5.01.2017

Od Tzuyu

Wiosna jest jedną z najpiękniejszych pór w roku. Wszystko budzi się do życia, zostawiając za sobą złe zimowe wspomnienia. Wszystko staje się kolorowe i piękne. W takie dni grzechem jest siedzieć zamkniętym w domu i nic nie robić. Dlatego też gdy tylko słońce wzeszło nad miastem,, zabrałam szkicownik, ołówki i wyszłam z domu. Było bardzo ciepło, więc ubrana byłam tylko w krótkie spodenki, zwiewny top i tenisówki. W torebce trzymałam szkicownik, telefon, trochę pieniędzy i odtwarzacz mp3. Wyjęłam słuchawki i włączyłam moją ulubioną muzykę. Mijałam ludzi, spieszących się do pracy w piątkowy poranek. Wszyscy byli bardzo zdenerwowani i nie patrzyli gdzie idą, więc co jakiś czas wpadali na siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z faktu, ze jestem jeszcze dzieckiem. No w sumie nie takim znowu dzieckiem. Nastolatką. O, to właściwie określenie. Skręciłam w uliczkę, prowadzącą na obrzeża miasta, żeby za kilka chwil być już poza miastem, na otwartej przestrzeni. Zaśmiałam się widząc wszędzie kwiaty. Az nie do wiary, że kilka kilometrów stąd znajduje się miasto. Usiadłam na trawie i wyjęłam szkicownik oraz jeden ołówek. Spojrzałam przed siebie i stwierdziłam, że jest to świetny krajobraz. Ręka sama skierowała się na papier, żeby zacząć rysować. Kreśliłam wiele kółek, kresek i wszelakie krzywe. W wolnym tempie, na kartce papieru zaczął się pojawiać zarys obrazu. W samiuteńkim centrum na pagórku narysowałam drzewo wiśni z kwitnącymi kwiatami, jednak naprawdę nie było tam ani jednego drzewa. Ot taka sobie moja koncepcja twórcza. Naokoło drzewa namalowałam kwiaty. Dużo kwiatów, jeszcze więcej niż było naokoło mnie. Słońce przebijające się przez chmury i dające trochę światła na jeziorko u stóp pagórka. Spojrzałam na rysunek i z zadowoleniem mogłam stwierdzić, że to jedna z moich najlepszych prac. Teraz tylko muszę wrócić do akademii, zrobić jej zdjęcie i wystawić na aukcję, żeby trochę zarobić.
- Nawet ładne - stwierdziłam. Wstałam z ziemi. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, wsadziłam je do torby i wolnym krokiem skierowałam się do akademii. Szłam dość szybko, bo musiałam jeszcze wstąpić do sklepu, żeby zrobić zakupy, które zleciła mi pani Alice, więc po kilkunastu minutach byłam już w centrum miasta. Ruch ani trochę nie zmalał od rana, a było już prawie południe. Wsiadłam do pierwszej wolnej taksówki i poprosiłam o zawiezienie do centrum handlowego. Gdy jechaliśmy, zobaczyłam, że grupka motocyklistów, wymija pojazdy (z prawie stuprocentową pewnością) ścigając się. Dostrzegłam, ze każdy z nich ma ten sam symbol wymalowany na boku. Pioruny oplatające Słońce. Pokręciłam głową. Jak można narażać swoje życie, żeby się komuś przypodobać. I tak samo nie rozumiem idei 'Szybkich i Wściekłych'. Co jest fajnego w pędzeniu jakieś milion kilometrów na godzinę, skoro można się zaraz zabić. Westchnęłam i zapłaciłam kierowcy za podwiezienie. Wysiadłam i od razu skierowałam się na parking podziemny. Tam też jest wejście, a przy głównym zawsze jest masa ludzi i nie można się dopchać. Zbiegłam po zjeździe dla samochodów i powoli szłam w stronę wejścia, jednak los chciał,żebym na kogoś wpadła. Skręciłam za róg i zderzyłam się z jakimś chłopakiem.
- Oj... - zaczęłam. - Przepraszam bardzo.
- Nic się nie stało - powiedział.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie, a ten zrobił to samo. Musiałam się powstrzymać, żeby nie wydobyć z siebie długiego 'Ooo...'. Chłopak był naprawdę przystojny. Miał ciemne włosy i ostre rysy twarzy. Ubrany cały na czarno ze skórzaną kurtka tego samego koloru. Jedyną rzeczą w jego wyglądzie innego koloru niż czerń była skóra. Mój ideał. Od zawsze podobali mi się tacy mężczyźni.
- Wybacz mi, straszna ze mnie niezdara. - zaczęłam, czekając na reakcję chłopaka.



Leander? Oscar?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz