***
Podczas tańca czułem, jakbym absolutnie nic nie planował. Rytmiczna, zachęcająca muzyka powodowała, nawet nie myślałem, co robię. Wszystko działo się jak z automatu, i to był aspekt, który w tańcu kochałem. Pasja odrywała mnie od rzeczywistości, a miarowy i pociągający dźwięk poruszał moimi kończynami. Lucia jako partnerka sprawdziła się nad wyraz dobrze. Dobrze jak na osobę, której w ogóle nie znam, a mimo to moje obroty i manewry współgrały z jej niczym jedna harmonia.Gdy zakończyliśmy to, co ułożyliśmy wspólnie, otarłem pot z czoła i starałem się chwytać większe hausty powietrza, które uzupełnią płuca. Na moje usta wkradł się minimalny uśmiech spowodowany aplauzem.
– Nieźle nam poszło, prawda? – rzuciła radośnie dziewczyna, która stała obok mnie. Patrzyła się z zadowoleniem przed siebie, na publiczność, i oddychała szybciej niż norma by na to wskazywała. – Zdaje się, że zapamiętaliśmy wszystko – szepnęła z jeszcze większym podnieceniem, a ja mimowolnie posłałem jej coś na podobieństwo łagodnego uśmiechu.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że połowę układu improwizowaliśmy? – Nie musiałem na nią patrzeć, żeby zaobserwować wyraz niezrozumienia na jej twarzy. Pokiwałem głową, jakbym jeszcze raz chciał utwierdzić dziewczynę w tym przekonaniu.
– Nieźle. – To było ostatnie, co powiedziała, zanim nauczyciel Nat Craver podszedł do nas.
– Naprawdę ciekawe. Postaramy się kiedyś zorganizować konkurs. Miejcie oczy otwarte. – Pokazał kciuka w górę, a potem minął nas bez dodawania żadnego słowa.
Potem sam nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nie miałem pomysłu, i ten moment przepełniał się niezręcznością.
– Później religia? – spytałem, nie będąc w żadnym stopniu pewnym.
– Tak, ale dla mnie to wolna godzina. – Tym razem jej głos był chłodny, obojętny.
– Ateistka? – Jeśli ta dziewczyna faktycznie nią była to jestem w stanie to uszanować. Poza tym jej sprawa. Chociaż nie mogłem pozbyć się myśli, że na pierwszy rzut ona wyglądała mi na kogoś zupełnie innego, niż zagorzała ateistka niewierząca w nic, co nie widzi.
Kiwnięcie głową wyczyściło mój umysł ze spekulacji na jej temat. Automatycznym krokiem wróciliśmy do szatni, by zabrać plecaki, a w idealnym momencie uruchomił się denerwujący dźwięk dzwonka, zwiastujący nic innego jak przerwę.
– Idziemy na kawę? – zaproponowała, a ja bez konieczności spojrzenia na nią pokiwałem twierdząco głową.
– Okej. Jaką lubisz?
– Cokolwiek, byle by było kawą. Uwielbiam kawę. – Znowu się uśmiechnęła, i zdawało mi się, że ten uśmiech zdolny był zarazić wszystkich dookoła. Oprócz mnie.
Tradycyjnie, do automatu nie było żadnych kolejek. Lucia wrzuciła drobniaki i wybrała kawę, a ja po chwili zrobiłem to samo. Znów aromat dostał się do moich nozdrzy, sprawiając, ze rozluźniłem się. Nie wiem jak to się działo, ale zawsze, gdy piłem kawę, czułem, jakby spokój wypełniała mnie niczym narkotyk.
Usiedliśmy na ławkach.
– Opowiesz mi coś o sobie? – Podmuchała kawę, którą obejmowała swoimi dłońmi.
– Nie wolałabyś się sama czegoś dowiedzieć? – spytałem tajemniczo, przechylając głowę. – Nie lubię nikomu ułatwiać.
– Mogłabym, jednakże jestem człowiekiem, a ludzie zazwyczaj lubią sobie odnajdywać łatwiejsze drogi w życiu.
Ciekawa uwaga. Więc moim prostym wnioskiem było to, że Lucia nie należy do osób, które próbują się w jakiejkolwiek sprawie wysilić.
– W takim razie szukaj łatwiejszej. I uważaj, bo możesz ją szybko przegapić. – Mój kącik ust podskoczył do góry, składając się w łagodny uśmiech, który umieściłem na głębokim dnie spisu min Aleca.
Podniosłem się z ławki, dokładnie wiedząc, ile sekund dzieli mnie od wybicia dzwonka. Jednakże wymówienie mojego imienia skutecznie kazało mi się zatrzymać.
Lucia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz