5.20.2017

Od Elayzy CD Louisa

- Auć - cicho pisnęłam, gdy dotknęłam palcem piekarnika. Włożyłam palec do buzi, odwracając się i podchodząc do kranu. Lewą dłonią odkręciłam - a przynajmniej próbowałam - zimną wodę, pod którą włożyłam poparzony palec. Westchnęłam, w spokoju czekając, aż przestanie mnie boleć. Jestem dzisiaj jakaś taka rozkojarzona... Nie dość, że się poparzyłam, choć dobrze wiedziałam, że piekarnik jest gorący i że blisko niego stoję, to prawie pocięłam sobie palec, krojąc czekoladę do babeczek. Może to przez to, że robiłam je dla Louisa? Powinnam jakoś mu się odwdzięczyć za wczoraj... Jednocześnie również przeprosić za te wszystkie momenty, gdy go potrącałam, idąc gdzieś. A mama mówiła, by patrzeć przed siebie, a nie pod... Mam tylko jeszcze nadzieję, że lubi babeczki z kawałkami czekolady. Znowu westchnęłam, zabierając palec i dokładnie go oglądając. Nie powinno być aż tak źle... Prawda?
- Elayza? - usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się, widząc pana Seagala, który prowadził zajęcia kulinarne.
- Tak..? - ostrożnie spytałam. Mężczyzna do mnie podszedł, wzdychając przy okazji.
- Znowu coś sobie zrobiłaś? - zapytał. Spuściłam głowę w dół, wymownie patrząc w stronę piekarnika, w którym piekły się babeczki, które sama z chęcią już bym zjadła. - Chodź, zakleimy to, by cię nie bolało - rzekł dodatkowo, po czym się odwrócił, zmierzając do wyciągniętej na blacie apteczki. Niezbyt pewnie skinęłam głową, idąc za nauczycielem. Po chwili już stałam oparta o ścianę, patrząc na zaklejonego palca wskazującego i środkowego u lewej dłoni. Dobrze, że jestem praworęczna...
- Miki, twoje babeczki - wtedy usłyszałam przed sobą damski głos. Podniosłam głowę w górę, spotykając się ze spojrzeniem blondwłosej Leny. Podeszła do mnie, zaczynając pakować apteczkę, by zapewne odłożyć ją do szafki, gdzie było jej miejsce. Ja bym jeszcze z tym poczekała, bo znowu mogę się poparzyć...
- Spokojnie, pamiętam o nich - odpowiedziałam jej, patrząc na piekarnik, a potem na zegar naścienny. Jeszcze jakieś dziesięć minut... Trzeba by pomyśleć nad tym, jak mam dać Louisowi te babeczki... Sama mu ich nie wręczę, to na sto procent odpada. Może... Kogoś poproszę o ich wręczenie razem z karteczką ode mnie..? Albo zostawię w sali, w której będzie miał lekcje... Podłożę pod drzwi od pokoju... Tyle możliwości... Coś się jeszcze wymyśli. Westchnęłam, patrząc na znowu na zegar. Dziesięć minut minęło, pora zajrzeć do wypieków.

Louis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz