5.06.2017

Od Oscara CD Willa

Chłopak chwycił mój nadgarstek ciągnąc, w jak za chwilę okazało, nie tą stronę.
- Wiesz, że możesz mnie już puścić? W tym tłumie raczej ciężko będzie mi się przebić z drogą ucieczki - zaśmiałem się kręcąc głową, gdy długie włosy przebijały się raźno przez tłum, będąc kompletnie obojętnym na moje słowa. Choć sam nie miał pojęcia gdzie iść, przejął kontrolę nad sytuacją, przemierzając szkolne korytarze z wypisaną na twarzy radością. Zabawne. Fakt, widziałem go pierwszy raz w życiu ale energia jaką pochłaniał oraz radość jaką emanował była niespotykana i dosyć... dziecinna? Zaplotłem ręce na klatce piersiowej, dalej pozwalając chłopakowi prowadzić naszą dwójkę przez nieznane szkolne tereny i z niemałą satysfakcją obserwowałem jak koniec, końców poddaje się i robiąc obrót na pięcie, mierzy mnie czujnym spojrzeniem.
- To powiesz mi wreszcie gdzie jest ta cholerna stołówka czy będziemy tak krążyć? - podparł ręce na biodrach, w charakterystycznym geście wysuwając jedną nogę do przodu. Zamrugałem kilkukrotnie próbując przyswoić nagły zwrot akcji jak również to, że nie przewidziałem iż rozmowa zejdzie na ten tor. Parsknąłem śmiechem, przewracając oczami.
- No choć już - mruknąłem - Tylko błagam. Powoli i za mną - pokręciłem głową po raz ostatni i nie oczekując jego reakcji ruszyłem z zajmowanego miejsca. Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni zastanawiając się nad początkiem dzisiejszego dnia, właściwie to myślałem, że będzie znacznie, znacznie gorzej ale tak samo jak klasa nie była taka zła, tak również szkoła wydawała się bardziej przyjazna niż sądziłem. Ostatni raz wypuściłem pełne ulgi powietrze z płuc widząc, jak zaledwie pięćdziesiąt metrów przede mną, ogromne, zatłoczone i niebieskie drzwi przyozdobione są równie dużym napisem "stołówka". Mój towarzysz niemal natychmiast przyśpieszył kroku, dosłownie taranując mnie w przejściu i wleciał do pomieszczenia. Swoją drogą, wyglądał dość zabawnie, wysoki i chudy, długowłosy chłopak przemykał się między uczniami jakby, przysięgam, robił to zawodowo. Ruszyłem w jego ślady podchodząc do ogromnej lady, tętniącej przyciągającym wzrok wyglądem i jeszcze ładniejszymi zapachami. Postukałem trzykrotnie w szybę paznokciem intensywnie myśląc nad dzisiejszym śniadaniem, by koniec końców zdecydować się na jeden z najpopularniejszych zestawów.
Sok pomarańczowy oraz tosty z szynką i serem. 
Czerwoną tackę z jedzeniem wsunąłem pod dłoń i patrząc spod byka na zebraną w stołówce społeczność niczym kelner z wieloletnim doświadczeniem i ogromną gracją przesuwałem się między nieznajomymi sylwetkami. Patrząc na, niektóre spojrzenia poczułem rozbawienie. To śmieszne, ten moment kiedy ludzie, których nawet nie dotykasz potrafią obarczyć się spojrzeniem tak zawistnym jakbyś właśnie na nich wpadł. Czujnym wzrokiem obserwatora, namierzyłem wolny stolik, który jakby czekając właśnie na mnie błyszczał poświatą inne niż wszystkie.
Prychnąłem, rozmyślając na temat swojej wybujałej wyobraźni i dyskretnym uśmiechem postawiłem śniadanie na przyjemnym dla oka, jasnym stoliku. Już miałem zabrać się za jedzenie gdy ciche skrzypnięcie uświadomiło mi, że ktoś zajął miejsce naprzeciw mnie. Uniosłem spojrzenie by dostrzec Willa, tego samego chłopaka, z którym współpracowałem na zajęciach, szeroki uśmiech wciąż gościł na jego twarzy ukazując dwa rzędy białych zębów, a kompletnie nieułożone włosy sugerowały, że również przebijał się przez ogromny tłum. Odwzajemniłem gest w niedbałym grymasie i nie zrażając się jego obecnością wróciłem do jedzenia.
- Cześć - przywitał się, próbując przekrzyczeć szkolny gwar. Hałas, był zdecydowanie typowy dla tego miejsca. O ile nie były to zwykłe, między uczniowskie rozmówki, to po wszystkich salach rozchodził się czyjś głos, lub dźwięk instrumentów. Zdecydowanie w tej części szkoły coś takiego jak spokój i cisza, zanikało w odmętach codzienności.
- Hej - odparłem, gdy zorientowałem się, że moje milczenie za bardzo przeciągnęło się w czasie. - Pamiętasz o pracy domowej, ją też mamy zrobić w grupach - dobra, może nie był to najlepszy temat by zacząć rozmowę, nic jednak ciekawszego nie przyszło mi do głowy - Chcesz mi pomóc? - ciemnowłosy, wyraźnie przez dłuższą chwilę analizował moje słowa, wystukując palcami na blacie, nieznany rytm. Pokiwał wolno głową, przeżuwając kanapkę.
- Jasne, tylko kompletnie nie mam inspiracji - teatralnie ułożył dłoń na swoim czole, prychnąłem śmiechem, kręcąc głową. - Nie mów, że Ty masz - mruknął, mrużąc przy tym oczy.
- Na wenę, też są sposoby - wykrzywiłem zęby, w jeszcze gorszym grymasie niż wcześniej, już planując dzisiejszy wieczór.
- Niby jakie? - w tym momencie, niemal wyczuwalne było, jak nutka tajemnicy, pomieszana z ciekawością, otacza naszą dwójkę. Podniecenie, które czułem, za każdym razem gdy ktoś poruszał ze mną ten temat rosło, a moje policzki oblał rumieniec.
- Więc przedstawię Ci dzisiaj miłość swojego życia - odruchowo przygryzłem swój język, poruszając wymownie brwiami, gdy naszą rozmowę przerwał dzwonek wzywający na ostatnią lekcję. - Wszystkiego się dowiesz potem, tylko przyjdź o dwudziestej pod szkolne garaże - zgarnąłem swoją torbę z krzesła i zostawiając Williama z jego przypuszczeniami opuściłem stołówkę wtapiając się w gęsty tłum...

~*~

Okej Oscar. Sprawa jest prosta. Dobrze zacząłeś, nawet lepiej niż myślałeś, więc teraz się nie poddawaj. W końcu może uda Ci się wyjść na prostą i nie będziesz już tak a-społeczny, może nawet znajdziesz sobie jakiś znajomych, tylko nie rozwal wszystkiego swoją głupotą, ok? Nikt nie każe Ci się przed nim zwierzać, trzymaj się swoich zasad, ale nie spierdol tego. Postaraj się.
Wsadziłem dłonie w długie rękawy kurtki słuchając, jak jej skórzany materiał przyjemnie skrzypi przy każdym ruchu. Jej czerwone pasy na rękawach i w pasie, były już mocno przetarte, jednak między innymi, ze względu na wiek nie miałem sumienia jej wyrzucić. Swojemu lustrzanemu odbiciu posłałem uśmiech i łapiąc za przywieszone do małego haczyka popędziłem ku drzwiom. I tak już spóźniony wystrzeliłem z własnego pokoju, pędząc do drzwi wyjściowych. 20 minut... Cholera, Oscar czy chociaż raz nie możesz wyrobić się na czas? Strzeliłem się w biegu z otwartej dłoni w czoło, co przyciągnęło uwagę kilkoro uczniów. Koniec końców dotarłem wreszcie do drzwi wyjściowych by przywitać wieczorny chłód. Zimne powietrze otuliło moje ciało, przedzierając się przez materiał kurtki i koszulki, prosto do mojej skóry, nigdy nie lubiłem zimna. Starając się zapomnieć o nieprzyjemnym chłodzie okrążyłem szkołę dochodząc do oddzielonego od reszty, budynku, w którym to uczniowie mogli trzymać swoje pojazdy. Sylwetkę, która już zapadła mi w pamięć, zauważyłem jeszcze z końca alejki. 
- Gotowy? - rzuciłem, przykuwając jego uwagę. Oboje pominęliśmy temat mojego spóźnienia  i skupiliśmy się na tym, co wydarzyć się miało za chwilę.
- Nie wiem, zależy co mi pokażesz - chłopak machnął swoją bujną grzywą i ruszył do przodu tym razem, dając mi się zaprowadzić. Podeszliśmy pod garaż z numerem dwadzieścia osiem. Ciche kliknięcie i drzwi prowadzące do mojej ukochanej poczęły się otwierać. Po minie nastolatka mogłem się domyślić iż spodziewał się ujrzeć tu motocykl. Z dumą zaprezentowałem swój Yamaha V max, podchodząc do maszyny.
- Tylko bądź delikatny - przestrzegłem, obserwując jak jego dłoń bada siodełko. Roześmiał się jedynie i skinął głową w odpowiedzi. 
- To jest ten Twój sposób na wenę? - pokiwałem głową, kompletnie zamyślony. Pytanie chłopaka uleciało mi gdzieś między rozmyślaniami o czekającej nas podróży, a poszukiwaniem drugiego kasku. - Ok, możesz zacząć mnie uczyć jeździć - oświadczył. Mała, czerwona lampka obecna gdzieś z tyłu zapaliła się bijąc na alarm.
6. Nie ufaj.
Tylko, że sam zaledwie dwadzieścia minut temu plułeś sobie w twarz, że wszystko zniszczysz, a teraz nagle darzysz ludzi brakiem zaufania?
A jak mi go zarysuje?
Przecież Ci go nie połknie, ani nie rozbije. Zawsze możesz go skutecznie do tej jazdy zniechęcić... Zacisnąłem wargi w cienką linię obserwując jak w oczekiwaniu na moją reakcję Will przechadza się z jednego kąta pomieszczenia w drugi.
- Jasne, czemu nie - wypaliłem - Jeśli jesteś gotów wstawać wcześnie rano żeby tylko uczyć się jak wsadzać kluczyk do stacyjki by jej nie porysować, zostanę Twoim mentorem - przerwałem swój monolog krótkim, urywanym śmiechem - A teraz może krótka podróż po pustej autostradzie w poszukiwaniu inspiracji?

Will?
Nie neguj. Poprawię się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz