3.05.2017

Brian CD Haydena

Nigdy by nie pomyślał, że grabienie liści w tak piękny, wiosenny dzień, może być żmudne oraz meczące. Szczególnie wyczerpujące, kiedy trzeba było wepchnąć te sterty do worków i zanieść w wyznaczone miejsce. Na szczęście nicponie nie sprawiały problemów, nie podniosły mu ciśnienia, a wręcz byli podejrzliwie pracowici. Ostatnie worki zaciągnęli na swoje miejsce, kiedy na niebie już dawno górował księżyc w towarzystwie gwiazd.
Rozeszli się dopiero przy pokojach w niezbyt cudownej atmosferze. Zamknąwszy za sobą drzwi odetchnął głęboko i włączył światło, które rozjaśniło pokój Briana. Dla pamięci zasłonił okna, po czym zsunął ze stóp buty, a następnie padł na chłodną pościel. Leżąc na wznak zastanawiał się nad opcją kąpania się przed snem a prysznicem przed zajęciami. Dłuższy o parę minut sen był bardziej kuszący. Zwlókł się z łóżka niemalże w ciekłym stanie skupienia. Nim zdążył wziąć w dłoń spodnie od piżamy, rozległo się pukanie w drzwi. Mógł udawać, że już śpi, lecz dziwne przeczucie nakazało mu je otworzyć.
Za nimi stał, wcześniej poznany, Hayden. Ten, który sprawił mu problemy, aczkolwiek przeprosił oraz podziękował, tym samym okalając ciepłem serce Kanga. W tym sztucznym świetle twarz chłopaka wyglądała jeszcze gorzej. Sińce nabrały intensywniejszej barwy, zaś oczy wskazywały na przemęczenie, a może nawet na chorobę.
- Potrzebuję twojej pomocy – rzekł, bokiem opierając się o framugę, co nieco zaniepokoiło wyższego. – Adrian, on… Zabrał mi coś ważnego z pokoju.
- Sądzę, że w tym przypadku którykolwiek nauczyciel zdziała więcej – odparł obojętnie, chcąc już zamknąć drzwi, ale Hayden go powstrzymał, postępując krok w przód.
- Proszę… Nauczyciele mogą go tylko bardziej rozjuszyć – wyjaśnił, po czym wziął głębszy oddech. – On coś wziął.
Ostatnie słowa zadziałały na Azjatę gorzej, niż płachta na byka.
- Zostań tutaj – nakazał młodszemu, szybkim krokiem zmierzając w głąb korytarza pokoi.
Po dotarciu do drzwi Adriana zapukał knykciami i przyłożył ucho do zimnego drewna.
- Adrian? Z tej strony Brian. Otwórz, bo chcę z tobą porozmawiać – Mówił wprost w sztuczne drewno, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, czy też szmeru, lecz nic takiego nie nastąpiło.
Nacisnął klamkę, zaś drzwi ustąpiły. Pozostawiając je uchylone wkroczył do środka, w którym włączona była tylko lampka przy łóżku. Uwadze Briana nie umknęły krople krwi na posadzce, wyznaczające drogę do łazienki. Nawołując ucznia powoli zbliżał się do toalety. Czuł, jak z każdym kolejnym krokiem zaczyna się coraz bardziej denerwować. Do tej pory tylko raz miał styczność z Adrianem na haju i wtedy zrozumiał, że osoba pod wpływem jest nieprzewidywalna. Serce weszło mu na ramię w momencie otworzenia drzwi od łazienki. Wróciło na swoje miejsce, kiedy okazało się, iż pomieszczenie jest puste. Odetchnął z nieukrywaną ulgą, tym samym wyzbywając się nadmiaru stresu. Odwrócił się z powrotem i zamarł.
Trzy kroki od niego stał Adrian. Co gorsza. Jedno jego ramię było owinięte wokół szyi Haydena, patrzącego na Briana z podobnym szokiem, zaś między palcami drugiej dłoni znajdowała się cholernie widoczna, srebrna żyletka, będąca niebezpiecznie blisko krtani młodszego. Drzwi były nadal otwarte, co niosło ryzyko, iż ktoś mógł to wszystko ujrzeć i zacząć panikować, a to nie było wskazane. Kang miał bardzo mało czasu na ogarnięcie zaistniałej sytuacji.
- Adrian, odłóż to i porozmawiajmy – poprosił niepewnie, posuwając nogę w przód, lecz znieruchomiał, kiedy tamten dygnął.
- Teraz chcesz rozmawiać? Obiecałeś, że będziesz zawsze po mojej stronie – wycedził przez zęby, zaś obłęd w jego oczach mógł równać się wzrokowi Meduzy z mitologii. – Nie wierzę tobie już, Brian. Jesteś cholernym kłamcą!
- Skoro chodzi ci o mnie, to wypuść Haydena, bo on nie…
- Zamilcz! – Wrzasnął, przyprawiając obydwóch niemalże o zawał. – Podczas bójki, to jego powstrzymałeś. Podczas ucieczki wziąłeś go ze sobą. Przebywałeś z nim, a mnie potraktowałeś niczym bandziora… - Ściszył głos, żyletka nieco opadła. – Chciałem, abym stał się dla ciebie kimś innym, niż tylko dzieciakiem, nad którym musiałeś sprawować opiekę. Tak ciężko jest to zrozumieć?
- Rozumiem Adrianie, ale teraz mi tego nie ułatwiasz. – Uśmiechnął się lekko, mając nikłą nadzieję na chwilową poprawę stosunków. – Zostaw Haydena i porozmawiajmy, jak przyjaciele.
- Przyjaciele? – Sztuczny uśmiech wkroczył na usta chłopaka, po czym przyłożył narzędzie do skóry niższego, który widocznie spiął swe ciało jeszcze bardziej. – Wybierz. Ja albo twój nowy przyjaciel.
Brian ciężko przełknął ślinę. Sekundy dłużyły się, a jemu nic nie przychodziło do głowy.
- Oczywiste, że wybieram ciebie, Adrianie. – Uśmiechnął się jeszcze bardziej, by wyglądało to nadzwyczaj szczerze.
- Czyli się go pozbędę – Drżący głos Adriana rozniósł się po pokoju.
- Nie! – Niemalże krzyknął Kang, na szczęście powstrzymując żyletkę w dłoni chłopaka. – Ja to zrobię.
Narkoman spojrzał nań pytająco, lecz jego umysł był zbyt odurzony. Popchnął Haydena, pod którym ugięły się nogi i padł tuż przed Brianem. Starszy powoli, acz pewnie, odebrał ostre narzędzie spomiędzy palców. Objął młodszego w pasie i spojrzał wprost w jego ciemnoniebieskie oczy.
- Padnij – szepnął, po czym zaciśniętą pięścią przesunął po szyi Haydena, który szczęśliwie współpracował, padając przed nogi Briana.
Adrian wydał z siebie dźwięk zachwytu i aż klasnął w dłonie. Starszy przestąpił „zwłoki”, rozkładając ramiona ku szaleńcowi w przyjacielskim geście. Trzydzieści centymetrów wystarczyło, aby trafił wprost w przeponę chłopaka. W następnej kolejności uderzył w szczękę od dołu. Nie za mocno, by kości pozostały całe, jednocześnie na tyle silnie, by tamten stracił przytomność. Oddech Azjaty przyspieszył, gdyż adrenalina od razu przestawała działać, kiedy umysł zarejestrował koniec strachu. W przeciągającej się chwili omamienia zdołał przypomnieć sobie o osobie, która potrzebowała jego pomocy. Odwrócił się ku Haydenowi. Półleżał na łóżku, tępo patrząc na Kanga.

- Hayden – Dopadł doń wyższy, potrząsając lekko jego chudym ciałem. – Jak wygląda ta rzecz?


Się dzieje się, Hayden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz