Mój wzrost wcale nie ułatwiał mi gry, choć nie przejmowałam się tym szczególnie. Bywało ciężko, ale sporo ćwiczyłam, byłam w drużynie. Atakowałam, ale rzadko. Moim atutem były serwy, przyjęcie, nieraz udawało mi się wystawiać całkiem dobre piłki. Niski wzrost wcale mnie nie zniechęcał, choć wiele osób buntowało się tym, że taki "kurdupel" gra w drużynie, ale uczyłam się to ignorować. Nawet te chamskie docinki zmotywowały mnie do lepszej gry i poprawienia techniki. Przynajmniej nauczyłam się walczyć i polepszyłam swoje umiejętności.
Alec rzucił w moją stronę piłkę, a ja ładnie odbiłam ją dołem. Wymienialiśmy się podaniami, szło całkiem nieźle.
-Dobrze grasz. - mruknęłam, gdy zrobiliśmy sobie krótką przerwę na łyk wody.
Mimo, że trochę się zmachaliśmy ciągłe odbijanie do siebie robiło się powoli nudne, ale na szczęście podeszli do nas jacyś obcy ludzie, byli w średnim wieku. Zaproponowali mecz. Chętnie się zgodziliśmy, po czym przystąpiliśmy do rozgrywki. Przyznam, że wszystko przebiegało przyjemnie. Ci amatorzy grali całkiem dobrze, byli bardzo sympatyczni. Czas upływał szybko i jakże miło. Trafiłam z Alecem do jednej drużyny.
W końcu było przejście i z serwisu przeszłam na libero. Moim zadaniem było odebranie piłki. Czekałam, aż przeciwnik pośle piłkę tuż na mnie. Okrągłe ciało fizyczne leciało prosto na mnie z ogromną siłą. Na dodatek piłka była bardzo podkręcona. Musiałam się rzucić na prawą stronę, ale ostatecznie odbiór powiódł mi się. Byłam zadowolona, ale poczułam silny ból w nodze. Cholera, źle stanęłam. Inni przerwali grę.
-Nic mi nie jest. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Strasznie mnie bolało, miałam tylko nadzieję, że nic sobie nie skręciłam. Niechętnie zeszłam z boiska i usiadłam na ławce, łapiąc się za obolałą kostkę.
-Załatwiłaś się na wycieczkę. - Alec pokręcił głową, po czym podziękował za grę i podszedł do mnie.
-Przejdzie. - Wiele razy coś mi się działo na boisku, choć nigdy nie przywiązywałam do tego większej wagi, gdyż zawsze mi to przechodziło. Jednak tym razem ból utrzymywał się długo i był bardzo mocny. Z tudem mi się chodziło, bardzo kulałam.
-Chyba czas na nas. - powiedział stanowczo, unosząc jedną brew.
-Fakt, pójdę do szatni. - mruknęłam przez zaciśnięte zęby z bólu.
Alec?
to jakas masakra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz