Odkąd tylko mężczyzna pojawił się w moim pokoju, atmosfera zgęstniała tak bardzo, że ledwo łapałam oddech. I nic nie potrafiłam na to poradzić. Jednak kiedy mężczyzna złapał syna za koszulkę, ciśnienie momentalnie mi skoczyło. Stanęłam za Aleciem patrząc na jego ojca spod przymrużonych powiek. Byłam zła. Jedyne co czuła to złość, że ojciec tak traktuje własnego syna. Jak on tak mógł, przecież... Przecież to znasz. Pokręciłam głową, odganiając od siebie wspomnienia. Kiedy uniosłam głowę, mężczyzna w garniturze zamykał za sobą drzwi, chociaż było to raczej zatrzaśnięcie. I dopiero z tym trzaskiem zamykanych drzwi, dotarło do mnie to co się stało. To co zostało powiedziane. Alec musi jechać... Moje oczy gwałtownie się rozszerzyły, kiedy to stwierdzenie dotarło do mojego umysłu. Całe moje ciało zaczęło drżeć, jakby w konwulsjach.
- Muszę pomóc znaleźć matkę... przepraszam cię za to wszystko... - Powiedział, patrząc prosto w ziemię. Zaczęłam powoli kręcić głową, cofając się pomału, dopóki nie poczułam za swoimi plecami ściany. Ale... Jak to... Nie może, obiecał! Alec dopiero po dłuższej chwili mojego milczenia, niepewnie podniósł wzrok, w którym dostrzegłam błysk zdziwienia. Szybko jednak odwrócił wzrok, co sprawiło, że początkowa panika, która się we mnie pojawiła w oka mgnieniu, przerodziła się w złość. We wściekłość.
Ściągnęłam brwi i skoczyłam w stronę przyjaciela, pchając go do drzwi, najmocniej jak umiałam. Chłopak był tak zdziwiony, że nawet nie stawiał oporu. Ponownie. Deja vu. Kiedy byliśmy już przy drzwiach, poczułam jak niebieskooki napiera na mnie delikatnie, próbując się postawić. Natychmiast odskoczyłam w tył, zaciskając dłonie w pięści.
- Wynoś się. Wynoś i nie wracaj! - Zawołałam na całe gardło, pragnąc, by Alec opuścił mój pokój jak najszybciej. Znowu miałam wrażenie, że to nie ja, że to ktoś inny robi te wszystkie rzeczy, mówi moim głosem... A ja tylko stałam i jedyne co mogłam zrobić, to przyglądać się jak dawna wersja mnie ta, która odcinała się od ludzi, odpychała wszystkich, niszczy to na co tak długo pracowałam. I nie potrafiłam nic z tym zrobić... I widziałam dokładnie jak coś w oczach chłopaka się zmienia, jak niebieskie tęczówki szarzeją, jak cała jego sylwetka jakby wiotczeje. I bolało mnie to. Bolało jak cholera, ale nie potrafiłam zmusić się do zamilknięcia czy chociażby zaprzestania wypychania chłopaka z pokoju. Po prostu nie umiałam.
Jednym pchnięciem wyrzuciłam Aleca z pokoju, zamykając drzwi tuż przed jego nosem, nie dając mu nawet nic powiedzieć. Oparłam się o drzwi i przygryzłam mocno wargi, zaciskając przy tym oczy i pozwalając w końcu łzom spłynąć. Co ty wyrabiasz? Dlaczego to robisz do cholery, ranisz siebie i jego! Głos rozsądku kazał mi natychmiast otworzyć drzwi i biec za przyjacielem, jednak doświadczenie i serce, które zostało w jednej chwili przebite, mówiły zupełnie co innego. Osunęłam się powoli na ziemię, nie wiedząc co ze sobą zrobić. To było takie cholernie bolesne uczucie, jakby ktoś w jednej chwili zabrał mi wszystko na czym mi zależało. Czułam jak pustka rozrywa mnie od środka, a dawna wersja mnie, krzyczy, że dobrze mi tak. Masz to na co zasłużyłaś! I tak by cię kiedyś zranił. Zakryłam twarz dłońmi, zanosząc się jeszcze większym płaczem.
Przez następną godzinę leżałam na łóżku, pogrążona w płaczu, słuchając własnych bitew na myśli. Z jednej strony miałam swoje doświadczenia, wspomnienia, które obudzone podczas śpiączki(cóż za paradoks), dały mi się we znaki. Przypomniały jak to kiedyś ufałam wszystkim ludziom i jak podle oni to wykorzystali, raniąc mnie, spychając w przepaść depresji, z której udźwignęłam się z pomocą dziadka. I teraz, kiedy Alec powiedział, że będzie, a chwilę potem pojawił się jego ojciec i okazało się, że chłopak musi zniknąć... To wszystko sprawiło, że ogarnął mnie paniczny strach. Ale nie bałam się tego, że będę sama. Bałam się, że będę bez Aleca. A przez ten niedługi okres czasu przywiązałam się do niego jak jeszcze do nikogo wcześniej. I to też napawało mnie strachem, ale strachem innego rodzaju.
Z drugiej strony, to był Alec. Ktoś ważny dla mnie. Tak ważny, że bez niego czułam się niekompletna, jakby brakowało mi jednego płuca czy nawet całej połowy mojego ciała. Miałam wrażenie, że po tym jak wyrzuciłam go za drzwi, jakaś niewidzialna nić owinęła się wokół mojego gardła, utrudniając oddychanie. I im dalej Alec był, tym trudniej było mi łapać powietrze.
- Lena? - Uniosłam gwałtownie głowę, jednak zaraz tego pożałowałam. Dopiero teraz poczułam, jak szybko długotrwały płacz przywołuje migrenę, która nie pozwoliła mi się nawet podnieść. Chociaż nie było mi to do końca potrzebne, po samy głosie, który ostatnio słyszałam bardzo często, poznałam pana Cravera. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, przekręcając tylko głowę w stronę drzwi. Jak on wszedł, że nawet tego nie usłyszałam? - Nie powinnaś być razem z Aleciem? Wydawało mi się, że już między wami jest dobrze?
Uniosłam się powoli na rękach, patrząc w stronę okna. A co on mógł wiedzieć jak jest między nami? Chyba, że... Przed oczami pojawiła mi się scena z dzisiejszego dnia, zaraz po tym jak Alec do mnie przyszedł, mówiąc, że ostatnio pan Craver ma jakieś dziwne hobby. Przeniosłam spojrzenie na nauczyciela, jednak szybko je spuściłam. A co to za różnica? Aleca nie ma, przyzwyczaj się.
- Miał pan kiedyś tak, że zakopał pan coś głęboko, tak głęboko, że przez wiele lat pan o tym nie pamiętał, ale w końcu to coś się przypomniało? - Spytałam zimnym, zupełnie obojętnym tonem, beznamiętnie przyglądając się fałdom mojej pościeli. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała taka cisza, że wyraźnie słyszałam bicie swojego serca i byłam nawet nieco zaniepokojona, że może ono dochodzić także do uszu mężczyzny.
- Miałem tak, ale na pewno nie w takim stopniu jak ty. Zapewne mówisz o swoich wspomnieniach... Nie wiem co dokładnie przeszłaś, ale jednego możesz być pewna. Jesteś ważna dla Aleca.
- Zostawił mnie... - Zerknęłam na Nat'a, układając głowę na pościeli, którą zwinęłam w kłębek.
- Nie zostawił cię, Lena. Nie mów tak, przecież ty tak nie myślisz. Przemawia przez ciebie żal doświadczenia, ale musisz go zignorować. Przecież nie było ci miło, gdy zostałaś odrzucona, prawda? Więc teraz ty musisz się postarać ze wszystkich sił, żeby nie odrzucać jego. Mimo wspomnień. Gdyby jego mama nie zniknęła, to nadal by tu z tobą był, przecież wiesz. - Uniosłam powoli głowę, kiedy dłoń Cravera spoczęła na moim ramieniu. Ściągnęłam brwi, wpatrując się w zdjęcie chłopaka nad biurkiem. Nie możesz tego zrobić. Chcesz znowu cierpieć?! Oj, zamknij się.
Podniosłam się powoli, zastanawiając się, co takiego właściwie chce zrobić. Nie byłam do końca pewna swoich czynów, wykonywałam je jakby bez wcześniejszego ustalenia tego z mózgiem, jakby całe moje ciało podłączyło się do innego ośrodka, który kierował tym wszystkim. Takiego, który nie kierował się wspomnieniami, myślami, tylko uczuciami. Bo to one pchały mnie teraz na przód. Zacisnęłam zęby. W jednym pan Craver miał na pewno rację. Nie mogę pozwolić, by przemawiał przeze mnie żal tamtych lat. Przecież to już było, to historia, nie warto do tego wracać. Nie ma tam już niczego, czego bym nie widziała.
Złapałam za zdjęcie, chowając je do kieszeni spodni i wyszła na korytarz, po drodze chwytając za jakąś cienką kurtkę. Nie mam bladego pojęcia co właśnie robię. Wzięłam głęboki wdech.
- To dość daleko. Jesteś pewna, że trafisz? - Nat opierał się o framugę drzwi, z założonymi rękami i delikatnym uśmiechem.
- Nie mam pojęcia. - Wzruszyłam ramionami i żwawym krokiem ruszyłam przed siebie, jednak chód już po kilku krokach zmienił się w bieg. Z uwagi na ostatnią tygodniową przerwę potykałam się o własne nogi, nie mogąc do końca wyprostować kolan lub ich zgiąć. Momentami miałam nawet wrażenie, że lada moment runę na ziemię i nie będę miała sił się podnieść. Jednak jakaś siła pchała mnie wciąż do przodu, nie pozwalając mi zwolnić nawet na moment. Tylko gdzie ja biegnę?
Zatrzymałam się dopiero na poboczu głównej drogi, która przechodziła przez Amador. Przez dłuższą chwilę miałam wrażenie, że zaraz wypluje płuca. To było przerażające, jak przez jeden tydzień moja kondycja obróciła się w pył. Pewnie rozmyślałabym nad tym dłużej, ale dźwięk najeżdżającego samochodu, zwrócił moją uwagę. Błagam, tylko jedź w moją w stronę. Wzięłam głęboki wdech, spoglądając na wielką ciężarówkę, która jechała w moją stronę. Zerknęłam szybko na tablice rejestracyjną i uśmiechnęłam się lekko, gdy okazało się, że pochodzi z miejsca, w które chcę dotrzeć. Kiedy TIR był jakieś sześćdziesiąt metrów ode mnie, wyskoczyłam na ulicę, modląc sie w duchu, żeby się zatrzymał. Jestem samobójcą. Wielki samochód z piskiem opon zatrzymał sie tuż przede mną. Od razu wyskoczył z niego starszy mężczyzna, krzycząc coś w strachu, wymieszanym ze zdenerwowaniem. Przeprosiłam go szybko i wytłumaczyłam po krótce o co mi chodzi. Mężczyzna okazał się być na tyle miły, że zgodził się mnie zabrać ze sobą, mimo mojego wyskoku.
~~~~~~~~~~~~~~
Po około pięciu godzinach jazdy, w ciągu których poznałam życie mężczyzny, jego zwyczaje, nawyki... Prawie wszystko. Opowiadał o rodzinie, o swoim dzieciństwie, o pierwszych miłościach, tutaj trochę naśmiewał się ze mnie. Ale w gruncie rzeczy okazał się miłym człowiekiem, któremu po prostu brakowało kogoś, z kim mógłby pogadać. No i po tych pięciu godzinach, w końcu przyszedł czas na przerwę. Zatrzymaliśmy się w jakiejś gospodzie położonej nad jeziorem, które w rzeczywistości było tylko sztucznym zbiornikiem. Nie chciałam przeszkadzać mężczyźni, który poszedł zadzwonić do żony, więc udałam się nad to pseudo-jezioro.
Było już ciemno i naprawdę chłodno, a byłam tylko w samej kurtce, więc może zostawanie na zewnątrz nie było najmądrzejsze, ale chciałam się odprężyć na świeżym powietrzu. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę brzegu, już z daleka dostrzegając tam kogoś, jednak było za ciemno, żeby stwierdzić nawet czy to ktoś pijany czy może bardziej trzeźwy. Zresztą było mi to wszystko jedno, zwątpiłam, że uda mi się znaleźć Aleca i jego ojca. Przecież jego dom był masę kilometrów od akademii, mogli pojechać każdą trasą.
Było tak ciemno, że nawet nie zauważyłam wystającego korzenia, o który się potknęłam, klnąc cicho pod nosem. Jednak był to na tyle głośny dźwięk, by osoba stojąca na brzegu, odwróciła się w moją stronę. I wtedy poczułam jak uginają się pode mną kolana, a wszystkie wnętrzności wiążą się w wielki supeł. W niebieskich tęczówkach odbijało się światło reflektorów, które oświetlały całą jego postać.
- Alec! - Zawołałam szczęśliwa i bez najmniejszego namysłu rzuciłam się w stronę chłopaka, który prawie natychmiast przytulił mnie mocno. Owinęłam ręce wokół jego szyi, czując jak do moich oczu napływają mi łzy. - Tak strasznie cię przepraszam... - Szepnęłam, wykonując ręką chaotyczny gest, przeczesania jego włosów.
Alec?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz