Ludzie narzekają, że życie bywa niesprawiedliwe niemal bez przerwy, ciągle coś komuś nie pasuje, kogoś coś boli, zazdrościmy innym, że oni mają coś czego pragniemy sami i tak oto zataczamy krąg przynależności do ludzkości smutnej o pustej egzystencji.
Zerknąłem na siedzącego na wprost mnie Azjatę, który chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego jak ogromny błąd popełniał siadając koło "wyrzutka" jakim byłem.
Tak... Bycie tym na stypendium w szkole po brzegi wypełnionej pieniędzmi wiązało się z bolesnymi konsekwencjami i odrzuceniem społecznym.
Z początku właśnie tego się po nim spodziewałem, paru wyzwisk i kpin by za chwilę opuścił stolik dając mi święty spokój. Ten jednak zapychając sobie usta jedzeniem zaczął rozmowę na proste, mało zobowiązujące tematy.
- W ogóle to jestem Baekhyun - mruknął próbując przełknąć kanapkę. Zaśmiałem się cicho, nie rozumiejąc za nic imienia chłopaka.
- Hunetr - odparłem jedynie ściskając dłoń, którą on wyciągnął w moją stronę chwilę wcześniej, oczywiście zbyt pięknie by było gdyby żadna z osób trzecich nie próbowała wpieprzyć się między mnie a nowego.
Już z końca sali zauważyłem ten wolny, zmierzający w naszą stronę krok, długie nogi, czarne spodnie, jeansowa kurtka i biały podkoszulek. Jeszcze tylko rzut okiem na burzę blond włosów bym upewnił się, że był to Josh.
Właśnie ten chłopak, który od miesiąca skutecznie niszczył mi życie.
- Hej, jesteś tu pierwszy dzień więc rozumiem, że jeszcze nie załapałeś, ale tacy jak Ty czy ja nie zadają się ze szkolnym marginesem - mruknął do Azjaty klepiąc go po plecach. Skośnooki zmierzył spojrzeniem najpierw blondyna potem mnie, rzucając pełne pytań spojrzenie.
- O co mu chodziło? - spytał wreszcie. Poniekąd przypominał mi teraz zagubione dziecko, nie miałem sumienia by kłamać.
- Ty... Jak Ci tam było... - mruknąłem próbując udawać obojętnego - Po prostu się do mnie nie zbliżaj okej? Dla własnego dobra... - uśmiechnąłem się ciepło do chłopaka, wstając od stołu.
Nie było sensu go w to wciągać.
Prędzej czy później sam połapałby się w szkolnej hierarchii i odpuścił przyjaźń z takim biedakiem jak ja.
***
Włożyłem ostatnią książkę na najwyższą półkę i schodząc z wysokiego stołka powiodłem wzrokiem między regałami szukając wśród nich nauczyciela. Eric Stanley, nauczyciel odpowiedzialny za szkolną bibliotekę siedział przy jednym z drewnianych stołów głęboko zatopiony w lekturze.
W szkole uchodził za tego oschłego, mnie jednak szczerze mówiąc naprawdę przypadł do gustu.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale już skończyłem - uśmiechnąłem się do mężczyzny. - Zrobić może coś jeszcze? - spytałem z grzeczności, wiedziałem, że niczego nie będzie chciał.
- Wszystko dobrze. Dziękuję Ci za pomoc - chłodny, męski głos dobiegł mnie w jakby zwolnionym tempie. Szczerze mówiąc kompletnie dziś nie kontaktowałem.
- Cóż, nauka w tej szkole kosztuje - zaśmiałem się słabo - Ale przynajmniej warto - po raz ostatni wyszczerzyłem zęby w stronę nauczyciela nim opuściłem bibliotekę.
Pech chciał, że wychodząc z ogromnego pomieszczenia po raz kolejny dzisiejszego dnia musiałem natknąć się na skośnookiego. Zerknął na mnie na początku, by po chwili uśmiechnąć się szeroko, ja jednak wyminąłem go nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Zżerały mnie ogromne wyrzuty sumienia.
Chłopak nie wydawał się zbyt przejęty faktem, że to ja jestem tym słynnym chłopakiem, który zwyczajnie nie miał pieniędzy na tę szkołę. Nikt jednak nie miał prawa cierpieć przez moją sytuację majątkową.
Powlokłem swoje ciężkie ciało prosto do skrzydła mieszkalnego by natknąć się tam na jednego z przyjaciół Josha.
- Co zachciało Ci się kolegów? - zakpił czarnowłosy, stając mi na drodze do pokoju.
- Odwal się - mruknąłem tylko próbując wyminąć chłopaka.
- Nie pyskuj - warknął chłopak odpychając mnie lekko do tyłu. Nie powiem by jego słowa robiły na mnie jakiekolwiek wrażenie, choć z ulgą przyjąłem fakt, że stanęła za mną osoba trzecia. Woźna, która za pewne z zamiarem mycia podłóg.
- No, no chłopcy radziłabym żebyście się rozeszli. Dylan, jest już po ciszy nocnej, chyba nie chcesz po raz kolejny wpaść w tarapaty - mruknęła wymachując kijem od szczotki tuż przed twarzą chłopaka, który posłusznie wykonał polecenie starszej kobiety.
- Dziękuję - mruknąłem tylko z lekkim wstydem poprawiając torbę na ramieniu - Dobranoc - odparłem i powłóczyłem się do swojego pokoju.
***
Umyty i gotów do snu przewracałem się z boku na bok walcząc z ciężkimi myślami, naprawdę nie miałem ochoty wstawać jutro na zajęcia. Mocniej ścisnąłem poduszkę, czując coraz większą tęsknotę za matką i domem.
Domem, gdzie miałem wszystko, przyjaciół, rodzinę, dla których nie liczyło się nic poza prawdziwym mną.
***
Poranek zapowiedział wyjątkowo koszmarny dzień, na dworze od rana padało, szum kropel niespokojnie rozbijających się o szybę nie dał mi spać i zmusił do pobudki o piątej nad ranem.
Nie ma tego złego...
Po doprowadzeniu swojego wyglądu do akceptowanego stanu, opuściłem pokój by z rana załatwić wszystkie pomoce nauczycielskie, do których się zobowiązałem. Dzięki Bogu, tylko mnie nachodziły myśli by tak wcześnie błąkać się po szkolnych korytarzach.
Przynajmniej tak mi się zdawało.
- Hunter? - przyjemny głos obiegł korytarz, zmuszając bym odwrócił zarówno wzrok jak i uwagę. Zdążyłem już przywyknąć do miękkiej barwy tonu Azjaty by rozpoznać go nawet na niego nie patrząc - Mogę z Tobą porozmawiać?
Baekhyun?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz