Kolejna możliwość zrozumienia sytuacji, w jakiej
znalazł się Hayden, przepadła niczym kamień w wodę. Westchnął ciężko,
przeciągle i głośno, w międzyczasie przeczesując palcami blond grzywkę. Nie
tylko on był zaskoczony tą niespodziewaną wizytą. Opiekun, lekarz, psychiatra? Na
pewno nieprzychylnie na niego patrzył.
- Brian Kang, przyjaciel oraz opiekun Haydena. –
podał mężczyźnie dłoń, lecz ten jakby jej nie zauważył i wszedł w głąb domu.
Zirytował się. Chciał być miły, uczynny, ale
widocznie tak się nie dało, jeśli na drodze stawał gbur, uważający się za kogoś
bardziej wartościowego. Zabawne. Umrzesz i wszyscy zapominają o twoich dobrych
uczynkach, więc po co ten cały cyrk oraz utrudnianie innym życia? Dlatego
właśnie Brian nienawidził dużej ilości ludzi.
- Patrząc na twoją twarz, to śmiało mogę stwierdzić,
że jesteś wprowadzony w chorobę Haydena. – Mężczyzna ściągnął z siebie płaszcz,
kładąc go na oparciu kanapy, ponownie zwracając się w ich stronę. – Twoja oraz
moja obecność na pewno jest niewygodna
dla Haydena, więc pozwól „opiekunie”, iż zabiorę go do osobnego pokoju. Muszę z
nim porozmawiać.
Kang zmrużył oczy, w myślach licząc mijające sekundy.
Zbyt łatwo dał się zirytować. Facet w tym momencie może i wygrał, lecz
następnym razem nie pójdzie mu tak łatwo. Na razie pozostało mu odprowadzenie
ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli za drzwiami jednego z pokoi na piętrze. Został
sam. Teraz poczuł pustkę tego domu. Nie mając lepszego zajęcia, postanowił
pokręcić się po salonie. Nie wiedząc, jak długo zajmie im owa rozmowa, skanował
wzrokiem każdy najmniejszy detal. Obrazy, których autorów starał się skojarzyć;
meble, urzekające swą prostoliniowością. Uwagę Briana przykuło zdjęcie stojące
na komodzie z ciemnego drewna, oprawione w srebrną ramkę ze zdobieniami. Ujął
je w dłonie, by po chwili się uśmiechnąć z rozczuleniem. Zdjęcie zostało na
pewno zrobione w pobliskim ogrodzie. Uśmiechnięty od ucha do ucha młody Lavell
jednym ramieniem obejmował starszą kobietę, zaś wolną dłonią trzymał jej dłoń.
Zastanowił się, ile chłopak mógł mieć lat podczas robienia tego zdjęcia. Krótsze
włosy odmieniały jego twarz.
Czy fotografia została zrobiona po śmierci Luhana?
Pomimo ciekawości, sumienie nie pozwoliło mu nawet
myśleć o momencie, kiedy o to zapyta. Kiedyś na pewno, ale jeszcze nie teraz.
Spojrzał na zamknięte drzwi, za którymi się
znajdowali. Rozmowa trwała zbyt długo, przez co obawy Briana rosły z każdą
sekundą. Zmartwił się tym, że facet mógł wmówić coś nieodpowiedniego do obecnej
sytuacji. Nie mógł na to pozwolić. Po cichu pokonał paręnaście schodków
prowadzących na piętro i wszedł do pomieszczenia bez ówczesnego pukania, bądź
nawet krótkiej chwili podsłuchu. Ci zamilkli, widocznie zdziwieni.
- Brian, coś się stało? – Zapytał Hayden zauważając,
jak starszy mierzy złowrogim spojrzeniem lekarza siedzącego przed chłopakiem.
- Co zdążył pan mu już wmówić? – Zapytał ostrym
tonem, mając okropną chęć wyrzucić tego faceta przez okno. Choćby zamknięte. – Ze
jest niezdolny do życia w społeczeństwie? Znowu go pan chce odciąć od świata? To
tylko pogorszy obecny stan. Hayden musi się nauczyć przebywać wśród ludzi. Musi
w końcu zrozumieć, że przeszłość nie jest ważna, ale zamykając go wśród
wariatów, zostanie utwierdzony w przekonaniu, iż jest psychiczny! Nie o to
chodzi w leczeniu, prawda? Nie jestem ekspertem, o chorobie wyczytałem z
książek oraz Internetu, przyznaję, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że DID
nie jest końcem świata. Dla mnie ciężko to nazwać chorobą. Nie zostanie z tym
sam. Nawet jeśli miałbym rzucić szkołę, przeprowadzić się, pomogę mu, ale za
nic na świecie nie pozwolę zamknąć w czterech ścianach. – Pozwolił ujść swoim
emocjom, aczkolwiek jeszcze nie skończył, wzrokiem nadal gromiąc mężczyznę,
który chciał coś wtrącić. – Nie boję się ani Haydena, ani drugiej osobowości. Doskonale
wiem, w jakiej znajduję się sytuacji, ale znalazłem się w niej na własne
życzenie, ponieważ coś mu obiecałem. Pomimo jego pesymistycznego podejścia.
Lavella zatkało, zaś trzydziestolatek uśmiechnął się
kpiąco, wstając z miejsca. Zbliżył się do Kanga, przyjmując obojętną postawę, z
dłońmi w kieszeniach spodni.
- Rozumiem twoje poświęcenie, ale chyba nie zdajesz
sobie sprawy z jednej rzeczy. To Hayden decyduje o sobie, a nie ty. – Przechylił
głowę nieco w bok, nie pozbywając się tego jakże irytującego uśmieszku, po czym
zwrócił się do wmurowanego chłopaka. – Jeśli będziesz pewien swojej decyzji,
zadzwoń. Pamiętaj, co będzie dla ciebie najlepsze.
Po tych słowach opuścił pokój, a nastolatek ruszył
za nim, by go odprowadzić do wyjścia. Ponownie Brian został sam. W tej chwili
miał jeszcze większą ochotę skręcić kark temu manipulantowi. Postanowił jednak
nie wszczynać kłótni, dla Haydena. Uspokoił swoje nerwy oraz myśli, dopiero po
dłuższej chwili opuszczając pomieszczenie. Przystanął na samym szczycie schodów
patrząc na zamykające się drzwi wyjściowe oraz stojącego przy nich chłopaka.
Kiedy Lavell się odwrócił, uniósł wzrok na starszego, czując narastającą gule w
gardle.
- Brian… - Wypowiedział jego imię tak niepewnie,
jakoby by było zakazane. – Wróć do Kalifornii. Tak będzie dla nas najlepiej.
Wróć do Kalifornii? Paręnaście minut temu wyznał mu,
że bez niego nie da sobie rady. Zdążył się już przyzwyczaić do tej zmienności.
Zszedł niespiesznie po schodach, nie odrywając wzroku od chłopaka, który
odsunął się od walizki starszego, ba, zaczął przechodzić na drugą stronę
salonu, jakby poczuł się zagrożony.
Gdy postawił nogę na parterze, nie skierował się do
swojej walizki. Bez słowa zmierzył w kierunku Haydena, chwiejnie stawiającego kolejne
kroki w tył..
- Nie podchodź, proszę. Wracaj do Kalifornii. –
Drżący głos, panika w oczach, objawy strachu oraz obawy przed czymś. Przed
czym? Kiedy natrafił na komodę, uniemożliwiającą mu dalsze cofanie się,
wyciągnął przed siebie dłoń, zaś ciche słowa zamieniły się w krzyk. – Nie zbliżaj
się!
Kang puścił jego prośby i krzyki mimo uszu. Ujął wyciągniętą
dłoń chłopaka w swoją, po czym drugim ramieniem mocno objął, nie pozwalając już
nigdzie uciec. Nastolatek szarpnął się tylko raz.
- Czego nie rozumiesz? – Zapytał płaczliwie, czołem
opierając się o pierś starszego.
- A czego ty nie rozumiesz? – Skontrował Brian,
opierając brodę na czubku jego głowy. – Powiedziałem raz. Powiem drugi, ale nie
każ mi się znowu powtarzać, bo skopię ci dupę. Powiedziałem, że zostanę z tobą
na zawsze, tak? Której części tej obietnicy nie ogarnąłeś? Ja się przestałem bać,
więc ty też musisz. Zapomnij o przeszłości, która, według ciebie, stała się
przyczyną obecnych zdarzeń. Ubzdurałeś
sobie, iż stanie się to samo, co z Luhanem. Wiem, że to będzie trudne, ale jeśli
nadal będziesz wszystko odnosił do tamtych zdarzeń, będziesz stał w miejscu, a
ja wtedy nie pomogę. Musisz chcieć zmienić teraźniejszość oraz przyszłość. Nikt
za ciebie tego nie zrobi. – Urwał na chwilę, przenosząc wzrok na jedyne zdjęcie
w pokoju. – Obiecaj mi. Obiecaj na imię kobiety, która sprawiła, że jesteś wspaniałym
człowiekiem, zasługującym na życie.
~ * ~
Garstka czarnej ziemi opadła na drewniane wieko
trumny, wywołując charakterystyczny dźwięk. Zaraz za nią spadła biała lilia.
Symbol czystości oraz Zmartwychwstania. Po tym, w akompaniamencie muzyki, grób
był zakopywany. Ceremonia była mała, cicha, bez zbędnych tłumów. Tylko
najbliżsi.
Brian wrócił na miejsce tuż obok Haydena i splótł
razem palce ich dłoni. Chłopak był dosłownie wyprany z uczuć. Żadnych łez,
smutnych słów, jedynie patrzył. Wspominał te wszystkie cudowne chwile, te złe
odkładając na bok. W pewnej chwili mocniej ścisnął dłoń Kanga upewniając się,
że nadal przy nim jest.
Kiedy wszyscy się rozeszli, oni zostali. Brian
pozostawił nastolatka samego, oddalając się znacznie, aby go nie rozpraszać.
Lavell usiadł na trawie, chowając twarz w dłoniach. Dopiero teraz pozwolił
sobie na jakiekolwiek uczucia.
~ * ~
Po powrocie do domu obaj zasiedli przy stole w
kuchni zastanawiając się nad czymś do jedzenia. Brianowi udało się namówić
chłopaka na pizzę zapełnioną wszelkiego rodzaju mięsem. Mięso, to było coś,
czego już dawno pragnął. Aż prawie się obślinił na samą myśl wgryzienia się w
taki smakowity kawałek, lecz musieli trochę na to poczekać.
Lavell niewiele mówił, nie patrzył nawet na starszego.
Kangowi też było cholernie ciężko, lecz musiał go zapytać o jedną rzecz. To
było nieuniknione.
- Hayden? – Zapytał cicho, zaś oczy chłopaka dopiero
po dłuższej chwili nań spojrzały. – Wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale
muszę to wiedzieć. Co postanowiłeś?
Młodszy od razu uciekł wzrokiem gdzieś w bok, zaraz
odburkując, iż musi się przebrać. Wstał z krzesła, z zamiarem opuszczenia
kuchni, aczkolwiek Brian znajdował się w strategicznym miejscu. Przy wyjściu na
korytarz. Złapał go za rękę i siłą usadził na swoich kolanach. Ramionami objął
go w pasie, dłonie splatając ze sobą. Zerknął na niego z boku, jednak dzieciak
chował się za swoją opadającą grzywką. Nie poprawiał jej, więc naprawdę był w
tragicznym stanie emocjonalnym.
- Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, to poprowadzę
monolog, okej? – Brak odpowiedzi odebrał westchnięciem. – Chcę ci powiedzieć,
że niezależnie od twojego wyboru nadal przy tobie będę, ale musisz być świadomy
tego, że jeśli uciekniesz od tego świata. Od teraźniejszości, to nasze relacje
staną się cholernie ograniczone. Nie chcę tego. Wiesz, chyba się w tobie
zakochałem. A może to zadurzenie? Aish, ciężko mi odróżnić te dwa stany, bo
pierwszy raz się tak czuję. Myślę o Haydenie dzień i noc. W momencie, gdy przy
nim się znajdowałem, świat nie wydawał się taki zły. Czułem się lepiej.
Psychicznie, fizycznie. A Ty? Jak się przy mnie czujesz? Nie licząc porannych
nienawiści. – Uśmiechnął się lekko, uważnie obserwując reakcje chłopaka. – Teraz,
jak o tym mówię, to wydaje mi się, że nie jestem zadurzony, a wręcz zakochany.
Albo miłość od pierwszego wejrzenia? Co sądzisz, hm? – Podrzucił go lekko na
kolanach, robiąc dziecięcego konika. Jedną z dłoni zaczesał jego grzywkę do
tyłu. Ciemnoniebieskie oczy chłopaka błyszczały. Błyszczały przez płachtę łez
oraz padające na nie światło lampy. – Uważasz, że powinienem w końcu powiedzieć
saranghae?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz