Pora na coś nowego.
Myśl, Vanesso, myśl. Coś, aby przypieczętować powrót na zapomnianą scenę.
Tatuaż.
Genialne!
Nagle spochmurniałam. Czy w tej klatce da się zrobić tatuaż? Może pani od przyrody? Taka z niej suka, że bym się nie zdziwiła.
Najlepszym rozwiązaniem było odwiedzić Katfrin, ona obracała się wśród takich ludzi. Mogłą kogoś znać. Ruszyłam więc do jej pokoju. Nie było to daleko, gdy dotarłam do drzwi zapukałam. Po kilkunastu sekundach byłam już w środku.
- Co cię sprowadza w moje progi? - zapytała.
- Potrzebuję pomocy - powiedziałam.
Dziewczyna położyła się na łóżku i zamknęła oczy.
- W takim razie zamieniam się w słuch.
- Czy znasz kogoś, kto mógłby zrobić mi tatuaż? - zapytałam.
Katfrin momentalnie otworzyła oczy, siadając.
- Hangagog... Ale lepiej go nie szukaj. To nie jest ktoś, kto kocha ludzi.
Czyżby się martwiła?
- Nic mi nie będzie - zapewniłam. - Dzięki! - rzuciłam, wychodząc z pokoju.
Stojąc na korytarzu, włączyłam w telefonie stronę Akademii. Nie musiałam długo szukać - od razu rzucał się w oczy. Hangagog Jack Stephen Black. Więcej imion matka nie znalazła? Jego pokój - 36 - znajdował się dwa piętra wyżej. Wchodząc po schodach zastanawiałam się nad tym jak na mnie zareaguje. Oby mnie nie zignorował, bo tego nienawidzę. Po drodze szukałam w internecie idealny tatuaż dla mnie. Stwierdziłam, że chciałabym nim wyrazić miłość do koni.
Ten był idealny. Zrobię go sobie z tylnej strony uda. Szczęśliwa z wyboru przyspieszyłam kroku. Przed pokojem Hangagoga przystanęłam. Usłyszałam ze środka dość jednoznaczne jęki. Cóż... Trzeba będzie poczekać.
Po 10 minutach z pokoju wyszła czarnowłosa dziewczyna. Wyminęłam ją i wpadłam do środka pokoju. Stephen stał tyłem... nagi. Odkaszlnęłam.
- Czegoś zapomniałaś? - spytał chłopak, odwracając się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz