3.09.2017

Od Leny CD Aleca

  Stałam w miejscu, wpatrując się w oddalające się plecy chłopaka. Nie miałam pojęcia kto do niego dzwonił i z czym, ale nie było to nic dobrego. Spuściłam go z oka na niecałą minutę i to już wystarczyło, by jego mimika twarzy i całe zachowanie diametralnie się zmieniło.
- Lena, gdzie on poszedł? - Nauczyciel pojawił się obok mnie zupełnie znikąd. Drgnęłam lekko, odsuwając się od niego o krok i pokręciłam głową.
- Nie mam pojęcia, proszę pana. - Odpowiedziałam nieco smutno, spoglądając na pana Cravera, który pokręcił głową, jakby dawał mi do zrozumienia, że jesteśmy nie do wytrzymania.
- Przyślij go potem do mnie, będzie musiał mi to wytłumaczyć. Nie chce go od razu wysyłać do dyrektora, zwłaszcza, że jest tu od niedawna i to pierwszy taki jego wybryk. - Tłumaczył to chyba bardziej sobie niż mi, ale gdy tylko skończył wypowiadać to zdanie, odwrócił się do przebiegających za naszymi plecami dziewczyn i z irytacją w głosie, rzucił do jednej z uczennic. - Victoria, mówiłem ci, zakładaj dłuższe spodenki. To jest szkoła, a nie plaża. - Po chwili ciszy dodał - do niektórych to jak do ściany... Biegaj, Lena. Jeszcze cztery kółka.
  Skinęłam głową i zmusiłam swój organizm do dalszego biegania, mimo że po tym małym incydencie, czy jakkolwiek inaczej to nazwać, nie miałam już zbytnio na to ochoty. Biegłam automatycznie, zatopiona we własnych domysłach, kto mógł dzwonić do Aleca. I co takiego mu przekazał, że chłopak się zdenerwował.
  Jednocześnie biłam się z myślą, że nie powinnam się w to mieszać. W końcu to jego sprawa, o której raczej nie chce rozmawiać, a ja nie chcę wyjść na wścibską. Przecież taka nie jestem. Ale z drugiej strony, martwiła mnie taka nagła zmiana humoru. Byle błahostki nie działają tak mocno, więc musiało to być coś poważniejszego, nie chciałam zostawić go z tym samego. Gdyby chciał czyjejś pomocy, to by sobie od tak nie poszedł. W sumie...
  Pod koniec lekcji zaczepiłam pana Nat'a, pytając czy on próbowałby pomóc kogoś, kto nie okazuje, że chce tej pomocy. Przez dłuższą chwilę mężczyzna patrzył na mnie lekko zdziwiony i zastanawiał się nad odpowiedzią, widać to było w jego oczach. Raczej nie dostawał takich pytań na co dzień, może powinnam poradzić się raczej pani pedagog?
- Cóż, nie możesz pomóc komuś na siłę, chyba o tym wiesz? - A może jednak nie. Skinęłam głową na potwierdzenie, marszcząc lekko brwi. - No właśnie. Możesz jedynie tej osobie dać do zrozumienia, że jeśli będzie chciała to może na ciebie liczyć. Ale nie możesz nikogo zmusić do tego, by robił to co chcesz. - Słowa nauczyciela sprawiły, że poczułam w środku ukłucie. Cholera jasna, pan Craver miał rację, a ja znowu zaczynałam zachowywać się jak własny ojciec... A przecież nigdy nie chciałam, zawsze obiecywałam sobie, że co by się nie działo, nie będę taka jak on. Nie będę...
  Na kolejnej lekcji Alec już się nie pojawił, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej. I jak na złość zaczęłam sobie przypominać całe dzieciństwo, to jak ojciec traktował mnie, mamę, rodzeństwo... Jak kontrolował nas na każdym kroku, zmuszał do robienia rzeczy, których nikt z nas nie chciał... No i to jak znęcał się nade mną psychicznie. Miałaś o tym zapomnieć. Miałam. Ale czy da się zapomnieć kilkanaście lat?
Etter regn kommer solskin* - rzucił pan Seagal na pożegnanie, gdy wszyscy opuszczali lekcje. Uśmiechnęłam się lekko, słysząc te słowa. Może i nauczyciel miał rację..? Akurat gdy wyszłam na korytarz, między uczniami zauważyłam koszulkę, którą Alec miał dziś na sobie. Przecisnęłam się między dwójką wysokich chłopaków i koniuszkami palców złapałam koszulkę chłopaka. To wystarczyło, by zwrócić jego uwagę na tyle, żeby się zatrzymał. Stanęłam przed nim i, przyjrzawszy się mu krótką chwilę, zapytałam.
- Wszystko w porządku? - Jedyne co dostałam w odpowiedzi to niezbyt przyjemnie spojrzenie, więc szybko dodałam, zmieniając temat. - Nauczyciel wf'u kazał ci do siebie przyjść, żebyś wytłumaczył mu to zniknięcie.
- Dobrze. - Mimo, że nie wyglądał najlepiej, to jego głos zupełnie tego nie zdradzał, był tak samo spokojny i opanowany jak zwykle. Przełknęłam ślinę nieco nerwowo i spytałam, łapiąc go lekko za rękę.
- Alec, jeśli tylko będziesz potrzebował pomocy, to ja zawsze ci pomogę. I będę mogła... - Urwałam natychmiast, kiedy chłopak odwrócił się nagle, wyrywając dłoń z moich palców. Wzięłam głęboki wdech i znowu zaczęłam. - Alec, posłuchaj ja...
- Lena, proszę, skończ. - Powiedział podniesionym głosem, odwracając się do mnie ponownie. Zrobił to tak niespodziewanie, że cofnęłam się o krok i runęłam na posadzkę korytarza, potykając się o plecak, któregoś z uczniów. Mój upadek zwrócił na nas uwagę części osób, przebywających w tym miejscu. Oczywiście od razu dało się słyszeć szepty, śmiechy i wzdychnięcia, tradycyjnie. Podniosłam wzrok na chłopaka, który wyglądał na nieco skołowanego, jednak nadal zmarszczone brwi zdradzały, że wciąż był zły.
  Brawo. Jesteś taka sama jak twój ojciec. Dokładnie taka sama. 
  Poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach, więc natychmiast spuściłam głowę, wydukałam coś w rodzaju przeprosin i podniosłam się szybko, biegiem uciekając z miejsca zdarzenia. Przy okazji potknęłam się kilka razy o plecaki czy podstawione nogi innych, złośliwych uczniów. Swoje kroki od razu skierowałam w stronę swojego pokoju.
  Przecież miałaś taka nie być, nie zachowywać się jak on... Miałaś się zmienić, miałaś nie być sama... 


Eeeeee..... Jo nie wie co to D: Koniec zupełnie mi nie wyszedł, Alec nie bij T^T
Ale odpisz xD
*- Po deszczu zawsze przychodzi słońce 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz