Zaszyłem się w mroku męskiej toalety i uświadomiłem sobie, jak skłamałem, mówiąc, że muszę zadzwonić. Po prostu nie wiedziałem co powiedzieć, rozpaczliwie potrzebowałem odetchnąć. Wezbrał we mnie okropny gniew, spowodowany samym sobą, bo nie umiałem poprawnie odpowiedzieć na jej gest, by jednocześnie współgrał z tym, co zaszywało się wewnątrz mnie. Znowu. Cholera, Alec, ogarnij się. To, że zrobiła to raz, nie oznaczało, że zrobi to znów. Wyszukałem włącznik światła i, słysząc pstryk, światłość pochłonęła mrok. Pierwszym, co ujrzałem, byłem ja sam, wpatrzony w lustrzane odbicie. W spłoszone tęczówki, które ukazywały moją bezsilność w walce ze zrozumieniem własnego siebie i dlaczego coś tak bardzo mnie blokuje, doprowadzając do nagłych napadów frustracji. A może odpowiedź jest aż nadto prosta, ale ja nigdy się z tym nie spotkałem? Muszę w końcu coś z siebie wyrzucić... to uwierające, niemiłe uczucie.
Oparłem ręce o umywalkę i spuściłem głowę, przycinając świat w przymkniętych powiekach. Uciszyłem myśli, jak trudne to by się nie okazało, a jako podsumowanie chwyciłem głębszy haust powietrza. Co ma mi pomóc zrozumieć to wszystko? Kto? Musiałem wrócić do Leny i tej małej, natychmiast. Koniec użalania się nad sobą, żyje się dalej. Jestem, jaki jestem. Kiedyś uda mi się to wszystko zebrać w jedną, spójną całość. Odwróciłem się na pięcie, podnosząc głowę do góry, jakbym chciał unieść cały ciężar, który spoczął na moich barkach. Wtedy, z każdym kolejnym krokiem do moich uszu napływały tajemnicze głosy. Kilka głosów, które sprawiły, że jeszcze bardziej chciałem odnaleźć Lenę i utwierdzić się w przekonaniu, że wszystko z nią dobrze. Zamknąłem wszystkie swoje myśli sprzed chwili w wewnętrznej izolatce, nie pozwalając im wyjść, a następnie ostrożnie wychodziłem z pomieszczenia. Uchyliłem drzwi, trafiając na niemal idealny moment.
Moje niebieskie tęczówki, wyrażające w tej chwili najprawdziwszą ciekawość, skontrolowały wszystkich znajdujących się w zasięgu wzroku; czterech wysokich, raczej chucherkowatych chłopaków, wyglądali mi na ulicznych dresów i wystarczyło przyglądać się zajściu tylko przez parę sekund, by to stwierdzić.
– Nie wiesz, że tu są niebezpieczne okolice? Nie powinnaś być tutaj sama...
– My się tobą z chęcią zajmiemy, tylko musisz z nami pójść.
Czy on chciał ją dotknąć, do cholery?
– Naprawdę myślicie, że jestem tutaj sama? – Te pytanie Leny potraktowałem jako bezwzględny rozkaz do działania. Wyszedłem z cienia, opierając się o najbliższy budynek, i najwyraźniej nadal pozostawałem niewidoczny. Dopiero mój głos zwrócił uwagę wszystkich dookoła. Tajemniczy, mroczny, a łagodny jedynie dla uszu blondynki. Załatw to słownie, Alec.
– Nieładnie tak traktować damę. – Przesunąłem nieodczytany wzrok na pierwszą dwójkę chłopaczków, potem kolejną dwójkę.
Wśród nas zalęgła się złowroga cisza.
– Chcieliśmy jej tylko pomóc, to źle? – odparł jeden nich tak oczywistym, cwaniackim tonem, jakby naprawdę nie chciał dziewczyny wcześniej dotknąć. A ja? Ja skrywałem w sobie głęboko zakorzeniony gniew, który pragnął wyjść na zewnątrz. Ograniczyłem się jednak do kpiącego parsknięcia śmiechem.
– Twój miniaturowy przyjaciel jest innego zdania. – Zlustrowałem chłopaka od stóp do głów, dostrzegając jakże ciekawy przypadek w dolnych częściach jego ciała. – Nie napalaj się. Widzę, że przeszkadza ci takie życie. – Urwałem, spoglądając wymownie na każdego z nich. – Jestem pewien, że razem ze swoimi kolegami masz inne hobby, i dzięki niemu wybijesz się z dna, w jakim utknąłeś. Chociaż jak patrzę na ciebie i to czym obecnie się zajmujesz to to wcale nie jest takie oczywiste stwierdzenie.
Skończyłem monolog, obserwując minę każdego z nich i dopraszając się jakichkolwiek odpowiedzi, lecz dostrzegłem tylko jak dwójka z nich szepcze nerwowo między sobą, a ten, z którym miałem zamiar rozmawiać, ciągle milczy i gapi się na mnie jakbym wyrządził mu szkodę. Uświadomiłem sobie wtedy, że otaczała mnie mgła spokoju i opanowania, sprawiająca, że po prostu nie czułem żadnych powodów, by się obawiać.
– Wiesz... – zacząłem, gdy ta cisza stawała się nie do zniesienia – widzę, że cię to męczy, więc może zajmij się czymś, co nie wymaga takiego wysiłku intelektualnego. Nie wiem, zbieranie znaczków, roznoszenie ulotek? Ale nie zaczepiaj dziewczyn z wózkiem. To nie po męsku. – Pokręciłem głową w jego stronę, a moja mina wciąż wyrażała mieszankę pogardy z zwykłą kpiną. – Jestem Alec, a ty? – Uśmiechnąłem się do niego tajemniczo, jednak ten uśmiech mógłby rozszarpać go od środka. Przepełniony sarkazmem, oszukaną życzliwością. Nienawidziłem takich ludzi.
Wysunąłem dłoń w jego stronę, oczekując, aż ją uściśnie. Po chwili namysłu zrobił to, a moja mina uległa skrzywieniu.
– Twoja ręka się poci. Dlaczego? – Zmarszczyłem brwi, przyglądając mu się w taki sposób, jakbym chciał wyrwać z niego przynajmniej skrawek duszy.
– Jesteś żałosny. To, co mówisz, jest żałosne, chcieliśmy tylko zrobić sobie jaja – roześmiał się nowo poznany kolega. Cieszę się, że mogłem poszerzyć swoją księgę znajomych. Cieszę się jak cholera. – Nigdy nie widziałem tak zarozumiałego chłopaczka, wiesz?
– Twój bełkot jest bardzo wymowny i mógłbym go słuchać godzinami, ale tu jest dziecko i nie chcę, żeby w tak młodym wieku patrzyło, jak kończą przeciętni ludzie. Do nie zobaczenia. – Wzruszyłem ramionami, zaskakując samego siebie tym niemającym końca opanowaniem w głosie. Przeniosłem zatroskane spojrzenie na Lenę, zbliżając twarz do jej ucha i wolną ręką dotykając jej pleców, co sygnalizowało, że mamy jak najszybciej opuścić miejsce. – Czas iść. – Szepnąłem do niej, uderzając gorącym oddechem o jej skórę, i pozwoliłem, by wózek z powrotem pojawił się na właściwej drodze. Ruszyliśmy dalej, idąc obok siebie i ignorując napływające z dala obelgi chłopaków, którzy dopiero co milczeli jak groby. Niewiarygodne, jak postawa ludzi może zmienić się przy pomocy tak drobnych czynników.
– Alec? – Spojrzałem na nią, słysząc swoje imię wybiegające niepewnie z jej ust. – Dziękuję.
– Za co? Nie pozwoliłbym cię skrzywdzić. – Z tymi łagodnymi słowami uświadomiłem sobie, że naprawdę nie pozwoliłbym, aby cokolwiek jej się stało. Odnosiłem wrażenie, jakbym dzierżył jej życie w swoich rękach, i to nie tak, że sama nie umiałaby się obronić. Po prostu ja sam chciałem pokazać jej, że jest dla mnie ważna, a to był jedyny na miarę moich obecnych możliwości sposób, by zrobić jakikolwiek krok do przodu. To na pewno pomogłoby mi uświadomić sobie, co tak naprawdę rozgrywa się w moim wnętrzu. Jestem krok od odpowiedzi, ale wciąż nie mogę się do niej przebić. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane...
Moje niebieskie tęczówki ukradkiem przesunęły się na twarz Leny, by dostrzec na niej ledwo widoczne rumieńce. Potem spuściła głowę, powodując, że jej ładny uśmiech pokryły kosmyki blond włosów. Z westchnieniem uświadomiłem sobie, ze tak naprawdę przez ten cały czas umykał mi fakt, że moja noga wciąż bolała, a szwy ciągnęły bez końca. Dopiero teraz, myśląc o tym, znów zacząłem wszystko odczuwać od nowa.
***
– Alec, wie... – Odwróciłem się w kierunku siedzącej obok mnie blondynki z zamiarem wysłuchania tego, co ma do powiedzenia, jednak tajemniczy głos, którego nigdy w życiu na korytarzu nie wyłapałem, przykuł moją uwagę. Nie pozwolił nawet Lenie dojść do słowa, co wywołało u mnie początkowe ukłucia zdenerwowania.
– Hej... masz może... długopis? – To była dziewczyna przed nami. Jej twarz kazała mi myśleć, że zastanawiała się nad rozpoczęciem tej rozmowy długi, długi czas, mimo że to, co powiedziała było tak lapidarne, że zaprzeczało całej mojej tezie.
Bez słowa sięgnąłem do piórnika, wyjmując z niego pomarańczowy długopis. Rozmazałem go z nadzieją, że pisze, a gdy utwierdziłem się w tym przekonaniu, wysunąłem dłoń z palcami zaciśniętymi wokół przedmiotu. Zanim go pochwyciła, popatrzyła to na mnie, to na Lenę, i doszedłem do wniosku, że była naprawdę nieśmiała. Jej uśmiech sprawił, że znów zgodziłem się ze swoimi założeniami.
Resztę lekcji spędziliśmy w ciszy, pod wodzą pana Seagal'a. Przyjaciółka z ławki nie mogła się powstrzymać i ukradkowo pstryknęła parę naszych wspólnych zdjęć z aparatu, pod pretekstem, że musiała i tyle. Na jednym nawet uśmiechnąłem się wymownie, wiedząc, że obiektyw jest skierowany w moją stronę.
– Dziękuję za dzisiejszą lekcję, możecie wyjść na przerwę. – Nauczyciel powiedział to idealnie w czas, a każdy, bez wyjątku, przepchał się przez drzwi.
Zmierzając w stronę Leny poczułem dotknięcie na plecach, a odwróciwszy się, ujrzałem tę samą twarz, co jeszcze z pół godziny wcześniej. Czarne, proste włosy do ramion; spłoszony wzrok i nieśmiały uśmiech. Wyglądała, jakby naprawdę miała do mnie ważną sprawę.
– Przepraszam, chciałam tylko upewnić się, jak masz na imię. – Jej głos był cichy.
– Brzmi Alec. – Wzruszyłem ramionami, przymrużając niezauważalnie oczy, jakby oczekując, aż to, co dziewczyna chce mi powiedzieć za chwilę wyjdzie z jej ust w pełnej postaci.
Dziewczyna podrapała się z tyłu głowy niepewnie, a ja odwróciłem swój pytający wzrok w kierunku Leny, która również wydawała się być lekko skonfundowana. Daj mi chwilę, te słowa kryły się w moich chłodnych tęczówkach. – Pan Eric Stanley mówił mi, że orientujesz się w obecnym temacie z matematyki, i... polecił mi ciebie? To dobrze brzmi? – Wydała z siebie nerwowy chichot.
– Spokojnie, chcesz, żebym cię pouczył? Teraz? Teraz nie mogę, idę właśnie z przyjaciółk... – Znów poczułem się, jakby ktoś wszedł mi w słowo.
– Tak... teraz. Za parę godzin mam kartkówkę i nie bardzo... no, nie bardzo umiem. – Powiedziała to tak, jakby naprawdę chciała spędzić ze mną ten czas nad matematyką. W jej oczach wręcz czaiła się błagalna prośba.
Westchnąłem, patrząc na Lenę całkiem nieodczytanym wzrokiem. Wyglądałem tak, jakbym czekał na jej decyzję, bo mimo wszystko ostatnie co chciałem, to właśnie żeby stracić ją z oczu.
Lena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz