- Auć - cicho pisnęłam, gdy dotknęłam palcem piekarnika. Włożyłam palec do buzi, odwracając się i podchodząc do kranu. Lewą dłonią odkręciłam - a przynajmniej próbowałam - zimną
wodę, pod którą włożyłam poparzony palec. Westchnęłam, w spokoju
czekając, aż przestanie mnie boleć. Jestem dzisiaj jakaś taka
rozkojarzona... Nie dość, że się poparzyłam, choć dobrze wiedziałam, że
piekarnik jest gorący i że blisko niego stoję, to prawie pocięłam sobie
palec, krojąc czekoladę do babeczek. Może to przez to, że robiłam je dla
Louisa? Powinnam jakoś mu się odwdzięczyć za wczoraj... Jednocześnie
również przeprosić za te wszystkie momenty, gdy go potrącałam, idąc
gdzieś. A mama mówiła, by patrzeć przed siebie, a nie pod... Mam tylko
jeszcze nadzieję, że lubi babeczki z kawałkami czekolady. Znowu
westchnęłam, zabierając palec i dokładnie go oglądając. Nie powinno być
aż tak źle... Prawda?
- Elayza? - usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się, widząc pana Seagala, który prowadził zajęcia kulinarne.
- Tak..? - ostrożnie spytałam. Mężczyzna do mnie podszedł, wzdychając przy okazji.
-
Znowu coś sobie zrobiłaś? - zapytał. Spuściłam głowę w dół, wymownie
patrząc w stronę piekarnika, w którym piekły się babeczki, które sama z
chęcią już bym zjadła. - Chodź, zakleimy to, by cię nie bolało - rzekł
dodatkowo, po czym się odwrócił, zmierzając do wyciągniętej na blacie
apteczki. Niezbyt pewnie skinęłam głową, idąc za nauczycielem. Po chwili
już stałam oparta o ścianę, patrząc na zaklejonego palca wskazującego i
środkowego u lewej dłoni. Dobrze, że jestem praworęczna...
- Miki, twoje babeczki - wtedy usłyszałam przed sobą damski głos. Podniosłam głowę w górę, spotykając się ze spojrzeniem blondwłosej
Leny. Podeszła do mnie, zaczynając pakować apteczkę, by zapewne odłożyć
ją do szafki, gdzie było jej miejsce. Ja bym jeszcze z tym poczekała,
bo znowu mogę się poparzyć...
- Spokojnie, pamiętam o nich - odpowiedziałam
jej, patrząc na piekarnik, a potem na zegar naścienny. Jeszcze jakieś
dziesięć minut... Trzeba by pomyśleć nad tym, jak mam dać Louisowi te
babeczki... Sama mu ich nie wręczę, to na sto procent odpada. Może...
Kogoś poproszę o ich wręczenie razem z karteczką ode mnie..? Albo zostawię w sali, w której będzie miał lekcje... Podłożę pod drzwi od pokoju...
Tyle możliwości... Coś się jeszcze wymyśli. Westchnęłam, patrząc na
znowu na zegar. Dziesięć minut minęło, pora zajrzeć do wypieków.
Louis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz