5.11.2017

Od Aidan'a cd Tzuyu

Podążyłem za ratownikiem do karetki gdzie wraz z kolegą bliżej przyjrzeli się mojej ręce. Przypuszczenia Tzuyu okazały się być rzeczywistością. Szczęście w nieszczęściu, że złamana była lewa ręka. Trzymanie jej w gipsie przez kilka tygodni, owszem będzie uciążliwe ale na pewno nie będę miał problemów z robieniem notatek, jedzeniem... Jak większość ludzi byłem praworęczny.
Dzięki temu, że Tzuyu już przez telefon poinformowała ratowników co mi dolega, przygotowali odpowiedni sprzęt i zajęli się moją lekko napuchniętą już kończyną. Wyjrzałem z wnętrza pojazdu na trawnik, gdzie dziewczyna nadal zbierała moje ciuchy. Przeszło mi przez myśl by do niej krzyknąć, że nie musi sobie tym zawracać głowy, że sam to posprzątam ale zdrowy rozsądek uświadomił mi, że z połamaną ręką może nie być to takie łatwe.
Gdy już zostałem wstępnie obejrzany i jako tako zabezpieczono moją rękę, jeden z ratowników z powrotem wsiadł za kierownicę i odjechaliśmy spod szkoły by udać się do szpitala na założenie gipsu.
Westchnęłam czując, że czeka mnie długi i nudny dzień w poczekalni. Podczas jazdy przypomniałem też sobie o tym, że nie dałem Tzuyu klucza do swojego pokoju ani nawet nie podałem jego numeru. W następnej jednak chwili uświadomiłem sobie dlaczego wogóle znalazłem się na tym trawniku i miałem dziwne przeczucie, że dziewczyna bez problemu odnajdzie moje lokum. Bałem się jak wielkie szkody mógł wyrządzić tam wkurzony mężczyzna ze stołówki.

***

Trzy godziny później przekraczałem już próg akademii z pięknym, białym gipsem i temblakiem, który utrzymywał moją rękę w odpowiedniej pozycji. Właściwie to mogłem już go zdjąć, bo kość tak czy siak była unieruchumiona białą skorupą ale zdawałem sobie sprawę, że mój prześladowca może chcieć dokonać ponownego odwetu. Z temblakiem sprawiałem wrażenie bardziej chorego, a miałem przeczucie, że agresywny koleś ma choć tyle honoru, że nie rzuci się na połamańca.
Po pustkach na korytarzu domyśliłem się, że właśnie trwają lekcje. Zaskakujące jak w tym miejscu potrafiło być cicho, jeśli przypomnieć sobie dzisiejszy stołówkowy gwar. Ruszyłem po schodach do pokoju przygotowując się na najgorsze.
Zacisnąłem dłoń na klamce i szarpnąłem, niemal pewnien, że przede mną pojawią się połamane krzesła, rozerwane poduszki, zmiętolone zeszyty i kartki z zapiskami, rozbite talerze i tym podobne, nieprzyjemne dla oka widoki.
Byłem więc bardzo zaskoczony gdy stojąc w progu mogłem podziwiać równo poukładane na półkach książki, wszystkie meble stojące tam gdzie ich miejsce i zapewne ubrania też znajdowały się już w mojej szafie.
Słysząc szelest przewracanej kartki spojrzałem w prawo, gdzie na kanapie siedziała Tzuyu. Wyglądała na zmęczoną.
- Ty to wszystko posprzątałaś? -spytałem choć bardzo dobrze znałem odpowiedź.
Jeszcze rano każda z tych rzeczy leżała upchnięta w walizce. Teraz leżały ładnie poskładane na swoich miejscach. Nie było innego wytłumaczenia. Po za ubraniami ten świr powywalał też wszystko inne a dziewczyna spędziła zapewne kupę czasu na przywracaniu porządku.
- Nie było aż tak tragicznie jak Ci się wydaje -uśmiechnęła się odkładając czasopismo na bok.
Dopiero zdałem sobie sprawę, że jest to jednen z należących do mnie komiksów, który niegdyś narysował mój brat dając mi w nim rolę złego czarnoksiężnika. Nie chciałem wnikać czy czytała go dlatego, że naprawdę ją zainteresował czy po prostu jej się nudziło.
- Jak ręka? -spytała a ja poczułem się głupio, że przez poprzednie kilka minut wpatrywałem się w nią zamyślony.
- W porządku -machałam nią na tyle ile pozwalał temblak by udowodnić swoje słowa.
- Cieszę się -posłała w moją stronę szeroki uśmiech i wstała z kanapy kierując się w stronę drzwi- Pewnie chcesz teraz odpocząć?
- Nie! -zaprzeczyłem może zbyt gwałtownie ale naprawdę miałem ochotę na czyjeś towarzystwo.
Tzuyu uniosła jedną brew rozbawiona tak szybką reakcją.
- To znaczy -poprawiłem się przyjmując bardziej obojętny ton- Jak chcesz to możemy sobie obejrzeć jakiś film albo wyjść na spacer. W ramach podziękowania.

Tzuyu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz