5.20.2017

Od Oscara CD Willa

Przejażdżka z chłopakiem nie była taka zła jak mi się zdawało. Patrząc na jego postawę w czasie jazdy, nawet jako pasażer, która była no... odpowiednia, zdawać by się mogło, że już miał z tym do czynienia.Oczywiście nie omieszkałem o to spytać. To znaczy planowałem, gdyby niski, przesiąknięty ironią głos nie przerwał mi dyskusji. Obróciłem się w stronę znajomej i znienawidzonej postaci, by dostrzec burzę ciemnych włosów, wiecznie ulizanych na prawą stronę, świdrujące, zielone spojrzenie i wykrzywione w nieumiejętnym uśmiechu usta.
- Cześć Alex - mój głos, delikatnie przechodzący w chłodne ostrze, które jakby próbowało przeciąć zgorzkniałą postać, starszego o dwa lata chłopaka.
- Widzę zacząłeś znajdować przyjaciół, wszyscy lecą na Twoją pseudo umiejętność jazdy? - zakpił, na co jedynie przewróciłem oczyma. Marnowanie czasu na pospólstwo tak błahe, jak mój aktualny rozmówca, było gorsze niż "poniżej krytyki".
- Łykają ją, niemal tak łatwo jak Twoją - odciąłem się i choć niezbyt inteligentnie wiedziałem, że podziała to na niego jak płachta na byka. Zmrużył oczy, a jego policzki okryły się delikatnym rumieńcem. Zamachnął swą grzywką, przerzucając ją na bok i począł w głowie poszukiwać obelgi, która mnie, dotknie mocniej niż jego. Spochmurniał, jakby rezygnując z tego pomysłu i wysunął w moją stronę oskarżycielski palec.
- Nie bądź taki pewny swego - warknął mi w twarz, kończąc tym samym swoją pokazówkę. Jego argumenty ulotniły się równie szybko co pomysł na wszczęcie dyskusji w ogóle zalśnił w jego głowie.
- Drugi raz, mam Ci pokazać, gdzie Twoje miejsce Alex? - nie wytrzymałem, zbliżyłem się do chłopaka, mierząc się z nim zawistnym spojrzeniem. Jego oczy przeskakiwały ze mnie na Willa i na odwrót. Ciemnowłosy, wciąż nie zabrał głosu, pozwalając nam kontynuować dziecinadę, a upust emocji odnalazł w nerwowych gestach i zirytowanym wyrazie twarzy.
- Spróbuj - wiedziałem, że pakuję się w poważne tarapaty, ale w tym momencie mój mózg jakby odłączył się od warg i oboje zaczęli pracować własnym życiem - Dzisiaj o dwudziestej na torze za garażami - ściągnąłem brwi, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Chłopak uśmiechnął się chytrze knując w głowie wiele planów, do których realizacji na jego szczęście nie dojdzie. Nie odpowiedział mi jednak na moją zaczepkę, wracając do swojej maszyny, oraz chłopaka, który do tej pory milcząc, wreszcie zabrał głos.
- Więc to jest to Twoje tajne miejsce? - poruszył instynktownie brwiami - Sporo osób je odwiedza - jakby z wyrzutem i dozą śmiałości zaplótł ręce na klatce piersiowej, wciąż mierząc mnie oskarżycielskim spojrzeniem.
- On mi je pokazał - wytłumaczyłem, wsuwając na głowę kask. William jakby nieco zmieszany ruszył w moje ślady, nieśpiesznie wsiadając na motocykl.
- Mówiłeś, że jesteś tu nowy.
- Bo jestem, ale kto powiedział, że nigdy wcześniej nie odwiedziłem tego miasta, czy, że nie spędziłem tu żadnych wakacji - przewróciłem oczyma, próbując wyzbyć się przy tym włoskiego akcentu. - Chcesz iść ze mną? - wydusiłem w kask, a mój głos został stłumiony.
- Gdzie?
- Na ten jego pseudo wyścig, od tego zaczniemy nasze lekcje - uśmiechnąłem się lekko, jednak chłopak nie mógł tego dostrzec, wsunąłem kluczyk do stacyjki i oboje odjechaliśmy...

***

Podszedłem do szafy, wyciągając z niej strój na specjalne okazje. Przecisnąłem przez głowę zwykły biały podkoszulek, wsuwając w tym samym czasie na nogi czarne bokserki typu shorty, ostatni raz wygładzając dłonią czarną, skórzaną kurtkę. Ciemne, delikatnie wyróżniające się na tle ubrania symbole, lśniły w blasku zachodzącego słońca. Kolejną częścią mojej garderoby były spodnie, czarne, minimalnie obwisłe w kroku, z przetarciami na kolanach, wpasowały się na mnie idealnie, tak samo jak siedem miesięcy temu.
Przejrzałem się w lustrze, przesuwając dłonią po wciąż mokrych, jednak już skołtunionych włosach.
- Dasz radę Oscar, jak wtedy dałeś - szepnąłem do drugiego mnie za szkłem i nieco wydąłem usta do przodu próbując zebrać myśli, które zasiały chaos w moim umyśle. Zgarnąłem z szafki nocnej telefon i klucze, na nogi wsunąłem czarne buty i opuściłem pokój zmierzając prosto, do mojego towarzysza w ostatnich zajściach.
Podszedłem pod odpowiednie drzwi, przez krótką chwilę zastanawiając się czy na pewno chcę go ze sobą zabrać. To długi konflikt między mną, a chłopakiem, Will miał z tym tyle wspólnego co każdy inny człowiek.
Jednak mu obiecałem...
Z zaufaniem zapukałem w te wielkie, ciemne drzwi, których otwarcie zajęło chłopakowi kilka, ciągnących się w nieskończoność minut.
- Już idę - mruknął, po czym dość bezczelnie zamknął mi wejście przed nosem. Pokręciłem głową przyklejając plecy do zimnej ściany. Stresowałem się, a było to paraliżujące uczucie. Bałem się między innymi tego, że ktoś się o tym dowie i będziemy mieli problemy, lub tego, że komukolwiek stanie się krzywda. Fakt, faktem nie było to w żaden sposób nielegalne, przecież z jakiegoś powodu owy tor wybudowali, mimo wszystko znałem zagrywki Alexa na tyle dobrze, że miałem pewność iż pojęcie gry "fer" jest mu kompletnie obce.

Z moich rozmyślań, wyrwały mnie po raz kolejny otwierane drzwi, którym zamknięciu towarzyszyło pojawienie się obok mnie Williama.
- Jesteś gotowy? - spytał.
- Jasne, po wielkim zwycięstwie zdążymy jeszcze odrobić naszą drugą część wiersza - wzruszyłem ramionami chcąc upozorować chociażby minimum obojętności na nadchodzące wydarzenia. Długowłosy chyba jednak wyczuł mój strach, przyglądając się mi przez dłuższą chwilę, odpuścił jednak próby rozmowy i wzdychając cicho ruszył za mną.
- Daleko są te wasze garaże? - spytał nagle, ponownie wyrywając mnie z zamyślenia. Jego głos rozbrzmiał mi w uszach, na co jedynie pokręciłem głową. Byłem wdzięczny chłopakowi, że koniec końców postanowił ze mną iść, samotność była dla mnie ostatnimi czasy dziwnie przytłaczająca.
- Nie martw się... - mruknąłem i odwracając się plecami od rzeczywistości pozwoliłem się pochłonąć daleko idącym pragnieniom i obawom, które jakby nigdy miały się nie spełnić, umykały mi równie szybko co wchodziły do głowy. Nawet nie jestem w stanie stwierdzić kiedy obaj wsiedliśmy na motor, chwile zakładania kasku i nie sklejona w nic szczególnego rozmowa docierała do mnie jakby przez mgłę. Kompletnie zagubiony i odrętwiały nie dałem się wyrwać z psychicznego transu, który przygotowywał moją psychikę dopóki nie dotarliśmy na miejsce... Nie ściągnąłem kasku, nie zawracałem sobie tym głowy, spojrzałem wpierw na długowłosego, który rozbieganym wzrokiem ogarniał otoczenie, nim poszedłem w jego ślady. Nie było tu nic szczególnego, czy przyciągającego uwagę. Jeden, ogromny, długi budynek i rząd różnokolorowych drzwi, w których ludzie zamieszkujący pobliskie kamienice zostawiali swoje pojazdy.
- Nie gap się, chodź - popędziłem chłopaka. Zaśmiałem się cicho patrząc jak jego włosy nieco się puszą, a on na siłę próbował je przylizać. - Tak, wyglądasz pięknie, no rusz się już - popatrzyłem na niego łagodnie i z delikatnym uśmiechem, nieco rozluźniając się w całym zdarzeniu. Nie czekając już na niego ruszyłem do przodu, prosto w stronę czekającego mnie przed ulicą wejścia na tor.
- Oscar, on jest zamknięty - mruknął mój towarzysz rozglądając się za jakimkolwiek innym, dostępnym wejściem.
- Brawo, geniuszu, ale skoro Alex tam jest to my też wejdziemy. - poprawiłem dłonie na kierownicy motocykla, prowadząc ciężko maszynę prosto do wejścia, które ku naszemu zaskoczeniu był on otwarty, nie chciałem się dowiadywać jak. Obaj wolnym krokiem, otoczeni mgłą tajemnicy i buzującej w żyłach adrenaliny weszliśmy na ogromne pole, zielona, sztuczna trawa otoczona była wielkim, czarnym torem z małymi przegródkami na poszczególne miejsca. Gdzieś na jego środku, tuż przed metą stał chłopak oparty o czarnego potwora ze startymi oponami, nie patrzył na nas ale zarówno ja jak i William wpatrywaliśmy się w niego od wejścia.
- Obiecuję, że jeśli nikt nas nie złapie i dam z nim radę, jeszcze dzisiaj sam pojedziesz na moim motorze i za Ciebie skończę ten cholerny wiersz - prychnąłem. Przysięgam, gdybym nie poprosił go o przyjście, pewnie umarłbym ze strachu.
Tylko... skoro jeżdżę tyle lat, to czego tak się bałem?

Will?
Eh..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz