5.14.2017

Od Leny CD Aleca

  Zaskakujące z jaką łatwością górskie widoki odrywały mnie od rzeczywistości, nawet jeśli chwilę temu mało co nie zginęłam. Mogłam siedzieć na tej skarpie przez cały dzień, obserwując porośnięte iglastymi drzewami stoki gór, które zmieniały stopniowo kolor wraz ze wschodzącym słońcem. Co chwilę otulał mnie chłodny podmuch powietrza, za każdym razem przynosząc ze sobą nowe myśli i wspomnienia z dzieciństwa. Wszystkie te piesze wycieczki ze szkoły, z dziadkiem, z rodzeństwem... Na każdej takiej wycieczce znajdowaliśmy nowe wspaniałe miejsce, które na długo zapadało mi w pamięć i często było wysepką na morzu zagubienia oraz moim azylem.
  Kiedy słowa wypowiedziane przez chłopaka dotarły do moich uszu, natychmiast powróciłam do rzeczywistości przypominając sobie o pijanych tubylcach, schronie, całym tym zamieszaniu oraz o tym, że obok mnie siedzi osoba, której się boję. Powinnam. Tak sądzę... Powoli odwróciłam głowę w stronę szatyna, spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami. Żartował sobie, prawda? Musiał żartować.
- Kpisz sobie ze mnie? - Spytałam chłodno, zwracając głowę ku wschodzącemu słońcu. Ciepłe promienie odepchnęły zdenerwowanie i strach, które nade mną zawisły wraz z wypowiedzeniem słów przez Aleca.
- A co mamy innego do roboty? - Kątem oka widziałam, jak uważnie mi się przyglądał tymi swoimi niebieskimi oczami, które teraz były nad wyraz jasne. Westchnęłam cicho, przebiegając szybko spojrzeniem po wierzchołkach gór, jakby tam szukając odpowiedzi na zadane przez szatyna pytanie. Ale szczyty uparcie milczały, zmuszając mnie do zastanowienia się nad odpowiedzią, nad dalszym planem działania, którego szczerze mówiąc nie mieliśmy. Ale powrót teraz do bunkra byłoby jak skok wprost w paszczę potwora, który od razu nas połknie. Z drugiej strony, co nam pozostało? Nie mogliśmy w nieskończoność uciekać, szczególnie, że żadne z nas nie było w pełni sił ani nawet w posiadaniu połowy z nich.
  Wzruszyłam lekko ramionami, zagryzając mocno wargę. Tak mocno, że po chwili poczułam w ustach smak krwi.
- Sami przyciskamy sobie nóż do gardła... - Mruknęłam ponuro, podnosząc się powoli na równe nogi. Naprawdę byłam pełna podziwu, że po tym wszystkim wciąż miałam siłę utrzymywać się prosto, chociaż odnosiłam wrażenie, że jest to raczej zasługa adrenaliny i strachu, które wciąż pchały mnie do przodu, aniżeli sił, których prawdopodobnie w sobie już nie miałam.
  Wejście z powrotem na górę sprawiło nam chyba mniej problemów niż samo zejście na tą półkę skalną. Wystarczyło, że Alec mnie podsadził, a ja wdrapałam się na górę, przy okazji zrzucając na chłopaka kilka małych kamyczków. Potem oczywiście jemu pomogłam wciągnąć się na górę i mimo iż prawie zsunęliśmy się z powrotem, to uznałam to za mniejszy wysiłek niż ten, który musieliśmy włożyć w zejście na dół.
  Tym razem pogoda okazała się dla nas łaskawa i nie zmieniła się w przeciągu pięciu minut. Żwawym krokiem wspinaliśmy się w górę, ostrożnie stawiając stopy między kamieniami, które raz co raz obsuwały się, ściągając za sobą swoich braci. Cały czas czułam na sobie uważne spojrzenie chłopaka, który dbał. bym nie zsunęła się niżej niż to konieczne.
  Droga powrotna zajęła nam dużo mniej czasu, głównie ze względu na słoneczną pogodę, o której wtedy mogliśmy jedynie marzyć.
  Promienie światła przedzierały się przez gęste gałęzie drzew, upiększając błotnistą ścieżkę, którą poprzedniego wieczoru wdrapywaliśmy się w górę, o całą masę jasnych plamek, które zmieniały swoje miejsca przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. I nie wiem czy to strach przed powrotem do schronu czy może przed samym upadkiem nakłonił mnie do tego, by skorzystać z pomocnej dłoni Aleca. Dosłownie. Trzymałam się mocno jego ręki od momentu, w którym podeszwy moich butów straciły przyczepność z mokrym podłożem. Czując uścisk na palcach, starałam się go zignorować, co wcale nie było takie proste, ponieważ każda myśl, która nie dotyczyła bezpośrednio bezpiecznego schodzenia, leciała w kierunku uczucia, które towarzyszyło temu wszystkiemu. Uczucia, którego nijak nie potrafiłam określić. I chyba nawet nie chciałam.
  Woleliśmy nie ryzykować, dlatego zdecydowaliśmy się wejść tylnym wejściem. Na szczęście nikt go nie zamknął lub po prostu nie zdążył tego zrobić. Nie miałam nawet pomysłu na to, co ojciec i policja mogli zrobić z moimi starymi znajomymi. Zabraliby ich gdzieś? Przecież nie mogli wsadzić ich do więzienia, nie mieliby podstaw... Chociaż w sumie przebywali w schronie, co chyba nie do końca jest dozwolone bez nakazu czy czegoś takiego... Nie, przecież nie mogli ich zamknąć. Cezary nie dałby się tak łatwo. 
- Okej, poczekaj tutaj. - Dłoń Aleca spoczęła na moim ramieniu, zatrzymując mnie w ciemnym kącie za jakimiś wielkimi pudłami, ustawionymi w wysokie wierze. Przyglądałam się białej kuli światła, które przemieszczała się powoli w zupełnych ciemnościach, co chwilę potykając się o jakieś rupiecie porozrzucane po podłodze. Nie podobała mi się te ciemność i od samego początku uważałam ten pomysł za zły pomysł, ale niebieskooki się uparł, jakby zostawił tutaj coś naprawdę ważnego, coś bez czego nie był w stu procentach sobą. I jeszcze ta bezwzględna cisza przerywana jedynie krokami chłopaka i szuraniem przedmiotów, które przesuwał. Chociaż czego innego można było się spodziewać po zamkniętej, pustej przestrzeni?
  Przesadzasz, Lena. Strach odbiera ci zdolność logicznego myślenia, naprawdę... Pokręciłam głową, przeczesując palcami włosy, które swoją drogą od dwóch dni nie widziały szczotki ani mydła... Muszę wyglądać okropnie. Zmrużyłam lekko oczy, zastanawiając się czy to aby na pewno jestem ja. Przejmowanie się swoim wyglądem w takim momencie to najgłupsza rzecz, jaką można zrobić.
  Wtem cichutkie pstryk przecięło ciszę niczym stalowy nóż, a jasność, która nastała wraz z nim, przegoniła ciemność w najdalsze kąty, do których nie była w stanie dotrzeć. Zaalarmowana uniosłam głowę, a moim oczom ukazał się nie kto inny, jak mój ojciec w towarzystwie sześciu uzbrojonych policjantów. Przełknęłam nerwowo ślinę, wiedząc dobrze, co się szykuje.
- Wiedziałem, że wrócisz. - Mruknął zadowolony mężczyzna w jak zwykle nienagannym garniturze. Zmrużyłam oczy, przesuwając uważne spojrzenie po wszystkich zgromadzonych. Nie wyglądało to dobrze, szczególnie, że każdy z nich miał broń palną, raczej nie naładowaną ślepkami. - Czyżbyś szukał tego? - Na jego ustach wykwitł szyderczy uśmiech, gdy wyciągnął z kieszeni... zdjęcie? Zmrużyłam bardziej oczy, by móc dostrzec, które to zdjęcie.
- Niech pan mi je odda. - Chłodny głos uderzył do moich uszu, przywołując na myśl niewyraźne wspomnienie z akademii. Przecież już nie raz słyszałam ten głos... 
- Najpierw oddaj mi Lenę. - On nie da za wygraną. Nie dopóki nie dostanie mnie z powrotem w swoje ręce. Na dłuższą chwilę pogrążyłam się zupełnie w myślach, odcinając się tym samym od rzeczywistości, w której toczyła się wymiana zdań pomiędzy ojcem a Aleciem.
  Tyle razy już słyszałam ten głos. Ten chłodny głos, który w gruncie rzeczy, był mi bardzo przychylny. Ciepły, wręcz niekiedy parzący moją skórę. Ale jak to...? To zupełnie nie trzymało się kupy, dlaczego oschły dla wszystkich ton, miałby być w stosunku do mnie przyjazny? Głos kogoś kto podobno mnie bił...? W tym momencie czułam się jak na jednej z lekcji matematyki, po tygodniowej nieobecności. Nie miałam bladego pojęcia co, jak i dlaczego.
- W takim razie... - Zmiana barwy głosu, należącego do mojego rodzica, przywołała mnie natychmiast do rzeczywistości. - ...zastrzelić go.
  Dwa słowa spadły na mnie niczym grom z jasnego nieba.
  Nie...!
  Pchana w przód przez dziwne uczucie wymieszane z śmiertelnym strachem, wyskoczyłam z ukrycia, w którym pozostawałam przez cały ten czas i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, zatrzymałam się o krok przed Aleciem, stając na drodze kulom, które mogłyby go zranić. Wszyscy łącznie z szatynem i moim ojcem byli zdziwieni nagłym pojawieniem się, z tym, że ten drugi ocknął się z tego bardzo szybko i powiedział głosem pełnym troski zmartwienia. Aż miałam ochotę zwrócić wszystko co jadłam w ostatnim tygodniu.
- Lena, gdzie ty się tyle czasu powiedziałaś?
  Zmrużyłam tylko oczy, nic nie odpowiadając i przesunęłam spojrzenie na zdjęcie w palcach ojca. Niestety było zwrócone czystą stroną do mnie. Odwróć to pieprzone zdjęcie. Niecierpliwiłam się faktem, iż nie wiem, którą fotografię trzyma w dłoniach rodzic i z każdą kolejną chwilą moje obawy rosły, co do tego, które zdjęcie to może być. Błagam tylko nie to...
- No co jest? Mowę ci odebrało? - Jego głos nie był już taki przyjazny i miły. Funkcjonariusze popatrzyli po sobie i powoli opuścili broń, co nie uszło uwadze ojca, który tylko mruknął ponuro, po czym roześmiał się rozbawiony własnymi słowami. - Nie sądziłem, że możesz upaść jeszcze niżej, ale jak widać się da. Dziwi mnie tylko, że jeszcze nie próbowałaś się zabić...
  Zacisnęłam dłonie w pięści, zastanawiając się jak wygląda i co myśli teraz Alec, ale dopóki się nie ruszał, nie miało to najmniejszego znaczenia. Błagam, żeby on tylko wyszedł z tego cało... 
- Wiesz kogo przypominasz? Starego, jesteś tak samo beznadziejna jak on. Czy któreś z was zrobiło kiedykolwiek coś dobrze? Zaczęło i skończyło to? Nie, ale ja pomogę ci skończyć coś pierwszy raz w życiu. - Sięgnął do kieszeni marynarki, z której wyciągnął metalową zapalniczkę, połyskującą w świetle lamp. Zapalił mały płomień, po czym przesunął go tuż pod róg zdjęcia, uprzednio odwracając je do nas przodem.
  Nie, tylko nie to zdjęcie...
  Szeroko otwartymi oczami patrzyłam, jak płomień liże nieśmiało śliską powierzchnię, by już po krótkiej chwili pełznąć wyżej, pozostawiając po sobie tylko czarne, pozwijane szczątki papieru. Dlaczego...? Miałam wrażenie, że wszystkie wspomnienia związane z tym jednym, pierwszym zdjęciem rozsypują się w pył, który natychmiast rozwiewa się z podmuchem silnego wiatru.
  Zniszczył zdjęcie. Po prostu je spalił. Jak nic nieznaczący kawałek papieru. Zniszczył to o co się troszczyłam. To na czym cholernie mi zależało, z czym wiązała się cała masa wspomnień, które on bez mrugnięcia okiem, obrócił w pył. Zniszczył pamiątkę związaną z osobą, która jest... najważniejsza...?
  Odwróciłam się szybko w stronę Aleca, czując, że chłopak chce coś zrobić, a ja nie mogłam na to pozwolić. Nie mogłam mu pozwolić, chociażby zbliżyć się do ojca. Nie teraz. Nie w tym momencie. W ogóle. Bezgłośnie powiedziałam przepraszam, przykładając dłonie do klatki piersiowej szatyna, po czym unikając kontaktu wzrokowego z niebieskimi tęczówkami, pchnęłam go najmocniej jak tylko umiałam. Chłopak postąpił kilka chwiejnych kroków w tył i po chwili runął na ziemię jak długi, potykając się o coś. Zaraz po tym zwróciłam się przodem do ojca, puszczając się biegiem w jego stronę. Nie ujdzie mu to na sucho... Byłam zła. Chociaż zła to mało powiedziane. Byłam wściekła, wręcz trzęsłam się ze złości, z tej nienawiści do ojca, którą zbierałam w sobie przez tyle lat, a która teraz znalazła ujście.
  Podobnie jak poprzednim razem, gdy zwróciłam swoją złość przeciwko rodzicowi, wpadłam wprost w pułapkę, z której nie umiałam się wydostać. Nie zdążyłam się zatrzymać, by uniknąć dłoni mężczyzny, która zacisnęła się na moim gardle i uniosła lekko w powietrze. Znowu przez złość i bezmyślność wpakowałaś się w bagno. Brawo, Lena. Uczysz się na błędach, nie ma co. Złapałam dłońmi za jego przedramię, próbując się jakoś uwolnić z tego uścisku, uniemożliwiającego mi oddychanie.
- Jesteś za głupia, by cokolwiek mi zrobić. - Uśmiechnął się lekko, po czym ściszył głos tak, że tylko ja go słyszałam. - Myślisz, że dlaczego on z tobą jest? Bo cie kocha? Bo coś w tobie widzi? Otwórz oczy, dziewczyno... To zwykła litość. Jemu jest po prostu ciebie szkoda, jesteś tak żałosna...
  Przestałam się szarpać i po prostu patrzyłam w jego oczy, słuchając tych słów jak zahipnotyzowana, czując jak coś, co w ciągu dnia w towarzystwie Aleca zaczęło się we mnie budować, właśnie rozsypuje się w drobny mak. Ojciec zwyczajnie zdeptał tą nic nie wartą myśl, jak śmiecia, którym zresztą była. Poczułam jak uścisk na mojej szyi maleje, po czym zupełnie znika, a ja wylądowałam twardo na ziemi, uderzając w beton kolanami.  Podparłam się rękami, by nie uderzyć twarzą w podłogę, jednak na nic się to stało, ponieważ po chwili ciężka noga mężczyzny spoczęła na moich plecach, przyciskając je do ziemi. Wypuściłam powoli powietrze z płuc, nie mając sił, by trzymać je tam pod naciskiem.
  Po krótkiej chwili tuż przed moimi oczami wylądowało to, co zostało ze zdjęcia. Czarny, pozwijany kawałek bliżej nieokreślonej struktury. I to zabolało. Zabolało jak cholera, bardziej niż cokolwiek innego.
  Przeniosłam spojrzenie w stronę, z której moich uszu doszły powolne kroki. W naszą stronę szedł chudy, niski mężczyzna niosąc w rękach niebieską teczkę. Niebieska teczka... Coś mi to mówi, Lena myśl. Ściągnęłam brwi, próbując odszukać w myślach wspomnienia z nią związane. I faktycznie po chwili mnie olśniło. Przypomniało mi się wszystko. To jak odbierałam taką samą teczkę z rąk kobiety w sekretariacie, jak potem widziałam plecy jakiegoś chłopaka w swojej szkole (i wtedy uświadomiłam sobie, że był to chyba właśnie Alec) oraz to jak potem ojciec zabrał mnie do psycholożki. I to ona wmówiła mi te wszystkie rzeczy o tym, że Alec mnie bił. Teraz to sobie przypomniałam, mimo iż wtedy wydawałam się jej nie słuchać.
  Ta wiedza wezbrała we mnie jeszcze większą wściekłość niż wcześniej. Nikt cię nie zniszczy, dopóki sama na to nie pozwolisz. Pamiętałam dokładnie te słowa dziadka. Powtarzał to za każdym razem, kiedy ojciec na mnie krzyczał i poniżał mnie. Zacisnęłam ponownie dłonie w pięści. Nawet jeśli to co mówił o Alecu to była prawda, nie pozwolę siebie zniszczyć. Nie teraz. 
- Tacy jak ty zasługują na litość. Zastrzelcie ją. - Odparł, zabierając nogę z moich pleców. Natychmiast wykorzystałam moment, w którym policjanci zamarli, słysząc rozkaz mojego ojca. Stanęłam na równych nogach i patrząc morderczym spojrzeniem prosto na ojca, powiedziałam.
- Nie dam się tak łatwo. A ty zapłacisz za te wszystkie lata.
  I w tym momencie wydarzenia potoczyły się z prędkością światła, a mój zmęczony umysł nie był w stanie za nimi nadążyć. Znikąd pojawił się Cezary i jego grupa, którzy obezwładnili funkcjonariuszy, sprawiając jednocześnie, że bronie powypadały im z rąk. Ojciec schylił się natychmiast po jedną z nich, po czym przyłożył mi lufę do czoła. Sekundę później rozległ się huk, a w całym pomieszczeniu zapadła cisza, którą przerwał po chwili krzyk mężczyzny. Oberwał z dłoń. Tylko od kogo?
  Popatrzyłam w tamta stronę, widząc Marikę i jej chłopaka, który dzierżył w ręce pistolet niczym miecz. Siostra natychmiast do mnie podbiegła i przytuliła mnie mocno, a nadmiar emocji sprawił, że obie runęłyśmy na ziemię.


Alec? Końcówka na szybko, wybacz... miało wyjść lepiej x.x nie przyznaję się

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz