3.11.2017

Od Aleca C.D Leny

   W mojej głowie powoli nie starczało miejsce na myśli. I to przyczyniało się do tego, że o większości rzeczach po prostu zapominałem, bo nie miałem czasu ani siły nad nimi rozprawiać; nad tym, co ważne i mniej ważne.
   Ten Alvaro podporządkował sobie Lenę, jednak jej zachowanie w jego obecności nie dawało mi powodów do tego, bym myślał, że jest do czegokolwiek zmuszana. To, co widziałem na jej ustach wtedy, to była autentyczna radość. Przy okazji przyłapywałem się na dziwnie niewygodnej myśli, że dobrze zrobiłem, biorąc tę książkę ze sobą. Sprawiłem, że mogłem przez ten jeden, krótki moment oddać się rozmowie z Leną, mimo że była tak niezręczna, że... a, szkoda gadać. Naprawdę szkoda gadać.
   Nim zdążyłem zrozumieć, że zostałem jedyną duszą w korytarzu, znów usłyszałem kroki. Ich odgłosy w pustej przestrzeni, zwielokrotniane przez warstwy echa, były głośniejsze niż się wydawało. Powędrowałem spojrzeniem w tamtą stronę i poczułem zaledwie najlżejszy ślad zaskoczenia, gdy ujrzałem podchodzącego do mnie Alvaro. Odchyliłem do tyłu głowę, wzdychając głośno, a potem znów powróciła ona do normalnej pozycji, skierowana w stronę mężczyzny. Mam nadzieję, że zbyt dosadnie nie pokazałem tego, jak bardzo nie chcę mi się wdawać z nim w dyskusję.
   – Mamy sobie do pogadania – rzucił stanowczo, a ja podniosłem brew do góry. Jednak moja granica między zdziwieniem a kpiną była dosyć cienka. Myślę, że stopień naszej barwnej znajomości pozwalał mi na roześmianie mu się w twarz, ale zachowałem to na właściwy moment. Bardziej właściwy.
   – Ale nie tu – kontynuował, rozglądając się w taki sposób, że najbliżej stojący człowiek, który nie jest zaangażowany w tę rozmowę, wziąłby go za podejrzanego. Zresztą podzieliłbym jego uczucia, sam nie byłem pewien, czego może ode mnie tym razem chcieć. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek zrobił z siebie przeszkodę na jego drodze do szczęścia.
   – To gdzie? Zabierzesz mnie w jakieś tajemnicze miejsce? – Przechyliłem głowę, marszcząc brwi nieznacznie.
   – Jeszcze chwila, a nie wrócisz stamtąd... – zagroził, zaciskając zęby, a ja tylko zaklaskałem mu w odpowiedzi, czując, jak powietrze wokoło gęstnieje. Potem całkiem zbił mnie z tropu, gdy jego twarz przeciął uśmiech. – Nie, nie zrobię tego. – Pokręcił głową, jakby zachował w sobie resztki człowieczeństwa.
   – Mogę już iść?
   – Nie. Pogadamy sobie chwilę. Tylko chodź za mną – powiedział, nie zwracając nawet uwagi na to, czy podążam za nim. Sam nie potrafiłem wtedy zrozumieć, co mnie podkusiło, ale to zrobiłem: poszedłem w ślad za mężczyzną.
***
   Wsiedliśmy do jego czarnego samochodu, a potem, w czasie jazdy, cały pojazd obezwładniło złowrogie milczenie. Nie spodziewałem się, że za chwilę zostanę dźgnięty nożem albo uduszony, to byłby zwyczajny błąd kierowcy. A ja, o dziwo, o dziwo... nie dostrzegałem w nim kogoś takiego. Kogokolwiek, ale nie mordercę.
   – Gdzie mnie zabierasz? – Chciałem dopowiedzieć na pierwszą randkę, ale powstrzymałem się.
   – Kawiarnia. – Cóż za miła odmiana.
   Niebo już dawno spowił mrok. Nie wiadomo kiedy. Wysiedliśmy z hukiem zamykanych drzwi i resztę drogi poprowadził mnie on. Nie wiedziałem, co myśleć, ale to, co już na pewno wiedziałem, to to, że będzie chodziło o Lenę. Zawsze myślałem o niej, gdy w pobliżu był ten kretyn. Jednocześnie nie potrafiłem tego uzasadnić...
   – Wypijesz coś? – spytał o to jakby nigdy nic. W głowie mignął mi nawet pomysł, że on w ogóle zapomniał, dlaczego tu jesteśmy. Zachowywał pozory, i to wydawało mi się na tę chwilę najbystrzejszym spostrzeżeniem.
   Pokręciłem głową, ale Noah zbył mnie milczeniem. Zamówił dwie espresso i już wiedziałem, że tego nie tknę. Nie dlatego, ze nie przepadałem za tym rodzajem, po prostu on pozwalał sobie za dużo i to uczucie poirytowania wkrótce pulsowało w całym moim wnętrzu.
   – Trudno o tobie cokolwiek powiedzieć, Talbot. – Nie wnikałem, skąd zna moje nazwisko. Wnikałem w to, co ma mi do przekazania, i to okazało się po chwili zastanowienia dziecinnie proste.
   – Taki już ze mnie skomplikowany mechanizm. – Wzruszyłem ramionami, pozostając w neutralnej strefie. Na razie.
   – Przyszedłem tu po coś. Powiem wprost: zostaw Lenę. Po prostu się do niej nie odzywaj... Dostaniesz, co chcesz. – Niespodziewanie te pytanie sprawiło, ze ściągnąłem ostro brwi i to złożyło się na prawdziwy wyraz zdenerwowania. Oczekiwałem, że powie wszystko inne, ale nie to. Chyba śni, myśląc, że jestem taki łatwy, jeśli chodzi o przekonywanie. Nie, teraz nie potrzebowałem żadnych korzyści dla siebie, nie z takiego układu. Moją korzyścią jest Lena i niestety ona nie obejmuje oferty.
   – Dlaczego? – Mimo szalejących myśli, zachowałem spokój, i taki właśnie był mój głos.
   – Wiem, że mi nie uwierzysz, ale... ona mi się spodobała. Spodobała i to cholernie. Jestem taki, że chciałbym mieć ją na wyłączność. Po co ma patrzeć, jak ktoś taki jak ty ją zlewa? Ona cierpi. Widzę to. Przestań, zakończ to.
   Pieprzony egoista. O dziwo bardziej niż powodem naszego spotkania przejmowałem się tym, jak wobec Leny się zachowuje. Naprawdę tak było? Nie znalazłem odpowiedzi na te pytanie, ale... ale nie mogłem się uwolnić od czegoś, co siedziało we mnie. Ból. Nieprzyjemny, dołujący ból. 
   Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo znów wszedł mi w słowo:
   – Inaczej... mam inne środki, żeby cię przekonać. Widziałeś ten samochód? Kosztuje dwa razy więcej niż wynajęcie odpowiednich osób, które potrafią radzić sobie z takimi jak ty. Nieugiętymi chłopakami, którzy sami nie wiedzą, dlaczego się spierają. – Uśmiechnął się pocieszająco, ale ten uśmiech był jednocześnie taki paskudny i fałszywy, że automatycznie miałem ochotę przestać robić to samo. Nieważne jak bardzo Lena by chciała to zobaczyć. Po prostu uśmiechy w tamtym momencie nieodwracalnie mi zbrzydły.
   – Więc tak... – ciągnął – jeśli od jutra zobaczę cię z Leną chociaż raz, wynajmę taką osobę. A wtedy powiem, że zostawiłeś ją - biedną, słodką Lenę, która jako jedyna chciała się z tobą zaprzyjaźnić. Zrobi jej się smutno, ale od czego jestem ja? Żeby ją pocieszyć. – Noah niemalże szeptał.
   Pocieszyć? Zrobiłbym to dwa razy lepiej, ty pieprzony amatorze. A poza tym... groźby miał dobrze wyćwiczone. Mimo że na zewnątrz wydaje się, że z niego kpię, w jego oczach drzemało coś dziwnego, gdy mówił o groźbach. Coś nienaturalnego i zmuszającego mnie do stwierdzenia, że powinienem się obawiać.
   Wyszedłem, słysząc, jak z oddali Noah dopowiada: pamiętaj o moich słowach.
***
   Przez cały kolejny dzień odwracałem się za siebie, odnosząc wrażenie, że bezustannie ktoś mnie obserwuje. Mogłem podejrzewać każdego. I tak naprawdę musiało minąć popołudnie, by wszyscy porozchodzili się po swoich pokojach. Czekałem na moment, kiedy na korytarzu zostanie tylko powietrze. Doskonale wiedziałem, kiedy Lena kończyła zajęcia, i że mieszka zataz obok mnie, więc zdobyłem się na niezwykle odważny, a zarazem głupi krok: zaciągnąć blondynkę do pokoju. Musiałem z nią pogadać; postanowiłem, że to priorytet numer jeden. Zrozumiałem, że bardziej niż swoje bezpieczeństwo cenię ostrzeżenie koleżanki przed tym, z kim się zadaje.
   Będąc w pokoju, za uchylonymi drzwiami mojego pokoju, podjąłem ogromne ryzyko, mając nadzieję, że tym kimś, kogo teraz niespodziewanie złapię za rękę i wciągnę do siebie, będzie Lena.
   Usłyszałem kroki. Już, teraz. Jeśli się pomylę, wyjdę na kompletnego debila.
   Wychyliłem się, wciągając osobę za rękę do mojego pokoju, i bez spojrzenia na to, jaką osobę tu przywiodłem, przygwoździłem kurczowo do ściany. Wtedy się dowiedziałem. To była Lena, i nie ukrywałem nawet ulgi, podczas gdy przestraszona dziewczyna łapała powietrze. Zdałem sobie wówczas sprawę, że nasze twarze dzieli zaledwie paręnaście centymetrów. A tam, twarze. Ciała. Gorąc jej oddechu muskał mnie w szyję, kiedy nachylałem się nad nią.
   – Nie obchodzi mnie teraz czy chcesz ze mną rozmawiać, czy nie. – Zmarszczyłem brwi, ale mój głos nie był tak samo spokojny jak zawsze. Czułem jakby ten moment miał za chwilę ulec autodestrukcji, i ta świadomość pospieszała mnie oraz krążące myśli.
   Mój wyraz twarzy był przejęty. Odkąd Noah stwierdził kilka - może - faktów o mnie, nie potrafiłem nie zwracać uwagi na to, co robię.
   – Lena... – przechyliłem nieco głowę, czując obezwładniające gorąco bliskości naszych ciał. Zastygłem; nie mogłem wykonać ruchu, i przez to trwaliśmy w jednej pozycji. Chciałem jak najszybciej jej to, do cholery, powiedzieć. – Noah mi groził – wyznałem wprost, dodając: – powiedział, że jeśli nie zerwę z tobą kontaktu, stanie się coś złego. Po prostu musisz wiedzieć, z kim się zadajesz.

Lena? Uwierzysz mu, po tych wszystkich radosnych chwilach spędzonych z Noah'em?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz