3.10.2017

Od Briana CD Haydena

Dyrektor Truman siedział w swoim skórzanym fotelu, naprzeciw młodego mężczyzny. Obaj oglądali zapis ze szkolnego monitoringu na ekranie komputera. Sam Brian nie miał na co patrzeć, gdyż dotyczył on poprzedniej nocy. Po prostu czekał. Starszy mężczyzna za pomocą spacji zatrzymał nagranie w momencie, gdy Kang opuścił pokój Adriana zaraz po Haydenie. Obiektyw kamery nie sięgał do wnętrza pokoju, więc tak naprawdę niewiele było widać. Dyrektor westchnął i przysunął do siebie kartki, na których to spisał wyznanie studenta.
- Twoje słowa zgadzają się z nagraniem. – Pokiwał lekko głową, wolną dłonią głaszcząc swoją siwą brodę. – Miałem nadzieję, że to będzie kolejne kłamstwo, które usłyszę.
Brian wbił wzrok w swoje dłonie, psychicznie będąc gotowym na wszystko. Po tylu emocjach spał tylko trzy godziny. Kiedy się obudził, bez najmniejszego wahania poszedł do dyrektora.
- Dobrze wiesz, że Adrian zostanie wydalony ze szkoły. – Kang cicho przytaknął, nawiązując z mężczyzną kontakt wzrokowy. Nie bał się osądu swej osoby. Czuł respekt do tego faceta. – Byłeś dla niego bardzo dobrym opiekunem, ale mogliśmy się domyślić, że to jednak za duża odpowiedzialność. – Dyrektor przełożył akta Adriana na bok, po czym ujął w dłonie teczkę Briana i otworzył ją, na ustach mając lekki uśmiech. – Tyle lat. Został ci ostatni rok, ale życie nie jest takie łatwe. Uwielbia rzucać nam kłody pod nogi, chociaż ludzie nie zachowują się inaczej. W związku z tym, iż nie udzieliłeś mu pierwszej pomocy, na nagraniu twoje wyjście oddaje ucieczkę, zgodnie z regulaminem muszę podjąć odpowiednie kroki. Jutro, o ósmej rano, zostanie zwołania komisja dyscyplinarna, która zadecyduje o twoim być albo nie być. Oczywiście twoja obecność jest wymagana.
Brian tylko posłusznie przytakiwał doskonale wiedząc, że nie będzie miał żadnego wpływu na decyzję nauczycieli. Jeśli zostanie wyrzucony, będzie musiał się z tym pogodzić. Zapomni o swoich marzeniach, straci okazję do ich realizacji.
- Nie miej od razu czarnych myśli. Dużo innych okoliczności wpływa na twoją korzyść. Nie znamy się przecież od roku, prawda? – Starszy w jakiś sposób chciał go pocieszyć, ale załamanego chłopaka już nic nie ruszało. – Powiedz mi jeszcze jedną rzecz, Brian. Te pudełka, które odnalazłeś dla Haydena. Czy aby na pewno były w nich leki?
Owe pytanie zaskoczyło Azjatę. Nie zaglądał do nich, gdyż nie interesowało go to, co było w środku. Z drugiej strony to głównie przez nie był teraz stawiany przed komisją. Czy Hayden mógłby kłamać? Zaczerpnął powietrza, czując zdenerwowanie.
- Nie wiem. – odparł.

 미안합니다
<przepraszam>

Po rozmowie z dyrektorem nie miał najmniejszej ochoty iść na zajęcia. Pozwolił sobie na jeszcze na godzinę przyjemnego snu, potem wybrał się na siłownię, gdzie wyzbył się swojej wściekłości, jednocześnie spędzając tam większą część dnia. Żaden ze znajomych, ani nawet przyjaciół nie miał odwagi, by podejść do niego i okazać nieco zainteresowania. Dobrze wiedzieli, że najlepiej pozwolić mu na samotność. Późnym popołudniem miał dość unikania Haydena, więc uciekł na miasto. Takie zachowanie było bynajmniej śmieszne. Uciekał przed chłopakiem, który uderzył go za bycie uczciwym. Czuł się z tym żałośnie. Żal z serca zalał paroma shotami niebieskiego Kamikaze, lecz znał swój limit. Wstawiony, nie pijany, w akompaniamencie chłodnego wiatru, pieszo powrócił do akademii. Gdy człowiek nie robił w ciągu dnia nic twórczego, czas zapierdzielał szybciej, niż odrzutowiec na misji.
Pomimo panującej ciszy nocnej, spokojnym krokiem przemierzał teren akademii, aby podsumować spędzone w niej lata. Nie był pesymistycznie nastawiony co do komisji, aczkolwiek patrzył na to wszystko z realnej strony. Zagrożenie życia oraz nieudzielenie pomocy są czynami karalnymi. Przy sądzie, dyscyplinarne wydalenie ze szkoły było niczym.
Swą wędrówkę zakończył nieopodal tylnego wejścia do budynku. W tym miejscu żadne drzewa nie zasłaniały widoku na nocne niebo, usłane gwiazdami okalającymi księżyc. Relaks został zakłócony przez przybycie Haydena. Wtedy okazało się, że jednak nadal ma w sobie pokłady nienawiści. Mimo to wysłuchał chłopaka. Nie za bardzo interesował się sensem przekazu jego słów. W momencie, gdy chciał wyznać mu to, jak on został zraniony, ochroniarz postanowił ożyć i wziąć się do roboty. Po tylu latach. Bez słowa pociągnął Haydena za ramię. Zaszedł z nim pod samo boczne ogrodzenie akademii, gdzie wpierw obciął go złowrogim spojrzeniem, powstrzymując się przed użyciem przemocy.
- W dupie mam twoje przeprosiny. Skoro coś kieruje twoim umysłem, to znaczy, że nie nadajesz się do życia między ludźmi! – Zaczął ostro, z przyzwyczajenia podpierając dłonie na biodrach. – Powinieneś zostać w tym zakładzie, o ile w ogóle w nim byłeś. Przez swoje „drugie ja” zniszczyłeś to, co tworzyłem przez kilka lat. Moje marzenia poszły się pieprzyć w momencie, kiedy postanowiłem ci pomóc.
- Brian, ja nie chciałem… - Zaczął, lecz starszy uniósł dłoń, nakazując mu się zamknąć.
- Nie chcę twoich przeprosin. – Uciął, po chwili cofając się o parę kroków. – Posłuchaj teraz uważnie, Hayden. Od tej chwili nie zwracaj się do mnie po imieniu, nie proś o pomoc, nie pokazuj mi się na oczy. Koniec z tą krótką znajomością. Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.
Nie czekając na odpowiedź odszedł w stronę wejścia do szkoły. Nie miał wyrzutów sumienia. Ostatni raz poświęcił część siebie, by pomóc komuś, kto nawet nie był tego wart.
W pokoju, bez włączania światła, padł na, oświetlone przez księżyc, łóżko. Zaczął myśleć o tym, co czeka go jutro na komisji. Powinien się już spakować? Wewnątrz czuł, że już się poddał, aczkolwiek na pewno nie był z tym sam. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni telefon i, leżąc na brzuchu, ułożył go sobie przed twarzą. Wybrał z listy kontaktów numer, którego już dawno nie używał. Opuszkiem palca włączył głośnik, zaś po pokoju zaczęły rozlegać się sygnały. Przymknął oczy i oblizał usta, ze stresem wyczekując na odebranie połączenia. W Seulu była już godzina dziewiąta rano, przez co nie miał gwarancji, iż słuchawka telefonu stacjonarnego zostanie podniesiona.
Po sygnale zostaw wiadomość.
- Mamo, tato – Zaczął po koreańsku, z trudem przełykając ślinę. – Przepraszam, że się nie odzywałem. Bardzo ciężko pracuję, aby spełnić swoje marzenia. Dużo jem, ćwiczę, a także odpoczywam, więc nie musicie się martwić. Niedługo przylecę do domu, wtedy wam wszystko dokładnie opowiem. – Zakrył dłonią usta oraz nos, czując nadchodzący płacz. – Bardzo was kocham. Wybaczcie mi, że nie wybrałem drogi, która mogła być dla mnie lepsza. Chciałbym stać się lepszym synem. Synem przynoszącym wam dumę. Przepraszam… - Pierwsza łza spłynęła po policzku. Przez nią nastąpiła dłuższa przerwa. Nie mógł dusić w sobie tych wszystkich emocji. – Zrobiłem coś strasznego. Naprawdę okropnego. Nienawidzę siebie za to. Przepraszam. – Nacisnął czerwoną słuchawkę i podniósł się do siadu, obejmując ramionami kolana. Wpatrzył się w wyświetlony numer telefonu. – Sprawiam wam same problemy.

Przepełniony emocjami monolog wywołał jeszcze większa burzę w jego umyśle. Jedyne, co mógł na razie zrobić, to zmusić się do spania, aby przed komisją, chociaż ten ostatni raz, pokazać, że w tej szkole zdobył wiele umiejętności i będzie winił tylko siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz