3.25.2017

Od Leny CD Aleca

  Zerknęłam w stronę placu zabaw, czując dziwną melancholię w środku. Nawet nie potrafiłam stwierdzić jak dawno tutaj byłam, kiedy szukałam Aleca. Wydawało mi się, że to było przynajmniej rok temu, a minęło nie więcej niż miesiąc, może nawet około trzech tygodni. Naprawdę nie potrafiłam sobie przypomnieć ile czasu minęło. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Gdybym wtedy tu nie przyszła, gdybym go nie szukała... Zerknęłam kątem oka na chłopaka, spoglądającego w przód. Jest jak jest. I jest bardzo dobrze. 
  Przeniosłam ciężar na rączkę wózka, podnosząc nieco przednie koła w górę i spoglądając na dziewczynkę, rozglądającą się ciekawie dookoła. Uśmiechnęłam się lekko, przechylając głowę w bok, jednak w krótkiej chwili uśmiech zniknął z moich ust, gdy moje myśli powędrowały w stronę przeszłości. Naprawdę ciekawiło mnie co takiego stało się w życiu mojej siostry, że nie była mi łaskawa powiedzieć, że jest w ciąży. Co było aż takie ważne, że nie mogła tego zrobić? Przyjrzałam się uważniej małej. Ile ona mogła mieć? Z osiem miesięcy...? Dlaczego do cholery przez ponad pół roku nie dowiedziałam się o ciąży mojej siostry?!
  Z ciężkim westchnieniem oparłam głowę o rączkę wózka, patrząc do jego wnętrza w jasne, niebieskie oczy. Z koloru bardzo przypominały oczy Mariki, ale kształtem... Przez chwilę wydawało mi się nawet, że skądś je kojarzę, jednak szybko zrezygnowałam z domysłów, które wpędzały mnie w coraz większe poczucie winy i przygnębienia. 
- Wszystko w porządku? - Głos Aleca jak lina pomocnicza, wyciągnął mnie z morza myśli, w którym zaczęłam tonąć, oddalając się coraz bardziej od powierzchni rzeczywistości. Przechyliłam głowę, by popatrzeć na szatyna i uśmiechnęłam się lekko, wzruszając ramionami, po czym wyprostowałam się. Nie szliśmy szybko, nie chciałam przemęczać chłopaka, który nadal kulał na nogę i nie wyglądało to wcale coraz lepiej, mimo że lekarz twierdził, że tak będzie. 
- W sumie to nie. Martwię się o siostrę... - Popatrzyłam w bok, na okna jakiegoś starego domu. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że za szarą firanką ktoś stoi i nas obserwuje, jednak szybko dałam sobie spokój z tą myślą, uświadamiając sobie, że cisza, która panowała między nami, była cierpliwym czekaniem przyjaciela. - Zawsze powtarzałam sobie, że mimo tego, że ona jest starsza to ja będę ją chronić przed złem świata zewnętrznego. Przed domem nie mogłam, więc postanowiłam chociaż spróbować ze światem. Starałam się nie dopuścić, by ktoś ją zranił, chyba narażając na to samą siebie... - Pokręciłam głową, śmiejąc się lekko. - Naprawdę próbowałam. rozmawiałam z nią, pomagałam jej, kiedy miała gorsze dni... I zawsze wydawało mi się, że jesteśmy blisko, że mówimy sobie o wszystkim, ale... Chyba tak nie jest, skoro nie wiedziałam nawet, że jest w ciąży. Że kogoś znalazła. - Skinęłam kilkukrotnie głową, po czym oparłam brodę o rączkę wózka, pokrytą gumową warstwą. - Ona mnie oszukała czy to ja oczekiwałam od niej zbyt dużo, naciskając na nią nieświadomie?
  Westchnęłam cicho, idąc cały czas tym samym tempem przed siebie. Co chwilę się rozglądałam, by sprawdzić czy moja siostrzenica jest bezpieczna, teraz to było najważniejsze. Ona. Jej bezpieczeństwo. Gdyby coś się stało... Niewiarygodne jak silnym uczuciem ją obdarzyłam w ciągu dwudziestu czterech godzin. Ale chyba małe dzieci, szczególnie spokrewnione z nami, mają to do siebie, że obdarzamy je miłością szybciej niż cokolwiek innego na świecie. I jednocześnie chcemy ochronić je przed całym złem tego świata, by nie musiały przeżywać tego co przeżyliśmy my. By nie musiały cierpieć, zawodzić się na ludziach, na najbliższych. Gdyby tylko dało się przekazać nasze doświadczenia dzieciom, tak by nie odcisnęły swojego piętna na ich psychice, tak jak zrobiły to w naszym wypadku.
- Może miała jakiś ważny powód, by ci nie mówić? - Ponownie jego głos stał się moim jedynym ratunkiem, z którego z chęcią skorzystałam. Wyprostowałam się gwałtownie i uśmiechnęłam szeroko do chłopaka, kiwając głową.
- Pewnie masz rację. A ty co? - Wyciągnęłam dłoń w stronę dziewczynki, która prawie natychmiast pochwyciła mój palec wskazujący, zaciskając na nim swoje malutkie paluszki. - Gdybyś mogła mówić, powiedziałabyś co dzieje się z mamą, prawda? - Spytałam cicho, uśmiechając się łagodnie do tej kruchej istotki, wołającej coś po swojemu. Małe dzieci były pełne szczęścia, im tak niewiele do tego trzeba było, że to aż zadziwiające. A im starszy człowiek, tym więcej rzeczy potrzebuje, głownie dlatego cierpimy na brak szczęścia. Nie potrafimy cieszyć się z najmniejszych rzeczy, zamiast tego szukamy czegoś wielkiego, nieosiągalnego dla nas, licząc, że może właśnie to uczyni nas szczęśliwym. A prawda jest taka, że nie przedmioty czynią nas szczęśliwym. A ludzie i chwilę, które z nimi spędzamy.
  Uśmiechnęłam się promiennie do Aleca. Tak. To osoby czynią nas szczęśliwymi. 

~~~~~~~~~~~~~~

  W mieście był nieco większy ruch, mimo wczesnej, przedpołudniowej pory. Co chwila główną ulicą przejeżdżało jakieś auto, mijały nas starsze kobiety i mężczyźni, spoglądający na nas albo z uśmiechem, albo wręcz niesmakiem. I o ile to pierwsze wywoływało u mnie uśmiech, to to drugie mnie bawiło. Czy naprawdę pierwszą myślą ludzi, kiedy widzieli dwójkę młodych ludzi z dzieckiem, było to, że to ich dziecko? Naprawdę nikt nie pomyślał, że to może być czyjeś rodzeństwo? To było zabawne z jednej strony, z drugiej natomiast przedstawiało się jako bardziej żałosne i godne politowania.
  Wyprostowałam się gwałtownie, czując jak do moich nozdrzy wdziera się słodki, charakterystyczny zapach waty cukrowej. Popatrzyłam błyszczącymi oczami przed siebie, starając się dostrzec punkt sprzedaży tych słodkości. Po dłuższej chwili zobaczyłam szyld z napisem głoszącym, że w owym miejscu sprzedają lody, gofry i oczywiście watę cukrową, na którą z każdym wdechem miałam coraz większą ochotę. Jedyny haczyk w tym wszystkim był taki, że byliśmy po złej stronie ulicy. Przekazałam wózek w ręce chłopaka, mówiąc mu, że po prostu będzie mu łatwiej iść, mogąc się na czymś podpierać, po czym stanęłam na krawężniku i rozglądnęłam się w obie strony. Jezdnia była pusta, nie licząc jakiegoś rowerzysty, który jechał po drugiej stronie. Odwróciłam głowę w stronę dwójki stojącej za moimi plecami i uśmiechnęłam się szeroko, z chęcią wkroczenia na ulicę, jednak pisk opon, zwrócił moją uwagę. Nim zdążyłam przenieść spojrzenie na jezdnię, czyjaś ręka zacisnęła się na mojej dłoni, pociągając mocno w tył. Żółty samochód śmignął tuż obok nas, wjeżdżając prawie na chodnik. Serce automatycznie podskoczyło mi do gardła, uświadamiając sobie jak blisko katastrofy było. Odetchnęłam cicho, przenosząc spojrzenie na swoją rękę, która cały czas znajdowała się w uścisku dłoni Aleca. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się temu, jednak szybko podniosłam szaro-niebieskie tęczówki na twarz szatyna, doszukując się w niej... Czegokolwiek. Ale widziałam tylko spięcie na całym jego ciele, które ustąpiło po chwili wraz z puszczeniem mojej dłoni.
- No chodźmy już... - Jęknęłam, starając się puścić w niepamięć to złapanie za moją rękę, co wcale nie było takie proste. To było... Ugh, skup się na jezdni, idiotko, bo znowu pod coś wejdziesz. 
- No już idziemy, idziemy - odparł Alec, pchając wózek na drugi chodnik. Ja natomiast w podskokach pobiegłam przed siebie, chcąc jak najszybciej zobaczyć rozmiary tych pyszności i wybrać jak największy.
  Dziesięć minut później szliśmy wolnym krokiem w stronę jakiegoś parku, zajadając się niebieską watą. W sumie to głównie ja ją jadłam, nie wiedziałam czy powinnam małej ją dawać, więc wolałam nie częstować jej niewiadomo jaką ilością, a Alec nie miał specjalnej ochoty na słodkości. I mimo że starał się to ukryć, widziałam, że nie jest w najlepszym humorze od samego rana. Nie wiedziałam natomiast czy nie pasuje mu spędzanie dnia z małą, ze mną czy to tylko efekt niewyspania. Tak czy inaczej to ostatnie chciałam zmienić, a jedynym sposobem na to wydawało się spanie w pokoju z małą i uciszanie jej jak najszybciej. Westchnęłam w duchu, jednak szybko zmieniłam nastawienie, myśląc o dobru przyjaciela i dziadka, którzy z powodów głośnych pobudek siostrzenicy cierpieli dzisiejszego dnia.
- Alec... - Zaczęłam, nie będąc do końca pewną czy powinnam zaczynać ten temat. I chociaż zdawałam sobie sprawę, że jest on ciężki dla chłopaka, to musiałam chociaż spróbować zapytać. - Jak to się właściwie zaczęło? Z twoją mamą?
  Drugie pytanie zadałam prawie niesłyszalnym szeptem, jednak dostrzegłam jak wszystkie mięśnie niebieskookiego napinają się. Spłoszona natychmiast spuściłam wzrok, karcąc się w myślach, że w ogóle ośmieliłam się zacząć ten temat. Przecież go znasz i wiesz, że nie możesz go zmusić. 
- Lena, proszę... - Tylko dwa słowa, a wywołały we mnie taki ból jak jeszcze nigdy. Wypowiedział je dokładnie tym samym tonem, którym zwracał się do mnie pierwszego dnia na boisku szkolnym, tylko jakby bardziej zmęczonym. Ale nadal był to ten sam chłodny, obojętny ton. Nie, nie, nie... Złapałam go niespodziewanie za rękę, odwracając w swoją stronę. Przez chwilę patrzyłam prosto w jego tęczówki, mając cichą nadzieję, że dostrzegę w nich coś oprócz obojętności, jednak kiedy to nie nastąpiło, po prostu stanęłam na palcach i przytuliłam się do niego mocno, owijając ręce w okół jego szyi. Przycisnęłam twarz do niego szyi, ściskając go tak mocno jak tylko potrafiłam. I sama nie wiem co próbowałam tym osiągnąć, ale... Coś próbowałam. Błagam, Alec, nie rań mnie znowu tą obojętnością... Nie zniosę jej więcej, potrzebuje Cię takiego jakim jesteś, błagam...
- Muszę zadzwonić... - Mruknął, na co ja przytuliłam go jeszcze mocniej, lecz szybko uświadomiłam sobie, że takie przytrzymywanie go przy sobie, kogokolwiek, wcale w niczym nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Westchnęłam cicho, puszczając powoli Aleca i spoglądając w bok, by uniknąć spotkania z jego spojrzeniem.
- Dobrze, będziemy powoli szły przed siebie. - Odpowiedziałam tylko i ruszyłam przed siebie, przechwytując wózek z rąk szatyna. Spoglądałam na małą, uśmiechniętą buźkę, starając się nie myśleć o tym co przed chwilą zaszło, tylko skupić się na przykład na nadchodzącej nocy. Lub dniach, w ciągu których musiałam nadrobić wszystkie zaległości, których nazbierało się naprawdę dużo.
- Proszę, proszę, patrzcie kogo nam tu przywiało... - Chrapliwy głos zwrócił moją uwagę, przyśpieszając nieco bicie mojego serca. Grupka wysokich, raczej chuderlawych chłopaków wynurzyła się z ciemnego zaułka, pogwizdując cicho i okrążając naszą dwójkę. Zmrużyłam lekko oczy, przyglądając się każdemu z osobna i kontrolując każdy ich ruch.
- Piękna lalunia z bachorem, ciekawe połączenie, nie powiem. - Odparł inny, szturchając kolegę obok.
- Nie wiesz, że tu są niebezpieczne okolice? Nie powinnaś być tutaj sama... - Odchyliłam się w tył, unikając kontaktu z brudną ręką jednego z nich.
- My się tobą z chęcią zajmiemy, tylko musisz z nami pójść.
  Zmrużyłam oczy, czując jak ten z chrapliwym głosem, który odezwał się jako pierwszy, próbuje mnie objąć wokół talii. Uśmiechnęłam się pod nosem, spuszczając nieco głowę.
- Naprawdę myślicie, że jestem tutaj sama...? - Spytałam złowieszczym szeptem, prosząc w myślach by chłopak szybko wrócił.
  Alec, błagam, wracaj...


Alec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz