Nigdy by nie pomyślał, że grabienie liści w tak
piękny, wiosenny dzień, może być żmudne oraz meczące. Szczególnie wyczerpujące,
kiedy trzeba było wepchnąć te sterty do worków i zanieść w wyznaczone miejsce.
Na szczęście nicponie nie sprawiały problemów, nie podniosły mu ciśnienia, a
wręcz byli podejrzliwie pracowici. Ostatnie worki zaciągnęli na swoje miejsce,
kiedy na niebie już dawno górował księżyc w towarzystwie gwiazd.
Rozeszli się dopiero przy pokojach w niezbyt
cudownej atmosferze. Zamknąwszy za sobą drzwi odetchnął głęboko i włączył
światło, które rozjaśniło pokój Briana. Dla pamięci zasłonił okna, po czym
zsunął ze stóp buty, a następnie padł na chłodną pościel. Leżąc na wznak
zastanawiał się nad opcją kąpania się przed snem a prysznicem przed zajęciami.
Dłuższy o parę minut sen był bardziej kuszący. Zwlókł się z łóżka niemalże w
ciekłym stanie skupienia. Nim zdążył wziąć w dłoń spodnie od piżamy, rozległo
się pukanie w drzwi. Mógł udawać, że już śpi, lecz dziwne przeczucie nakazało
mu je otworzyć.
Za nimi stał, wcześniej poznany, Hayden. Ten, który sprawił
mu problemy, aczkolwiek przeprosił oraz podziękował, tym samym okalając ciepłem
serce Kanga. W tym sztucznym świetle twarz chłopaka wyglądała jeszcze gorzej.
Sińce nabrały intensywniejszej barwy, zaś oczy wskazywały na przemęczenie, a
może nawet na chorobę.
- Potrzebuję twojej pomocy – rzekł, bokiem opierając
się o framugę, co nieco zaniepokoiło wyższego. – Adrian, on… Zabrał mi coś
ważnego z pokoju.
- Sądzę, że w tym przypadku którykolwiek nauczyciel
zdziała więcej – odparł obojętnie, chcąc już zamknąć drzwi, ale Hayden go
powstrzymał, postępując krok w przód.
- Proszę… Nauczyciele mogą go tylko bardziej
rozjuszyć – wyjaśnił, po czym wziął głębszy oddech. – On coś wziął.
Ostatnie słowa zadziałały na Azjatę gorzej, niż
płachta na byka.
- Zostań tutaj – nakazał młodszemu, szybkim krokiem
zmierzając w głąb korytarza pokoi.
Po dotarciu do drzwi Adriana zapukał knykciami i
przyłożył ucho do zimnego drewna.
- Adrian? Z tej strony Brian. Otwórz, bo chcę z tobą
porozmawiać – Mówił wprost w sztuczne drewno, oczekując jakiejkolwiek
odpowiedzi, czy też szmeru, lecz nic takiego nie nastąpiło.
Nacisnął klamkę, zaś drzwi ustąpiły. Pozostawiając
je uchylone wkroczył do środka, w którym włączona była tylko lampka przy łóżku.
Uwadze Briana nie umknęły krople krwi na posadzce, wyznaczające drogę do
łazienki. Nawołując ucznia powoli zbliżał się do toalety. Czuł, jak z każdym
kolejnym krokiem zaczyna się coraz bardziej denerwować. Do tej pory tylko raz
miał styczność z Adrianem na haju i wtedy zrozumiał, że osoba pod wpływem jest
nieprzewidywalna. Serce weszło mu na ramię w momencie otworzenia drzwi od
łazienki. Wróciło na swoje miejsce, kiedy okazało się, iż pomieszczenie jest
puste. Odetchnął z nieukrywaną ulgą, tym samym wyzbywając się nadmiaru stresu.
Odwrócił się z powrotem i zamarł.
Trzy kroki od niego stał Adrian. Co gorsza. Jedno
jego ramię było owinięte wokół szyi Haydena, patrzącego na Briana z podobnym
szokiem, zaś między palcami drugiej dłoni znajdowała się cholernie widoczna,
srebrna żyletka, będąca niebezpiecznie blisko krtani młodszego. Drzwi były nadal
otwarte, co niosło ryzyko, iż ktoś mógł to wszystko ujrzeć i zacząć panikować,
a to nie było wskazane. Kang miał bardzo mało czasu na ogarnięcie zaistniałej
sytuacji.
- Adrian, odłóż to i porozmawiajmy – poprosił niepewnie,
posuwając nogę w przód, lecz znieruchomiał, kiedy tamten dygnął.
- Teraz chcesz rozmawiać? Obiecałeś, że będziesz
zawsze po mojej stronie – wycedził przez zęby, zaś obłęd w jego oczach mógł
równać się wzrokowi Meduzy z mitologii. – Nie wierzę tobie już, Brian. Jesteś
cholernym kłamcą!
- Skoro chodzi ci o mnie, to wypuść Haydena, bo on
nie…
- Zamilcz! – Wrzasnął, przyprawiając obydwóch
niemalże o zawał. – Podczas bójki, to jego powstrzymałeś. Podczas ucieczki
wziąłeś go ze sobą. Przebywałeś z nim, a mnie potraktowałeś niczym bandziora… -
Ściszył głos, żyletka nieco opadła. – Chciałem, abym stał się dla ciebie kimś
innym, niż tylko dzieciakiem, nad którym musiałeś sprawować opiekę. Tak ciężko
jest to zrozumieć?
- Rozumiem Adrianie, ale teraz mi tego nie
ułatwiasz. – Uśmiechnął się lekko, mając nikłą nadzieję na chwilową poprawę
stosunków. – Zostaw Haydena i porozmawiajmy, jak przyjaciele.
- Przyjaciele? – Sztuczny uśmiech wkroczył na usta chłopaka,
po czym przyłożył narzędzie do skóry niższego, który widocznie spiął swe ciało
jeszcze bardziej. – Wybierz. Ja albo twój nowy przyjaciel.
Brian ciężko przełknął ślinę. Sekundy dłużyły się, a
jemu nic nie przychodziło do głowy.
- Oczywiste, że wybieram ciebie, Adrianie. –
Uśmiechnął się jeszcze bardziej, by wyglądało to nadzwyczaj szczerze.
- Czyli się go pozbędę – Drżący głos Adriana
rozniósł się po pokoju.
- Nie! – Niemalże krzyknął Kang, na szczęście
powstrzymując żyletkę w dłoni chłopaka. – Ja to zrobię.
Narkoman spojrzał nań pytająco, lecz jego umysł był
zbyt odurzony. Popchnął Haydena, pod którym ugięły się nogi i padł tuż przed
Brianem. Starszy powoli, acz pewnie, odebrał ostre narzędzie spomiędzy palców.
Objął młodszego w pasie i spojrzał wprost w jego ciemnoniebieskie oczy.
- Padnij – szepnął, po czym zaciśniętą pięścią
przesunął po szyi Haydena, który szczęśliwie współpracował, padając przed nogi
Briana.
Adrian wydał z siebie dźwięk zachwytu i aż klasnął w
dłonie. Starszy przestąpił „zwłoki”, rozkładając ramiona ku szaleńcowi w
przyjacielskim geście. Trzydzieści centymetrów wystarczyło, aby trafił wprost w
przeponę chłopaka. W następnej kolejności uderzył w szczękę od dołu. Nie za
mocno, by kości pozostały całe, jednocześnie na tyle silnie, by tamten stracił
przytomność. Oddech Azjaty przyspieszył, gdyż adrenalina od razu przestawała
działać, kiedy umysł zarejestrował koniec strachu. W przeciągającej się chwili
omamienia zdołał przypomnieć sobie o osobie, która potrzebowała jego pomocy.
Odwrócił się ku Haydenowi. Półleżał na łóżku, tępo patrząc na Kanga.
- Hayden – Dopadł doń wyższy, potrząsając lekko jego
chudym ciałem. – Jak wygląda ta rzecz?
Się dzieje się, Hayden.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz