To miała być tylko gra.
Co prawda jest już noc, a księżyc schował się za chmurami, lecz -ja- nadal tu jestem.
Zostawili mnie. Miałem ich szukać, ale ich tu nie ma. Uciekli.
Zostałem sam.
Samotność to tylko pojęcie, w mroku zawsze się coś kryje. Nigdy nie jesteśmy sami…
~
Próbuję odnaleźć furtkę. Nawet, jeśli zabrali klucz to może uda mi się przejść ponad nią? Jedyne, co mi pozostawili to świecę i uszkodzony scyzoryk. Ten las znajduje się tak daleko od mojego domu… Kiedyś słyszałem plotkę, że kraniec lasu przecina stara szosa. Czasem jacyś śmiałkowie korzystają z niej w nocy. Może tam znajdę pomoc?
Liście szeleszczą pod butami, ale przecież ścieżka jest czysta. Szelest słychać z każdym moim krokiem. Ustaje, gdy się zatrzymuję. Co to za miejsce?
Znalazłem rwący strumień. Zablokował mi drogę, a prąd jest zbyt silny. Pomimo iż niedaleko znajduje się spadek nie słyszę szumu wody. Dlaczego jest tak cicho?
Idę wzdłuż nurtu. Przecież stąd musi być wyjście. Ale co to za odgłosy? To nie huczenie sowy, ani wycie wilka… Nie, to coś gorszego…
Ono jest głodne.
Coś wystaje zza drzew. Jest takie niewielkie i drewniane. Cóż to za domek? Wydaje mi się, że tam będzie bezpiecznie, ale zbliża się ranek. Dlaczego jego okna świecą się na biało, chociaż w środku jest ciemno?
Zabrałem mały medalion. Czuję, że w środku jest coś ruchomego, ale nie umiem go otworzyć. Dlaczego w tym domu jest aż tyle obrazów? Różnych rozmiarów, niektóre stoją oparte o ściany, a inne wiszą krzywo na próchniejących ścianach. Czy powinien był tu wchodzić?
Za drzwiami wyrwanymi z zawiasów znajduje się zejście na dół. Jest tutaj tyle ścian i zakrętów. Tyle półek i schowków. Ale, na co im były te wszystkie ostre narzędzia i tyle słojów wypełnionych formaliną?
Nie podoba mi się to miejsce. Tu nie jest bezpiecznie. Dlaczego tu wszedłem? Ono mnie tu sprowadziło. Chce mnie dopaść…
Ono jest głodne.
Udało mi się znaleźć wyjście z tego labiryntu. Ale znów jest noc. Spędziłem cały dzień w podziemiach tego dziwnego budynku. Słychać silnik! Tu ktoś jest!
Biegnę prosto do dźwięku, ale wydaje mi się, że słychać go zewsząd. Dlaczego tak trudno się stąd wydostać? Omijam stare konary i przeskakuje nad krzakami jeżyn. Wbiegam w metrowe krzewy pokrzyw. Skąd dobiega ten odgłos?
Silnik zgasł. Zgubiłem się. Nie wiem gdzie jestem. Zgubiłem z oczu domek, a woda znikła za wysoką trawą. Powoli przypominam sobie, dlaczego nikt tutaj nie przychodzi. Czy te historie to prawda?
Ktoś zostawił tu notatnik. Strasznie bazgrolił. Nie mogę rozczytać żadnego słowa. Ale co się stało z jego właścicielem? Świeca powoli wygasa, a wiatr przybiera na sile. Bo to tylko wiatr prawda? To tylko on woła moje imię pośród uschniętych drzew. Nie, nie mogę za nim iść. To ono…
Ono jest głodne…
~~~
Budzik wyrwał mnie z transu. 7.00? Czy ja w ogóle spałem? Lux podniósł tylko na chwilę głowę, gdy sięgnąłem by wyłączyć budzik, ale po chwili wrócił do swojej drzemki. Szczerze mówiąc, ten ciężki dalmatyńczyk powoli odcinał mi dopływ krwi w nogach. Wstawanie raczej nie sprawiało mi większego problemu, oczywiście o ile w nocy spałem, choć trochę. Dźwignąłem się na nogi i przecierając oczy na oślep trafiłem do łazienki. Przemyłem twarz przyjemnie zimną wodą i wziąłem lodowaty prysznic. Szybko wciągnąłem na wciąż wilgotne ciało spodnie i wycierając włosy ręcznikiem wróciłem do pokoju. Lux jak zwykle wyciągnął się na całym łóżku smacznie chrapiąc. Szybkim szarpnięciem odsłoniłem zasłony i zmrużyłem oczy. Pies przewrócił się na łóżku i zakrył łapami oczy.- Chyba śnisz, jeśli myślisz, że pozwolę Ci spać dłużej niż ja. - zaśmiałem się, a on tylko przyjrzał mi się niezadowolony z przerwanego snu
Usiadłem do biurka, a Lux zeskoczył zgrabnie omijając stosiki książek i podążył do wciąż zacienionej łazienki. Spakowałem plecak według własnego schematu i przeciągając się sięgnąłem po koszulę. Lubiłem wychodzić wcześniej by być w klasie jeszcze przed dzwonkiem, ale dzisiaj zbieranie się do szkoły szło mi nadzwyczaj trudno. Lekcje zaczynałem od jednego z języków, a kończyłem wychowaniem fizycznym. Nie jestem, co prawda najlepszym sportowcem, ale staram się ile mogę.
~
Na matematyce doszło do jakiegoś nieporozumienia. Skupiłem się na zadaniach na tyle mocno, że nie zauważyłem nawet, że to ja sam jestem uwikłany w tą sprawę. Dopiero, gdy po lekcji nauczyciel przywołał mnie do siebie zrozumiałem, że mnie wrobiono. Nie uznałem tego za nic nadzwyczajnego. Od zawsze dokuczano mi lub też donoszono na mnie, choć nie przypominam sobie sytuacji, gdy naprawdę byłem coś winien. Z czasem nauczyłem się, że nie warto się wykłócać, bo to i tak do niczego nie prowadzi. O ile kary nie były zbyt niedorzeczne i upokarzające znosiłem je dzielnie. Tym razem okazało się, że miałem jedynie pomóc z sprzątaniu klas po lekcjach. Nic wielkiego. Wielkim zadaniem było dopiero odkurzenie wszystkich ksiąg w moim domu we Francji. Lekcje kończyły się o 15.20, więc gdy będę odbywać karę w szkole będzie już pusto.
~
Na ostatniej lekcji graliśmy w piłkę koszykową, a jako iż moja drużyna wygrała to w nagrodę mogliśmy udać się wcześniej do szatni. Stawiłem się na miejscu jeszcze przed czasem. Dostałem od woźnego trochę szmat i wiadro letniej wody.- Zacznij od 3, zapewne za jakąś chwile dołączy do Ciebie osoba z miotłą i resztą sprzętu. - wrócił do swojego kantorka i na nowo otworzył jakiś stary dziennik, w którym zapisywał poszczególne godziny każdego dnia - Czego jeszcze tu stoisz?
Spokojnym krokiem wdrapałem się po schodach i otworzyłem szeroko uchylone drzwi, na których była przymocowana metalowa trójka. Czekając na drugą osobę zabrałem się za mycie tablicy i stołów.
- Co Ci ludzie wypisują na tych ławkach. - mruknąłem do siebie pod nosem próbując wyszorować wulgaryzmy
- Mówisz do siebie? - spytał chłopak stojący w progu
Trzymał miotłę oraz jeszcze jedno wiadro. Był podobnego wzrostu, co raczej rzadko się zdarza w tej szkole. Miał na sobie raczej luźne ubranie.
- Tylko, kiedy się nie wyśpię - westchnąłem wracając do szorowania
Chłopak wyjął z wiadra, które przyniósł kolejną szmatkę i mocząc ją w wodzie zabrał się za inny stół. Pracowaliśmy tak w ciszy, którą przerywały jedynie pluski moczonych szmat w wodzie i nasze kroki. Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedynym małomównym. Gdy skończyliśmy zmywać dzieła sztuki znudzonych uczniów chłopak chwycił za miotłę.
- Przemyjesz okna, a ja szybko zamiotę? - spytał, a ja jedynie kiwnąłem głową
Usiadłem na parapecie i szorowałem okna jednocześnie pilnując by przypadkiem nie spaść z pierwszego piętra. Chłopak właśnie przechodził obok mnie, gdy go szturchnąłem. Przez boisko przechodziła mała grupka młodocianych niosących wielkie, ciężkie siaty. To raczej nie przypominało zapasów książek i folii do szkoły.
- Jak myślisz, co oni mogą nieść? - zrzuciłem sięgając po suchy ręcznik
Chłopak przyjrzał się dokładnie młodym i wtedy olśniło mnie, że nadal się nie przedstawiłem.
- Aaron Emirals. - powiedziałem bardziej do szyby niż do niego, ale zbytnio się tym nie przejąłem
(Hunter?)
Wiem, wiem. Tandeta i brak pomysłów na odpis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz