Szłam powoli za chłopakiem, rozglądając się ciekawie dookoła. Okolica była naprawdę piękna, sam dom tak samo, a jednak panowała tu dziwna atmosfera pustki. Spięcie Aleca, które wyczułam i zauważyłam, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to miejsce nie musi być takie wspaniałe na jakie wygląda. Zresztą wiedziałam to z doświadczenia. To że coś wygląda na ładne, przyjazne i kochające, wcale nie oznacza, że naprawdę takie jest. A najlepszy przykładem była moja rodzina, pięknie wychodząca na zdjęciach, z czwórką dzieci, wszyscy uśmiechnięci, a jednak...
Pokręciłam głową, odpychając od siebie wspomnienia i skupiając się na teraźniejszości. Skup się na nim. Przypatrywałam się jak chłopak kuśtyka o kulach do szerokiego wejścia, jednak słabo mu to szło, zapewne przez wyczerpanie. Zerknęłam w stronę wschodzącego słońca, wzdychając cicho. Był już prawie ranek, a Alec prawdopodobnie w ogóle nie spał. Podobnie zresztą do mnie, ale ja, w przeciwieństwie do chłopaka, byłam cała.
Oprowadzenie po domu nie trwało zbyt długo, nie dlatego, że nie było co pokazywać, po prostu martwiłam się o Aleca i przypomniałam mu słowa lekarza, który kazał mu nie nadwyrężać nogi. Przysiedliśmy więc na kanapie w wielkim salonie, urządzonym w nowoczesnym stylu. Uważnie przyglądałam się każdemu zakamarkowi pokoju, nieświadomie szukając jakichkolwiek zdjęć Aleca, jego mamy albo czegokolwiek. Jedyne zdjęcie, które wisiało na jasnej ścianie, przedstawiało jakieś białe kwiaty. Zmrużyłam lekko oczy, przyglądając się białym płatkom i zastanawiając się, gdzie już wcześniej je widziałam. Chyba byłam za bardzo zmęczona, bo nie potrafiłam sobie tego przypomnieć, a wydawało mi się to bardzo istotnym szczegółem.
Oparłam się powoli o miękkie oparcie kanapy, wypuszczając powoli powietrze ze ściśniętych płuc i zerknęłam na szatyna, który siedział sztywno, wpatrzony w przestrzeń przed sobą. Ściągnęłam brwi, mierząc jego sylwetkę, z całą masą niepokojących myśli w głowie, których nijak nie potrafiłam pozbierać do kupy. Potrząsnęłam lekko głową i przysunęłam się odrobinę do przyjaciela, nie spuszczając z niego czujnego spojrzenia ani na ułamek sekundy.
- Alec...? - Szepnęłam najciszej jak tylko potrafiłam, muskając ramię chłopaka dłonią. Niebieskooki drgnął lekko, jakby wyrwany z potoku nieprzyjemnych myśli, przeniósł powoli spojrzenie na mnie, a kiedy jego tęczówki spotkały się z moimi, uleciał z nich jakiś nieprzyjemny cień, jakby chłopak pozbył się jakichś myśli, które nie dawały mu spokoju. Uśmiechnęłam się lekko, zsunęłam dłoń, muskając opuszkami palców jego mięśnie, by na końcu delikatnie złapać go za rękę. Zacisnął lekko swoje palce wokół moich, a na jego usta wpełzł łagodny uśmiech, który, gdybym tylko stała, ściął by mnie z nóg.
- To co mówiłeś w szpitalu... - Zaczęłam, jednak przeczący ruch głowy chłopaka, powstrzymał mnie przed dokończeniem. Skinęłam głową, dając mu do zrozumienia, że rozumiem, mimo iż tak nie było. - Powinieneś się przespać, jesteś wyczerpany. - Powiedziałam cicho, przyglądając się naszym złączonym dłoniom. Czując jego uścisk na swoich palcach, czułam wewnątrz zupełny spokój, taki, którego nie odczuwałam nawet we własnym domu. Miałam wrażenie, że właśnie tak powinnam się tam czuć, tymczasem znalazłam to przy chłopaku, który przeżył więcej niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. I chyba to czyniło go takim wyjątkowym. Albo to coś zupełnie innego.
- Nie mam ochoty. - Odparł chłodno, na co tylko podniosłam się, puszczając jego dłoń. Wzięłam pierwszą lepszą poduszkę z fotela, pasującego do kanapy, na której spoczywaliśmy i rzuciłam ją szatynowi, ze słowami.
- Musisz się choć trochę przespać - podeszłam bliżej i pochyliłam się w jego stronę. - Będę tutaj cały czas.
Uśmiechnęłam się lekko, gdy chłopak niechętnie przystał na moją propozycję. Usiadłam na ziemi, tuż obok głowy Aleca, spoczywającej na poduszce. Nawet nie miał sił się już sprzeczać, a dobrze wiedziałam, że gdyby był mniej zmęczony protestowałby. Ale jest tak bardzo wyczerpany... Odchyliłam głowę w tył, zerkając na niego. Niebieskie tęczówki patrzyły prosto przed siebie, bez najmniejszego drgania, jakby widziały tam coś czego ja nie byłam w stanie dostrzec. Wyrwij go jakoś z tych myśli. Szybko przewertowałam wszystkie nasze spotkania i doszłam do mglistego wspomnienia, w którym jego spojrzenie było... Nawet nie potrafiłam tego opisać. Odwróciłam się po prostu bokiem w jego stronę i bez słowa, zatopiłam palce w kosmykach jasnych włosów, przybliżając do jego głowy swoją twarz. Tylko nie zaśnij. Otworzyłam natychmiast oczy, które w ciągu sekundy przysłoniły powieki. Będzie ciężko...
Kolejne dwie godziny spędziłam przy boku chłopaka, wpatrzona w jeden punkt z zupełną pustką w głowie. Cisza, która ogarniała cały dom, zaczęła w końcu mi przeszkadzać, ponieważ słyszałam w niej rzeczy, których słyszeć nie powinnam. Jak gdyby ściany ukazywały mi sceny, które wydarzyły się tutaj na przestrzeni lat. Po tym czasie Alec przebudził się, stwierdzając, że nie potrafi już tutaj spokojnie spać. Spoglądałam na niego z odległości metra, jak podnosi się z wyrazem bólu na twarzy. Siedziałam na tym dywanie, patrząc prosto na chłopaka i nie mogłam niczego zrobić. Zupełnie niczego. Nie wiedziałam jak go pocieszyć, jak odciągnąć go od tych myśli, żeby wrócił ten Alec, którego poznałam. Idiotko, to jest ten sam Alec, nie widzisz tego? Tak. To wciąż był mój Alec, tylko teraz nie ukrywał tak skrupulatnie wszystkiego co trzymał w sobie. Podniosłam się i oboje udaliśmy się do kuchni, by coś zjeść. Rozmawialiśmy przy okazji o tym i o tamtym, opowiadałam mu o tym jakie akcje odstawiał mój dziadek, kiedy chodziłam do przedszkola i jak chętnie zabierał mnie w góry. Przy okazji niezbyt bogatego śniadania, obiecałam chłopakowi, że przygotuję mu kiedyś potrawy z mojego kraju. Potem przyszedł czas, by w końcu oczyścić i moje rany, przynajmniej tak stwierdził Alec, a ja nie byłam zadowolona z tego pomysłu, ale ostatecznie się poddałam. I kolejna godzina upłynęła nam na oczyszczaniu moich ran; nawet nie podejrzewałam, że mam ich tak dużo.
- Alec, co to za białe kwiaty na zdjęciu w salonie? - Spytałam, gdy chłopak przyklejał mi plaster na jedną z większych ran na policzku.
- Ulubione kwiaty mamy. - Odparł tylko, po czym odsunął się ode mnie o krok, by sprawdzić mój ogólny stan. Uśmiechnęłam się, dziękując mu, po czym skierowałam swoje myśli do zadanego przeze mnie pytania i odpowiedzi jaką dostałam. Nadal nie byłam w stanie przypomnieć sobie, gdzie ja widziałam już te białe płatki i byłam pełna podziwu, że wciąż trzymam się na nogach, mimo że nie spałam całą noc. Najwyraźniej adrenalina z nocy wciąż krążyła w moich żyłach, nie pozwalając nawet myśleć o śnie.
~~~~~~~~~~~~~~
Znowu zbliżał się wieczór, a my wciąż siedzieliśmy w pustym, cichym domu rozmawiając co jakiś czas o nic nieznaczących rzeczach. Podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam na nich głowę, przyglądając się jak ostatnie promienie słońca, które wpadały do salonu przez okno, znikają. Zupełnie jak moja świadomość, która powoli zanikała, pozwalając mojemu organizmowi na odpoczynek, którego domagał się coraz bardziej rozpaczliwie.
Wystarczył jednak tylko krzyk byśmy oboje podskoczyli w górę, rozbudzeni jak jeszcze nigdy. Stanęłam na równe nogi, spoglądając w stronę okna na taras, które teraz było otwarte. Ale nie to było straszne. Najbardziej przeraziła mnie postać, która stała zaraz obok wejścia i wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczyma. Przełknęłam nerwowo ślinę, czując jak niewidzialny pasek zaciska mi się na szyi, podobnie jak zeszłej nocy robiła to ona. W zupełnej ciszy wpatrywałyśmy się w siebie, obie z czystym strachem, którego żadna z nas nie potrafiła ukryć. W pewnym momencie kobieta po prostu runęła na kolana i zaczęła szlochać, a jej syn podszedł szybko do niej, mimo pierwszego zawahania. W zupełny bezruchu patrzyłam na nich. Jak Alec mówi coś do swojej matki spokojnym głosem, a ona krzyczy coś niezrozumiale, wskazując na mnie.
- Skrzywdziłam ją, Alec! Skrzywdziłam! Ja nie chciałam... - Mówiła, spoglądając to na syna, to na mnie, po czym wbiła spojrzenie w podłogę. Chłodne, opanowane niebieskie tęczówki popatrzyły prosto na mnie, domagając się wyjaśnienia, ja jednak odwróciłam tylko wzrok, czując jak na moje poranione policzki wstępuje rumieniec.
Aż do przyjazdu karetki nie ruszyłam się z miejsca nawet na milimetr. Zrobiłam to dopiero na polecenie jednego z ratowników, którym musiałam zrobić więcej miejsca. Poza tym jednym ruchem wciąż wpatrywałam się uparcie w dywan, jakby było tam coś naprawdę interesującego. W końcu głosy ucichły, podobnie jak wycie karetki. Nic się nie dzieje, nic się nie dzieje, nic się nie dzieje... Nie wierzyłam własnym myślom, które powtarzałam w kółko, trzęsąc się.
- Lena. - Głos Aleca sprawił tylko, że jeszcze bardziej spuściłam głowę, wbijając brodę w klatkę piersiową. - Lena, popatrz na mnie. - Upomniał się po minucie bez jakiegokolwiek odzewu z mojej strony. Wzięłam głęboki wdech i uniosłam powoli wzrok na chłopaka. Opierał się jednym ramieniem o ścianę przy wejściu do salonu i przyglądał mi się uważnie, jakby próbując wyczytać odpowiedź z mojej twarzy. - Co jeszcze stało się tamtej nocy?
Ponownie uciekłam spojrzeniem, szukając pomocy wśród przedmiotów w pokoju, jednak od żadnego z nich jej nie uzyskałam. Dlaczego tak bardzo bałam się powiedzieć prawdę? Nie chciałam go martwić, nie chciałam robić mu więcej kłopotów. Nie prawda. Nie kłam. Westchnęłam i otworzyłam lekko usta, przygotowując się do odpowiedzi. Nie chciałam, by był zły. Nie chcę go stracić. Pokrótce opowiedziałam chłopakowi zdarzenia z tamtej nocy, uwzględniając również to jak jego ojciec uderzył mnie w szpitalu. Po prostu nie chciałam już nic ukrywać, nie miałam nawet siły, żeby powstrzymać się przed powiedzeniem wszystkiego.
- Po prostu nie chciałam cię martwić. Nie chciałam, żebyś się złościł na mnie, na swoją rodzinę... - Spuściłam głowę, mówiąc coraz ciszej. - Nie chciałam, żebyś mnie znowu zostawił.
Alec?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz