5.31.2017

Od Oscara CD Willa

Własny ciężki oddech słyszałem przez warkot silnika, który zagłuszał nawet własne myśli. Adrenalina buzowała w moich żyłach z niebywałą intensywnością, która tłumiła moje myśli i zasłaniała widok. Ostatni raz przyspieszyłem i próbując wyminąć chłopaka zjechałem na boczny tor. Dosłownie czułem jak opona płonie przyspieszając swoje obroty. Gorąc bił nie tylko od odczuwalnej ekscytacji ale cała maszyna zdawała się jakby płonąć żywym ogniem.
Płomieniem, który dał mi przewagę.
Myślałem, że wyskoczę z motoru by pierwszemu pokonać, byłem kompletnie zamroczony i nic poza wygraną się dla mnie w tym momencie nie liczyło. Widząc jak pierwszy przekraczam linię mety zmrużyłem powieki, zwalniając.
Błąd.
Alex, wykorzystując chwilę nieuwagi, mimo zakończonego już wyścigu, zajechał mi drogę zbyt późno dając mi do zrozumienia, co planował. Starszy zatrzymał się tuż przede mną, zmuszając mnie do gwałtownego skrętu w lewo. Czerwona lampka zapaliła się w moim umyśle, gasząc euforię, zdecydowanie zbyt późno. W ostatniej chwili spróbowałem wyhamować, siła odrzutu była jednak większa niż się spodziewałam, przez co efektownie opuściłem maszynę, twardo uderzając plecami o gruz. Mój ubiór skutecznie zamortyzował upadek, który zapewne skończy się tylko siniakiem.
- Kurwa - zakląłem, mój głos przesiąkł bólem gdy rzuciłem kaskiem o ziemię, nie przejmując się jego stanem, ruszyłem w stronę winowajcy - Pojebało Cię?! - kolejne przekleństwo skalało moje usta swym paskudnym brzmieniem. Zbliżyłem się do chłopaka, mniej więcej na odległość własnych dłoni i nie oczekując reakcji jego, bądź ciemnowłosego chłopaka, chwyciłem kołnierz jego kurtki i zaciskając dłoń w pięść wymierzyłem mu cios w sam środek nosa.
- Co Ty odpierdalasz?! - wrzasnął, próbując zatamować nagły krwotok z nosa. Spojrzałem na Willa, który ciągle przejęty wreszcie spróbował zbliżyć się do naszej dwójki.
- Mogłeś mu zrobić krzywdę! - podniosłem głos nieco bardziej niż bym chciał. Złość wstrząsnęła moim ciałem, ogromna fala poczucia winy i wzmożonej agresji, przepłynęła przez moje ciało, każdą komórkę roztrzaskując na milion kawałków. - Odejdź stąd zanim Ci ryj obrócę, wystarczająco się upokorzyłeś - warknąłem, zaciskając i rozluźniając na zmianę pięści, które powoli przebijały mi skórę w dłoni. Alex poprawił swoją kurtkę, przesuwając po niej dłońmi i zachowując resztki godności, pod nosem mruknął gratulacje i odwrócił się od nas udając się w znanym tylko sobie kierunku. Zmarszczyłem lekko brwi, rozglądając się dookoła, delikatne zawroty głowy, nie pozwoliły mi z początku zlokalizować Williama, który fakt, faktem stał kilka metrów ode mnie.
- Wszystko gra? - zlustrowałem chłopaka dokładnie, upewniając się, że na jego ciele nie ma żadnych większych zadrapań, przeoczonych przeze mnie podczas wyścigu.
- Jest okej - o ile jego słowa to potwierdzały, to wygląd wręcz przeciwnie, lekko posiniałe nadgarstki z wyraźnymi śladami wbitych paznokci ewidentnie przeczyły słowu "okej". Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc przy tym głową, dobrze było jednak wiedzieć, że nastolatek był po mojej stronie. - Krwawisz - mruknął, przesunąłem dłonią po swoim nosie dopiero teraz czując lepką ciecz wolno spływającą spod niego, przez wargi i aż do brody. Odruchowo wytarłem wszystko rękawem i wzruszyłem ramionami, odchrząknąłem znacząco i wróciłem wzrokiem do swojego towarzysza.
- Nieważne - mruknąłem - To co... Wsiadasz? - spojrzałem na maszynę, która wciąż przewrócona leżała kilka metrów od nas - To Twoja jedyna szansa nim oddam ją do lakiernika, bo i tak jest w złym stanie - z troską zbliżyłem się do maszyny, przesuwając palcami po kierownicy.
- Na pewno tego chcesz? Nie chciałbym jej bardziej uszkodzić - zaśmiał się cicho, kręcąc przy tym głową. Przewróciłem oczami, nie odpowiadając na jego pytanie. Ostry, piekący ból przemknął przez moją czaszkę kiedy spróbowałem podnieść motocykl z ziemi. Cofnąłem się o kilka kroków, próbując złapać równowagę, jest dobrze... Will zbliżył się do mnie i we dwójkę unieśliśmy potwora ponownie na koła.
Niesamowite, niby obtarty i stary, a wciąż tak pięknie się prezentuje. 
- Przecież to jest najpiękniejsza rzecz na świecie - rozczuliłem się, zaplatając dłonie na piersi, po czym jedną z nich wsparłem na podbródku. Zachwycałem się nad nią jeszcze chwilę, jednak cichy śmiech wytrącił mnie z euforii w jaką wpadłem. - Nie dasz się nacieszyć chwilą chwały  - burknąłem i przewróciłem oczyma. - No spróbuj - puściłem chłopaka przed siebie pozwalając mu zbliżyć się do miłości mojego życia - Tylko błagam, bądź ostrożny - zmrużyłem powieki. Starałem się, naprawdę się starałem udawać obojętnego na zaistniałą sytuację, ale w głębi duszy krzyczałem, błagając by nikt (w szczególności motocykl) nie ucierpiał podczas tego okrążenia. Obserwowałem chłopaka jak z uwagą i ogromną ostrożnością odpala pojazd, był przy tym, jak oczekiwałem, bardzo rozważny i idąc za moją, co prawda, żartobliwą przestrogą, pilnował by nie zarysować stacyjki.
Uśmiechnąłem się pod nosem obserwując  jak rusza, sam sposób w jaki to zrobił i jak pokonał pierwsze metry upewnił mnie, że albo nie jest to jego pierwszy raz, albo ma wrodzony talent. Rozluźniłem się więc, pewien, że niedojdzie do żadnej niespodzianki...

- Podobno to Twój pierwszy raz - zaśmiałem się, odbierając od chłopaka kask. Lekko rozdygotany i jakby zestresowany dawał po sobie poznać, że w swój wysiłek włożył naprawdę wiele trudu.
I dobrze.
- Jestem do tego stworzony - wzruszył ramionami i przeczesał dłonią bujną grzywę. Mruknąłem ciche "tak" i przerzuciłem jedną nogę przez siodełko, wsiadając na nie.
- Ale pozwól, że do domu jednak odwiozę nas ja - włożyłem kask na głowę, oczekując, aż Will weźmie drugi i zajmie miejsce tuż za mną. Niesamowite ciepło biło zarówno od niego jak i od maszyny, której warkot nadal odbijał się echem po mojej głowie. Ten sam dźwięk powoli rozbrzmiał wokół nas będąc tym razem jak najbardziej autentycznym dźwiękiem. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy przejeżdżaliśmy przez bramę wjazdową, kierując się prosto do Akademii...

***

- Jeszcze raz dziękuję, wiesz, że ze mną jednak poszedłeś - mruknąłem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nawet raz nie okazałem chłopakowi należytej wdzięczności, a jego obecność,co dziwne, naprawdę mi pomogła. - Jestem Ci coś winien - wzruszyłem ramionami, gdy zbliżyliśmy się do pokoju długowłosego, a ten zachęcającym gestem, zaprosił mnie do środka. Przestąpiłem próg pomieszczenia, nieco zdezorientowany. Czegokolwiek bym nie mógł powiedzieć o swoim nowo poznanym przyjacielu, to na pewno nie to, że jego pokój będzie taki... Zwyczajny. Przeważające w nim biel i fiolet, wśród, których tak naprawdę niewiele elementów mogło o oryginalności, osobowości chłopaka, o jaką go posądzałem.
- Paczka żelków wystarczy - odparł wreszcie, dając mi do zrozumienia, że za bardzo się przyglądam. Ja jednak nie poprzestałem na zwyczajnym przyglądaniu się. Zrobiłem kilka kroków  w stronę biurka, zerkając na porozwalane na nim kartki i kilka ołówków. 
- Rysujesz? - dotknąłem białego papieru, przyglądając się mu tak intensywnie, jakbym wierzył, że za moją wolą pustka wypełni się sama.
- Czasem, ale to nic wielkiego... Właściwie to co chciałeś? - pokręciłem głową próbując zarejestrować jego pytanie... Po co? To pytanie uświadomiło mi, że przecież nie przyszedłem do chłopaka, by zwiedzić jego pokój.
- A tak... Właściwie to, poznałem tutaj kilka osób i  ten piątek jedziemy pod namioty na cały weekend, pomyślałem, że może chciałbyś się zabrać... Czy coś....
Oscar, zawieranie znajomości Ci po prostu nie idzie.

Will?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz