Dyrektor Truman siedział w swoim skórzanym fotelu,
naprzeciw młodego mężczyzny. Obaj oglądali zapis ze szkolnego monitoringu na
ekranie komputera. Sam Brian nie miał na co patrzeć, gdyż dotyczył on
poprzedniej nocy. Po prostu czekał. Starszy mężczyzna za pomocą spacji
zatrzymał nagranie w momencie, gdy Kang opuścił pokój Adriana zaraz po
Haydenie. Obiektyw kamery nie sięgał do wnętrza pokoju, więc tak naprawdę
niewiele było widać. Dyrektor westchnął i przysunął do siebie kartki, na których
to spisał wyznanie studenta.
- Twoje słowa zgadzają się z nagraniem. – Pokiwał lekko
głową, wolną dłonią głaszcząc swoją siwą brodę. – Miałem nadzieję, że to będzie
kolejne kłamstwo, które usłyszę.
Brian wbił wzrok w swoje dłonie, psychicznie będąc
gotowym na wszystko. Po tylu emocjach spał tylko trzy godziny. Kiedy się
obudził, bez najmniejszego wahania poszedł do dyrektora.
- Dobrze wiesz, że Adrian zostanie wydalony ze
szkoły. – Kang cicho przytaknął, nawiązując z mężczyzną kontakt wzrokowy. Nie
bał się osądu swej osoby. Czuł respekt do tego faceta. – Byłeś dla niego bardzo
dobrym opiekunem, ale mogliśmy się domyślić, że to jednak za duża
odpowiedzialność. – Dyrektor przełożył akta Adriana na bok, po czym ujął w
dłonie teczkę Briana i otworzył ją, na ustach mając lekki uśmiech. – Tyle lat.
Został ci ostatni rok, ale życie nie jest takie łatwe. Uwielbia rzucać nam
kłody pod nogi, chociaż ludzie nie zachowują się inaczej. W związku z tym, iż
nie udzieliłeś mu pierwszej pomocy, na nagraniu twoje wyjście oddaje ucieczkę,
zgodnie z regulaminem muszę podjąć odpowiednie kroki. Jutro, o ósmej rano,
zostanie zwołania komisja dyscyplinarna, która zadecyduje o twoim być albo nie
być. Oczywiście twoja obecność jest wymagana.
Brian tylko posłusznie przytakiwał doskonale wiedząc,
że nie będzie miał żadnego wpływu na decyzję nauczycieli. Jeśli zostanie
wyrzucony, będzie musiał się z tym pogodzić. Zapomni o swoich marzeniach,
straci okazję do ich realizacji.
- Nie miej od razu czarnych myśli. Dużo innych okoliczności
wpływa na twoją korzyść. Nie znamy się przecież od roku, prawda? – Starszy w
jakiś sposób chciał go pocieszyć, ale załamanego chłopaka już nic nie ruszało. –
Powiedz mi jeszcze jedną rzecz, Brian. Te pudełka, które odnalazłeś dla
Haydena. Czy aby na pewno były w nich leki?
Owe pytanie zaskoczyło Azjatę. Nie zaglądał do nich,
gdyż nie interesowało go to, co było w środku. Z drugiej strony to głównie
przez nie był teraz stawiany przed komisją. Czy Hayden mógłby kłamać?
Zaczerpnął powietrza, czując zdenerwowanie.
- Nie wiem. – odparł.
<przepraszam>
Po rozmowie z dyrektorem nie miał najmniejszej
ochoty iść na zajęcia. Pozwolił sobie na jeszcze na godzinę przyjemnego snu,
potem wybrał się na siłownię, gdzie wyzbył się swojej wściekłości, jednocześnie
spędzając tam większą część dnia. Żaden ze znajomych, ani nawet przyjaciół nie
miał odwagi, by podejść do niego i okazać nieco zainteresowania. Dobrze
wiedzieli, że najlepiej pozwolić mu na samotność. Późnym popołudniem miał dość unikania
Haydena, więc uciekł na miasto. Takie zachowanie było bynajmniej śmieszne.
Uciekał przed chłopakiem, który uderzył go za bycie uczciwym. Czuł się z tym
żałośnie. Żal z serca zalał paroma shotami niebieskiego Kamikaze, lecz znał
swój limit. Wstawiony, nie pijany, w akompaniamencie chłodnego wiatru, pieszo
powrócił do akademii. Gdy człowiek nie robił w ciągu dnia nic twórczego, czas
zapierdzielał szybciej, niż odrzutowiec na misji.
Pomimo panującej ciszy nocnej, spokojnym krokiem
przemierzał teren akademii, aby podsumować spędzone w niej lata. Nie był
pesymistycznie nastawiony co do komisji, aczkolwiek patrzył na to wszystko z
realnej strony. Zagrożenie życia oraz nieudzielenie pomocy są czynami
karalnymi. Przy sądzie, dyscyplinarne wydalenie ze szkoły było niczym.
Swą wędrówkę zakończył nieopodal tylnego wejścia do
budynku. W tym miejscu żadne drzewa nie zasłaniały widoku na nocne niebo,
usłane gwiazdami okalającymi księżyc. Relaks został zakłócony przez przybycie
Haydena. Wtedy okazało się, że jednak nadal ma w sobie pokłady nienawiści. Mimo
to wysłuchał chłopaka. Nie za bardzo interesował się sensem przekazu jego słów.
W momencie, gdy chciał wyznać mu to, jak on został zraniony, ochroniarz
postanowił ożyć i wziąć się do roboty. Po tylu latach. Bez słowa pociągnął
Haydena za ramię. Zaszedł z nim pod samo boczne ogrodzenie akademii, gdzie wpierw
obciął go złowrogim spojrzeniem, powstrzymując się przed użyciem przemocy.
- W dupie mam twoje przeprosiny. Skoro coś kieruje
twoim umysłem, to znaczy, że nie nadajesz się do życia między ludźmi! – Zaczął ostro,
z przyzwyczajenia podpierając dłonie na biodrach. – Powinieneś zostać w tym
zakładzie, o ile w ogóle w nim byłeś. Przez swoje „drugie ja” zniszczyłeś to,
co tworzyłem przez kilka lat. Moje marzenia poszły się pieprzyć w momencie,
kiedy postanowiłem ci pomóc.
- Brian, ja nie chciałem… - Zaczął, lecz starszy
uniósł dłoń, nakazując mu się zamknąć.
- Nie chcę twoich przeprosin. – Uciął, po chwili
cofając się o parę kroków. – Posłuchaj teraz uważnie, Hayden. Od tej chwili nie
zwracaj się do mnie po imieniu, nie proś o pomoc, nie pokazuj mi się na oczy.
Koniec z tą krótką znajomością. Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.
Nie czekając na odpowiedź odszedł w stronę wejścia
do szkoły. Nie miał wyrzutów sumienia. Ostatni raz poświęcił część siebie, by
pomóc komuś, kto nawet nie był tego wart.
W pokoju, bez włączania światła, padł na, oświetlone
przez księżyc, łóżko. Zaczął myśleć o tym, co czeka go jutro na komisji.
Powinien się już spakować? Wewnątrz czuł, że już się poddał, aczkolwiek na pewno
nie był z tym sam. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni telefon i, leżąc na
brzuchu, ułożył go sobie przed twarzą. Wybrał z listy kontaktów numer, którego
już dawno nie używał. Opuszkiem palca włączył głośnik, zaś po pokoju zaczęły
rozlegać się sygnały. Przymknął oczy i oblizał usta, ze stresem wyczekując na
odebranie połączenia. W Seulu była już godzina dziewiąta rano, przez co nie
miał gwarancji, iż słuchawka telefonu stacjonarnego zostanie podniesiona.
Po sygnale zostaw wiadomość.
- Mamo, tato – Zaczął po koreańsku, z trudem przełykając
ślinę. – Przepraszam, że się nie odzywałem. Bardzo ciężko pracuję, aby spełnić
swoje marzenia. Dużo jem, ćwiczę, a także odpoczywam, więc nie musicie się
martwić. Niedługo przylecę do domu, wtedy wam wszystko dokładnie opowiem. –
Zakrył dłonią usta oraz nos, czując nadchodzący płacz. – Bardzo was kocham.
Wybaczcie mi, że nie wybrałem drogi, która mogła być dla mnie lepsza. Chciałbym
stać się lepszym synem. Synem przynoszącym wam dumę. Przepraszam… - Pierwsza
łza spłynęła po policzku. Przez nią nastąpiła dłuższa przerwa. Nie mógł dusić w
sobie tych wszystkich emocji. – Zrobiłem coś strasznego. Naprawdę okropnego.
Nienawidzę siebie za to. Przepraszam. – Nacisnął czerwoną słuchawkę i podniósł
się do siadu, obejmując ramionami kolana. Wpatrzył się w wyświetlony numer
telefonu. – Sprawiam wam same problemy.
Przepełniony emocjami monolog wywołał jeszcze
większa burzę w jego umyśle. Jedyne, co mógł na razie zrobić, to zmusić się do
spania, aby przed komisją, chociaż ten ostatni raz, pokazać, że w tej szkole
zdobył wiele umiejętności i będzie winił tylko siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz