Po usłyszeniu pytania ponownie ułożył głowę na
poduszce. Podciągnął nogi i założył jedną na drugą, patrząc z małym zamyśleniem
na sufit. Palcami bawił się gumką teczki. Zbytnio nie wiedział, od czego ma
zacząć.
- Kiedy poznałem Adriana, nie wiedziałem o jego
uzależnieniu. Dopiero później mi to wyznał. Z czasem narkotyki coraz bardziej
go niszczyły, ale chłopak miał talent. Ruszyłem sumienie gówniarza i poprosił
mnie o pomoc w rzuceniu. Zajęło nam to dwa lata, lecz znowu zaczął. Ukrywał to
przede mną. Poczułem się oszukany, więc zostawiłem go samemu sobie, chociaż
byłem z nim w jakiś sposób związany. Nadal chciałem mu pomóc, jednakże, gdy
zobaczyłem, że jest zdolny zabić niewinnego człowieka, poddałem się. –
Naciągnął gumkę i puścił, zaś ta wstrzeliła się w tekturę, wydając głuchy
dźwięk. Powoli przeniósł wzrok na siedzącego przy biurku Haydena. – Ty jesteś
inny. Wiem, że DID jest uleczalne, a ja chcę ci pomóc. Pytasz, dlaczego. Coś
mnie do tego ciągnie. Nie wiem jeszcze, co to jest. Pewnie wkrótce się dowiem.
- Nie możesz tak po prostu poświęcać się dla kogoś,
kogo ledwo znasz… - Odburknął, zaczynając bawić się długopisem leżącym na
blacie.
- Zmienimy to. – Poderwał się do siadu i klepnął
teczką w swoje kolana. – Spędzimy ten weekend razem. Dobrze wiem, że nie
pracujesz, więc nawet nie zaczynaj kombinować. Dokładnie przeanalizowałem
zawartość twojej teczki, ale szczegółów musze się dowiedzieć od ciebie. Jeśli
będzie trzeba, zacznę robić notatki. – Rzekł jakże poważnym tonem, wstając z
łóżka. – A, jeszcze jedno. – Pochylił się tuż przed nim i wpatrzył w jego oczy.
– Dobrze wiem, że mnie nie zabijesz, Hayden. – Tknął palcem wskazującym jego
czoło, po czym uśmiechnął się szczerze. – Joh-ahe (czułae).
Chłopak był zszokowany bliskością starszego, a kiedy
odszedł w stronę drzwi, podążał za nim wzrokiem. Brian zatrzymał się jeszcze na
chwilę w drzwiach.
- Nie idź zbyt późno spać, bo nie chcę jutro
słyszeć, jak bardzo niewyspany jesteś. – Pomachał mu na dobranoc i zamknął za
sobą drzwi, zostawiając Haydena z wieloma pytaniami.
W drodze do swojego pokoju zaczął już myśleć nad
tym, co jutro będą robić. Oczywiście nie wliczając w to rozmów. Na razie nic
nie przyszło mu do głowy, dlatego też bez ociągania przebrał się i położył do
łóżka. Zaczął przysypiać, gdy rozbrzmiał telefon. Odebrał bez patrzenia.
- Young Hyunie, wszystko dobrze? – usłyszał głos
matki. Dla pewności zerknął na ekran.
- Mamo, jest okej…
- Wiadomość, którą zostawiłeś, naprawdę mnie
przeraziła. Co takiego zrobiłeś? Stało ci się coś? Miałeś na siebie uważać i
nie przyprawiać mnie o zawał serca! Wiem, że płakałeś, mów szybko.
Uśmiechnął się lekko. Brakowało mu jej głosu oraz
opiekuńczości.
- Wszystko już naprawiłem, nie martw się tyle. –
Przetarł zmęczone oczy, odwracając się na plecy. – Przepraszam.
- Przestań ciągle przepraszać! Jeszcze trochę i
starą matkę do grobu wpędzisz! Lepiej nie wracaj do domu, bo zginiesz!
W odpowiedzi zaśmiał się tylko.
- Myślisz gówniarzu, że żartuję?
- Oczywiście, że nie, ale muszę już iść spać. Jest
bardzo późno.
- Och, no dobrze. Musisz się wysypiać. – Ton matki
niespodziewanie się zmienił. – Jak przyjedziesz, to porozmawiamy na ten temat.
Nie zapomnę! Dobranoc, Young Hyunie.
- Mamo?
- Tak?
- Mogłabyś nic nie mówić tacie? Wiesz, o mojej
wiadomości, płaczu…
- Boisz się lania?
Nastąpiła krótka cisza. Brian przygryzł dolną wargę.
- Tak.
- No cóż. Pomyślę nad tym. Śpij już.
- Dobranoc. – Z uśmiechem zakończył rozmowę i wtulił
twarz w poduszkę, zaraz zasypiając.
Rankiem dnia następnego bez problemu wstał z łóżka.
Najpierw zabrał się za wybranie ciuchów, uprzednio otwierając okno w pokoju.
Słońce przyjemnie grzało, aczkolwiek był odczuwalny rześki chłód. Bielizna,
ciemne spodnie, koszula i ciepła bluza z kapturem powinny wystarczyć. Zabrał
wsio do łazienki, gdzie wziął rozbudzający prysznic oraz wykonał zwyczajową,
poranną toaletę. Na dłużej zatrzymał się przy grzywce. Opadająca na czoło, może
po bokach, a może zaczesać ją do tyłu? Ostatecznie rozsunął ją lekko na boki i
uniósł ku górze.
Gotowy zatarł dłonie i opuścił swój pokój, pięć razy
sprawdzając, czy aby na pewno go zamknął. Spokojny wyruszył do Haydena. Jak bardzo
się nie zdziwił, po otwarciu drzwi, widokiem śpiącego chłopaka. Wywróciwszy
oczami trzasnął drzwiami, zaś tamten tylko lekko się wzdrygnął. Odsłonił okno,
po czym ściągnął z młodszego kołdrę.
- Oddaj – Zamarudził, na ślepo ręką szukając
ciepłego okrycia, lecz Brian wykorzystał to i z jej pomocą ściągnął go z łóżka.
– Która godzina kacie?
- Siedem po siódmej. – Odparł, w ostatniej chwili
łapiąc Haydena za ręce, gdyż ten chciał z powrotem paść na wyrko. – Wstawaj leniu.
Byliśmy umówieni.
Resztę marudzenia chłopaka puścił mimo uszu.
Złośliwie, lecz z uśmiechem, go popędzał. Cóż, działało. Kiedy Lavell zniknął
za drzwiami łazienki Brian, nie mając lepszego zajęcia, zaczął rozglądać się po
jego pokoju. Wpierw w oczy rzucała się pokaźna kolekcja książek. Atlasy,
encyklopedie na temat anatomii człowieka oraz kotów, a także najprzeróżniejsze gatunki
powieści były ustawione w przemyślany sposób. Na szafkach oraz biurku nie dało
się nie zauważyć braku jakichkolwiek zdjęć. Po szufladach nie miał zamiaru
grzebać. Przysiadł na niepościelonym łóżku i zajrzał pod poduszkę. Cóż za znalezisko.
Zeszyt, który wczoraj szybko zamknął. Przekartkował ową zawartość, aż odnalazł
ostatni wpis. Na zajęcia z pisarstwa. Tsa. Odłożył nieswoją rzecz na miejsce,
po czym spojrzał na zegarek na lewym nadgarstku. Chłopak siedział w tej
łazience już ponad piętnaście minut. Wparował do środka, zastając Haydena przed
lustrem. Wykąpanego, ubranego, lecz układającego włosy. Ba, każdy włosek.
- Jesteś piękny, chodź już. – Westchnął ciężko,
wyciągając go z pomieszczenia, a następnie z pokoju.
Patrząc mu przez ramię upewnił się, iż zamknął swoje
włościa. Po tym razem ruszyli w stronę stołówki.
- Gdzie idziemy? – zapytał Hayden, wsuwając dłonie
do kieszeni spodni.
- Najpierw zjemy pożywne śniadanie – Brian szedł
obok niego miękkim krokiem, patrząc nieco w górę. – Potem pomyślimy, gdzie
pójdziemy. Może na miasto…
Sobota. Wczesna godzina to i ludzi mało. Większość
odsypiała piątkowe imprezy. I dobrze. Zamiast najpierw przygotować sobie
śniadanie, Kang zajął się kawą. Aromatyczną, ulubioną, bo z mlekiem, kawą.
Dopiero po tym wziął tosty, trochę dżemu, zaraz zdając sobie sprawę, że nie ma
ochoty na nic, jednak z tym wszystkim zajął stolik na końcu sali. Hayden
niebawem dołączył.
- Smacznego – Uśmiechnął się lekko i objął dłońmi
kubek z kawą mając nadzieję, iż zachce mu się cokolwiek zjeść.
- Osobiście uważam, że przesadziłeś. – Zaczął po
chwili Hayden, łyżką mieszając owsiankę. – Nie powinieneś brać opieki nade mną,
nawet jeśli bym tu został. Z twoją pomocą lub bez.
- Strasznie marudzisz. Zacznijmy się poznawać. –
Brian podparł brodę na dłoni i wpatrzył się w twarz młodszego chłopaka. – Imię,
nazwisko.
Młodszy zatrzymał łyżkę w drodze do ust, patrząc
podejrzliwie na Kanga, który wzrokiem wymuszał na nim odpowiedź. Wyprostował
się i odsunął nieco miskę.
- Hayden Lavell – odparł tak cicho, aż Azjata musiał
się pochylić, aby cokolwiek usłyszeć.
- Wiek?
- Ale po co to wszystko? – Oburzył się Hayden,
kładąc dłonie na blacie stołu.
- Wiek – Powtórzył Brian, tym razem z nieco
ostrzejszym tonem.
- Osiemnaście…
- Imię drugiej osobowości? – Zapytał z małym
wyszczerzem, który Lavell odwzajemnił.
- Nie powiem ci. – Prychnąwszy, zabrał się za
jedzenie, zaś Brian opadł z ciężkim westchnięciem na krzesło i założył nogę na
nogę. – Za dużo chciałbyś wiedzieć, skoro i tak masz wiele informacji. Tak samo ja się mogę zapytać, co znaczyło te wczorajsze czuaejelel.
Wymowa tegoż słowa rozbawiła Briana na tyle, ze o mało co nie opluł się kawą. Odstawił filiżankę na spodek i nieco się nachylił nad stołem.
I zapadła między nimi cisza, pośród odgłosów szurania przesuwanych krzeseł oraz brzdęku sztućców.
Brian bez słowa zaczął bawić się jednym ze swoich kolczyków,
uważnie obserwując chłopaka przed sobą. Ciemnoniebieskie oczy co chwilę zerkały
na starszego, jakoby niepewne jego planów. W końcu Hayden nie wytrzymał
nieustającej obserwacji:
- Na co się tak patrzysz?
- Na ciebie – skontrował Brian ze szczerym
uśmiechem. – Zarumieniłeś się.
Właśnie tymi słowami speszył młodszego na tyle, by ten
zaczął myśleć o dokładce owsianki, bądź czegokolwiek innego.
Hayden? :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz