3.31.2017

Od Aleca C.D Leny

   Chciało mi się żyć. Całe moje wnętrze w tej chwili wypełniało ogromne szczęście, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyłem. Ta młodzieńcza nieśmiałość i skrępowanie, które malowały się na twarzy Leny, tylko poszerzały moje usta, a ja nie starałem się nad tym panować. Pierwszy raz od bardzo dawna zdołałem szczerze się uśmiechnąć i dzięki temu prawie umknął mi fakt, jak fatalnie wyglądały moje relacje z Leną zaledwie parę dni wcześniej. Czy to już było nieważne? 
   – To urocze – stwierdziłem, z uznaniem podnosząc brwi i nie zmieniając wyrazu twarzy. – A równie urocze jest to, że krępujesz się w mojej obecności  bardziej niż zwykle. – Zakończyłem, a po krótkiej chwili milczenia dodałem: – Idź dzisiaj na koncert i przestań myśleć o tym wszystkim. Znajdę sobie zajęcie. 
   Gdy już miałem się odwrócić i włożyć róże do wazonu z wodą, by nie zwiędły, doszedł mnie ten sam głos, dobrze mi znany. 
   – Masz już zajęcie. – Powiedziała to tak pewnie, jakbym sam wiedział, co mam zrobić. W odpowiedzi jedynie uniosłem brew pytająco. – Idziesz na ten koncert ze mną. – Uśmiechnęła się, a ja podszedłem bliżej niej, czując, jak wszystkie bariery łamią się wpół. 
   – Pod warunkiem, że zmyjemy te łzy. – Zawiesiłem dłoń na wysokości jej twarzy i kciukiem delikatnie starłem łzę, która osiadła poniżej jej niebieskich oczu. W jednej chwili nie potrafiłem powstrzymać wyobrażenia, jak moje usta znów muskają jej miękkie wargi; niemal hamowałem się, by tego nie zrobić, zważywszy na fakt, że twarz Leny była teraz tak nieśmiała, jak jeszcze nigdy. Spuściła wzrok, a moje niebieskie, chłodne jedynie z barwy oczy, dostrzegły jej zaciśnięte w cienką kreseczkę usta, które sugerowały, że ledwo powstrzymuje się, by ponownie nie zapłakać. Nie wiem, co działo się w jej głowie i jakie rwące potoki myśli ciągnęły ją pod prąd, ale nie chciałem wpędzać ją w jeszcze głębszy wir. Tak, teraz ciężko będzie mi się od czegokolwiek powstrzymywać... w końcu czuję, jakbym rozumiał wszystko, co się dookoła dzieje. I definiowały to czystki w mojej głowie; zero myśli, po prostu żyłem dalej. Traktowałem tę świadomość jak najszczersze złoto przez obawy, które kazały mi sądzić, że to wszystko niedługo runie. Nie chciałem, by runęło. 
   – Tak w ogóle... – zamyśliłem się – kto to był? Ta dziewczyna i mężczyzna, który obejmował cię na korytarzu.
   – Moja siostra i jej chłopak. A co myślałe... – Przymrużyła powieki, przerywając, gdy przewróciłem zmęczony oczami. 
   – Nieważne. – Zaśmiałem się pod nosem, przez parę sekund utrzymując na wysokości skroni dwa palce, które imitowały pistolet. Naprawdę obstawiałem, że to znowu jakiś Alvaro pokroju Noah'a. Jego brak w gronie otaczającym wtedy Lenę sprawiał, że czułem się dziesiątki razy spokojniejszy.
   – Czyj koncert? – zagadnąłem.
   – Marika coś wymyśliła, twierdząc, że dopiero dowiem się na miejscu. – Uśmiech dziewczyny za każdym razem sprawiał, że odpływałem w obłoki marzeń, usilnie chwytając się wyszarpanych chmur. Zejdź na ziemie, Alec, to rzeczywistość.

***

   W odróżnieniu od Leny, ja w towarzystwie dwóch nieznanych mi osób odczuwałem pewien dyskomfort, który ograniczał mnie do lakonicznych odpowiedzi, skinięć i lekkich uśmiechów. Ale ten, kto był dla mnie naprawdę ważny, zajmował miejsce zaledwie obok. I to Ona sprawiała, że zamiast patrzeć niemo w szybę, na przewijające się widoki, poświęcałem czas, by jeszcze raz bliżej poznać barwę jej oczu. Nawet, gdy dobrze wiedziałem, że są niebieskie i głębokie niczym bezkresny ocean.
   W drodze nasza czwórka rozmawiała tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Przy okazji nagle doszedł do mnie fakt, że szwy w nodze przestały mnie ciągnąć i następnego dnia miałem jechać do najbliższego szpitala, by się ich pozbyć za pierwszym razem. Wszystko zaczynało być dziwnie lepsze... czy powinienem zbyt mocno w to wierzyć? Gdybym siebie o to w tej chwili nie zapytał, ciągle bujałbym w obłokach i patrzył tylko na te przepiękne i kolorowe strony życia. A prawda jest taka, że nawet na białym, eleganckim dywanie nieraz idzie znaleźć ciemniejszą plamę.
   Niedługo potem czekaliśmy przed salą koncertową, już legalnie. Wbrew temu, że wydarzenie zaczynało się dopiero za pół godziny, tłum liczył setki osób. Żeby się porozumieć krzyk był koniecznością; głosy stale zataczały się między mocno ściśniętymi ludźmi, którzy gadali o wszystkim. Po ich ubiorze nie sposób stwierdzić, na czyj zespół przyszli. Gdy nadszedł moment, razem z Leną przedostaliśmy się do przodu, by stanąć bliżej sceny. Biedne moje uszy. 

***

   Wstyd przyznać, ale nie znałem tego zespołu, co nie oznacza, że grali źle. Odwrotnie, porwali publiczność i zagarnęły ją sobie, łącznie z Leną, która była równie podekscytowana przez cały czas, co reszta ludzi. Jej siostra, Marika, szeptała jej coś, a raczej krzyczała do ucha i zgadywałem, że właśnie w tym momencie otrzymała odpowiedź na swoje pytanie, najwyraźniej znając skądś ten zespół. To zrozumiałe, zważywszy na jej reakcję na pierwszych parę osób wkraczających na scenę. Ja, jako że nie chciałem w żaden sposób psuć jubilatce dnia, przeciwnie – dołączyć się do jego świętowania – zawtórowałem ludziom w okrzykach i oklaskach, patrząc co jakiś czas na to, jak Lena się uśmiecha. I byłem szczęśliwy jak nigdy, nie chciałem tego przerywać... a wracając: koncert nie trwał długo, i gdy tylko zespół zszedł ze sceny do jakiegoś sektora, poczułem jak czyjaś dłoń ciągnie mnie w tamtą stronę.
   – Alec! Chodź, szybko, muszę mieć autograf – rzuciła natychmiast, przebijając się przez tłum bez względu na to, że niektórych zdążyła już podeptać. Chciała wejść na korytarz przeznaczony dla zespołu, zwariowała? Gdyby nie to, że są jej urodziny, nigdy nie odważyłbym się sprowadzić na siebie niepotrzebnych kłopotów. Dlatego nie pozwoliłem dziewczynie na zbyt długie rozmyślanie nad moim zatrzymaniem się w półkroku; ruszyłem dalej, doganiając ją. Byliśmy sami w korytarzu, gdzie zalęgła cisza w porównaniu do tego, co jeszcze niegdyś działo się na scenie. 
   – Myślisz, że to dobry pomysł? – Mój głos wydawał się być nawet ton za głośny. 
   – Jasne. – Rozejrzała się dookoła, a gdy chciała pójść wzdłuż korytarza, zatrzymał ją nieoczekiwany dźwięk telefonu, który zwrócił uwagę wszystkich stróżujących i przy okazji sprawił, że moja żyłka na szyi nerwowo się napięła. Brawo, zaraz nas złapią. 
   Moje oczy nie nadążały za biegiem wydarzeń: dziewczyna, słysząc potężne, męskie kto tam, w panice zignorowała połączenie i wpakowała naszą dwójkę w schowek na szczotki, mocno zatrzaskując drzwi. I jedyne, co mogłem zrobić, to jej za to podziękować. Spociłem się na samą myśl, że właśnie nieopodal nas ktoś chodzi i próbuje dociec, czy fani nie zaczęli się skradać. Na nasze szczęście nie spojrzał w najoczywistsze miejsce na świecie. Serce biło mi niczym młot, jego brzmienie rozchodziło się w całym moim wnętrzu. Próbowałem je opanować, podtrzymywany przez nadzieję, że być może nikt oprócz mnie nie jest w stanie tego usłyszeć. Ponadto dopiero teraz zorientowałem się, iż schowek na szczotki nie był zdolny, by zapewnić nam komfort; ściskaliśmy się i gnietliśmy jak warzywa w słoiku, starając się nie zakłócać tej względnej ciszy. Nie na długo. Od początku wejścia tutaj dotykałem pleców Leny swoją klatką piersiową; dziewczyna miała tak roztrzepane włosy, że wchodziły mi w oczy i usta, sprawiając, że własnymi sposobami chciałem się ich pozbyć.
   – Alec, weź tę nogę! – warknęła nieco głośniejszym szeptem.
   Krótka cisza.
   – To akurat nie noga – odparłem wymownym tonem, a moje usta niezauważalnie poszerzyły się w uśmiechu. Obserwowałem, jak w zwolnionym tempie głowa dziewczyny obraca się w bok na tyle, by zerknąć na mnie kątem oka, a jej niebieskie tęczówki odbiły się dziwnym błyskiem w ciemności. Była... mocno zdziwiona, tak to ujmę.
   – Co... – wyszeptała cicho, jakby nadal w obawie, że ktoś ciągle kręci się za drzwiami.
   Wtedy napadł mnie iście genialny pomysł. Mimo niewielkiej odległości między naszymi głowami, przybliżyłem maksymalnie usta do jej ucha i szepnąłem jej imię, mając świadomość, że ten szept był tylko odrobinę głośniejszy od oddechu.
   – Gdyby tak jakoś wykorzystać fakt, że... – zawiesiłem głos, dokładnie rejestrując każde jej najmniejsze drgnięcie – jesteśmy sami? – Z tymi słowami moje zęby delikatnie przygryzły płatek jej ucha i jednocześnie odniosłem nieodparte wrażenie, że Lena oddaje mi wszystkie dreszcze, które teraz wiły się wokół mnie. Ręką bezszelestnie powędrowałem w dół, zatrzymując się na kobiecej talli dziewczyny i podwijając minimalnie do góry skrawek jej koszulki. Czułem, jak na dotkniętą przeze mnie skórę wstępują ciarki. Temperatura w schowku z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej cieplejsza, a ja nie miałem czasu, by zająć się szukaniem przyczyny. Szarpałem się ze swoimi zmysłami, które zapragnęły w jednym momencie musnąć ustami szyję Leny, a potem przesunąć po niej językiem, pozostawiając mokry, gorący ślad. I zrobiły to.
   – Alec... – Zignorowałem jej cichy, nieśmiały szept, jednak już kolejna próba zwrócenia uwagi wywołała u mnie minimalną reakcję. – Alec. – To już było bardziej nerwowe.
   I nagle wszystko jak nożem uciął; Lena otworzyła drzwi, sprawiając, że czułem jakby jej ciało wyrywało mi się z rąk, a jedynym i ostatnim plusem było to, że zrobiło się więcej wolnego miejsca. Natychmiast moje płuca wypełniły się zimnym powietrzem, którego chaotycznie potrzebowały. Oby Lena nie uznała mojego zachowania za niedotlenienie. Stanąłem w małym rozkroku, zakryłem usta dłonią, chcąc stłumić śmiech, i potem dopiero zrozumiałem, iż całkiem na próżno.
   – Tylko żartowałem. – Śmiałem się bez końca, ukazując szereg równych białych zębów i patrzyłem, jak dziewczyna szybkim krokiem odsuwa się jeszcze dalej od schowka.
   Może żartowałem, może nie. Nie potrafiłem odczytać jej reakcji, ale zadowalająca nie była.

***

   Następnego dnia zwolniłem się z zajęć, by pojechać do szpitala i pozbyć się pierwszej połowy szwów, których zostało mi jeszcze sześć. Niestety mimo moich namówień, chirurg nie zgodził się, by usunąć wszystkie za jednym zamachem. To dla bezpieczeństwa – przypomniałem sobie jego salonowy ton, kiedy przecinał jeden szew, a później popatrzył na zagojoną, zrośniętą skórę. Ilekroć mój wzrok dłużej się tam zatrzymywał, do mojego umysłu napływały skrawki nieprzyjemnych wspomnień z tamtej feralnej nocy. Właśnie od tego czasu nie kontaktowałem się z mamą; ojciec powiedział, że zapewni jej opiekę, a ja wbrew swoim przekonaniom nadal mu nie wierzyłem, ale... ale coś wewnątrz mnie po prostu chciało się od tego wszystkiego natychmiast odciąć. Czułem, jak przez pewną chwilę moje serce wręcz przemienia się w garść popiołu.
   Najbliższą taksówką wróciłem do akademii, idealnie zdążając na wychowanie fizyczne, na którym ostatnimi czasy najbardziej mi zależało. Szczególnie chodzi o lacrosse, i kontuzję wykluczającą mnie z niego. Jeśli Craver włączy mnie do treningu, będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi; nie mogłem jednak na wiele liczyć, bo okazało się, że byłem lekko spóźniony. Przebrałem się w szatni, nakładając nowy opatrunek na nogę i ruszyłem na boisko, gdzie w szeregu przez nauczycielem stali wszyscy zawodnicy. Starałem się normalnie biec, jednak w niespodziewanym dla mnie momencie coś przykuło moją uwagę. Ktoś. Lena. Biegła z koleżankami u boku, tak daleko mnie, a jednak wciąż byłem w stanie dostrzec jej uśmiech, który dodał mi niewiarygodnie dużo sił.
   – Alec? Długo jeszcze będziesz patrzył się na dziewczęta czy dołączysz do nas? – Zawołał Craver, stojący teraz niedaleko mnie, z uśmieszkiem na twarzy, skutecznie przywracając mnie do rzeczywistości. Zawróciłem na pięcie i zrezygnowany podbiegłem, depcząc pod sobą idealnie równe boisko, które było dzisiaj wyposażone w dwie niewielkie bramki do lacrosse. Mężczyzna zbadał mnie swoim wytrawnym spojrzeniem i z założonymi rękoma zatrzymał się na mojej łydce, odchrząkując wymownie.
   – Co ja ci mówiłem? Zagrasz, gdy twoja noga się zagoi. Innej opcji nie ma – powiedział to tak poważnie, że prawie zapomniałem, jakim naprawdę nauczycielem jest. Pogodnym, pomocnym. W tym niezbyt przyjemnym dla mnie momencie miałem zwyczajną ochotę rzucić czymś w ścianę. Tyle starałem się, by w końcu móc pojawić się w drużynie. Wezbrał we mnie niewygodny gniew, którego chcąc nie chcąc, i tak bym nie okazał. W odpowiedzi jedynie westchnąłem, odwracając głowę i w ciągu kilku sekund starając się wymyślić coś, co da mi przepustkę do gry.
   – Goi się, jest coraz lepiej. Spóźniłem się, bo wracałem ze zdjęcia szwów. Niech pan da mi chociaż spróbować. – Rozluźniłem ramiona, łącząc ze sobą dłonie, a w moich oczach skryło się błaganie.
   – Mam ci ufać?
   – Jasne, pan mi nie ufa? – Patrząc, jak reszta zawodników zaczyna biegać dookoła boiska, tajemnicza siła popchała mnie do zrobienia tego samego i posłania w stronę nauczyciela ostatniego uśmieszku. Zacząłem wolnym tempem, który pozwolił mi rozruszać mechanizm moich nóg. Gdy nie czułem żadnego bólu w okolicach łydki delikatnie podkręciłem prędkość, uświadamiając sobie, jak długo mi tego brakowało. Wiatr mierzwił moje włosy i wkradł się w każdy zakamarek moich ubrań, przeszywając mnie przyjemnym chłodem. Nie chciałem tego przerywać. 

***

   Trening przeciągał się i przeciągał; na jego tle nie upływały już minuty, a godziny. Craver miał wielkie plany w związku z tą drużyną, skoro zwalniał każdego zawodnika z kolejnych lekcji. Właśnie, zawodnika. A to oznaczało, że wiem, gdzie moje miejsce. I mimo że tęskniłem za tym, by zobaczyć się na przerwie w korytarzu z Leną, to rzuty, zwody i cała magia lacrosse pochłaniała mnie bez reszty. Dopiero po zaledwie czterdziestu pięciu minutach czułem jeszcze większą energię, gdy co jakiś czas pewna blondynka siadała na trybunach. Przepuściłem wtedy kilka piłek, patrząc na nią, ale stwierdziłem, że było warto. I wkrótce na treningu zapanował całkowity luz – Craver przeglądał dziennik; teraz już tylko biegałem z kijkiem, omijałem zmęczonych obrońców skutecznymi zwodami i wykończyłem akcję ostrym zamachem, dzięki czemu biała piłeczka wylądowała w siatce bramki. Przy okazji zgubiłem koszulkę, którą rzuciłem w losową stronę, gdy zrobiło mi się aż nadto gorąco.
Znalezione obrazy dla zapytania brett talbot gif   Chwyciwszy kijek oburącz, gwałtownym ruchem wypuściłem powietrze z ust i wtedy niespodziewane szarpnięcie w łydce, przypominające okropny skurcz, kazało mi ugiąć kolano. Wykrzywiłem twarz w grymasie bólu i zanim się zorientowałem, wypuściłem kijek z rąk i twardo przysiadłem na trawie. W ciągu paru sekund przybiegł do mnie Craver, paru innych uczniów, i... Isabelle? Zignorowałem jej obecność, a moje spojrzenie przeniosło się na łydkę, czyli źródło wszystkich dolegliwości; to, co tam ujrzałem, od razu sprawiło, że moje myśli kipiały od nadmiaru pesymizmu.
   – Alec? Miało być wszystko okej? Mnie nie wygląda – zagrzmiał Craver, który mimo starań nie potrafił zachować swojego miłego głosu. W jego słowach słyszałem pretensje.
   – Bo było. – Mój bandaż przenikał krwią. Sporawa plama szkarłatu, mówiąca tylko to, że nie jest zbyt dobrze.
   – Dlaczego zagrałeś z tą nogą... – Teraz do moich uszu dotarł nieśmiały i troskliwy głos Isabelle. W tej chwili irytowało mnie wszystko, byłem tak cholernie zły na świat, że to musiało stać się akurat teraz... Koledzy z drużyny, których imion wciąż nie pamiętałem, pomogli mi wstać i wówczas okazało się, że trudno stawiać mi jakikolwiek krok – ból nie szczędził żadnego mojego mięśnia w tamtym miejscu. Znowu będziesz kulał, Alec. Szybko trafiłem do pielęgniarki. W korytarzu panowała pustka spowodowana trwającym lekcjami i to dzięki niej nikt więcej nie dowiedział się o moim urazie. Miałem tu oczywiście na myśli Lenę, którą niespecjalnie chciałem martwić swoją głupotą.
   – Co ty byś zrobił bez tej miłej kobietki. – Pielęgniarka pierwszy raz odważyła się uśmiechnąć, i mimo że do siebie, to szybko doszło do mnie o kim mowa. Że niby Isabelle? Jedyne, co robiła, to uświadomiła mi, jak bardzo odsunąłem się przez nią od Leny. I niestety lub stety nie miałem ochoty tego wszystkiego wałkować od nowa.
   – Nic ma sprawy, proszę pani. – Czarnowłosa dziewczyna, która przyszła do mnie tutaj, nie miała ani jednej lekcji, że siedzi teraz tu, u pielęgniarki? Ze mną? Zbyłem to bez żadnego komentarza. Zamiast tego przyglądałem się niemo w czynności wykonywane przez kobietę w średnim wieku. Stwierdziła, że to nic poważnego, po prostu nadwyrężenie.
   – Nie chce się narzucać, ale... – szepnęła Isabelle, siadając na skraju łózka, na którym siedziałem, gdy tylko pielęgniarka ustąpiła jej miejsca. Uniosłem na nią wzrok. – To nie wygląda dobrze.
   – Nie szkodzi, poradzę sobie.
   Wtedy drzwi niespodziewanie otworzyły się, przykuwając całą moją uwagę. I czułem, jak moje serce znów odzyskuje swoje pierwotne ciepło. Lena. Zatroskana, smutna, nawet nie spojrzała na czarnowłosą, tylko podbiegła w moją stronę. Chciałem, by to teraz blondynka, którą darzyłem ogromnym uczuciem, była najbliżej mnie. Nie Isabelle, nie pielęgniarka, a Lena.

Lena? Już wiesz co piszemy dalej XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz