, niż pewne. Nie
wziął go na wychowanka tylko po to, aby mu pomóc. Po prostu mu się spodobał, a
teraz nienawidził siebie za to. Przez tę pochopną decyzję musiał wziąć na
siebie odpowiedzialność, która okazała się ponad siły Briana. Zabawne. To nie
życie mu wszystko utrudniało, lecz on sam. Lepiej późno niż wcale. Musiał to
naprawić. Uczuciami, bądź bez nich. Musiał się także dowiedzieć, dlaczego „inny”
Hayden tak bardzo go nienawidził. Wszystkie odpowiedzi kryły się w przeszłości
Lavella. By to zrozumieć, zmusi dzieciaka, żeby mu wszystko wyznał. Nieważne,
co zrobił. Nie skarci, nie nakrzyczy. Spróbuje pomóc, bo chce. Inną opcją było
też porzucenie jakichkolwiek działań, poddanie się, upicie do nieprzytomności i
błądzenie po ciemnych ulicach miasta, póki nie zostanie się potrąconym,
okradzionym, bądź pobitym. Ostry dyżur też był wyjściem.
Podniósł się pomimo zawrotów głowy, nie mając nawet
siły krzyknąć za uciekającym Haydenem. Wróć. To nie był on. Obadał dłonią wszystkie
bolące miejsca, za późno odkrywając rozcięcie na czole, z którego krew poczęła
spływać po nosie oraz policzkach. Zaklął pod nosem i ruszył w drogę powrotną do
akademii. Zacinający deszcz wcale tego nie ułatwiał.
Westchnął ciężko, widząc zamglone światła szkoły. Po
raz kolejny oberwał, znowu w głowę. Parsknął histerycznym śmiechem. To wszystko
przez to, że nie chciał Haydenowi pokazywać strachu podczas przebywania z nim
sam na sam. Nawet jeśli owa osoba była skora go zabić.
Mijał uczniów z pochyloną głową, dzięki czemu mokra
grzywka zakryła ranę. W swojej łazience, przed lustrem, przypomniał sobie o
narzędziu zbrodni. Mógł je przecież wziąć i przypieprzyć mu dwa razy mocniej. Z
drugiej strony nic by to nie dało. Ściągnął z siebie mokrą bluzę, następnie
rzucił ją w kąt, ponownie opierając się o umywalkę. Grzywka zabarwiła się na
bordowo.
Burza za oknem była niczym w porównaniu z emocjami, które
kłębiły się w mężczyźnie. Złość, nienawiść, zadurzenie, bezsilność, chęć mordu,
pragnienie niesienia pomocy. Wszystko się wykluczało. By się rozładować, zaczął
kląć i krzyczeć, lecz wcale mu to nie pomogło. Spojrzał na swoje marne odbicie
w lustrze. Miał ochotę zapytać się go, co powinien teraz zrobić, aczkolwiek
tylko on o sobie decydował. Postanowił zrobić coś, co miał uczynić dopiero w
dalekiej przyszłości. Musiał skonfrontować się z drugą osobowością Haydena.
Opuścił swój pokój z takim impetem, że drzwi same
się za nim zamknęły. Szybkim i wkurwionym krokiem zaczął pokonywać korytarz.
Uczniowie schodzili mu z drogi, niemalże stapiając się ze ścianami. Bez
zatrzymania wparował do pokoju Lavella. Jakie wielkie szczęście nastąpiło, gdyż
zastał go tuż przed samymi drzwiami. Złapał go za połacie bluzy i odepchnął od
siebie wystarczająco mocno, aby ten zachwiał się, jednak uratowała go kanapa.
- Wybierasz się gdzieś? – Zapytał z lekkim uśmiechem,
zamykając za sobą drzwi.
- Brian… Proszę cię, wyjdź. – Chłopak podniósł się,
zaś starszy nie wytrzymał.
Podszedł doń i, bez wymierzania, podarował mu pięść
na nos. Hayden opadł z powrotem na sofę, łapiąc się za uderzone miejsce, lecz
Brian jeszcze nie skończył. Pomógł mu wstać na nogi, zabrał jego dłoń z okolic
krwawiącego nosa, następnie prawym sierpowym przerzucił go na okoliczną komodę,
z której to zrzucił perfekcyjnie ustawione rzeczy.
- Pokaż mi swoją drugą twarz. – Warknął, łapiąc go
za bluzę i przerzucając na drugą stronę, tym razem na ramę piętrowego łóżka.
Lavell opadł na kolana, po czym spojrzał na
starszego, gdy ten niespodziewanie go przytulił. Objął tak mocno, że ledwo mógł
złapać oddech.
- Czy to uczucie cię budzi? – Szepnął do ucha
młodszego, zaś ten zadrżał. – Pokochałem cię, Hayden. Dlatego też nie odejdę.
Nie zostawię cię.
Zgadł. To uczucia przyjaźni, opiekuńczości oraz
miłości doprowadzały tego drugiego do szału. Lavell musiał stracić kogoś nadzwyczaj
dla siebie ważnego, co skutkowało DID. Został odepchnięty z ogromną
nienawiścią. Udało mu się doprowadzić do planowanego spotkania z „drugim” Haydenem.
Chłopak rzucił się na Briana, dłonie zaciskając na jego krtani. Kang
nienawidził walczyć na podłodze, bo czuł się wtedy ograniczony. Z trudem udało
mu się wydostać z śmiertelnego uścisku. Nogami odepchnął chłopaka od siebie,
czym prędzej wstając. Korzystając z zajętych pozycji, kolanem uderzył w jego
pierś, wystarczająco mocno, aby nie pozwolić mu za szybko stanąć na nogi.
- Wynoś się! Nie jesteś mi do niczego potrzebny! –
Wrzasnął, kiedy w końcu udało mu się wstać.
Niczym byk rzucił się na Kanga, łapiąc go w pasie.
Siłą rozpędu docisnął go do przeciwległej ściany. Brian wydał z siebie głuche
stęknięcie. Mimo bólu objął chłopaka ramionami.
- Hayden, obudź się. – Poprosił głośno, mocniej
zaciskając uścisk.
Nieznajomy dla Briana zaczął pięścią uderzać go pod
lewe żebra. Niczym zaprogramowany robot powtarzał każde uderzenie, które były
przyjmowane bez żadnej obrony.
- Hayden, proszę. Wiem, że mnie słyszysz. –
Przytulił głowę młodszego do swej piersi, powoli osuwając się po ścianie.
Nastolatek zaczął się uspokajać, zaś uderzenia nie były już tak odczuwalne.
Chłopak odsunął się nieco. Uniósł wzrok na twarz
Briana, by po chwili pozwolić łzom z nich wypływać. Cichy płacz zamienił się w
szloch. Hayden padł na pierś starszego, łkając.
- Jest dobrze. Płacz, ile chcesz. – Objął go jednym
ramieniem, zaś wolną dłonią zaczął przeczesywać włosy wychowanka. – Nic złego
się nie dzieje, bo jestem przy tobie, Hayden. Już zawsze będę.
Nie wiedział, ile czasu siedzieli w całym tym bałaganie.
Płacz trwał tak długo, że Lavell zaczął się zanosić, przez co nie mógł
wykrztusić nawet słowa. Brian ocierał każdą łzę, która raczyła pojawić się pod
oczami. Kiedy wydawało się, iż już mu przechodzi, płacz ponownie przybierał na
sile, zaś dłonie młodszego zaciskały się na kolanach Kanga, który czekał, będąc
jeszcze w lekkim szoku. Zdał sobie sprawę, jak prędko zmienia się osobowość. Patrzył
na siniejącą od uderzeń twarz nastolatka, co jakiś czas przesuwając po niej
palcami. Odnosił wrażenie, jakoby chłopak pozwalając sobie teraz na płacz,
wypluwał przezeń emocje trzymane w sercu przez te wszystkie lata swojego życia.
Wrócił do rzeczywistości, kiedy Hayden starał się
wymówić chociażby imię starszego, ale bezdech skutecznie mu to uniemożliwiał. Brian
ujął jego twarz w dłonie i bez pytania połączył ich usta. Szok, jaki wywołał
ten gest, sprawił, że łzy przestały płynąć, oddech się unormował, a stres
całkowicie zniknął. Kang po paru sekundach odsunął się nieco, patrząc z
uczuciem w oczy młodszego.
- Nieważne, jak bardzo głośno będziesz mnie
wyganiał, ja nie odejdę. – Pokręcił lekko głową, po czym go do siebie
przytulił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz