Niby taka mała, ale potrafiła postawić na swoim.
Skoro mieli już stół do grania, nadeszła pora na przyjemności. Raz obszedł
stół, wzrokiem wyszukując bili, którą najłatwiej byłoby wbić do łuzy. Cała
żółta bila z numerem jeden stała się odpowiednim wyborem. Przybrał pozycję i
zaczął przymierzać się do strzału, gdy dziewczyna stanęła naprzeciw, ewidentnie
chcąc go rozproszyć. Uśmiechnął się szeroko, rozbawiony tym faktem. Oblizał
usta i wyprostował się.
- Też uważam, że masz piękne ciało i powinnaś je eksponować,
ale nie uda ci się mnie tak łatwo rozproszyć.
Pochylił się ponownie, krótko wymierzył, po czym
bila zniknęła w łuzie. Cmoknął zadowolony, szukając kolejnej kuli, skupiając
się tylko na całych. Dziewczyna nie miała wyboru, połówki stały się jej.
- By dodać naszej grze trochę więcej zabawy, to może
się o coś założymy? – Podeszła doń nieco bliżej, na ustach mając nieco chytry
uśmieszek.
Hyuk postawił kij pionowo na podłodze, dłoń
opierając na kapce, nawiązując z nową znajomą kontakt wzrokowy.
- Mów dalej.
- Jeśli wygram, to zabierzesz mnie na jakieś dobre
ciasto, jeszcze dzisiaj. – Przerzuciła swoje falowane włosy na jedno z ramion,
zaś oczy uniosła lekko ku górze, zastanawiając się. – Gdy przegram…
- Spędzisz ze mną cały jutrzejszy dzień. – Wtrącił,
tym samym szokując dziewczynę, na której to twarzy wystąpiła chwilowa
konsternacja. Chłopak zmrużył nieco oczy. – Stoi?
Charlotta skinęła energicznie.
- Stoi. – Podali sobie prawe dłonie, zawierając ów zakład.
Dopiero teraz zaczęła się wojna. Spencer aż ściągnął
z palców parę pierścionków, by mu nie przeszkadzały w grze.
W chwili,
kiedy już miał uderzyć w bilę, dziewczyna kichnęła tuż nad jego uchem, ba,
udała, że kicha. Przez to uderzył zbyt mocno, wbijając nieswoją kulę. Po paru
minutach tego nie można było nazwać grą, tylko starciem tytanów. Przepychali
się, szczypali, gryźli, a nawet kradli bile. Niektórzy obecni na sali
przyglądali się im z zaciekawieniem. Jeszcze trochę, a wyciągnęliby telefony i
zaczęli nagrywać. Spotkały się dwa podobne charaktery, doszła do tego burza
hormonów, Armagedon gotowy, a znali się dopiero parę godzin.
Nadszedł moment, gdy obojgu pozostało po jednej
bili, nie licząc ostatecznej czarnej ósemki. Szczęściem w całej tej trzeciej
światowej wojnie było to, iż przy stole był Lee. Sprawdził wszystkie
możliwości, aby się nie pomylić. Za wszelką cenę chciał wygrać. Dziewczę
ewidentnie irytowały przedłużanie tej gry, gdyż wzdychała już tyle razy, że
mogłaby nadmuchać parę balonów. Niepostrzeżenie Charlotta znalazła się tuż obok
Hyuka, gdzie bez ostrzeżenia położyła dłoń na wysokości jego nerek.
- Nawet przez tę marynarkę czuję, jak bardzo masz
umięśnione plecy. – Szepnęła wprost do ucha starszego mężczyzny, zaś ten z
trudem przełknął ślinę czując, że jej ręka powoli sunie ku górze.
Zamiast ją od siebie odsunąć, wykonał bliżej
nieokreślony ruch kijem, który spowodował, iż biała bila trafiła w czarną
ósemkę. Ta zaczęła się toczyć jakby w zwolnionym tempie, swą wędrówkę kończąc w
jednej z łuz.
Koniec.
Przegrał.
Załamany padł na stół, a dziewczyna z tryumfem
podskoczyła, wydając z siebie okrzyk radości. Poklepała go po łopatkach z
szerokim uśmiechem.
- Następnym razem ci się uda. – Ironia. Żart.
Wszystko, tylko nie szczere pocieszenie. Zajęczał przeciągle, ukazując swój
wszechogarniający smutek. – No nie załamuj się. Raz się przegrywa, raz się
przegrywa, prawda?
Zgromił ją spojrzeniem godnym seryjnego mordercy,
nienawidzącego istot żywych. Leżąc tak na zielonym płótnie patrzył na pozostałe
trzy bile. Tak blisko, by wygrać. W końcu podniósł się, wzdychając przy tym
nadzwyczaj ciężko. Odłożył kije na miejsce i razem zmierzyli ku recepcji.
Ostatecznie Charlotta stwierdziła, iż ma dość przebywania w tym zaduchu przesiąkniętym
dymem papierosowym, dlatego zaczeka przy aucie. Przystał na to, w samotności
zajmując się rachunkiem.
Po uregulowaniu zapłaty, miękkim krokiem opuścił
kasyno, w międzyczasie chowając portfel do wewnętrznej kieszeni marynarki. Obszedł
Rovera wokoło myśląc, że dziewczyna specjalnie się gdzieś schowała. Jakież było
jego zdziwienie, gdy wzrokiem odnalazł ją przy prawym rogu budynku w
towarzystwie dwóch mężczyzn, ewidentnie uniemożliwiających jej odejście.
Wywrócił oczami, rozpoznając w nich jednego z tych, którego wcześniej zaatakowała kijem. Nie wsłuchując się w słowną przepychankę, stanął pomiędzy facetami,
a Charlottą.
- Naprawdę chciało wam się tak długo czekać, aby
utrudnić tej biednej dziewczynie życie? – Westchnął, z politowaniem patrząc na mężczyzn.
- Hej! Nie jestem biedna! Dam sobie radę sama! –
Wtrąciła, postępując o krok i stając na równi z Hyukiem.
- Widzę po
waszych twarzach, że macie urażoną dumę. Pewnie kasyno było pełne kolegów, wiec
teraz musicie to odbić. – Ciągnął dalej, jednocześnie nasłuchując, czy nikt nie
opuszcza budynku. – Ale tak w biały dzień napastować kobietę? Amerykanie w
ogóle nie mają za grosz wychowania…
Jeden z mężczyzn nie mógł stać dalej spokojnie i
pozwalać na uwłaczanie sobie. Złapał Spencera za połacie koszuli, doń się
przysuwając.
- Chyba dawno po gębie nie dostałeś, Chińczyku. Zaraz
ci pokażę, gdzie twoje miejsce. – Uśmiechnął się jakże obleśnie, ukazując swe
zepsute oraz pożółkłe zęby. Już nie wspominając o obrzydzającym zaroście i
przekrwionych oczach.
- Charlotto, mogłabyś zamknąć oczy? – Jae spojrzał
na towarzyszkę z promiennym uśmiechem, zupełnie nie zdradzającym jego zamiarów.
- Co? Po co? – Zapytała zdziwiona, kiedy chłopak uchwycił
swoimi dłońmi przedramię mężczyzny, po czym wykonał tak szybki ruch, ze ledwie
go zauważyła, aczkolwiek dźwięk łamanej kości przeraził ją na tyle, aby wydała
z siebie okrzyk zdumienia.
Facet złapał się za rękę, jęcząc z bólu. Jeśli był
praworęczny, to właśnie został wyłączony z życia towarzyskiego na parę tygodni.
Drugi mężczyzna postąpił krok z zamiarem ataku, lecz był zbyt powolny. Lee
najpierw wyprowadził pięść w jego przeponę, powodując chwilowy bezdech oraz
zgięcie się w pół. Następny ruch był delikatny. Kopnął go w jądra. Sprowadzenie
do parteru dwóch wyższych napastników trwało krócej niż minutę.
Poprawiwszy marynarkę obrócił się do Charlotty,
która nadal patrzyła z niedowierzaniem.
- Co tu się stało? – Zapytała tak cicho, że ledwo ją
usłyszał.
W odpowiedzi wzruszył ramionami, po czym objął dziewczynę
w pasie i odeszli do auta w akompaniamencie jęków boleści. Cisza trwała
nieprzerwanie, aż nie wyjechali na główną drogę, prowadzącą do miasta. Wtedy
brzuch Lotty dał o sobie znać.
- Na pusty żołądek niezdrowo jeść słodycze. –
Zerknął na nią, na co ona machnęła tylko ręką. – Weź sobie coś do jedzenia z
którejś z siatek. Całą armię można tym wykarmić, ale dla mnie to tylko trzy dni.
- Nie chcę. – Odparła, dopiero w tej chwili
zapinając pas.
To była najgorsza z możliwych odpowiedzi. Ustawił
tempomat, po czym w połowie znalazł się na tylnych siedzeniach, przebierając w
siatkach.
- Matko moja święta! Zabijesz nas! Wracaj tutaj! – Dziewczyna
zaczęła energicznie wymachiwać rękoma, po czym złapała go za pasek od spodni, z
powrotem sadzając przed kierownicą. – Jesteś normalny?
- Nie. – Odpowiedział szczerze i z uśmiechem , dając
jej w dłoń bułkę z gyrosem.
Nim podziękowała, dostał jeszcze przez głowę z
otwartej dłoni. Mimo to dalej suszył zęby, jakby nigdy nic. Co jakiś czas
zerkał we wsteczne lusterko, aby się upewnić, że nie są śledzeni. W tym kraju
wszystko było możliwe. Mogą chodzić dwójkami, ale jak nasyłają, to cały oddział
z kijami, nożami i bez mózgów. Na razie droga leciała spokojnie, bez żadnych
komplikacji.
- Nie martwisz się? – Zapytała nagle, wyrywając go z
zamyślenia. Zauważywszy to, przełknęła kęs, kontynuując. – Wiesz, mogą cię
pozwać albo coś w tym rodzaju.
Zaśmiał się tylko.
- Spokojnie. To były akurat takie typy, które będą
się wstydziły powiedzieć komukolwiek, że poskładał ich Chińczyk.
- Jesteś Chińczykiem?
- Koreańczykiem. – Zaznaczył, unosząc wskazujący
palec ku górze, jednocześnie puszczając jej oczko.
Reszta drogi przebiegła w milczeniu. Jedyna
cukiernia, jaką znał, na szczęście była jeszcze otwarta. Zlecił Lottcie
wybranie stolika, sam zaś udał się do lady, kiedy niespodziewanie dziewczę uwiesiło
mu się na ramieniu. Wszystko po to, aby zatrzepotać rzęsami, potem wybrać
słodycz, na którą miała ochotę, i uciekła do stolika. Z uśmiechem pokręcił
głową. W jednej chwili kobieta, zaraz zaś dziecko. Jeszcze nigdy nie spotkał
tak zmiennej płci przeciwnej, jednocześnie niemiłosiernie przyciągającej.
Przewędrował zwinnie i zgrabnie między stolikami,
docierając do tego w głębi lokalu. Postawił przed nią kubek gorącej czekolady
oraz najsłodsze ciastko, jakie tylko mogła wybrać. Bita śmietana, posypka,
lukrowane owoce. Przepych na małym talerzu. Dla siebie wziął tylko kawę.
Postanowił nie zajmować jej zbędną rozmową, tylko pozwolić w spokoju zjeść.
Niestety nie umknęło jego uwadze to, iż czymś się zamartwiała. Hyuk nawet
wiedział czym.
- Czyżbyś martwiła się o niezaliczony układ? –
Splótł razem palce swoich dłoni i pochylił się nieco ku niej.
Charlotta odłożyła widelczyk, wbijając wzrok w blat
stołu. Teraz tylko ona wiedziała, co w jej umyśle się działo. Był to na tyle
drażniący temat, ze dawała oznaki, iż nie chce o tym rozmawiać. Lee postanowił
nie ukrywać dłużej prawdy.
- To ja poprosiłem nauczyciela, aby dał ci drugą
szansę. – Zaczął, nawiązując kontakt wzrokowy, kiedy jej błękitne tęczówki
uniosły się. – Widziałem, że postawił wam minimalną ocenę, dzięki której
zaliczyłyście, ale przekonałem go o możliwość poprawy. Przyznaję, że nie raz
patrzyłem na twój taniec. Masz swój własny, oryginalny styl. Szkoda by było,
aby przez taką siksę przeszedł niezauważony, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz