- Odpowiem na nie jeszcze dzisiaj, ale zbierajmy się
powoli z powrotem. – Spojrzał na zegarek na wyświetlaczu telefonu, po czym
wstał i pomógł też Haydenowi, który lekko zadrżał. Czyżby lęk wysokości? –
Jakie jest twoje pierwsze pytanie? Nie mam żadnych tematów tabu.
Ruszyli w kierunku najbliższego przystanku
autobusowego. Powinni się wyrobić przed ciszą nocną. Bądź nie. Taka możliwość
jak najbardziej istniała, a nawet gnieździła się w ich umysłach. Spojrzal na
nieco zamyślonego chłopaka, idącego przy jego boku. Dowiedział się paru
istotnych rzeczy z dzieciństwa Lavella, ale czy wtedy wydarzyło się coś, co
wywołało pojawienie się drugiej osobowości? Tego jeszcze nie wiedział, bo nie
chciał zarzucać chłopaka masą niewygodnych pytań. Ściągnął z siebie nieswoją
marynarkę i zarzucił na ramiona jasnowłosego, po czym założył na głowę kaptur
od bluzy. Tyle mu wystarczyło.
- Brian, skąd pochodzisz? – Spojrzał na starszego
zaciekawionym spojrzeniem, niczym małe dziecko na nową rzecz. – Zastanawia mnie
to, bo twoje nazwisko, Kang, nie jest, hm… kanadyjskie?
Wyższy parsknął krótkim śmiechem, kiedy znaleźli się
na przystanku.
- Masz rację. – Przytaknął, patrząc na rozkład
jazdy, porównując go jednocześnie z godziną. Puknął palcem w plastik po
znalezieniu odpowiedniego autobusu oraz czasu przyjazdu. – Genetycznie jestem
czystym Koreańczykiem, zaś Kanada jest miejscem moich narodzin, przez co
prawnie dostałem tę narodowość. Kiedy kryzys w Korei został zażegnany,
powróciliśmy tam z rodzicami, a po parunastu latach wróciłem do Toronto, by
zacząć studiować zarządzanie. To już inna historia. – Przysiadł na ławce, tuż
obok młodszego, i założył nogę na nogę, dłonie chowając do kieszeni bluzy. –
Moje prawdziwe imię, to Young Hyun.
- To nie takie trudne do wymówienia, ale Brian też
Ci pasuje. – Stwierdził Hayden, uśmiechając się przy tym nadzwyczaj ciepło. – Czy
to rodzice chcieli, abyś studiował zarządzanie?
Brian od razu skinął głową.
- Odnaleźli odpowiednią szkołę, załatwili mi mieszkanie,
cały wyjazd, abym miał jak najlepszy start. – Wypuścił powietrze z ust, które
zamieniło się w parę. – Chcieli, żebym w przyszłości przejął ich instytucję finansową,
a dokładniej zakład ubezpieczeń. Czułem, że muszę. Muszę dać im zabezpieczenie
na starość.
- Nie chciałeś, prawda? – Zapytał cicho i niepewnie,
doskonale wiedząc, jaka będzie odpowiedź. – Więc, jak to się stało, że
znalazłeś się w tej akademii?
- Od dzieciństwa pasjonowałem się muzyką, tworzeniem
jej, właśnie dzięki rodzicom, lecz oni… Oni uważają, że z tego nie da się
wyżyć, więc porzucili swoje pasje dla pieniędzy, mnie każąc to samo. Rozumiem
ich. Boją się o moją przyszłość, jak każdy normalny rodzic. Od niechcenia
szukałem szkoły, która spełnilaby moje oczekiwania. Wybrałem ją z powodu wielu
znanych absolwentów. – Uśmiechnął się lekko, zaczynając bawić się swoimi
kieszeniami od wewnątrz. – Kiedy się dostałem do akademii, zadzwoniłem do nich
i przeprosiłem za to, że nie podporządkowałem się ich decyzji, jednocześnie
obiecałem, iż będą ze mnie dumni, nie przysporzę im kłopotów, a także spełnię
swoje marzenia. Dla nich.
Cisza między nimi w tym momencie nie była niczym
dziwnym. Chociaż dla Briana po dłuższym czasie stała się irytująca. Wyjął z
kieszeni paczkę papierosów i otworzył ją, podsuwając chłopakowi pod nos, zaś
ten odsunął się.
- Zobacz, gówniarzu, ile przez ciebie wypaliłem. –
Zmrużył nieco swoje oczy, zaś Lavell wpatrzył się w papierosy przed nim, a
następnie odsunął jego rękę, prychając z politowaniem.
- Tylko trzy. Tak dużo i tak wiele. – Odparł sarkastycznie,
nawiązując ze starszym kontakt wzrokowy, kiedy nadjechał ich autobus.
- Aish, gdybyś miał kaptur, to bym cię nim udusił –
Wysyczał Brian i, nie czekając na swojego wychowanka, zmierzył do pojazdu.
Zajął miejsce tuż przy oknie, na którym to nieco się
zsunął, gdyż tak było mu najwygodniej. Nawet na lekcjach półleżał. Założył
ramiona na klatkę piersiową, ziewając szeroko, niczym lew. Nie kwapił się
zasłonić ust dłonią. W autobusie było mniej, niż dziesięć osób, dlatego
panowała przyjazna cisza, nie licząc wyjącego silnika starego busa.
- Jeszcze jakieś pytania? – Zerknął na chłopaka, zaś
ten ściągnął brwi.
- Jak widzisz swoją przyszłość? W końcu masz talent –
Przyznał i wyciągnął nogi przed siebie na tyle, na ile pozwoliły mu siedzenia
przed nimi.
Brian zamyślił się na chwilę, składając słowa w
zdania, w międzyczasie patrząc na mijane budynki za oknem.
- Chciałbym być w zespole. Nieważne, czy tutaj, czy
w Korei. Chcę spełniać się w muzyce przez resztę swojego życia. Z drugiej mogę
być nawet solistą. Jara mnie ta sława. Bycie kimś rozpoznawalnym, tego pragnę. –
Wyolbrzymił wszystko swoją gestykulacją. – Dobrze wiem, że muszę na to
zapracować, ale jestem w stanie poświęcić wszystko. Ja nawet nie chcę tworzyć
tylko smutnych piosenek o nieszczęśliwej miłości. Piosenki przemawiające do
ludzi, do ich codziennych zachowań. To jest to, co uwielbiam.
- Masz ambitne marzenia. – Podsumował Hayden z
lekkim uśmiechem, po czym usiadł nieco podobnie do Briana. – Skończyły mi się
pomysły na pytania.
Czekało ich jeszcze kilka kilometrów jazdy. Nie
zauważył kiedy Brian usnął. Czyli jednak potrafią mu się wyczerpać baterie.
Lavell uśmiechnął się nikle pod nosem, lecz zesztywniał, gdy głowa starszego
opadła na jego prawe ramię. Zerknął nań i odetchnął, nie chcąc go budzić. Przez
to teraz na nim spoczywało pilnowanie przystanków.
Paręnaście minut później zbliżali się do celu.
Hayden delikatnie poruszył ramieniem, nie mając innego pomysłu, jak go obudzić.
Przecież to nie tak, że zrobiło mu się gorąco od jego bliskości. Wcale.
Brian nagle się wyprostował, otwierając od razu
oczy.
- Nie śpię. – Rozejrzał się, a widząc już akademią, odetchnął
i rozciągnął się noc, nadal czując się zaspanym. Przeniósł wzrok na młodszego.
Jego poliki aż emanowały ciepłem. – Dobrze się czujesz? Jesteś cały czerwony…
Młodszy przytaknął i od razu zmierzył do drzwi
wyjściowych, jakby coś go pogoniło. Azjata wstał z lekkim ociąganiem. Kiedy
znaleźli się na zewnątrz zauważył, że ciemne chmury kłębiły się, przygotowując
na burzę. Nawet nie zdążył o tym napomknąć, kiedy niebo przecięła błyskawica, a
grzmot rozległ się w promieniu paru kilometrów. Obaj prawie wskoczyli sobie w ramiona.
Spojrzeli po sobie, zgodnie z telepatią zmierzyli od razu do budynku. Tak, czy inaczej, deszcz lunął, niczym wylany z wiadra. Będąc już
w środku, mogli się rozluźnić i popatrzeć na krople spływające po ich twarzach, włosach oraz ubraniach. Nic nie było suche, chyba nawet bielizna.
- Kocham burzę, ale tego się wystraszyłem. – Zaśmiał
się nerwowo Kang, kierując się ku korytarzowi z pokojami. – Nim zapytasz,
uświadomię cię, iż jutro trochę pobiegamy. I nie będzie to bieżnia na siłowni.
No i dam ci godzinę dłużej pospać, niż dzisiaj. Żebym nie wyszedł na takiego
okropnego.
Zatrzymali się przed drzwiami do pokoju Haydena.
Brian nacisnął klamkę, lecz drzwi nie ustąpiły. Musiał sprawdzić, czy je
zamknął, bo już o tym nie pamiętał. Lavell odnalazł klucze i wsunął jeden z
nich do zamka.
- Nie zamykaj się od środka, inaczej wejdę przez
okno. – Zagroził mu, oczywiście żartując, aczkolwiek mógłby być do tego zdolny.
– Cieszę się, że spędziliśmy dzisiaj razem dzień. Dobranoc, Hayden.
Posłał mu ostatni, szczery uśmiech i zaczął kierować
się w głąb korytarza, do swojego pokoju, kiedy zatrzymał go głos młodszego.
- Mogę zadać tobie jeszcze jedno pytanie?
Kang obrócił się z powrotem, tym razem bez uśmiechu.
Wzruszył tylko ramionami.
- Jasne, pytaj. – Odparł, czekając na słowa, które
miały wypłynąć z ust nastolatka.
- Te słowo… Które wczoraj wypowiedziałeś… - Pytał z
ciekawości, aczkolwiek niepewność wyczuł nawet Azjata. – Co ono oznacza?
Starszy odwrócił się doń całkowicie, chowając dłonie
do kieszeni spodni. Z poważną miną zaczął podchodzić bliżej chłopaka, bardzo
powoli stawiając kroki. Ani na chwilę nie spuszczał z niego wzroku.
- Samo joahae tłumaczy się jako lubić. – Odparł cicho,
tak samo stawiając kolejne kroki. – Na neo joahae (na no dżuahe)znaczy lubię
cię.
Stanął tuż przed Haydenem, w odległości niecałych
dziesięciu centymetrów, tym samym naruszając przestrzeń osobistą chłopaka.
Jabłko Adama młodszego z trudem się poruszyło, zaś powieki były powstrzymywane
przed mrugnięciem.
- Chciałbym kiedyś powiedzieć saranghae. – Wyznał,
patrząc jeszcze przez chwilę w jego granatowe oczy, po czym zaczął się powoli
oddalać. Chłopak zająknął się, chcąc wydusić jakiekolwiek słowo. – Miało być
jedno pytanie, Hayden. Nie jesteś głupi. Domyślisz się.
Odwrócił się, zostawiając nastolatka w szoku oraz z
milionem pytań bez odpowiedzi.
Będąc w swoim pokoju nie włączył nawet światła. Od
razu podszedł do okna i otworzył je, opierając się przedramionami o parapet.
Uwielbiał burzę. Szczególnie te z błyskawicami, gdyż wtedy ukazywały swoją
siłę. Zaciągnął się charakterystycznym, wilgotnym powietrzem, po czym przeczesał
dłonią mokre włosy, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, co powiedział.
Nie bał się. Chciał kochać, ale nie wiedział, czy
byłby w stanie pogodzić miłość ze swoimi marzeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz