5.01.2017

Od Fryca

Przy kolejnym stuknięciu palcem o szybę samochodu, zostałem zganiony przez taksówkarza, którego monotonny dźwięk widocznie już zirytował. Przestałem więc i zacząłem oglądać krajobrazy słonecznej Kalifornii. Mały Fryc poznaje świat, w końcu wyniesiono go z tego nudnego kraju jakim była Polska. Co prawda zajęło to dwadzieścia dwa lata, lecz lepiej późno niż wcale. Długa podróż była już męcząca. Musiałem kilka godzin siedzieć w jednej pozycji, z krótką przerwą na rozprostowanie nóg. Na moje szczęście jak się okazało, na horyzoncie widać już było mój przyszły dom na te kilka, kilkanaście miesięcy, z feriami podczas których będę wracał do rodzinnego kraju, za którym zdążyło mi się zatęsknić.
Podziękowałem i zapłaciłem, po czym razem ze wszystkimi walizami, ruszyłem ku bramom przyszłego "więzienia". Oddelegowanie się w sekretariacie, otrzymanie kluczyka, wskazówki jak dotrzeć do pokoju. Cóż, pomińmy fakt, że akademia przypominała mi labirynt, a ja błądziłem dobrą godzinę w poszukiwaniu skrzydła mieszkalnego. Dodając do tego walizki i futerał z wiolonczelą, wychodzi z tego porządny trening, spocone ciało i hiperwentylacja. Kiedy doczłapałem się do mojego pokoju, czułem się jakbym wygrał jakiś maraton. Ba! Zdobył złoty medal na olimpiadzie.
Wymęczony dniem dzisiejszym, nie przyszło mi nawet do głowy żeby się wypakować. Rzuciłem wszystko gdzie popadnie, a sam wyłożyłem się na łóżku, sapiąc głośno. Widać, że nie trenuję, bo moja kondycja równa jest emerytowi. Tfu! Emeryt ma lepszą. Jestem jak utuczony kot, który nie ma ochoty zwlec się z łóżka, no chyba, że po jedzenie. Odetchnąłem cicho i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Telewizor, szafa, łóżeczko na którym leżałem. Przytulnie, ładnie, sterylnie. Tyle mi do szczęścia wystarczało. Przeżyłem kilka lat w małych mieszkankach, to co tutaj zastaję jest luksusem w porównaniu do poprzednich pokoi.
Poleżałbym tak jeszcze dłużej, ale zorientowałem się, że jednak przydałoby się rozejrzeć po budynku, zapoznać się z planem. Nie chcę jutro latać i trzy godziny szukać klasy, w której mam zajęcia, a przekonałem się już jak duży jest ten budynek. Wyszedłem więc z pokoju i dokładnie zamknąłem drzwi. Podstawowe pytanie - w którą stronę powinienem pójść? Lewo, czy prawo? Brawo Fryc, już na starcie nie wiesz co robić.
Przestąpiłem przez próg stołówki. Cudowne, duże pomieszczenie, klimatyczne jak cała szkoła. Czułem się momentami jak w luksusowym hotelu, a nie zwykłym budynku, gdzie miała trwać dalej moja edukacja. Czytałem napisy na szyldach, dalej przechadzając się po sali. Oczywiście jak to ja, musiałem nagle poczuć mocny ból w boku. Idąc jak chłopek roztropek, uderzyłem o kant stołu. Syknąłem głośno i chwyciłem się za obolałe miejsce.
- Nic się nie stało? - Usłyszałem nagle. Spojrzałem w stronę posiadacza owego zatroskanego głosu.
- Nie, nic, dziękuję, że pytasz. - Uśmiechnąłem się do istoty.

< Ktokolwiek? Krótko, bo nie ma co przedłużać lolo >

1 komentarz: