5.26.2017

Od Leandera CD Sylvaina

Wychodząc z pokoju chłopaka, poczułem się dziwnie samotny, leżąc na kanapie w kompletnej, błogiej ciszy, zaczęło mi brakować gwarnej rozmowy i wiecznej krzątaniny. Przykleiłem plecy do zimnej, kremowej ściany, rozglądając się po pokoju. Brudną pomarańcz pustych ścian, zastąpiła kremowa biel, na której gościła masa zdjęć, okładek i płyt gramofonowych, które sam tam powiesiłem. Zwykłe, piętrowe łóżko, które jako mały chłopiec dzieliłem z bratem, ustąpiło miejsca zimnemu, drewnianemu posłaniu, które kusiło milionem rozrzuconych na nim poduszek. Zbliżyłem się do biurka, przesuwając po jego blacie opuszkami palców. To śmieszne, że kompletnie wyobcowany czułem się w miejscu, z którym wiązała się moja najbliższa przyszłość. Niechętnie minąłem kilka, wciąż nierozpakowanych pudeł i nie zawracając sobie głowy zaścielonym łóżkiem, czy chociażby niezdjętym ubraniem rzuciłem się na pościel, próbując zasnąć. Na chwilę wróciłem myślami do dzisiejszego dnia, miło było znaleźć tu kogoś, kto jak widać dość obrotny w nowych znajomościach, może pomóc Ci jakoś odnaleźć się w tym całym chaosie.
O ile już czegoś nie spieprzyłem...
Moją porażką życiową, której przez całe swoje życie nie mogłem się pozbyć była tendencja do wpadania w tarapaty i tracenia znajomości, nim takie się w ogóle zaczęły. Przekręciłem się na drugi bok, wprawiając w ruch deski pode mną. Kręciłem się tak z boku na bok, rozmyślając o swojej przyszłości, którą aktualnie widziałem w dość ciemnych barwach. Koniec, końców ze wciąż otwartymi oczyma i kompletnym zmęczeniem powitałem nowy poranek, przetarłem oczy próbując przyzwyczaić je do dziennego światła. Zgarnąłem z szafki nocnej telefon, który właśnie podświetlił się dając mi do zrozumienia, że otrzymałem wiadomość.
Spojrzałem na profilowe osoby, która postanowiła nawiedzić mojego messengera, przez chwilę przyglądałem się przerzuconym na lewą stronę, długim, blond włosom, by rozpoznać w nich blondynkę, która przysiadła się do nas, a właściwie do Sylvaina na lekcjach.
Jej chęć rozmowy była dla mnie, aż zbyt oczywista. Uśmiechnąłem się do siebie, dobrze, że chociaż, niektórym w tej szkole powodziło się od początku. Odłożyłem telefon i podłączyłem go do ładowarki, podnosząc się leniwie z łóżka. Ospałe ciało niemiłosiernie mi ciążyło w drodze do łazienki, więc nieco przedłużałem każdą czynność. Po pół godzinnym prysznicu, naciągnąłem na głowę czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę, spojrzałem na siebie w lustrze, wydymając ogromne wargi do lustrzanego odbicia, próbując zaczesać swoje włosy, które postanowiły stworzyć własną, niechlujną harmonię. Opuściłem toaletę, na koniec używając pierwszych, złapanych perfum, wymijając pudła.
Wymijając to jednak złe słowo bo nie byłbym sobą, gdybym nie potknął się o jedno z nich i nie runął twarzą na ziemię. Moje szczęście jednak nie pozwoliło mi opanować gwałtownego ataku zabójczych pudeł i z głośnym jękiem opadłem na karton z książkami, z których jedna, dosłownie wbiła mi się w oko.
- Kurwa! - zakląłem głośno, chwytając obolałe miejsce, które natychmiast jakby natychmiast spuchło, pulsując bólem. Po raz kolejny podszedłem do lustra spoglądając na malutką ranę tuż pod okiem, które zdecydowanie było podbite.
- Świetnie Leander, jakbyś już nie był kompletnym dziwakiem, jeszcze bardziej będziesz przyciągać uwagę - opuściłem pokój, trzaskając drzwiami. Wzburzony, dysząc głośno, próbowałem utrzymać emocje na wodzy, które buzowały silnie w moim organizmie. Wysunąłem nos zza rogu, rozglądając się za uczniami, których nieco bardziej mógłby zainteresować mój stan, nikogo jednak nie było więc z pewnością siebie ruszyłem szkolnym korytarzem...
- Leander? - przyjemny głos rozszedł się po korytarzu, sprowadzając mnie na ziemię. Co więcej, przyzwał on właśnie mnie więc mogła to zrobić tylko i wyłącznie jedna osoba - Co Ci się stało? - owy troskliwy głos zbliżał się do mnie powoli, sprawiając, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Nic, jestem kompletną niezdarą - burknąłem, spuszczając wzrok tak, by włosy w choć najmniejszym stopniu przysłoniły moje prawe oko - To nic, serio.
- Musisz iść od pielęgniarki - brzmiało to bardziej jak rozkaz niżeli prośba bądź sugestia.
- Nie muszę, nie szedłeś właśnie na śniadanie? - odwróciłem się do niego, zaplatając ręce na piersiach.
- Nie - odparł tylko, kładąc mi dłoń na plecach i pchając lekko w stronę wyjścia z mieszkalnego skrzydła. Oczywiście, poszliśmy prosto do pielęgniarki, która nie zrobiła wiele więcej niż zwykły zimny okład i jakieś przeciwbólowe proszki oraz całodniowe zwolnienie z zajęć.
- Dzięki, przynajmniej mam cały dzień by nadrobić stracone odcinki seriali - uśmiechnąłem się do chłopaka, który postanowił odprowadzić mnie ponownie do pokoju. W mojej głowie jakby znikąd zalśniła myśl, że miałem przecież na stołówce spotkać się z ów blondynką...
Może jednak, jeśli nie pójdę...
Wyrzuciłem z głowy tę myśl, zwalając wszystko na ogromny ból głowy, który był idealną przyczyną mojej nieobecności. - Co robisz dziś wieczorem? - spojrzałem na chłopaka, chwytając w dłoń skrawek bluzki - W sensie, jest to ognisko i w sumie bym poszedł, ale jesteś jedyną osobą jaką tu poznałem, a z tym okiem nowych znajomości raczej nie zdobędę - zaśmiałem się, na co chłopak mi zawtórował. Wyższy wzruszył ramionami, dając mi tym samym nadzieję, że pozytywnie rozpatrzy moją prośbę. Nawet się nie zorientowałem kiedy postawiliśmy ostatnie kroki, a nasza podróż zakończyła się pod pokojem z numerem 43.
- No, mam nadzieję, że przez pokój do łóżka dasz radę dojść sam - zaśmiał się na co wysunąłem do przodu dolną wargę.
- Dzięki za wiarę i do, mam nadzieję, wieczora - uśmiechnąłem się do chłopaka po raz ostatni i żegnając go machnięciem ręki, wpełzłem to swojego zacisznego kącika. Pokój przywitał mnie znacznie gorszym bałaganem niż zdawało mi się go zostawić, co przyjąłem z ogromną niechęcią. Fakt, faktem, nie zrobiłem jednak niczego by jakkolwiek poprawić jakość mojego mieszkania i zwyczajnie rzuciłem się na łóżko, biorąc do ręki laptopa.

***

Przysięgam, gdybym miał wybrać jeden z najmniej owocnych dni mojego życia byłby to właśnie ten dzień. Drugi dzień spędzony w akademii. Nie zrobiłem niczego, co mogłoby mi ułatwić szkolne życie, a zbliżająca się godzina dwudziesta uniemożliwiała mi podjęcie jakichkolwiek działań. 
Boże, czemu jestem tak leniwą kupą cielska. Te i podobne myśli towarzyszyły mi w trzecim tego dnia prysznicu, ten w odróżnieniu od poprzednich miał uratować moje skołtunione włosy i doprowadzić je do porządnego stanu. Przeczesałem je na lewo, próbując podnieść nieco do góry i gdy wreszcie uporałem się z oczekiwanym efektem mogłem nacieszyć się nową, zakładaną przez głowę bluzą, która - co śmieszne - pachniała moim, rodzinnym domem. Wsunąłem na siebie brązowy materiał  zgarniając telefon i klucze opuściłem pokój, gotów do wyjścia. Może i miałem nieco inny pomysł na dzisiejszy wieczór, ale skoro nie można mieć wszystkiego... Stanąłem pod drzwiami pokoju starszego chłopaka imieniem Sylvain, po raz piąty w ekranie telefonu sprawdzając czy moja opuchlizna zniknęła (ani trochę, swoją drogą) i coraz bardziej pchałem się w stronę pomysłu by zostać w akademii. Mimo wszystko zapukałem do drzwi chłopaka.


Omg. 
To 
Jest
Najgorsze
Co
Mogłam 
Napisać.
Sylvain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz