3.26.2017

Od Leny CD Aleca

  Przyglądałam się uważnie dziewczynie i temu jak się zachowywała, nie wiedząc do końca co o niej myśleć. Jej nieśmiałe zachowanie, któremu przeczyło przerywanie komuś, umieszczało ją pod wielkim pytajnikiem. Tym bardziej, że widząc ją u boku Aleca, czułam w środku coś dziwnego, coś poza ukłuciem żalu, gdy niebieskie tęczówki popatrzyły na mnie... Jakby oczekując pozwolenia...?
  Uśmiechnęłam się do chłopaka, kiwając głową, na znak, by pomógł dziewczynie, nie przejmując się mną. I zrobiłam to wbrew sobie. Wbrew temu, że wszystko we mnie krzyczało, by Alec został ze mną. By zrobił wszystko, tylko mnie nie zostawiał. Jednak wszystkie te krzyki, wołania, nawet chęć zabrania go stamtąd za rękę... To wszystko zostało zmiażdżone przez powinność, która nakazywała mi pozwolić mu, a wręcz kazać, pomóc koleżance, która tego potrzebowała. Potrzebowała go bardziej ode mnie...?
  Odwróciłam się, kręcąc do siebie lekko głową i wolnym krokiem ruszając na następną lekcję. Na szczęście trwała właśnie jedna z dłuższych przerw, z czego od razu skorzystałam, kierując się do automatu z napojami. Zwykle nie piłam kawy, zwyczajnie nie lubiłam tego smaku, jednak tego dnia musiałam zrobić wyjątek. Jeśli zaraz się nie napiję, to padnę na korytarzu. Z mojego rozstania z Aleciem, wynikła tylko jedna dobra rzecz. Mogłam przestać udawać, że czuję się świetnie i pokazać światu, chociaż na moment, jak cholernie niewyspana jestem. Wrzuciłam monety do automatu i czekając, aż ten czarny napój, którego smaku nie cierpiałam się zrobi, oparłam głowę o kant metalowego pudełka. Byłam niewyspana, humoru szczególnie dobre dzisiaj nie miałam, a kiedy zabrakło mi obok obecności Aleca, moje samopoczucie obróciło się w pył.
- Nie wyspałaś się, ha? - Znajomy głos, wybił się ponad szum, który panował na korytarzu. Otworzyłam oczy szerzej, jakby to miało mi pomóc w rozpoznaniu osoby, która się do mnie zwróciła. Po dłuższej chwili przypatrywania sie chłopakowi, mój umysł zdał sobie sprawę, że to Aiden, chłopak, który razem ze mną uczęszczał na zajęcia kulinarne i często byliśmy ze sobą w parze, jeśli zachodziła taka potrzeba. Brązowa czupryna, podchodząca trochę pod rudy, odróżniała go od reszty uczniów tak bardzo, że nie dało sie go pomylić. A mimo to, ja potrzebowałam dłuższej chwili, by zrozumieć kim jest uczeń stojący przede mną.
- No jakoś nie bardzo... - Wzruszyłam ramionami, spoglądając w stronę do połowy zapełnionego już papierowego kubka.
- Widziałem Aleca, jak szedł z tą... No, Isabelle. - Oparł się ramieniem o maszynę i przyglądnął uważnie mojej reakcji, spod przymrużonych powiek. Zacisnęłam zęby, wzruszając ramionami, jakby w ogóle mnie to nie obchodziło. A przecież tak nie było. Dziwne uczucie znowu dało o sobie znać, tym razem jednak mocniej. - Nie jesteś zazdrosna?
  Znieruchomiałam prawie natychmiast, patrząc na wyświetlacz automatu, na którym pojawiła się informacja, że mój napój jest gotowy. Zazdrość. Więc to ją czułam. Tylko dlaczego? Dlaczego byłam zazdrosna o Aleca, o to, że pomaga jakiejś dziewczynie? Nie mogę być zazdrosna o przyjaciela. 
- Dlaczego miałabym być o niego zazdrosna? - Zaśmiałam się ponuro, kręcąc głową. Sięgnęłam po kubeczek, który od razu zaczął parzyć mnie w palce, dlatego Aiden przechwycił kubek, dmuchając w jego zawartość, żeby chociaż trochę ją schłodzić. Jednocześnie przyglądał mi się i kręcił głową, jakby wiedział coś czego ja nie wiem.
  Resztę tego dnia spędziłam w milczeniu, zamieniając z Aleciem, tylko kilka słów, na które pozwoliła mu czarnowłosa. Irytowało mnie to, mimo swojej nieśmiałości, delikatności i ogólnej aury niewinności, którą rozpościerała wokół siebie, miałam wrażenie, że zwyczajnie zabiera mi szatyna. Jakkolwiek egoistycznie by to nie brzmiało. A ja nie chciałam, żeby ktoś mi go zabrał... Uspokój się, idiotko. To tylko jeden dzień, a ty dramatyzujesz, jakby nie było go przynajmniej kilka dni. Po skończeniu lekcji samotnie wróciłam o pokoju, gdzie znalazłam kartkę, że dziadek poszedł z małą na spacer. Postanowiłam więc wykorzystać te dwie godziny na odespanie poprzedniej nocy, by mieć siłę na kolejną.

~~~~~~~~~~~~~~

  Kolejne trzy dni były jak odbicia lustrzane, które różniły się tylko zajęciami, które miałam w tych dniach. Ciężki poranek, po nieprzespanej nocy, potem lekcje, w coraz większej i większej samotności, gdyż Aleca pochłaniało pomaganie Isabelle. A ja miałam coraz bardziej nieodparte wrażenie, że dziewczyna owija go sobie wokół palca, mimo iż zdaniem innych tak nie było, bo przecież chłopak tylko pomagał czarnowłosej w lekcjach. Wynikiem całych tych moich podejrzeń, które nie miały kompletnie żadnej podstawy, poza moimi odczuciami, było odtrącanie Aleca i zbywanie go, ilekroć próbował do mnie zagadać, zapytać jak się czuję. Za każdym razem miałam wtedy ochotę, powiedzieć mu, jak cholernie źle się czuję bez niego, ale nie potrafiłam. Te słowa nie chciały mi przejść przez ściśnięte gardło, więc tylko kiwałam głową lub rzucałam zwykłe dobrze. Starałam sama siebie przekonać, że tak po prostu będzie lepiej, dla mnie i dla niego, jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało. Po lekcjach lądowałam w łóżku, na dwu, czasem trzygodzinną drzemkę, po której odrabiałam lekcje i uczyłam się, aż do nocy, kiedy to przychodził czas mojej warty.
  Dopiero czwartego dnia coś drgnęło, kiedy rano dowiedziałam się, że Marika przyjeżdża.
- Lena wstawiaj, spóźnisz się zaraz na zajęcia. - Powiedział dziadek, ubierając małego szkraba w świeże ciuszki. Leżałam na łóżku, półprzytomnym, pustym wzrokiem patrząc gdzieś w przestrzeń za okno. Nie miałam ochoty wstawać. Nawet nie czułam, żebym miała po co wstać tego dnia, podobnie jak wcześniejszego dnia i jeszcze poprzedniego. To wyglądało tak jakby zniknięcie Aleca zabrało ze sobą wszystkie moje chęci do życia, które dotychczas miałam w sobie.
- Lena, chyba nie przywitasz Mariki w łóżku, prawda? - Leniwie przeniosłam spojrzenie na staruszka, nie czując szczególnej zmiany po otrzymaniu tej informacji. Przekręciłam tylko głowę w stronę drzwi, oczekując z cichutką nadzieją, że lada moment rozlegnie się pukanie i do mojego pokoju wejdzie Alec. Ale nic takiego się nie stało i mimo że wiedziałam, że to niemożliwe, to poczułam ukłucie zawodu. Odwróciłam głowę w stronę okna, nakrywając głowę poduszką. Nie pozwoliłbym cię skrzywdzić. Słowa szatyna sprzed kilku dni rozległy się echem w mojej głowie, dając nadzieję, że może jednak jestem dla niego ważna. Westchnęłam, zaciskając zęby. Najłatwiejszym sposobem, by rozwiać wszystkie wątpliwości, jest po prostu spytać. Zwinęłam dłonie w pięści i podniosłam się z łóżka. Nie spóźniłam się na zajęcia.

~~~~~~~~~~~~~~

  - Alec... - Przez cały dzień zastanawiałam się, na jakiej lekcji zagadnąć chłopaka, jednak ilekroć się do tego zbierałam, myśli paraliżowały cały mój organizm, uniemożliwiając mi wypowiedzenie chociażby jednego słowa. Matematyka okazała się być tą lekcją, na której udało mi się wyłączyć myślenie, żeby szeptem zwrócić na siebie uwagę Aleca. Ta cała Isabelle była chyba małym szpiegiem, ponieważ w ułamku sekundy, gdy z moich ust padło imię przyjaciela, siedzącego tuż obok mnie, czarnowłosa odwróciła się do nas, z pretekstem pożyczenia ołówka, bo jej się złamał. Zmrużyłam oczy, spoglądając na nią. Niby niewinny gest, a wystarczył, by ponownie wpędzić mnie w rzekę myśli, która porwała mnie, zupełnie nie zwracając uwagi na moje opory. I w jednej chwili cała moja odwaga wyparowała.
- Stało się coś, Lena? - Jego zatroskany i nieco smutny głos, uderzył do moich uszu, wywołując we mnie dodatkowe poczucie żałości i winy. Pokręciłam tylko głową, skupiając się na zadaniach z funkcji kwadratowych, które teraz przerabialiśmy. Całe szczęście, że dziś był już piątek, będę mogła przez dwa dni odetchnąć chociaż trochę.

~~~~~~~~~~~~~~

  Siedziałam na huśtawce i kołysałam się delikatnie, odpychając od piaszczystego podłoża piętami. Było koło siedemnastej, słońce powoli chyliło się ku zachodowi, świecąc mi pomarańczowym światłem prosto w oczy. Umówiłam się na tym placu z siostrą, obiecała, że przyjdzie punktualnie, jednak znałam ją na tyle, że wiedziałam bardzo dobrze, że mam całe piętnaście minut dla siebie, w ciszy i spokoju. W ciszy i spokoju, wśród tych krzyczących myśli. Myśli, które wciąż krążyły wokoło osoby Aleca, a ja nic nie mogłam na to poradzić, mimo że bardzo chciałam przestać myśleć. I znowu mieć go obok siebie...
  Wtem jakaś postać przysłoniła mi promienie słoneczne. Uniosłam głowę, nie będąc pewna kogo widzę przed sobą. Czarna postać rozłożyła powoli ręce, po czym odezwała się kobiecym, tak dobrze znanym mi głosem.
- No chodź tutaj, Lena.
  Podniosłam się natychmiast i przytuliłam mocno do siostry, czując jak na moje usta wpływa szeroki uśmiech, którego nie miałam na sobie już od dobrych dwóch dni. Przycisnęłam ją mocniej do siebie, kładąc dłonie między jej łopatkami. To było cudowne uczucie, móc przytulić się do kogoś, kogo tak dawno nie widzieliśmy. Ale nadal nieporównywalne do uczucia, gdy przytulasz się do Aleca. Przestań! Taka prawda. Wyprostowałam się powoli, spoglądając na Marikę. Tak dawno jej nie widziałam i... No właśnie.
- Co masz mi do powiedzenia na temat dziecka? - Odsunęłam ją na długość swoich rąk, patrząc jej prosto w oczy z powagą wypisaną na twarzy. Brązowowłosa delikatnie drgnęła, spłoszona tak bezpośrednim i nagłym pytaniem. Ale ja nie mogłam czekać, nie mogłam odkładać tego na później, tak jak Aleca.
- Ja ci to wszystko wytłumaczę, tylko usiądźmy. - Odparła, uśmiechając się delikatnie. Subtelny uśmiech mojej siostry, uspokoił wszystko co działo się w mojej głowie, pozostawiając tam tylko otwartą pustkę, gotową przyjąć jej wytłumaczenie. Ponownie usiadłam na huśtawce, przyglądając się piskowi, który przesypywał się pod moimi butami.
- Ja po prostu... - Zaczęła, jednak naraz urwała, nie będąc pewną mojej reakcji. Ale ja nie miałam zamiaru na nią krzyczeć, chciałam jej po prostu wysłuchać, dlatego cierpliwie czekałam w ciszy. - Nie chciałam cię martwić. Znam ciebie, znam twoją hierarchię wartości, wiem, że gdybyś się dowiedziała olałabyś naukę, bo bliscy są dla ciebie najważniejsi. Ja po prostu nie chciałam odciągać cię od nauki, bo przecież dzięki niej tutaj jesteś, prawda? I chyba nie żałujesz tego? - Oczywiście, że nie żałuję. - Wiedziałam, że gdybyś się dowiedziała, rzuciłabyś wszystko, by mi pomóc. A ja... Doceniam twoją pomoc, dobrze o tym wiesz. Ty dałaś mi wsparcie, jakiego od nikogo innego nie uzyskałam, ale muszę nauczyć się radzić sobie sama ze swoimi problemami, ze swoim życiem. Sama dobrze to wiesz, przecież nie będziesz wiecznie przy mnie.
  Zerknęłam na nią, kiedy podnosiła się z drewnianego siedzenia. Podeszła do mnie i położyła dłonie na ramionach, pochylając się delikatnie do przodu. Popatrzyła na mnie ciemnymi oczami w taki sposób, że miałam wrażenie, że czyta ze mnie jak z otwartej księgi i zdaje sobie sprawę, z tego co aktualnie dzieje się w mojej głowie.
- Jesteś silniejsza ode mnie. Zawsze byłaś, to ty wspierałaś mnie, mimo że powinno być na odwrót. Jak ja mam ci za to wszystko podziękować? - Uśmiechnęła się, a w jej oczach zalśniły łzy. Poczułam ścisk żołądka, słuchając tego co mówi, do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że naprawdę tyle zrobiłam. A przynajmniej, że tyle rzeczy ona zauważyła. Pokręciłam gwałtownie głową, odpychając wspomnienia związane z domem, które zaczęły do mnie wracać, wraz ze słowami starszej siostry.
- Co z dzieckiem? Czyje ono jest i gdzie jest jej ojciec? - Chyba najbardziej to mnie interesowało. Liczyłam, że Marika była na tyle rozważna, by nie pchać się do takiego faceta, jakim był nasz ojciec. Nie. Na pewno nie, ona nie była głupia.
- Jej ojca poznasz za niedługo, nie martw się. Jeszcze tylko tydzień, przyjedzie w twoje urodziny. - Odsunęła się ode mnie, wyprostowując plecy. Odmruknęłam coś na znak zgody, po czym odwróciłam wzrok, zdając sobie sprawę jak niewiele czasu zostało do moich urodzin oraz tego z kim chciałam je spędzić. Ale jak widać nie będzie ci dane. - Lena. - Podniosłam spojrzenie na siostrę, przechylając lekko głowę w prawo, wyrażając tym gestem moje zaciekawienie jej nagłą zmianą tonu, ze smutnego na bardziej radosny. - Nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć, ale... Posłuchaj. Jeśli kiedyś spotkasz kogoś, przy kim będziesz czuła się wyjątkowo, to nawet jeśli ludzie na około mówią, że to nie może być miłość, bo znacie się krótko, to im nie wierz. Bo to ile się znacie to tylko liczba, tak samo jak wiek, to o niczym nie świadczy. Możesz znać kogoś trzy lata, ale nie wiedzieć o nim zupełnie nic, a możesz znać kogoś miesiąc i znać go lepiej niż on sam. Jeśli masz kogoś przy kim czujesz się wyjątkowo, jak przy nikim innym, jeśli czujesz, że możesz na nim polegać i powiedzieć mu wszystko...
- Po co mi to mówisz? - Weszłam jej w zdanie, czując, że umyka mi coś bardzo ważnego, bez czego nie zrozumiem dobrze przekazu jej słów.
- Najpierw mi odpowiedz, czy masz kogoś takiego. - Skrzyżowała ręce na piersiach, spoglądając na mnie z góry uważnym spojrzeniem.
- No... Niby tak, ale to tylko... - Urwałam widząc jej znaczące spojrzenie. Ah. Pokręciłam głową, zupełnie nie wierząc w to co mówiła. Zresztą nawet jeśli to prawda, to... Aghr, idiotka z ciebie. Skończona idiotka. 

~~~~~~~~~~~~~~

  Leżałam w pustym pokoju, spoglądając raz na drzwi, raz za okno i rozmyślając nad tym, co powiedziała mi siostra. Nieszczególnie jej wierzyłam, chociaż może była to bardziej niechęć, by jej wierzyć. Nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że to mogłaby być prawda, nawet jeśli faktycznie odczuwałam coś... Takiego. To są tylko uczucia. I . Ostatnimi czasy okazałam ich chyba trochę za dużo i skończyło się na tym, że zostałam... Olana, delikatnie mówiąc. Więc czy rozsądnie będzie tym razem trzymać uczucia na wodzy? Nie miałam żadnej pewności, że i to nie obróci się przeciwko mnie.
  Westchnęłam cicho i przekręciłam się na drugi bok, podciągając kolana pod brodę. Przez tych kilka dni przyzwyczaiłam się już do czyjejś obecności, jednak los okrutnie pokazał mi rzeczywistość, w której jestem samotna. Znowu.



Alec?
No dobra, pisanie w środku nocy nie jest najlepszym pomysłem, bo wychodzą... Pomyje takie jak to xd bez sensu i omg, poprawię to ;_;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz