I don't want this moment to ever end
When everything's nothing without you
I'll wait here forever just to
To see you smile
'Cause it's true I am nothing without you
Czasem wydaje nam się, że jesteśmy odważni, że nie boimy się niczego. Bo przecież tak jest, prawda? Nie boimy się ciemności, pająki to dla nas tylko małe zwierzątka, dentysta to kolejny lekarz, a do odpowiedzi przy tablicy czy pobierania krwi potrafimy się przyzwyczaić. Ale co ze strachem, o którym często nie zdajemy sobie sprawy? Nie podejrzewamy nawet, że moglibyśmy się bać tak zwykłych i jednocześnie istotnych dla nas rzeczy, których często nieświadomie unikamy? Co ze szczerymi rozmowami? Z okazywaniem uczuć? Z proszeniem o pomoc najbliższych? Coraz częściej umyślnie zapominamy o tych czynnościach, a przecież są one tak ważne dla nas. Dla naszego człowieczeństwa. To właśnie wtedy, gdy stajemy przed poważną rozmową o uczuciach, o naszych najskrytszych problemach okazuje się, że wcale nie jesteśmy tacy odważni. Że to czego obawiamy się najbardziej to odrzucenie. I bardzo często też samotność, którą ta pociąga za sobą. Boimy się, że zostaniemy zupełnie sami, bez życzliwych nam ludzi dookoła. Czasami nawet z powodu tej obawy potrafimy zamknąć się na znajomości i nie dopuszczać do siebie nikogo, bo przecież lepsza jest samotność z wyboru niż z przymusu, czyż nie? [...] Ale wszystko to zmienia się, gdy ktoś zafunduje nam delikatnie pchnięcie do przodu. Nierzadko jest to po prostu alkohol, który nie tyle sprawia, że ludzie zachowują się dziwnie czy nieprzyzwoicie. Oni wtedy po prostu przestają się bać. Nie czują obawy przed odrzuceniem, samotnością, ukazują otwarcie to co naprawdę czują.
~~~~~~~~~~~~~~
C-co się stało? Gdzie ja jestem? Czemu tu jest tak ciemno?
Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się dookoła, widząc taką ciemność jakbym wcale nie otworzyła oczu. By sprawdzić czy na pewno otworzyłam oczy, dotknęłam twarzy dłońmi, przez przypadek wsadzając sobie palca w oko. Jęknęłam cicho, ponownie się rozglądając z nadzieją, że jednak coś dostrzegę. Ale ta ciemność była tak nieprzenikniona, że nie byłam w stanie zobaczyć nawet własnej ręki, którą wyciągnęłam przed siebie.
Gdzie ja jestem...? I dlaczego tu jest tak cholernie zimno...
Drżałam na całym ciele odkąd tylko otworzyłam oczy. Nie było tu wiatru, jednak czułam jak lodowate powietrze sunie po moim nagim ciele, wywołując gęsią skórkę. Cisza, pustka i ciemność. To było jedyne co mnie otaczało. Nic poza tym. Dotknęłam delikatnie dłonią podłoża, na którym siedziałam. Kiedy tylko opuszki moich palców zetknęły się z powierzchnią płaską jak lustro i jednocześnie zimną jak lód, do moich uszu dotarły jakieś ciche dźwięki. Nagle z drugiej strony też dotarł do mnie jakiś dźwięk, ale była pewna, że są to ciche kroki, więc odwróciłam się w tamtą stronę gwałtownie. Otworzyłam szerzej oczy, widząc wysoką postać, oświetloną z góry niczym anioł. Mężczyzna patrzył prosto w moje tęczówki, podchodząc powoli, krok po kroku. Omiotłam krótkim spojrzeniem całego jego ciało, by mieć pewność, że naprawdę to jest On. Ale to naprawdę był On. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości, dlatego moje ciało, zupełnie sprzecznie z moimi myślami, uniosło mnie na równe nogi i poniosło w stronę postaci. Wyciągnęłam przed siebie rękę, najdalej jak tylko potrafiłam, jednak nim moje palce zetknęły się chociażby z ubraniem chłopaka, sylwetka rozprysła się na tysiące jasnych drobinek. Bezwładnie runęłam na kolana, uderzając nimi boleśnie w twardą powierzchnię.
Trwałam nieruchomo wpatrzona w ciemność, z której dochodziło trzaskanie. Nim zdążyłam zrozumieć, że dźwięki pędzą w moją stronę czy chociażby unieść głowę, podłoże, na którym spoczywałam, pękło, wpuszczając mnie w kolejną otchłań ciemności.
Bez najmniejszego piśnięcia spadałam bezwładnie, wpatrzona w nicość, która mnie otaczała. W pewnym jednak momencie coś zaczęło się zmieniać, ale była to krótka chwila, po której ze szczękiem zębów, uderzyłam w coś twardego. Powietrze uszło z moich płuc, jakby ktoś przebił je igłą jak gumowego balonika. Przez dłuższą chwilę nie mogłam nabrać powietrza, tak jakby na mojej klatce piersiowej ktoś położył jakiś odważnik, ważący przynajmniej tonę.
Kiedy odzyskałam oddech, drgnęłam gwałtownie, słysząc w oddali jakieś rozmowy. Uniosłam jedną rękę, mając wrażenie jakby ważyła przynajmniej dziesięć kilo, podobnie każdy następny ruch, wykonywałam wszystko powoli, jak gdyby moje ciało obwieszone było ze wszystkich stron ciężarami.
Co się ze mną dzieje....
Odwróciłam głowę w stronę głosów, które coraz bardziej się nasilały. Zmrużyłam oczy, przysłaniając je dodatkowo ręką. Gwałtowne przejście z zupełnej ciemności do tak jasnego światła, sprawiło, że moje źrenice zmniejszyły się gwałtownie, lecz mimo to potrzebowałam, żeby przyzwyczaić się do jasnego światła. Zaczęłam powoli opuszczać dłoń, odkrywając skąd biorą się rozmowy. Kiedy zrozumiałam jaki obraz mam przed sobą, nie rozumiejąc do końca co, skąd i dlaczego.
Stałam w przedpokoju wpatrując się w dwie kobiety, które siłą wpychały dwie małe dziewczynki do pokoju. Było widać, że młodsza kobieta dużo przeszła w niedalekim czasie, zaczerwienione oczy, świadczyły o tym, że sporo płakała, podobnie jak rozmazany makijaż. Starsza natomiast zamknęła drzwi, każąc dziewczynkom się pobawić i nie wychodzić dopóki im nie pozwoli. Następnie przeszła ze swoją synową do drugiego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Przez szybę w drzwiach, za którymi bawiły się siostry, widziałam, że młodsza stoi zaraz za kawałkiem drewna, oddzielającego pokój od korytarza. Z przyklejoną do szkła twarzą przysłuchiwała się cichym szlochom, nie rozumiejąc dlaczego jej mama płacze.
Poczułam mocny ścisk w środku, kiedy przypatrywałam się temu całemu zajściu. Zawiał silny wiatr, sprawiając, że zacisnęłam odruchowo powieki. Chłodne podmuchy otuliły mnie szczelnie na krótki moment, a kiedy zniknęły, otworzyłam powoli oczy. Wciąż znajdowałam się w tym samym miejscu, jednak coś się zmieniło. Atmosfera była inna, było ciemniej, w powietrzu unosił się słodki zapach czerwonego barszczu, który znałam tak dobrze. Prawie natychmiast poczułam na języku ten charakterystyczna smak zupy gotowanej bez mięsa. Z jednego z pokoi moich uszu dobiegło nieduże poruszenie wśród zgromadzonych tam. Podeszłam powoli do wejścia i wewnątrz moim oczom ukazała się czwórka ludzi, siedząca dookoła zastawionego świątecznie stołu. Najbliżej wejścia do pomieszczenia siedziała starsza kobieta, ta sama, którą widziałam wcześniej, jednak już sporo starsza. Podobnie było z dwiema siostrami, które siedziały na krzesłach, zerkając na siebie co chwilę. Był też rosły mężczyzna, z samego jego wzroku można było wywnioskować, że czuje się panem tego domu. Zachowanie nie mówiło nic innego. Patrzyłam na młodszą siostrę, która wpatrywała się nieprzytomnym wzrokiem w puste miejsce, jakby widziała tam kogoś, kogo w rzeczywistości nie było. Dobrze wiedziałam, co siedzi w jej głowie. Dlaczego jeszcze jej nie ma? Przecież zawsze już była... Z myśli małą dziewczynkę wyrwała prośba o przeczytanie tradycyjnego wersu z Biblii. Chociaż to był raczej rozkaz, który trzeba było wykonać bez mrugnięcia okiem. Dopiero wtedy dziewczyna ocknęła się i wstała, biorąc w dłonie małą książeczkę i zaczęła dukać słowa, próbując się nie rozpłakać.
Znowu zaczął wiać wiatr, jednak tym razem stałam nieruchomo przyglądając się jak wszystko przebiega w przyśpieszonym tempie. Wigilijna kolacja, wszystkie te potrawy, rozmowy, śmiechy bez radości. Wszystko było takie jak zwykle, a jednak inne, bo bez tej jednej osoby, która przecież była zawsze. Szybkie otwieranie prezentów, telefon i obie siostry zaczęły się szybko zbierać, jeszcze szybciej opuszczając mieszkanie swojej babci.
Tym razem podmuch był tak silny, że skuliłam się w sobie, obawiając się, że po prostu mnie zwieje, do miejsca, do którego nie chcę trafić. Mimo iż nie wiedziałam gdzie aktualnie się znajduję, nie było to w gruncie rzeczy, takie złe otoczenie. Podniosłam powoli głowę, słysząc jak ktoś cicho wymawia moje imię. Kilka kroków przede mną stał On. Natychmiast przycisnęłam dłoń do siebie, gdyby ta znowu chciała mi się wyrwać, wbrew moim myślom. Jednak to nie nastąpiło, oboje patrzyliśmy sobie prosto w oczy, w zupełnej ciszy. Czułam jak od środka powoli wypełnia mnie ciepło, przyjemne uczucie, które zniknęło w jednym momencie, kiedy mężczyzna wyciągnął zza pleców pistolet i wycelował nim we mnie. Chciałam cofnąć się o krok, jednak moje nogi odmówiły posłuszeństwa, jakby zrosły się z tym na czym stałam.
Nie, nie, nie, nie...
Chłopak pociągnął za spust, jego ciało nawet nie drgnęło, gdy kula uderzyła we mnie, odrzucając w tył. Kolejny raz, gdy mnie odepchnął... Nie poleciałam daleko, momentalnie uderzyłam głową i plecami w ścianę budynku. Rozejrzałam się w około, ogarniając wzrokiem niewielki ogródek jednorodzinnego domu. Było ciemno i zimno, stąpałam gołymi stopami po zmrożonym śniegu, spoglądając w niebo usłane gwiazdami. Jednak szybko odwróciłam od nich spojrzenie, moją uwagę ściągnęły gwałtownie otworzone drzwi, z których jak furia wypadła starsza z sióstr, ubrana w płaszcz i z torebką na ramieniu. Młodsza również wyskoczyła, jednak w samej bluzie i spodniach, w których zwyczaj miała chodzić po mieszkaniu.
- Gdzie idziesz? - Zapiszczała młodsza, biegnąc za swoją siostrą i starając się nie zwracać uwagi na śnieg, który wsypywał się do jej papci.
- Do domu. - Fuknęła starsza.
- Przecież to daleko! - Krzyknęła dziewczynka, jednak młoda kobieta nie zwracała na nią uwagi. Opuściła posesję szybkim krokiem, zostawiając zmartwioną siostrę samą z pustym domem. Ponownie zerwał się wiatr, wiedziałam już co ze sobą przynosi, więc spokojnie stałam przyglądając się jak czas przyśpiesza, podwórko pustoszeje, tylko po to, by chwilę potem pojawiło się na nim auto, które również w sekundzie stamtąd zniknęło. Przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech, a kiedy uniosłam powieki stałam w małym, ciemnym pokoiku nad łóżkiem, na którym leżała młodsza z sióstr. Leżała i mimo bardzo później godziny nie spała, tylko trzęsła się ze strachu, przysłuchując się jak na dolnym piętrze domu, jej dziadek przekrzykuje się z jej tatą przez okno. Krzyczeli coś, nie słyszała dokładnie co, ale wiedziała doskonale, że chodzi o jej siostrę, która wylądowała w szpitalu. Dziewczynka obwiniała o to siebie, przecież, gdyby wiedziała, że jej duża siostra wzięła całe opakowanie leków, wcześniej zadzwoniłaby po mamę. Ale nie wiedziała. Nie mogła wiedzieć.
Westchnęłam cicho, czując jak wstrząsa mną szloch, mimo że nie płakałam. Poczułam jak kolana zaczynają mi się trząść, jak cała zaczynam drżeć. Po chwili runęłam na kolana, podpierając się na nadgarstkach. Z trudnością łapałam oddech, a każdy następny był coraz płytszy i krótszy od poprzedniego. Kiedy w końcu nie mogłam już w ogóle nabrać powietrza w płuca, usłyszałam krzyk wściekłości. Przestraszona podniosłam głowę, a to co zobaczyłam zalało mnie zimnym potem.
Mężczyzna stał nad młodszą siostrą i mówił do niej podniesionym głosem, powoli tracąc nad sobą kontrolę. Widziałam dokładnie jak w oczach dziewczynki, bardziej dziewczyny, nie była już taka mała, zbierają się łzy, ukrywając za sobą strach i złość, która z każdą taką akcją rosła. Dziewczyna wpatrywała się w przestrzeń, słuchając jak mężczyzna poniża ją i wyzywa od najgorszych. Kiedy ta nie odpowiedziała mu trzy razy na pytanie, złapał ją za głowę i zdezorientowaną cisnął w stronę ściany. Nim jej głowa zetknęła się z twardą powierzchnią, wrzasnęłam na całe gardło, zakrywając głowę rękami i kuląc się.
Nie chciałam na to patrzeć. Dlaczego kazali mi na to patrzeć? Dlaczego wyciągali na wierzch najgłębiej skrywane wspomnienia? Dlaczego kazali mi sobie to wszystko przypominać, kiedy w końcu udało mi się zapomnieć?
- Lena. - Jedno krótkie słowo. Moje imię. Tylko, a jednak wystarczyło, bym natychmiast przestała płakać. Podniosłam głowę, wiedząc kogo przed sobą ujrzę. Od razu kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, zaczęłam szybko myśleć.
Kiedy moje ciało samo mnie do niego zaniosło, to zniknął. Kiedy się nie poruszyłam - zniknął. Więc...
Uniosłam się na nogach, nie spuszczając wzroku z postaci, bojąc się, że jeśli to zrobię, On znów się rozpłynie. Ściągnęłam nieco brwi i już miałam skoczyć w Jego kierunku, ale słowa które wypowiedział, zadziałały na mnie jak paralizator. Poczułam się jakby wbił mi nóż, ale nie w plecy, tylko prosto w serce.
C-co....
Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Że takie słowa wydobyły się z Jego ust. To nie mogła być prawda. Nie mogła...
~~~~~~~~~~~~~~
Powoli do moich uszu zaczęło docierać dziwne pikanie, którego nigdy wcześniej nie słyszałam, chociaż wydawało mi się takie znajome, jakbym znała je bardzo dobrze. Nie potrafiłam otworzyć jeszcze oczu, czułam się jak małe nieporadne dziecko, które nie jest w stanie samo wykonać żadnej czynności. Więc trwałam tak w bezruchu, zastanawiając się nad tym co widziałam. Nad własnymi wspomnieniami. Nad tym co w ogóle się stało, chociaż tego chyba byłam najmniej ciekawa.
Leżałam tak parę godzin, co jakiś czas do moich uszu dobiegały rozmowy znajomych głosów albo przynajmniej takich, które kojarzyłam. Co jakiś czas ktoś stawał nade mną, chyba coś sprawdzając, ale ja nadal nie mogłam podnieść powiek. Błądziłam myślami od wspomnień dotyczących mojego dzieciństwa, do tych odnoszących się do ostatniego co pamiętam z wieczoru spędzonego u Aleca. Pamiętałam wszystko dokładnie, do momentu w którym zasnęłam. Było mi cholernie głupio za to co zrobiłam, jednocześnie byłam też ciekawa co myślał sobie wtedy chłopak. I w tym momencie uderzyły mnie słowa, które wypowiadała postać w... Nawet nie wiem jak to nazwać.
Drgnęłam gwałtownie, otwierając na raz oczy i łapiąc w płuca głęboki wdech. Przez następne kilka minut wpatrywałam się bez mrugania w biały sufit, próbując uzmysłowić sobie, gdzie jestem. Bo pokój Aleca to to na pewno nie był. Podniosłam się ociężale na łokciu, mając wrażenie, że mój łokieć nie zginał się od dawien dawna. Dziwne uczucie. Muszę znaleźć Aleca, teraz...
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Gabinet pielęgniarki, tego byłam pewna, tylko dlaczego tu jestem? I to jeszcze podpięta do jakiegoś piszczącego urządzenia? Zamruczałam niezadowolona, powoli odpinając wszystkie kable, które były ze mną połączone, a kiedy to dziwne pudełko, znane mi z różnych filmów, których swoja drogą często nie oglądałam, zaczęło piszczeć przeraźliwie, po prostu znalazłam wyłącznik i je wyłączyłam. Jeśli zaraz się tu ktoś nie zjawi to to będzie cud. Chociaż nie, cudem to ja doszłam do drzwi na nogach jak z waty. Miałam wrażenie, że nie chodziłam przez ponad tydzień, dlatego moje mięśnie są takie zastałe. Ale to przecież nie było możliwe. Prawda? Otworzyłam powoli drzwi, wychylając głowę na korytarz, który na szczęście okazał się pusty. Wyszłam na zewnątrz, przytrzymując się dla pewności ściany. Nie wiedziałam co się ze mną działo, ale czułam, że coś jest nie tak i wolałam nie ryzykować upadku, bo chyba bym się sama nie podniosła.
Przesuwałam się mozolnie po pustym korytarzu, kierując się w stronę części z pokojami. Nie chciałam pchać tam, gdzie będzie całe mnóstwo osób, jak tylko zadzwoni dzwonek. Przed oczami cały czas miałam obraz dziewczynki leżącej na środku pokoju, całej we łzach. Znowu zaczynałam czuć się jak ta dziewczynka, samotna, bez nikogo na kim mogłabym polegać, na kogo mogłabym liczyć. A przecież tak nie było, przecież miałam Aleca, prawda...?
Zostaw mnie w spokoju!
Skuliłam się, gdy słowa chłopaka ponownie odbiły się echem w mojej głowie. Nie, to nie była prawda. Mój Alec nigdy nie podniósłby na mnie głosu. Zatrzymałam się w pół kroku, przypominając sobie jak uniósł głos na boisku i moje oczy zaczęły wypełniać łzy. Szybko się jednak otrząsnęłam, wycierając oczy. Nie. Nie mogę płakać. Znajdę go i zapytam.
Miałam zrobić kolejny krok, ale nagle na pustym korytarzy rozległy się szybkie kroki, których właściciel ewidentnie kierował się w moją stronę. Znieruchomiałam, modląc się w duchu, by nie był to żaden z nauczycieli lub tym bardziej dyrektor. Serce skoczyło mi do gardła, kiedy dostrzegłam rękę wychylającą się zza zakrętu, jednak odetchnęłam z ulgą, kiedy ową ową okazał się Noah. Chłopak stanął w miejscu z miną, jakby zobaczył ducha. Musiałam przyznać, że nie wyglądał najlepiej, jakby nie spał od tygodnia, widać było, że bardzo się czymś martwił. Stał tak dobre pół minuty, a potem nagle kolana się pod nim ugięły i wielki chłopak runął prosto pod moje nogi.
- Przepraszam. Nie chciałem.... Wypadek... - Zaczął dosłownie szlochać, przez co byłam w stanie zrozumieć tylko co któreś słowo. Patrzyłam na niego z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony było mi go żal, wyglądał naprawdę źle, a jego psychika też nie zdawała się być w najlepszej formie. Jednak nadal pamiętałam to co zrobił ze zdjęciem i to jak groził Alecowi. I wciąż miałam podejrzenia co do zatrucia chłopaka. Ściągnęłam brwi, przerywając Noahowi, cichym głosem.
- Później porozmawiamy... - Rany, nawet mój głos brzmiał, jakbym nie używała go od dłuższego czasu. Może olanie Noaha nie było najmilsze, ale należało mu się to i dobrze o tym wiedziałam. Zresztą teraz zależało mi tylko na tym, by odnaleźć Aleca. I to jak najszybciej, nie czuję się na siłach, żeby chodzić po całej szkole.
Alec gdzie jesteś...?
Alec? ^-^
- Przecież to daleko! - Krzyknęła dziewczynka, jednak młoda kobieta nie zwracała na nią uwagi. Opuściła posesję szybkim krokiem, zostawiając zmartwioną siostrę samą z pustym domem. Ponownie zerwał się wiatr, wiedziałam już co ze sobą przynosi, więc spokojnie stałam przyglądając się jak czas przyśpiesza, podwórko pustoszeje, tylko po to, by chwilę potem pojawiło się na nim auto, które również w sekundzie stamtąd zniknęło. Przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech, a kiedy uniosłam powieki stałam w małym, ciemnym pokoiku nad łóżkiem, na którym leżała młodsza z sióstr. Leżała i mimo bardzo później godziny nie spała, tylko trzęsła się ze strachu, przysłuchując się jak na dolnym piętrze domu, jej dziadek przekrzykuje się z jej tatą przez okno. Krzyczeli coś, nie słyszała dokładnie co, ale wiedziała doskonale, że chodzi o jej siostrę, która wylądowała w szpitalu. Dziewczynka obwiniała o to siebie, przecież, gdyby wiedziała, że jej duża siostra wzięła całe opakowanie leków, wcześniej zadzwoniłaby po mamę. Ale nie wiedziała. Nie mogła wiedzieć.
Westchnęłam cicho, czując jak wstrząsa mną szloch, mimo że nie płakałam. Poczułam jak kolana zaczynają mi się trząść, jak cała zaczynam drżeć. Po chwili runęłam na kolana, podpierając się na nadgarstkach. Z trudnością łapałam oddech, a każdy następny był coraz płytszy i krótszy od poprzedniego. Kiedy w końcu nie mogłam już w ogóle nabrać powietrza w płuca, usłyszałam krzyk wściekłości. Przestraszona podniosłam głowę, a to co zobaczyłam zalało mnie zimnym potem.
Mężczyzna stał nad młodszą siostrą i mówił do niej podniesionym głosem, powoli tracąc nad sobą kontrolę. Widziałam dokładnie jak w oczach dziewczynki, bardziej dziewczyny, nie była już taka mała, zbierają się łzy, ukrywając za sobą strach i złość, która z każdą taką akcją rosła. Dziewczyna wpatrywała się w przestrzeń, słuchając jak mężczyzna poniża ją i wyzywa od najgorszych. Kiedy ta nie odpowiedziała mu trzy razy na pytanie, złapał ją za głowę i zdezorientowaną cisnął w stronę ściany. Nim jej głowa zetknęła się z twardą powierzchnią, wrzasnęłam na całe gardło, zakrywając głowę rękami i kuląc się.
Nie chciałam na to patrzeć. Dlaczego kazali mi na to patrzeć? Dlaczego wyciągali na wierzch najgłębiej skrywane wspomnienia? Dlaczego kazali mi sobie to wszystko przypominać, kiedy w końcu udało mi się zapomnieć?
- Lena. - Jedno krótkie słowo. Moje imię. Tylko, a jednak wystarczyło, bym natychmiast przestała płakać. Podniosłam głowę, wiedząc kogo przed sobą ujrzę. Od razu kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, zaczęłam szybko myśleć.
Kiedy moje ciało samo mnie do niego zaniosło, to zniknął. Kiedy się nie poruszyłam - zniknął. Więc...
Uniosłam się na nogach, nie spuszczając wzroku z postaci, bojąc się, że jeśli to zrobię, On znów się rozpłynie. Ściągnęłam nieco brwi i już miałam skoczyć w Jego kierunku, ale słowa które wypowiedział, zadziałały na mnie jak paralizator. Poczułam się jakby wbił mi nóż, ale nie w plecy, tylko prosto w serce.
C-co....
Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Że takie słowa wydobyły się z Jego ust. To nie mogła być prawda. Nie mogła...
~~~~~~~~~~~~~~
Powoli do moich uszu zaczęło docierać dziwne pikanie, którego nigdy wcześniej nie słyszałam, chociaż wydawało mi się takie znajome, jakbym znała je bardzo dobrze. Nie potrafiłam otworzyć jeszcze oczu, czułam się jak małe nieporadne dziecko, które nie jest w stanie samo wykonać żadnej czynności. Więc trwałam tak w bezruchu, zastanawiając się nad tym co widziałam. Nad własnymi wspomnieniami. Nad tym co w ogóle się stało, chociaż tego chyba byłam najmniej ciekawa.
Leżałam tak parę godzin, co jakiś czas do moich uszu dobiegały rozmowy znajomych głosów albo przynajmniej takich, które kojarzyłam. Co jakiś czas ktoś stawał nade mną, chyba coś sprawdzając, ale ja nadal nie mogłam podnieść powiek. Błądziłam myślami od wspomnień dotyczących mojego dzieciństwa, do tych odnoszących się do ostatniego co pamiętam z wieczoru spędzonego u Aleca. Pamiętałam wszystko dokładnie, do momentu w którym zasnęłam. Było mi cholernie głupio za to co zrobiłam, jednocześnie byłam też ciekawa co myślał sobie wtedy chłopak. I w tym momencie uderzyły mnie słowa, które wypowiadała postać w... Nawet nie wiem jak to nazwać.
Drgnęłam gwałtownie, otwierając na raz oczy i łapiąc w płuca głęboki wdech. Przez następne kilka minut wpatrywałam się bez mrugania w biały sufit, próbując uzmysłowić sobie, gdzie jestem. Bo pokój Aleca to to na pewno nie był. Podniosłam się ociężale na łokciu, mając wrażenie, że mój łokieć nie zginał się od dawien dawna. Dziwne uczucie. Muszę znaleźć Aleca, teraz...
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Gabinet pielęgniarki, tego byłam pewna, tylko dlaczego tu jestem? I to jeszcze podpięta do jakiegoś piszczącego urządzenia? Zamruczałam niezadowolona, powoli odpinając wszystkie kable, które były ze mną połączone, a kiedy to dziwne pudełko, znane mi z różnych filmów, których swoja drogą często nie oglądałam, zaczęło piszczeć przeraźliwie, po prostu znalazłam wyłącznik i je wyłączyłam. Jeśli zaraz się tu ktoś nie zjawi to to będzie cud. Chociaż nie, cudem to ja doszłam do drzwi na nogach jak z waty. Miałam wrażenie, że nie chodziłam przez ponad tydzień, dlatego moje mięśnie są takie zastałe. Ale to przecież nie było możliwe. Prawda? Otworzyłam powoli drzwi, wychylając głowę na korytarz, który na szczęście okazał się pusty. Wyszłam na zewnątrz, przytrzymując się dla pewności ściany. Nie wiedziałam co się ze mną działo, ale czułam, że coś jest nie tak i wolałam nie ryzykować upadku, bo chyba bym się sama nie podniosła.
Przesuwałam się mozolnie po pustym korytarzu, kierując się w stronę części z pokojami. Nie chciałam pchać tam, gdzie będzie całe mnóstwo osób, jak tylko zadzwoni dzwonek. Przed oczami cały czas miałam obraz dziewczynki leżącej na środku pokoju, całej we łzach. Znowu zaczynałam czuć się jak ta dziewczynka, samotna, bez nikogo na kim mogłabym polegać, na kogo mogłabym liczyć. A przecież tak nie było, przecież miałam Aleca, prawda...?
Zostaw mnie w spokoju!
Skuliłam się, gdy słowa chłopaka ponownie odbiły się echem w mojej głowie. Nie, to nie była prawda. Mój Alec nigdy nie podniósłby na mnie głosu. Zatrzymałam się w pół kroku, przypominając sobie jak uniósł głos na boisku i moje oczy zaczęły wypełniać łzy. Szybko się jednak otrząsnęłam, wycierając oczy. Nie. Nie mogę płakać. Znajdę go i zapytam.
Miałam zrobić kolejny krok, ale nagle na pustym korytarzy rozległy się szybkie kroki, których właściciel ewidentnie kierował się w moją stronę. Znieruchomiałam, modląc się w duchu, by nie był to żaden z nauczycieli lub tym bardziej dyrektor. Serce skoczyło mi do gardła, kiedy dostrzegłam rękę wychylającą się zza zakrętu, jednak odetchnęłam z ulgą, kiedy ową ową okazał się Noah. Chłopak stanął w miejscu z miną, jakby zobaczył ducha. Musiałam przyznać, że nie wyglądał najlepiej, jakby nie spał od tygodnia, widać było, że bardzo się czymś martwił. Stał tak dobre pół minuty, a potem nagle kolana się pod nim ugięły i wielki chłopak runął prosto pod moje nogi.
- Przepraszam. Nie chciałem.... Wypadek... - Zaczął dosłownie szlochać, przez co byłam w stanie zrozumieć tylko co któreś słowo. Patrzyłam na niego z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony było mi go żal, wyglądał naprawdę źle, a jego psychika też nie zdawała się być w najlepszej formie. Jednak nadal pamiętałam to co zrobił ze zdjęciem i to jak groził Alecowi. I wciąż miałam podejrzenia co do zatrucia chłopaka. Ściągnęłam brwi, przerywając Noahowi, cichym głosem.
- Później porozmawiamy... - Rany, nawet mój głos brzmiał, jakbym nie używała go od dłuższego czasu. Może olanie Noaha nie było najmilsze, ale należało mu się to i dobrze o tym wiedziałam. Zresztą teraz zależało mi tylko na tym, by odnaleźć Aleca. I to jak najszybciej, nie czuję się na siłach, żeby chodzić po całej szkole.
Alec gdzie jesteś...?
Alec? ^-^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz