Udałam się na przystanek, z którego punktualnie, o godzinie 10.15 zabrał mnie stary, miejski autobus. Podeszłam do kierowcy i z uśmiechem zakupiłam bilet. Bus był pusty, więc moim oczom ukazało się sporo wolnych miejsc. Przysiadłam na jednym z nich. Widziałam kilka starszych pań, które najwyraźniej wybierały się na zakupy na rynek, gdyż miały ze sobą kilka starych toreb. O czymś tam rozmawiały, pewnie jakieś plotki i historie z życia wzięte. Oprócz tego widziałam jakąś młodzież gimnazjalną, którzy sobie żartowali. Chłopcy głupio popisywali się przed swoimi koleżankami. Zauważyłam również jakiegoś chłopaka ze słuchawkami w uszach, kompletnie zamyślony wpatrywał się w ruchliwą ulicę zza szyby. Był bardzo wysoki. Może trochę przykuł moją uwagę, ale po chwili zajęłam się swoimi sprawami, czyli oglądaniem starych zdjęć z aparatu, niektóre przywołały do mnie przemiłe wspomnienia i chwile. Po paru minutach byłam na miejscu, wysiadłam z autobusu i udałam się w stronę schroniska dla zwierząt. Stwierdziłam, że pomogę, a do tego porobię im parę zdjęć. Ta wizyta w przytułku miała mnie zrelaksować, w końcu fotografia i zwierzęta były moimi ogromnymi pasjami, a poza tym uwielbiałam pomagać innym, zwłaszcza czworonożnym stworzeniom. Od schroniska dzieliło mnie kilkaset metrów, w miarę żwawym krokiem szłam w jego stronę. Szybko dotatrłam i miło przywitałam się z pracownikami schronu, z którymi znałam się już dość dobrze. Wymieniłam się z nimi kilkoma zdaniami, po czym dostałam zlecenie - miałam udać się do boksu o numerze 16 i wziąć dużego, starego psa, który był mieszanką bernardyna. Wabił się Baron, od kilku lat tkwił w schronisku. Nie miał jednego oka, nikt nie chciał go zaadoptować. Był wspaniałym, łagodnym i posłusznym psem, choć chyba jego wiek i dość zaniedbany wygląd odrażał ludzi. Miałam zrobić mu kilka ładnych zdjęć, które potem zostaną wstawionę na stronę schroniska i może to dałoby szansę na to, że ktoś się nim zainteresuje. Poza tym chciałam ofiarować mu trochę miłości, której był naprawdę spragniony.
Poszłam z nim na małą, zadbaną łakę obok schroniska. Była ogrodzona. Pochodziłam z nim, dałam mu kilka smakołyków i uczesałam jego sierść. Potem usadowiłam go na tle kwiatów, na szczęście pies był spokojny. Oddaliłam się kilka kroków i wyjęłam aparat z torby. Kucnęłam. Już miałam przystąpić do sesji, gdy zza swoich pleców usłyszałam czyiś głos. Przestraszona upadłam do tyłu, kompletnie tracąc równowagę. Tak, jestem sierotą. Okazało się, że tajemniczym nieznajomym okazał się ten sam zamyślony chłoak z autobusu.
Alec? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz