Odkręciłam kran i obmyłam sobie twarz wodą. Chciałam się trochę obudzić, bo i tak już nie zamierzałam iść spać. Ba! Nie dałabym rady zasnąć.
Wróciłam do pokoju i chwyciłam w dłoń telefon, który leżał na łóżku. Była trzecia w nocy. Od tamtej pory tym bardziej nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Muszę wytrzymać koło pięciu godzin bez zajęcia. Fantastycznie.
Narzuciłam na siebie szlafrok i usiadłam na łóżku z laptopem na kolanach. Chciałam, żeby coś zajęło mi czas. Nawet oglądanie śmiesznych kotów nie było złym pomysłem. Włączyłam urządzenie i oparłam plecy o poduszkę. Nie miałam na nic ochoty. Dosłownie. Może i jestem osobą wesołą i cieszącą się z życia. Nie znaczy to jednak, że zawsze muszę mieć do tego życia chęci. Tak też właśnie było dzisiaj. Przeglądałam strony internetowe o wszelakiej tematyce, próbując nie wyglądać przy tym jak osoba niedorozwinięta.
Spojrzałam na zegarek. Siódma. Szczerze mówiąc nie wiem dokładnie co ja przez te cztery godziny mogłam przejrzeć w sieci.
Leniwe wyczołgałam się z łóżka i po raz kolejny już dzisiaj weszłam do łazienki - tym razem ostrożniej. Nie potknęłam się o nic, także jest postęp. Przemyłam sobie twarz, umyłam zęby, spięłam włosy w koka - czyli wszystko to, co robię rano by nie wyglądać ja chodzące siedem nieszczęść.
Po ogarnięciu się tak dosyć "z grubsza" podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej legginsy i najzwyklejszy w świecie biały podkoszulek. Założyłam to na siebie i położyłam się na łóżku. Brak chęci do wszystkiego doprowadzał mnie do białej gorączki. Miałam ochotę zdzielić się po twarzy za moje lenistwo, lecz moje ciało mówiło co innego i tak jakby nie chciało mnie posłuchać. Z zamkniętymi oczami próbowałam chociaż ręką dosięgnąć telefonu leżącego na podłodze. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam nawet skąd on się tam wziął, i kiedy ja go w ogóle położyłam w tym miejscu.
Po długiej walce samej z sobą podniosłam telefon i spostrzegłam, że mało brakuje bym się spóźniła na zajęcia. Wstałam jak poparzona i zaczęłam szukać swojej torby. Jej także nie mogłam znaleźć, jednakże w końcu to zrobiłam. Leżała pod stertą ubrań, które powyrzucałam z szafy kiedy szukałam podkoszulka. Chwyciłam znalezisko w dłoń, włożyłam tam telefon i butelkę z wodą, narzuciłam na siebie bluzę i nawet nie pamiętam czy zamknęłam za sobą drzwi. W tamtej chwili najważniejsze było dla mnie się nie spóźnić. Szybko ogarniałam kosmyk włosów z czoła, które wpadały mi do oczu podczas biegu. Kilka razy o mały włos nie potknęłam się na schodach i nie rozwaliłam głowy.
Nie minęło zbyt wiele wiele czasu gdy wparowałam do szatni jak poparzona. Rzuciłam swoja torbę w kąt i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku sali.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam zmachanym głosem do nauczyciela.
- Nic się nie stało - odparł spokojnym tonem i po chwili dodał - każdy robi teraz indywidualnie rozgrzewkę, później mam dla was małą niespodziankę.
Wysłuchałam polecenie mężczyzny i jak na zawołanie zaczęłam się rozciągać. Czułam jak pojedyncze partie mojego ciała napinają się, a mięśnie zaczynają pracować. W pewnym momencie już cała byłam rozpalona i gotowa do działania. W tej właśnie chwili dotarł do mnie głos pana Cravera.
- Mam nadzieję, że jesteście już wystarczająco rozgrzani. Dobierzcie się w pary, proszę.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zrobił się duży tłok. Każdy krążył po sali w poszukiwaniu partnera do tańca. Tylko ja stałam jak ten kołek i nie wiedziałam czy ruszać się z miejsca czy nie. Prawie w ogóle nikogo tu nie znałam i czułam się trochę... Skrępowana? Tak to mogę nazwać?
Ruszyłam wgłąb ludzi, myśląc, że trafi mi się jakiś rozumny człowiek.
W pewnym momencie zamyśliłam się na chwilę i stanęłam w miejscu. Niczego nieświadoma po chwili zostałam tyrpnięta przez jakiegoś chłopaka... No może nie tyrpnięta, ten chłopak na mnie wpadł. Dobra, to też po części i moja wina, nie powinnam stać w samym środku zamieszania.
Spojrzałam na niego i niczym pies przechyliłam głowę lekko w prawo w geście niezrozumienia. Odkąd pamiętam był to mój odruch prawie na wszystko.
Nowo poznany koleżka rozejrzał się i po chwili zwrócił się do mnie:
- To... chcesz ze mną tańczyć? Nie sądzę, żeby został nam ktoś do wyboru.
- Jasne - odparłam bez wahania po czym na mojej twarzy rozkwitł uśmiech. - Ee... Lucia jestem. - Podałam mu dłoń, za którą on później złapał.
- Alec - odpowiedział. Przez ułamek sekundy mogłam dostrzec na jego ustach cień uśmiechu.
- Spójrzcie na mnie! - Dało się słyszeć głos nauczyciela. Spojrzałam się w tamtym kierunku. - Świetnie. Waszym zadaniem dzisiaj jest wymyślenie krótkiej choreografii w parach. Życzę powodzenia, macie na to tylko dziesięć minut.
==Stwierdziłam, że walnę tu pauzę bo mogę==
Stanęłam
i czekałam. Czekałam aż muzyka rozpłynie się po sali i będzie dobrze
słyszalna w mojej głowie. I tak właśnie było. Gdy usłyszałam moment, w
którym miałam się dołączyć, zrobiłam to. Z uśmiechem na twarzy tańczyłam
płynnie w rytm muzyki. W tamtej chwili czułam się niesamowicie. Jakby
świat się zatrzymał, a ja, mogłabym robić co mi się żywnie podoba.
Idealnie wpasowałam się w ruchy partnera i nie odstawałam za nim na
krok.
Alec?
Dalej
to ty masz, rób co chcesz, wystarczająco się już namęczyłam pisząc to.
Ogólnie to obiecuję poprawę i proszę o rozgrzeszenie, wiem że jest do
bani ale nie pisałam od dawna, więc przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz