5.09.2017

Od Briana CD Haydena [+18]

Hayden przez całą drogę do Vancouver nie chciał powiedzieć nawet słowa na temat owej niespodzianki. Nie wspomogły nawet obietnice związane z nagraniem specjalnej piosenki, kupnie kosmetyków do włosów, czy dzikim seksem w publicznym miejscu. Na lotnisku w Sacramento doprowadził Haydena do takiego stanu podirytowania, że ten zaczął mu grozić spędzeniem lotu w toalecie. Brian odpuścił dopiero po wylądowaniu. Podróż dala mu się we znaki, dlatego nie spieszył się do domu babci Lavella, pomimo późnego już popołudnia.
Co takiego znajdowało się w środku dotychczas pustego domu?  Co miało sprawić, że okazywanie sobie czułości będzie wręcz niemożliwe? Podejrzliwie zmrużył oczy i zatrzymał dłoń na pozłacanej klamce.
- Jeśli coś mnie uderzy, to obiecuję, że cię zgwałcę.
- Po prostu tam wejdź. – Popędził go młodszy, widocznie zirytowany nieufnością swojego chłopa.
W końcu, gdyby chciał mu przyłożyć, dawno temu miałby przynajmniej złamany nos.
Nacisnął klamkę, drzwi ustąpiły i jako pierwszy wkroczył do środka. W momencie, gdy miał zamiar zapytać się Haydena o istnienie niespodzianki, zza ściany wyłoniła się kobieta. Jej długie, czarne włosy opadały po jednej stronie na białą, elegancką koszulę. Dłonią zakryła usta, zaś z oczu popłynęły łzy. Brian upuścił torbę na podłogę, postępując trzy kroki do przodu, by finalnie wpaść w ramiona swojej matki. Dopiero przy jej obecności poczuł te cztery lata rozłąki. Łkał niczym dziecko, nie chcąc się od niej odsunąć chociażby na centymetr, gdyż miał wrażenie, że zniknie. Była niższa o głowę, lecz nie przeszkadzało jej to w tym, by głaskać swojego jedynego syna po karku oraz plecach. Odsunęła się na dosłowną sekundę, chcąc spojrzeć na twarz Briana, aczkolwiek chłopak przysunął ją z powrotem.
Hayden przemknął cicho do kuchni, po drodze ocierając łzy. Czyż właśnie nie spełnił jednego z pragnień swojego ukochanego? Powinien być szczęśliwy. Radość napłynęła do jego serca  w momencie, gdy wrzątkiem zalał zieloną herbatę w trzech kubkach. Zaniósł wszystko wraz z cukrem do salonu, gdzie matka z synem trzymali się za dłonie, siedząc na sofie. Hayden zajął miejsce na fotelu obok.
- Przyjaciel, tak? – Brian zwrócił się do Lavella, który uśmiechnął się nieśmiało. – Mamy nie oszukasz. Ona zna moją orientację.
Chłopak speszył się nieco, zapijając wstyd wielkimi łykami herbaty. Kobieta pogłaskała go pocieszająco po kolanie.
- Nie chciałam cię od razu stawiać w trudnej sytuacji, ale teraz chyba jest gorzej. – uśmiechnęła się promiennie, zaraz przenosząc wzrok na swojego syna. – W takim razie co z Jae? Nie utrzymujecie już kontaktu?
Brian odchrząknął nerwowo, wzrokiem zaczynając uciekać gdzieś w bok.
- Tuż przed wyjazdem się wszystko skończyło. Nie wspominajmy o tym.
Hayden spojrzał na niego nieco podejrzliwie, acz jednocześnie pytająco. Brian wzrokiem poprosił, aby porozmawiali o tym później. Na szczęście niemy przekaz został zrozumiany.
- Pani Kang – wtrącił Hayden, nieco się pochylając. – Ma pani przy sobie jakieś zdjęcia Briana, kiedy był młodszy? Jestem ciekaw, jak wyglądał.
- Możesz mówić mi po imieniu, Sarah. – Uśmiech nie schodził z jej ust. Sięgnęła do torebki, wyciągnęła z niej skórzany portfel. Po otworzeniu, z nieco skrytej zakładki, wysunęła niewielkie zdjęcie, zbliżone rozmiarom do tych legitymacyjnych. Podała je Haydenowi. – Zdjęcie z podstawówki. Miał wtedy jedenaście lat.
- Mamo! – Zajęczał błagalnie Brian, zaś ta palcami przeczesała jego grzywkę w momencie, gdy z ust Lavella wydobyło się prychnięcie.
- Wyrosłeś Young Hyunie. Jesteś wyższy, przystojniejszy i szczęśliwszy. – Odebrała zdjęcie od rozbawionego chłopaka, chowając je w odpowiednie miejsce. – Jak się utrzymywałeś przez te cztery lata? W ogóle nie prosiłeś nas o pieniądze, rzadko dzwoniłeś, a stara matka nie mogła czasami spać po nocach.
Z trudem powstrzymał kolejne łzy. Musiał w końcu pokazać, że się usamodzielnił, a i mama nie była taka stara. Nie osiągnęła nawet pięćdziesiątki, ale lubiła tak na siebie mówić.
- Nadal spełniam swoje marzenie. Większość tekstów piosenek, które napisałem, sprzedałem producentom. Dorabiam sobie także tu i ówdzie. Dużo jem, Hayden może potwierdzić.
I tak rozgorzała rozmowa. Hayden odnalazł album ze swoimi zdjęciami. Opowiedział historię każdego z kolei, wspominał swoich opiekunów, bez smutku na twarzy. Brian wraz z rodzicielką dowiedzieli się paru ciekawych rzeczy z jego życia, po czym oni odwdzięczyli się tym samym. Śmiechom nie było końca, kiedy Sarah wyjawiała wszystkie zawstydzające tajemnice Briana.
- Ledwo skończył czternaście lat, a nauczył się palić oraz pić więcej niż jego ojciec. Wszystko chciał robić po swojemu, nie przyjmował żadnych rad, od razu reagował wielkim gniewem. – Sarah pokręciła głową z lekkim uśmiechem, widocznie wszystko sobie przypominając. – Okropny wtedy był. Przyprawił mnie o tyle siwych włosów, że musiałam zacząć się farbować.
- Nieprawda! – Obruszył się, przynosząc w tym momencie kolejną serię gorącej herbaty.
- Prawda! – Przytaknął Hayden, biorąc jedną ze szklanek. – Teraz też się tak zachowuje. No, może oprócz ataku gniewu. Jest spokojniejszy, wyższy, ale nadal dzieciak.
- Nieprawda! Zejdźcie ze mnie może, co? – Spojrzał na nich spod byka, by po chwili zacząć tworzyć bańki na powierzchni herbaty, tym samym nawet siebie przyprawiając o nieopanowany śmiech.
Gadali, śmiali się, wspominali, aż do późnego wieczoru. Parę minut po północy, Brian zaprowadził mamę do sypialni babci Haydena, zaś chłopak pozostał na dole i zajął się sprzątaniem. Zebrał puste szklanki, talerze i opakowania po chińszczyźnie, którą wcześniej zamówili. Szkoda im było tracić czas w kuchni na szykowanie jedzenia, kiedy tak dobrze kleiła się rozmowa. W czasie wojowniczego zmywania Lavella, Kang wraz z mamą, przebraną już w dwuczęściową piżamę.
- Będziesz spała niczym królowa angielska. – Zaśmiał się cicho, ostatni raz poprawiając jedną z poduszek.
Spędził przy matce jeszcze dłuższą chwilę, chociaż czekało ich tyle wspólnych dni. Na dobrą noc ucałował ją w czoło i cicho opuścił sypialnię. Idąc piętrem, dłonią sunął po drewnianej poręczy, jednocześnie nasłuchując dźwięków z dołu. Światła w kuchni oraz salonie były wyłączone, czyli Hayden zakończył porządki. Brian wyłączył przełącznikiem kinkiety wiszące nad schodami, pogrążając resztę domu w ciemności, po czym postarał się, aby jak najciszej wejść do pokoju, który dzielił ze swym ukochanym, myśląc, że ten już dawno padł. Pomylił się. Ledwo zamknął za sobą drzwi, kiedy z półmroku wyskoczyła na niego znajoma postać, niczym pijawka przysysając się do jego ust. Zamruczał gardłowo, obejmując Haydena w pasie, by po paru sekundach nieco się odsunąć.
- Pluskiewko ty moja – uśmiechnął się lekko, zaś ciepłe dłonie młodszego sunęły po jego ramionach.
- Czemu tak brzydko na mnie mówisz? Zresztą, nieważne. – Widocznie wzruszył ramionami. Ujął dłonie Briana w swoje, ciągnąc go powoli w stronę łóżka. – Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
- Dzień dobroci dla zwierząt jeszcze się nie skończył? – Zapytał, pozwalając ściągnąć z siebie bluzkę. Nie uszło uwadze Briana to, jak bardzo dłonie Haydena kleiły się do jego ciała, zdradzając rządze chłopaka.
- Czasami jak coś powiesz, to człowiek ma ochotę się rzucić z dywanu na podłogę. – Skontrował młodszy, zaczynając majstrować przy rozporku Briana, który to przerwał mu tę zabawę, przejmując nieco inicjatywę.
Po ściągnięciu z niego koszulki, zarzucił sobie te chude ramiona na barki, by pozwolić im się objąć wokół szyi. Ich usta w końcu połączyły się w spragnionym pocałunku, zaś dłonie starszego w tym czasie odkryły każdy skrawek nagich, rozgrzanych pleców Lavella. Niespiesznie przeszedł nimi  na pośladki chłopaka, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że praktycznie nie miał okazji, aby je wystarczająco wymacać. Uśmiechnął się zadziornie, przechodząc z nim na pościelone łóżko i jedyne, co zdążył zrobić, to musnąć ustami jego grdykę, po czym ten uciekł spod niego, od razu zmuszając Azjatę do padnięcia na plecy.
Niczym kot przeciągnął się nad nim, a w tej samej chwili jego dłoń schowała się w interesujące ją miejsce. Z pomocą drugiej ręki ściągnął spodnie Briana, które przeszkadzały mu bardziej niż odrobinę. Ustami przeciągnął po mięśniach brzucha swojego faceta, zaś palcami już dobierał się do jego penisa, któremu naprawdę niewiele trzeba było, aby stał się sztywniejszy. Nie było się co dziwić, skoro młode żądze za każdym razem musiały być powstrzymywane z powodu nieodpowiedniej pory dnia, bądź innych przeszkód.
Kang, zadowolony ze śmiałych poczynań chłopaka, ułożył się wygodniej. Podłożył sobie ramiona pod głowę, dzięki czemu mógł dokładnie obserwować każdy ruch Haydena, pomimo panującego półmroku. Mieli wolne, późna godzina na wstępie wykluczyła dzwonienie telefonów, zaś mama Briana po dziesięciogodzinnym locie musiała być wykończona, więc dawno temu zasnęła. Nie robili przecież nic zakazanego, a wręcz ludzkiego, normalnego.
Nadzwyczaj przyjemne mrowienie wystąpiło w żołądku starszego, kiedy to Lavell przyłożył swoje ciepłe usta do jego członka, by, po specjalnie dłuższej, chwili zacząć go cmokać, ssać oraz lizać, niczym w amatorskim pornosie. Dla Briana to było zadowalające, a także jeszcze bardziej pociągające. Przymknął powieki i pozwolił swojemu kochankowi na działanie. Cudowne działanie, przyprawiające go o podniesienie temperatury ciała i wspaniałe mierzwienie tam w dole. Mogłoby się zdawać, że chłopak miał w tym małą wprawę, lecz pytanie skąd? Wyrzucił je z głowy, zaczynając bardziej interesować się kombinatorem, będącym tam w dole, ewidentnie doskonale się bawiącym jego penisem. Przez to przyprawiał go o niepowstrzymane stęknięcia przyjemności, o nierównym oddechu już nie wspominając.
Jak wcześniej było wspomniane, wiele nie trzeba było do zaspokojenia żądz Briana, ze względu na nieplanowany długi czas abstynencji  seksualnej. W ostatniej minucie wpadł na pomysł odwdzięczenia się za te niespodzianki. Bez uprzedzenia złapał Haydena za ramiona i, przerywając mu zabawę członkiem niczym lizakiem, umiejscowił pod sobą. Z głębokim, gardłowym pomrukiem połączył ich usta w pocałunku, w międzyczasie całkowicie rozbierając chłopaka. Sam, dłonią, dokończył to, co przerwał Haydenowi, lecz to było częścią jego planu. Z pomocą naturalnego nawilżacza, kciukiem zaczął kręcić kółeczka wokół odbytu Haydena.
Z lekkim uśmiechem przysunął się na tyle, że połączył czubki ich nosów.
- I tobie należy się rozkosz – Szepnął wprost w jego wargi, które to lubieżnie oblizał. – Szczególnie rozkosz, która wpłynie wyśmienicie na twoje ciało.
Ustami zaczął błądzić po szyi młodszego, w tym czasie powoli i delikatnie bardziej naciskając na wejście Lavella, jednocześnie kontrolował każdy najmniejszy oddech, a także ruch chłopaka. Nie chciał, aby się niepotrzebnie spinał, bądź stresował. W końcu miało to być dla przyjemności. Jedną z dłoni ujął w swoją, chcąc mu w ten sposób odjąć nieco zdenerwowania. W czasie, kiedy na miejscu kciuka umieścił palec wskazujący, powrócił do twarzy ukochanego, by beztrosko patrzeć na jego reakcje.
Przygryzione wargi uświadomiły go, że musi jeszcze chwilę odczekać z włożeniem całego palca, bo już przy połowie te chude ciało całe się spięło. Dla rozluźnienia, począł szeptać mu do ucha wszystkie synonimy rozkoszy, jakie znał.
- Będzie błogo, upojnie, cudownie, niezwykle, rewelacyjnie, zjawiskowo, aż osiągniesz orgazm…
Hayden, już po trzech pierwszych mimowolnie zaczął się uśmiechać, aż przyciągnął tego rozgadanego faceta do siebie i przymknął pocałunkiem, tym samym pozwalając mu okazać swoją wdzięczność. Cały palec w środku przyprawił go o głębokie westchnięcie, a to, co nastąpiło po tym, zaparło dech. Otóż Brian bez problemu odnalazł męski punkt G, jakim jest prostata. Powoli i dokładnie zaczął ją masować, zaś do jego uszu docierały lekkie westchnięcia. Jedna z dłoni Haydena głaskała ramię starszego, a potem plecy, gdy tamten się nachylił, by wycałować każdy skrawek jego szyi oraz pozostawić po sobie widoczny, czerwony ślad, z nadzieją, że pozostanie przez jakiś czas.
Aby nieco urozmaicić doznania młodszego, Kang w drugą dłoń ujął jego nabrzmiałego członka, co dało mu znać, że masaż działa tak, jak powinien. Po paru minutach znaczenia śliną brzucha Lavella, jego oddech przyspieszył, obwieszczając nadchodzący orgazm. Wspomógł go nieco dłonią na penisie, z błyskiem w oku patrząc na wydzielinę, która z niego się wydostała. Szeroko uśmiechnięty zabrał obie dłonie, po czym palcem rozmazał wszystko na kształt serca, końcowo całując ukochanego w usta.
- Szybko. – Podsumował, odgarniając grzywkę z tych pięknych, granatowych oczu.
- Nie krytykuj – Prychnął Hayden, niby złośliwie, lecz z miłością, przyciągnął go do siebie, by rysunek także na nim się odbił.
- Nie robię tego, gnido.
Obaj zaśmiali się cicho i mocno przytulili. Po chwili Hayden sięgnął ręką do lampki, włączając ją. Nieco światła ukazało skotłowaną pościel oraz nieco spocone ciała dwóch mężczyzn. Zgodnie postanowili wziąć jeszcze szybki prysznic i dopiero po nim pójść spać.
Nie byliby sobą, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem. Mentalność dzieci wzięła górę i szybki prysznic trwał dwukrotnie dłużej, niż powinien. Nawet włosy zostały umyte, chociaż na liście takiej pozycji nie było. Opanowali swoje chaotyczne dusze po wyjściu z kabiny.
Hayden stanął przed zaparowanym lustrem, które to zaczął przecierać dłonią, gdy Brian okrył go dużym ręcznikiem, po czym mniejszym zaczął wycierać nadmiar wody z włosów. Sprawiało mu to przyjemności, że nie mógł się przestać uśmiechać.
- Brian – Zaczął cicho Lavell sprawiając, że starszy zsunął nieco ręcznik i nawiązał z nim kontakt wzrokowy w lustrzanym odbiciu. – Kim jest Jae?
Kang przeciągnął odpowiedź na parę sekund, wyzbywając się uśmiechu. Zaczął wycierać boki oraz tył głowy chłopaka, tym samym nie patrząc w lustro.
- Moim pierwszym, ale już dawno byłym. – Odparł, po czym tym samym ręcznikiem zaczął przecierać swoją czuprynę.
- Kochałeś go? – Kolejne pytanie.
Kang ostatni raz przeciągnął wilgotnym już materiałem po swoich włosach. Zrzucił go na podłogę i objął młodszego ramionami wokół szyi, zaś swoją klatką piersiową stykał się z jego plecami.
- Patrząc na to z upływem lat stwierdzam, że to było zauroczenie, aniżeli miłość. Obaj byliśmy nastolatkami, to z nim przeżyłem swój pierwszy raz, to on nauczył mnie tego, czego doznałeś dzisiaj. Nie zaprzeczę. – kciukiem głaskał czerwoną plamę, znajdującą się tuż pod grdyką Haydena, jednocześnie intensywnie wpatrując się w ich odbicie. – Ale powiem ci jeszcze jedno, Hayden. Ty jesteś moją pierwszą miłością. Życiową miłością i za żadne skarby nie chcę cię stracić.
Lavell uśmiechnął się lekko, odwracając przodem do Briana, by objąć go najmocniej, jak potrafił. Doskonale wiedział, że mówił prawdę. Cudowną, niepodważalną. Po tych czułościach przegonił starszego, chcąc samemu ogarnąć łazienkę. Uczynił to najszybciej, jak mógł, aby zdążyć przed zaśnięciem tego leniwego faceta.
Udało się. Zdążył. Brian leżał jeszcze na wznak, czekając na młodszego. Hayden złośliwie i żartobliwie, niczym glista przeszedł po nim na swoją stronę, po czym specjalnie zaczął pchać się tyłkiem i barkami na niego, aby zostać przytulonym. Tak stało się po chwili. Dostał także całusa tuż za uchem, przyprawiającego o szybki, zimny dreszcz na plecach. W cieple i bliskości mogli w końcu zasnąć.
- Hayden, śpisz już?
Blisko niezidentyfikowane mruknięcie wydobyło się z ust młodszego.
- Rozmawiałem z mamą i… Wspólnie stwierdziliśmy, że nie możesz mówić do niej po imieniu.
Chłopak rozbudził się i obrócił głowę w stronę starszego na tyle, ile mógł.
- Dlaczego?
- Chce być twoją, naszą mamą.
Parę sekund minęło, nim przyswoił tę informację. Uśmiechnął się znacznie, zacisnął powieki i przekręcił, twarz chowając w klatce piersiowej Briana. Tyle okrutnych myśli przelatywało mu przez głowę, lecz zostały szybko zniwelowane przez bicie serca Kanga.

Ranna pobudka była jedną z najprzyjemniejszych, jakich do tej pory doświadczył. Oczywiście przyczepił się do tego okropnego faceta, dlaczego wcześniej tak cudownie nie był budzony, tylko zrywany z łóżka niczym więzień przez kata. W odpowiedzi dostał tylko wzruszenie ramion oraz wysunięty język.

Wspaniałomyślnie Lavell postanowił przygotować śniadanie, Brian miał mu tylko pomóc, ale nie dość, że obaj utrudniali sobie w tamtej chwili egzystencję, to i biedne śniadanie w postaci czarnej jajecznicy zostało ukarane. Kiedy mama Briana zeszła po kąpieli, ubrana oraz odrobinę umalowana, niemalże patelnią wypędziła ich z kuchni informując, że umrą z głodu w niedalekiej przyszłości, bo na razie ratuje ich szkolna stołówka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz