Czy ja naprawdę mogłem zrozumieć to wszystko, co przede mną ukryła?
– Po prostu nie chciałam cię martwić. Nie chciałam, żebyś się złościł na mnie, na swoją rodzinę... – Spuściła głowę, z każdym kolejnym słowem mówiąc coraz ciszej. – Nie chciałam, żebyś mnie znowu zostawił.
Wtedy nieznane dotąd uczucie zapragnęło wydostać się na zewnątrz. Wręcz kazało mi powiedzieć to, co za moment wyrwało się z moich ust. Ogarnęło mnie poczucie ulgi, jakbym właśnie ujawnił coś skrywanego przez długi okres czasu. Może prawdę?
– Lena, jesteś jedyną osobą, która coś dla mnie znaczy. Ostatnie, co bym chciał zrobić, to cię zostawić, i wtedy byłbym największym idiotą na świecie – mówiłem, z głosem tak opanowanym i łagodnym, jakby w jednej sekundzie wszystkie żale i problemy spłynęły ze mnie, wchłonęły się w każdy element tego domu. Jednym, zwinnym ruchem odbiłem się od dającej oparcie framugi drzwi, obserwując, jak moje nogi same zmierzają w stronę dziewczyny. Zatrzymały się zaledwie metr od niej.
– Chodź. – Uświadomiłem sobie, że ten szept był tylko odrobinę głośniejszy od oddechu. Potem wyciągnąłem rękę w kierunku Leny i rejestrowałem wzrokiem jej najmniejsze drgnięcie, starając się wyczytać cokolwiek z twarzy, gdy wahała się, by złapać za moją dłoń. Daleko było mi do zniecierpliwienia; dałem jej tyle czasu, ile na to potrzebowała.
Po paru sekundach namysłu zrobiła to, a ja niemal natychmiast zagarnąłem ją bliżej siebie, jakby jej obecności brakło mi od dłuższego czasu. Powietrze wokół nas straciło swoją pokojową temperaturę; zaczęła się stopniowo tylko podwyższać i wkrótce nie pozwalała o sobie zapomnieć, rosnąc w każdym kącie mojego ciała. Dotknąłem delikatnie włosów dziewczyny i, przeczesując je dłonią, przycisnąłem jej głowę mocniej do swojego ramienia, jakbym chciał pokazać, jak dużo dla mnie znaczy.
– Czas wracać. Nie wytrzymam tu sekundy dłużej – wyszeptałem jej do ucha, z emfazą obejmującą dwa ostatnie słowa.
***
Wystarczył zaledwie kwadrans byśmy załatwili pojazd, który przewiózłby nas z powrotem do łask akademii. Nawet nie czekając na jakikolwiek telefon od mojego ojca, ruszyliśmy z piskiem opon. Nie obchodziło mnie to, że przyjdzie do mnie i z pomocą krzyku będzie uświadamiał mnie o tym, jaki jestem; myślałem tylko o tym, że jeśli posunie się do tego jeszcze raz, pożałuje, że miał odwagę dotknąć Lenę. To rzecz, której byłem pewien w stu procentach.
Kolejne ziewnięcie dziewczyny przykuło moją uwagę i współbieżnie przerwało trwające w głowie refleksje. Z politowaniem obserwowałem, jak Lena wierci się obok mnie, na tylnym siedzeniu i próbuje podnieść swoje powieki, mimo krzyków swojego organizmu, rozpaczliwie błagającego o sen.
– Lena, idź spać. – Spojrzałem na nią z takim oczywistym wyrazem twarzy, który ewidentnie zdawał sobie sprawę z jej wyczerpania. Nawet tydzień w śpiączce nie pozwalał jej na to, żeby tak męczyła się w czasie, gdy wszystko wydawało się powracać do względnej normy. – Zostało nam co najmniej pięć godzin jazdy. Odpręż się i zaśnij, bo nikogo nie oszukasz, mówiąc, że jesteś wyspana. – Wystarczył rzut oka na jej podkrążone oczy, które nadal utrzymywały mnie w przekonaniu, że dziewczyna za chwilę padnie mi na miejscu.
Mimo że również miałem ochotę zasnąć, Lena potrzebowała tego bardziej niż ja. Zapewnienie jej komfortu i poczucia bezpieczeństwa podczas przywracania organizmu do normy leżało w moim interesie. Wierzyłem, że chociaż tak mogłem wyrazić swoją wdzięczność; niech śpi, zasłużyła. Tymczasem ucieszyłem się, widząc, jak nie ma siły choćby zaprzeczyć. Ześlizgnęła się z siedzenia, skuliła na nim, podwijając nogi pod brodę, a jej głowa niespodziewanie oparła się na moich kolanach. Tak, strasznie komfortowo. Z jej ust wydobyło się jeszcze ciche mruknięcie, zanim uzyskałem pewność, że zamknęła już oczy. Dobranoc, Lena. Przez parę długich sekund nie troszczyłem się o fakt, że spoglądam na jej uśpione oblicze, a gdy udało mi się to sobie uzmysłowić, wwierciłem wzrok w szybę, delikatnie speszony. Jesteś idiotą, Alec. Kompletnym idiotą.
***
***
Moja noga? Miała się lepiej. Z uporem stawiałem na swoim, że nie potrzebuję już kul i wystarczył jeden dzień, bym przestał się nimi podpierać. Serio, wolałem już kuśtykać, to czyniło ze mnie mniejszą kalekę niż na jaką wyglądałem. Ból i ciągnięcie szwów przeminie. Przyszła godzina wychowania fizycznego, którą naturalnie przesiedziałem, z gromami w oczach spoglądając na wszystkich ćwiczących. Co ja bym dał, żeby pobiegać.
– Hej. – Usłyszałem głos Leny i po chwili uświadomiłem sobie, że dziewczyna usiadła na trybunach tuż obok mnie. – Nie masz dzisiaj humoru?
Moje niebieskie tęczówki zlustrowały jej twarz wymownym wzrokiem, a następnie przesunęły się na aspirujących zawodników drużyny lacrosse. I to mnie właśnie omija. Oczy Leny wodziły za moimi, aż w końcu trafiły na to, co chciałem jej pokazać.
– Jest jeszcze cały sezon, noga ci się zagoi. – Wyjęła aparat, i wówczas uświadomiłem sobie, jak dużo czasu minęło od kiedy go widziałem. Nawet nie zdążyłem zdać sobie sprawy z tego, ile mieści się w nim naszych wspomnień. Niewiarygodne, jak za tym tęskniłem. To spowodowało, że uśmiechnąłem się ukradkowo.
Robiła te swoje zdjęcia jak za starych dobrych czasów, jakkolwiek staro by to nie brzmiało.
I w tym momencie rozległ się nawołujący krzyk mówiący Lena. Nat Craver ją wzywał i jego twarz sugerowałaby, że ma jej coś do powiedzenia.
Lena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz