5.01.2017

Od Oscara

- Mamo, będziesz na siebie uważać? - chwyciłem ciepłą, kobiecą dłoń w swoją, spoglądając w ogromne, błękitne oczy. Lisavieta, kobieta niebywałego uśmiechu skryła go teraz płachtą smutku i ogromnej tęsknoty.
Też będę tęsknić.
- Oczywiście, że tak, za kogo Ty mnie masz? - zarzuciła długim pasmem włosów poprawiając się wygodnie na siedzeniu. Frances, nasz kierowca, który zazwyczaj zabawiał rozmową moją matkę, również milczał. Nie rozumiałem, czemu robili z tego taką szopkę, jakbym raz na zawsze opuszczał rodzinny dom, lub umierał. Uśmiechnąłem się do swojej rodzicielki, która odpłaciła mi się tym samym gdy samochód wjechał na godzien podziwu podjazd. Ogromna trasa, prowadząca prosto pod drzwi jeszcze większego budynku, który zdecydowanie nie przypominał akademickich murów.
Życie godne nadzianych dzieciaków... - przemknęło mi przez myśl gdy podziwiałem wspaniałe rośliny, które witały nas swoją zielenią. Blondynka delikatnie dotknęła mojego ramienia przywracając mnie do porządku.
- Masz tu klucz do pokoju, przysłali Ci go wraz z potwierdzeniem zgłoszenia 44, drugie piętro - odparła i wsunęła mi do ręki małą, białą kopertę.
Przez głowę przemknęło mi pytanie, czemu nie poinformowała mnie o tym wcześniej. Zostawiony jednak bez odpowiedzi poczułem jak samochód powoli, niemal bezdźwięcznie hamuje, a podmuch wiatru otoczył zestresowany organizm wdzierając się przez otwarte drzwi. Rzuciłem rodzicielce ostatnie spojrzenie i zostawiając ją bez zbędnych, ckliwych słów ucałowałem jej chłodny, otoczony różem policzek i dołączyłem do Francesca. Mężczyzna podał mi dwie, sporych rozmiarów walizki gdy na podjeździe zatrzymał się jeszcze jeden samochód. Rzuciłem zainteresowane spojrzenie w stronę pasażerskiego siedzenia, ciekaw kto jeszcze właśnie dziś postanowił rozpocząć swoją "drogę ku przyszłości". Ów postać dane mi było zobaczyć jedynie od tyłu kiedy to długowłosa brunetka zabrała swoje walizki i popędziła do szkoły nim zdążyłem się jej przyjrzeć. Wróciłem do ciężkiego bagażu zabierając go z już pustego podjazdu, podmuch ciemnego wiatru musnął moje loki, które uderzyły w policzek, mrugnąłem, próbując wyciągnąć kilka włosów z kącika swojego oka. Te uparcie towarzyszyły mi aż do dotarcia pod skrzydło mieszkalne, gdzie moje umiejętności orientacji w terenie były niczym umiejętność czytania licealisty. Wypuściłem cicho powietrze z płuc i ruszyłem prosto w paszczę lwa, prosto w nową historię.

- Czterdzieści cztery, okej... - mruknąłem sam do siebie chowając do kieszeni czarnej kurtki małą, pogniecioną karteczkę, którą zamieniłem na równie drobny, złoty kluczyk. Wsunąłem go w odpowiednie miejsce i przekręciłem, a moje nozdrza uderzył zapach świeżości. Pokój - idealnie w moim stylu, jednak do zaplanowania.
Ani myśląc by rozpakować się od razu, rzuciłem się na łóżko  i włączając playlistę z telefonu - bo radio na dnie torby - udałem się na zdecydowanie zasłużoną drzemkę.

~*~

- Cholera jasna - warknąłem nim rzuciłem smartfonem o materac. Moja krótka drzemka zamieniła się w daleką i długą podróż prosto w objęcia Morfeusza. Zdenerwowany i zażenowany jednocześnie poderwałem się z łóżka rozbierając, nim palce dotknęły łazienkowych drzwi. Pod prysznic, cóż, wskoczyłem myjąc równocześnie zęby przez co w całej łazienkowej rutynie zaoszczędziłem jakieś pięć minut.Wybiegłem spod prysznica rzucając wrogie spojrzenie, stojącemu obok łóżka budzikowi.
07:45 
Zdążę. Wywalając wszystko z walizek prosto na łóżko zacząłem przekopywanie garderoby w poszukiwaniu bielizny, która jak na złość ostała się w najczarniejszym zakamarku, ogromnego przedmiotu. Wsunąłem na nogi bokserki, czarne, nieco pogniecione i przylegające jeansy oraz golf tego samego koloru i gotów do zamknięcia nowego miejsca zamieszkania wrzuciłem do bordowej torby kilka pierwszych książek i zeszytów jakie miałem pod ręką.
Cokolwiek.
Godzina ósma zbliżała się nieubłaganie, wskazówki zegara zdawały się pędzić jakby na złość mnie bym tego pierwszego dnia, spóźnił się na właśnie pierwszą lekcję. Zgarnąłem z łóżka swój telefon, choć wątpię by posiadał on chociaż jeden procent baterii i palcami przeczesując skołtunione loki zarzuciłem je na prawą stronę, zamykając pokój.
Mijając setki uczniów, którzy błądzili po własnych ścieżkach nie sposób było odnaleźć drogę do biblioteki, miejsca, które przeze mnie ukochane stanowiło o pierwszym wrażeniu jakie miałem zaprezentować przed szkolną społecznością. Minąłem długi korytarz i popędziłem schodami na górę. Buty głuchym stukotem odbijały się od betonu, przyciągając zapewne uwagę uczniów, którzy weszli do swoich klas. Ku uciesze mojej duszy pierwszym, co rzuciło mi się w oczy po pokonaniu jednej z przeszkód był skromny kierunkowskaz z napisem "biblioteka"...

~*~

- Już miałam kogoś po Ciebie wysyłać - blondwłosa nauczycielka, której nazwiska już zapomniałem posłała mi ciepły uśmiech, ukazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów. Odwzajemniłem uprzejmy gest starając się nie rozglądać po wlepiających we mnie spojrzenie twarzach - Siadaj już, czekamy na jeszcze jednego ucznia - od razu przyszła mi na myśl dziewczyna, którą wczoraj widziałem na podjeździe. Wypuściłem cicho powietrze z płuc poprawiając torbę na ramieniu i zająłem strategiczne miejsce na końcu rzędu. Nauczycielka zaczęła wprowadzać nas w pierwsze zadanie, wiersz o nostalgii, pisany w parach.
Nie powiem by zachwycił mnie ten pomysł, zmrużyłem oczy rozglądając się po sali, gdy drzwi do klasy otworzyły się po raz kolejny...
- O i jest nasza zguba, Will Treaty - przedstawiła... pacnąłem się z otwartej dłoni w czoło.
Oscar Ty ograniczona, umysłowa amebo. Rzuciłem spojrzenie w stronę "brunetki", która no cóż z przodu nie przypominała, znaczy nie przypominał dziewczyny w żadnym stopniu. Wsadziłem nos w książkę chcąc ukryć wstyd gdy mój nowy, klasowy KOLEGA zajął jedyne wolne miejsce w klasie.
Obok mnie.
- Will - chciałem spytać o zdrobnienie, ale zażenowanie samym sobą mi nie pozwoliło. Szeroki uśmiech goszczący na jego twarzy od początku nie zszedł i teraz więc zachowując resztki zdrowego umysłu wyciągnąłem dłoń w stronę chłopaka.
- Oscar - mruknąłem głosem stłumionym przez nauczycielkę, która ogłosiła iż dobierze nas w pary.

Will? 
XD Takie to bez ładu i składu, ale no... wstęp. xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz