3.11.2017

Od Haydena CD Briana

W kompletnym szoku wpatrywałem się w znikające w mroku plecy chłopaka. Przez moment, krótszą niż zwykle sekundę uwierzyłem, że to złość, że Brain, wcale tak nie myśli, ten jednak zacisnął pięści i zniknął mi kompletnie z oczu.
Moja kurtka podwinęła się do góry, a skóra otarła gdy przylgnąłem do metalowej bramy opadając na zimną ziemię.

Masz to czego chciałeś, warto było?
Warto, teraz wrócę tam gdzie moje miejsce.
Co masz na myśli?
Dobrze wiesz, on miał rację.

Zaprzestałem dyskusji ze swoim wiecznym towarzyszem zakrywając twarz dłońmi, on miał rację. Brain miał rację mówiąc, że z tego psychola nie powinienem nigdy wychodzić.

Życie nie jest tego warte.
Życie jest warte jeszcze mniej, niż Ci się wydaje.

Podkuliłem kolana pod brodę wstrzymując w płucach powietrze. Co zostało człowiekowi, który zabił dwoje ludzi, zranił dotkliwie jednego chłopaka, kolejnego wywalił ze szkoły i nawet nie umie pomóc własnej matce obarczając ją jeszcze większymi problemami finansowymi. Skuliłem się jeszcze bardziej, gdy zimny podmuch wiatru przeszył moje ciało.
- Ja nie chciałem... - szepnąłem cicho, łzy zaczęły wolno spływać po moich policzkach kiedy wlepiając wzrok we własne buty dochodziłem do coraz gorszych wniosków.

Wracaj do szkoły.

Dźwignąłem na nogach ociężałe ciało wbijając palce w siatkę. Ostry materiał rozciął skórę na moich palcach.

***

Droga do szkoły nie należała do najlepszych, łzy hamowane przez wiatr skutecznie zamazywały mi widok, wsunąłem ręce pod bluzę naciągając ją mocniej na umazaną krwią z dłoni, białą koszulkę. Zadowolony z wolności jaką zyskam zamykając się w pokoju przemierzałem z wolna jaśniejące korytarze słysząc jak budynek budzi się do życia.
- Hayden? - niski, męski głos dotarł do mnie zza plecy, ten właśnie głos, który oznaczał jedno.
Kłopoty, kłopoty, które dadzą mi wolnoć.
- Tak? - wcisnąłem dłonie do kieszeni bluzy, którą pośpiesznie zapiąłem.
- Widzę ranny ptaszek z Ciebie - uśmiechnął się dyrektor, patrząc na mnie ze współczuciem - Jesteś zmęczony? - pokiwałem głową.
- Pierwsze dni, dużo wrażeń - nie było mnie stać by odwzajemnić gest mężczyzny, patrzyłem jedynie tępo na jego elegancki ubiór, chcąc zakończyć rozmowę.
- Chłopcze, ja również nie przynoszę dobrych wieści, jutro do naszej szkoły przyjedzie komisja w sprawie Briana Kanga, w której brałeś udział. Będziesz musiał powiedzieć co się wydarzyło i co widziałeś - całe moje ciało drgnęło nerwowo gdy dyrektor wypowiedział imię Azjaty.
- Dyrektorze, to nie wina Briana... - zacząłem - Naprawdę nie - po raz kolejny cały widok zamazała mi gęsta mgła.
- Nie rozumiem... - zaczął patrząc na mnie łagodnie.
- Ludzie nie mogą ponosić winy za coś czego nie zrobili, prawda? Muszę z panem porozmawiać, chcę panu powiedzieć jak to było naprawdę... - walczyłem z chęcią wybuchnięcia płaczem, walczyłem z chęcią zakopania się pod ziemię
- Powiesz wszystko dzisiaj na komisji, zbiera się o dziesiątej rano, Adrian też tam będzie, wszytko sobie wyjaśnimy - odparł mierząc mnie wzrokiem. Skinąłem głową pociągając nerwowo nosem i odpuszczając sobie wszystkie inne uprzejmości odwróciłem się na pięcie idąc do swojego pokoju. Rzuciłem spojrzenie na zegarek, który wskazywał 08:30, trzeba się dobrze przygotować.  Podszedłem do niebieskiej szafki wyjmując z niej brązową torbę, od której wszystko się zaczęło. Powoli wyciągnąłem zawartość aż dokopałem się do średniej rozmiarów teczki przepełnionej papierami. Jeden z nich był szczególnie ważny.
Wyjąłem koszulkę z przyklejoną do niej kartką, na której wielkimi literami widniał napis "ODWOŁANIE"


Pamiętaj Haydenie, jeśli kiedykolwiek poczujesz, że nie dasz rady, kiedy pomyślisz, że wszystko zaszło za daleko zanieś to dyrektorowi. Nie wiem czym to się skończy, ale dzięki niemu będziesz mógł odejść ze szkoły i wrócić do mnie - psychiatra podał 15-latkowi plik kartek żegnając go ciepłym uśmiechem i słowami "Wszystko będzie dobrze"

- Nic nie jest dobrze, nie wytrzymałem nawet miesiąca, może faktycznie nie nadaję się do prawdziwego życia.

Nie nadajesz się nigdzie.

Odłożyłem papiery na bok wygrzebując z niej również podanie o chorobie i pobycie w szpitalu psychiatrycznym, wszystkie te dokumenty poza odwołaniem miał dyrektor, ale lepiej mieć wszystko pod ręką. Przetarłem zmęczone oczy, które co chwila łzawiły, gorące szlaczki na moich policzkach jakby wolno wypalały mi skórę. Spojrzałem na wypełnioną ubraniami szafę, ostatnia rzecz o jakiej myślałem to w co ubrać się na spotkanie ze szkolnym dyrektorstwem i tymi ludźmi. Wyjąłem białą koszulę z kołnierzem, czarną marynarkę i również czarne spodnie. Odwróciłem się do niewielkiego lusterka patrząc na zapuchnięte, czerwone oczy i sine usta, dokładnie umyłem ręce zapominając o tym wcześniej. Gotowy zabrałem papiery i ruszyłem pod dyrektorski gabinet.
Nie rozumiałem po co to wszystko ta zabawa w pseudo sąd przed faktycznym spotkaniem Briana z komisją, czy czymkolwiek. Jeśli to jednak miało pozwolić mi wrócić, to byłem gotowy na wszystko.
Zapukałem dwukrotnie w drzwi, które otworzył mi Pan Truman.
- Jesteś gotowy Hayden? Czekamy na Ciebie - pokiwałem głową i wszedłem do środka. Jasne pomieszczenie podrażniło mi oczy, tak, że musiałem skupić się na czarnym krześle przede mną nie zwracając uwagi na dyrektorstwo, które przechodząc od razu do rzeczy spytało mnie o moją wersję wydarzeń. Streściłem im wszystko w ten sam sposób, żeby moja wersja była zbieżna z wersją Briana, z tym, że ja podkreślałem wagę swojej choroby.
- Skoro jesteś psychiczny, to kto Cie tu wpuścił? - warknął Adrian, który od początku próbował zwalić na mnie całą winę.
- T-też się zastanawiam - uśmiechnąłem się do chłopaka  - Dlatego w pełni świadomy swoich czynów proszę o przyjęcie mojego odwołania, nie jestem gotów do życia między ludźmi - szepnąłem cytując wczorajsze słowa Briana, który ani razu nie zabrał głosu w tej sprawie ani razu.
- Szczerze mówiąc nieco rozjaśniłeś nam całą sprawę. Pomyślimy co z Tobą zrobić, co nie zmienia faktu, że Brian otrzyma karę za swoje zachowanie.
- Nie chcę, żeby ktoś rezygnował ze swoich marzeń, przez ludzi tak psychicznych jak ja - próbując zachować powagę w głosie odwzajemniałem spojrzenie pana Williama, który wzdychając głośno dał do zrozumienia, że nie wie co z nami zrobić.
- Hayden, Brian proszę wróćcie na lekcje. Hayden, skontaktujemy się w najbliższym czasie z Twoim psychiatrą i... i rozwiążemy problem - szepnął zgarniając wszystkie doniesione przeze mnie dokumenty. Nie oczekiwałem dalszego rozwoju wydarzeń, opuściłem drzwi by zaraz za mną ruszyli Brian i Adrian, w których oczy nie miałem sumienia spojrzeć.  Zacisnąłem dłoń ma materiale koszuli chcąc wrócić na lekcję i jak najlepiej spędzić ostatnie dni szkoły.

Ostatnie dni życia, chciałeś powiedzieć.

Popędziłem na górę i tak już spóźniony na zajęcia z wokalu, nie zwracałem już uwagi na Azjatę w głowie przypominając sobie tekst przygotowanej piosenki. Kiedy tylko nauczyciel spytał kto jest chętny wstałem z miejsca zbierając sobie wszystkie siły.
Każdy krok stawał się dla mnie szczególnym wyzwaniem, moją głowę przejęły myśli związane z ostatnimi wydarzeniami. Każdy krok był jak odchodzące wspomnienie, zanikające twarze ludzi, których tu poznałem, osuwające się gdzieś w tył wszystkie zajęcia, to jak wiele na nich się nauczyłem. Przysiadając przy instrumencie zrozumiałem, że nie chcę tego kończyć, że nie chcę ich wszystkich zostawiać, ale jaki sens miało błądzenie w tej pustej codzienności gdy przez Ciebie szansę na spełnienie marzeń straci ktoś... Normalny.
- Hayden? Możesz zaczynać - pokiwałem głową i zacząłem grać, mój głos łamał się i drżał bym w końcu poddał się wszystkim wrażeniom.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz