3.10.2017

Od Aleca C.D Arayi

  Psychicznie chora matka. Czyli jednak mam z Arayą cokolwiek wspólnego. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, jak tak bardzo można zostać skrzywdzonym przez los. Picie krwi, zrzucanie z dachu... to w pełnych niezrozumiałości momentach kazało mi myśleć, że te tortury to zwyczajny pomysł, który mogła wymyślić typowa czternastolatka, żeby zdobyć atencję. Ale potem przypomniałem sobie wzrok Arayi i drzemała w nim autentyczna rozpacz. Mówiła prawdę.
   – Zdradzę ci coś, i mi nie uwierzysz. – Oparłem łokcie na kolanach, wysuwając górną część ciała nieco do przodu. – Jeszcze kiedyś będzie dobrze. Albo mniej gorzej. To, że nigdy nie zaznałaś szczęścia, nie oznacza, że go w ogóle nie zaznasz. Poczekaj, obserwuj. – Nie umiałem powiedzieć nic innego. A to, że również miałem chorą matkę... mam chorą matkę, zostaje tylko między mną a moją rodziną. Nie potrafiłem być tak mało dyskretny ze swoimi demonami przeszłości, co Araya. Wątpię w to, że jej ulżyło, gdy się wygadała, ale ewidentnie jej mina na to nie wskazywała w żadnym stopniu. Czarnowłosa płakała cicho ze spuszczoną głową. Przeżyła zbyt wiele, żeby myśleć chociaż o uwolnieniu swojej psychiki od połowy dolegliwości.
    Zastanawiało mnie coś jeszcze: co, do cholery, robili sąsiedzi? Ktokolwiek? Wydarzenia, które obiegły jej rodzinę, albo to, co się w niej stało, jacy ludzie tam są... te wydarzenia powinny przyciągnąć skupisko reporterów. Obojętnie, by tylko wyrwać Arayę z objęć tej patologii, jak trudne by to nie było.
    Dziewczyna uniosła głowę odrobinę, ukazując skryte pod zasłoną czarnych włosów spojrzenie, w którym nadzieja zgasła. Zgasła już dawno.
   – Łatwo powiedzieć... nie słyszałeś, co... – Przerwałem jej niemal natychmiast.
   – Słyszałem. Wbrew wszelkim pozorom każdy ma problemy, ale nie zawsze je pokazuje, okay? Większe albo mniejsze. Ale nie radzisz sobie tutaj w akademii, a ja od czasu tego napadu nie mogę stać i się patrzeć, bo czułbym się tak, jakbym w tym uczestniczył.
   – Nikt cię nie prosił o to, żebyś mi pomagał. Nikt nie pomoże... – Skuliła się jeszcze bardziej.
   Zbyłem jej komentarz swoim wtrąceniem.
   – Naprawdę nie masz w życiu niczego, co lubisz? Nie wiem... fotografia, taniec, zwierzęta? Ze wszystkim łączą cię tylko te złe wspomnienia? – Zmarszczyłem brwi, jednak mój wyraz twarzy wciąż pozostawał spokojny, a zarazem dociekliwy.
   – Chodzę na zajęcia z fotografii, czytam. Ale jak to ma mi pomóc... – wyznała pod nosem, bez nawet najmniejszej nuty entuzjazmu.
   – Bardziej niż ci się zdaje. Możemy na chwilę stąd wyjść? Korytarz jest pusty. – Zdobyłem się na to, by na mojej twarzy odmalował się przynajmniej cień uśmiechu. – No chodź. Przysięgam, że będę tam tylko ja i ty.
   Wstała niepewnie, a potem przeszła za mną przez drzwi, rozglądając się dookoła, z uprzednio zabraną torbą na ramieniu. Jej oczy były spłoszone, tylko to mogłem powiedzieć. Usiadłem pod ścianą, czując, jak jej zimno przeszywa moje plecy.
   – Luz, możesz usiąść naprzeciw. Tylko nie na drugim końcu korytarza, co? – spytałem sarkastycznie, a dziewczyna odpowiedziała mi przewróceniem oczami. Zobaczyć jej uśmiech to chyba jest jakaś anomalia. Ale kto to tak właściwie mówi? Ja, Alec.
   – Masz ostatnie zadanie z angielskiego? Nie przetłumaczyłem go – spytałem jak gdyby nigdy nic. Araya podniosła na mnie pytające spojrzenie, w którym tonęła ta sama rozpacz. – Co? Chcę tylko zdać.
   Pokiwała głową i zanim usiadła przy przeciwległej ścianie, pisnęła, słysząc, jak drzwi na końcu korytarza otwierają się. Wyszedł z nich Jordan, taki sam idiota, który brał udział w zamachu na Arayę. Tyle, ze był bez kolegów i dostrzegałem pewną zmianę w jego zachowaniu.
   – Bez jaj. Też nie odrobiliście tego? – Uśmiechnął się od ucha do ucha, podchodząc do nas. Tak, Jordan był zdecydowanie inny bez swojej paczki, ale to nie zmieniało faktu, że i bez jej wpływów może okazać się takim samym, pozbawionym intelektu debilem...
   Wzrok Arayi za wszelką cenę unikał wzroku chłopaka, który usiadł niedaleko nas.
   – Ta, nie odrobiliśmy. Nie wstyd ci tu przychodzić? – Głową wskazałem Jordanowi czarnowłosą, która znów wbiła swoje spojrzenie w przestrzeń.
   – Ojj – jęknął – to były tylko żarty. My wiemy, że jesteśmy debilami. – Uśmiechnął się.
   – Owszem, jesteście, ale niektórzy nie mogą podzielać waszych radosnych zabaw. Na przykład ofiary. – To było ostatnie, co powiedziałem, czekając na reakcję chłopaka. Albo co lepsze: reakcję Arayi.

Araya?

3 komentarze:

  1. Araya wybuchnie wściekłością i na chwile zapomni o lęku do ludzi XD

    OdpowiedzUsuń