Od samego rana sobota to była jakaś porażka. Pierwszą moją myślą, gdy się obudziłam, była mama. Coraz bardziej martwił mnie brak jakichkolwiek wiadomości ze szpitala. Chociaż brak wiadomości to też jakaś wiadomość, prawda? Tyle, że ja chciałam być pewna, a nie się domyślać. A nie mogłam do nich nawet zadzwonić, bo ilekroć oni to robili, zawsze wykonywali telefon z zastrzeżonego numeru. Jakby bali się, że ktoś może do nich oddzwonić, zadać niewygodne pytania czy zacząć krzyczeć, że nie zapobiegli jakiejś tragedii. Rozumiałam to poniekąd, ale... Cholera, tam była moja mama i nie miałam zielonego pojęcia co się z nią dzieje.
Martwiłam się o to tak bardzo, że do jedenastej nie ruszyłam się nawet na krok z łóżka, wyjątkiem było uchylenie okna, co potem okazało się błędem, gdyż znudzony Maurycy wykorzystał szparę w oknie by się wymknąć. Durny sierściuch. Prawie natychmiast wyskoczyłam z łóżka, zarzucając na siebie pierwsze ubrania, które wpadły mi w ręce i wybiegłam z pokoju, modląc się, by żaden nauczyciel nie padł na tego czworonożnego lenia.
Na moje szczęście i nieszczęście, znalazłam czarnego kocura w pokoju jakiegoś chłopaka. I jak na złość akurat wtedy właściciel pokoju wrócił, jednak był na tyle uprzejmy, że bez słowa przepuścił mnie w drzwiach. Ale to byłoby zbyt proste, bym tak po prostu wyszła bez problemów z jego pokoju. Na korytarzu zauważyłam wicedyrektorkę, więc ponownie wpakowałam się do pomieszczenia, w którym mieszał blondyn. Chłopak po sprawdzeniu czy faktycznie ma się czego obawiać, kazał mi wejść do swojej łazienki, a to było ostatnie miejsce, do którego chciałam trafić. Jednak ostatecznie i tak tam wylądowałam, wepchnięta przez jej właściciela. Westchnęłam cicho, przysiadając na skraju wanny i układając Maurycego na swoich kolanach. Złośliwiec najpierw się wyganiał, a teraz wyłożył się na moich nogach i zaczął przysypiać. Po krótkiej wymianie zdań z owym chłopakiem, opuściłam jego pokój i wróciłam do siebie, jednak tylko na chwilę, gdyż do moich drzwi zapukał jeden z nauczycieli, przynosząc wiadomość, że moi dziadkowie dzwonili i mieli jakaś informację o mamie. Ale połączenie zostało zerwane z powodu burzy, która panowała u mnie w domu. Gorzej być nie mogło, naprawdę.
I wtedy po raz kolejny świat pokazał mi, że zawsze może być gorzej. Nauczyciel tańca przyszedł do mnie, żeby powiedzieć mi, że nie zaliczyłam ostatnich zajęć, na których prezentowaliśmy wymyślone przez nas układy. Faktycznie zdarzyło się wtedy, że ja i taka jedna dziewczyna przedstawiłyśmy ten sam układ, z czego nauczyciel nie był zadowolony. I teraz przyszedł mi powiedzieć, że mimo iż wie, że to nie ja oszukiwałam, to mnie daje szansę na poprawę, ponieważ jest świadom moich możliwości.
Z trzaskiem zamknęłam drzwi, gdy pan Craver zostawił mnie samą. To są chyba jakieś żarty, dlaczego ja mam poprawiać układ, skoro nauczyciel dobrze wie, że tamta dziewczyna ukradła mi choreografię?! Runęłam na łóżko, zganiając z pościeli oba koty, które z syczeniem czmychnęły gdzieś indziej. Przetarłam twarz, uświadamiając sobie, że nie mam najmniejszej ochoty siedzieć w akademii i po prostu muszę się gdzieś przejść.
~~~~~~~~~~~~~~
Gdy po około dwóch godzinach wracałam już do akademii i przechodziłam przez podjazd, prawie dostałam zawału, kiedy czarny samochód zatrzymał się tuż przede mną. Zawarczałam pod nosem, obserwując spod przymrużonych oczu jak znany mi już blondyn wysiada z wnętrza i podchodzi do mnie.
- Rozumiem, że mi nie ufasz, ale jesteś mi winna przysługę. W końcu nie sądzę, abyś chciała, żeby istnienie twojego kota wyszło na jaw, prawda? - Zapytał z chytrym uśmiechem, na co tylko mruknęłam ponuro. Dobrze, że nie wiesz o drugim kocie. I chociaż propozycja Spencera wydawała się dość lekkomyślna, ledwo znaliśmy swoje imiona, to spodobała mi się. Miałam ogromną chęć wyrwać się z tego budynku jak najdalej i na jak najdłużej.
- Szantażysta. - Mruknęłam, wsiadając do środka, korzystając z zaproszenia chłopaka. Hyuk uśmiechnął się, zamykając drzwi po mojej stronie i wsiadł z powrotem na miejsce kierowcy, zapinając pas. Również to zrobiłam, przy okazji zerkając na tylne siedzenia, zarzucone reklamówkami. Na ten widok, aż mi się przypomniało, że nie jadłam zupełnie nic od samego rana, jednak postanowiłam zachować tą informację dla siebie.
Po jakichś dwudziestu minutach jazdy w ciszy, Jae zatrzymał samochód na parkingu i nim zdążyłam złapać za klamkę, otworzył mi drzwi. Posłałam mu nieco zdziwione spojrzenie, ale podziękowałam i wysiadłam, rozglądając się dookoła. Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy, ale okolica wyglądała całkiem, całkiem, szczególnie budynek, do którego się skierowaliśmy.
- Gdzie ty mnie zabrałeś? - Spytałam, mrużąc oczy i zerkając na Spencera.
- Do kasyna. - Odparł krótko, otwierając przede mną drzwi. Weszliśmy do środka, a ja zaczęłam sie rozglądać dookoła z zaciekawieniem. Wewnątrz było dość ciemno i pachniało piwem oraz tytoniem, i o ile to pierwsze tolerowałam, to tego drugiego już niekoniecznie. Wstrzymałam początkowo oddech, jednak szybko zrozumiałam, że w niczym mi to nie pomoże i zwyczajnie muszę się do tego powietrza przyzwyczaić. Przeszliśmy przez całe pomieszczenie wypatrując wolnego stołu, ale wszystkie pięć były już zajęte, więc przysiedliśmy na jednym ze stolików.
- Nie wierzę, że nie ma wolnego stołu. - Westchnął Spencer. Zerknęłam na niego kątem oka, po czym podniosłam się i robiąc obrót wokół własnej osi, podeszłam do jednego ze stołów, przy których grało dwóch rosłych mężczyzn. Stanęłam obok jednego z nich i zabrałam z ręki kij, przechyliłam się w tył, przykładając do brzucha mężczyzny stopę i pchając go w tył. Zdezorientowany facet dał się odepchnąć, jednak naraz posłał mi mordercze spojrzenie i zrobił krok w moją stronę. Obróciłam w palcach kij i cieńszy koniec przystawiłam do jego gardła, unosząc jego brodę w górę.
- Teraz ja gram. - Powiedziałam, uśmiechając się zalotnie. Przez chwilę facet patrzył prosto na mnie bez mrugania, po czym jakby się otrząsnął i wycofał.
- Dobra, spadamy Mack. I tak muszę wracać już do chaty. - Mruknął do znajomego, który niechętnie odłożył kij i oboje ruszyli ku wyjściu. Uniosłam lekko głowę z satysfakcją, po czym odwróciłam się do znajomego i wzruszyłam ramionami, posyłając mu niewinny uśmiech. Chłopak cmoknął, kręcąc głową jakby z niedowierzaniem i już po chwili stał po przeciwnej stronie stołu, układając bile w trójkącie. Pierwszy strzał należał do mnie, wygrałam go w papier, kamień, nożyce. Jedyne co zrobiłam to rozbiłam pozostałe kule na cały stół, przyglądając się jak Hyuk przymierza się do uderzenia. O nie, nie będziesz miał tak łatwo. Przesunęłam się powoli w lewą stronę, stając centralnie na przeciwko Spencera. Uśmiechnęłam się lekko i pochyliłam nad stołem, wpatrując się uparcie w blond czuprynę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz