Przemierzałem tłoczne korytarze, co chwila ocierając się ramionami o innych. Ten zgiełk tworzony z dziesiątek łączących się ze sobą rozmów stanowił taką symfonię, która przyprawiała mnie o tępy ból za oczami. Było duszno. Naprawdę duszno. Normalnie zacząłbym się zastanawiać, kiedy przed moimi oczami pojawią się mroczki, ale tym razem coś skupiło na sobie moją uwagę. Zmrużyłem oczy, widząc dziewczynę. Wyglądała bardzo niewinnie pośród o wiele pewniejszych od niej chłopaków. Tolerowałem tę sytuację aż do momentu, w którym jeden z nich złapał ją za rękę i pociągnął ku sobie. Nieznane było mi to, o czym rozmawiali. Mogłem jedynie zgadywać co wypowiadają ich składające się na słowa usta. Ale dziewczyna... ona płakała. Może nawet wrzeszczała.
Moje nogi ruszyły jak z automatu w stronę jednego z nauczycieli, który o dziwo dosyć szybko zareagował, biegnąc pospiesznie we wskazaną stronę. Naturalnie ja pobiegłem za nim. Nie byłem typem, który potrafił coś podobnego zignorować. I jednocześnie miałem pojęcia, jak tyle arogancji i chamstwa mieści się w jednym, męskim ciele.
Nieznany mi nauczyciel zajął się konfidentami, a ja próbowałem dotrzeć do dziewczyny. Przedzierałem się pomiędzy dziesiątkami ciał, aż przed moimi oczami nie pojawił się obraz zapłakanej, skulonej i leżącej w kącie dziewczyny. Była więcej niż w szoku. To był niepodważalny fakt.
***
– Co z nią? – spytał nauczyciel.
– Wydaje mi się, że cierpi na antropofobię. – Pielęgniarka zdjęła okulary i położyła je na biurku.
– Na co? – spytałem, mrużąc oczy. Mój ton wyrażał wręcz niedowierzanie spowodowane nowym, nie do końca znanym słowem. Coś tam-fobia to chyba coś z lękiem, co?
– To paniczny lęk przed innymi ludźmi. Osoba cierpiąca na antropofobię stara się za wszelką cenę odpędzić od siebie innych, bo boi się, że zrobią jej krzywdę.
Z tymi słowami przyłapałem wzrok dziewczyny skupiony na mnie. Był nieprzytomny, może nawet przerażony.
– Posiedzisz z nią na chwilę? Muszę zająć czymś uczniów, w końcu mam lekcję. Będę dosłownie za chwilę, młodzieńcze. Jak masz na imię? – Nauczyciel wstał i popatrzył na mnie.
– Alec – odparłem niemal natychmiast, by za kolejny moment powiedzieć ze spokojem: – ale ja nie mam pojęcia, jak gadać z takimi osobami. – Mój głos się wyciszył. Nie miałem zielonego pojęcia jak chociaż zacząć rozmowę w taki sposób, by jej pomóc. Albo tak, by nie czuła się osaczona. Żeby nie myślała, że próbuję zrobić jej coś złego. To naprawdę dla mnie coś nowego.
– Wierzę w ciebie, synu. – Uśmiechnął się, położył mi rękę na ramieniu i powiedział to takim tonem, jakby mówił miło było cię poznać, synu. Westchnąłem pod nosem. W momencie, kiedy nauczyciel zniknął mi z pola widzenia, zerknąłem na dziewczynę. Jej wzrok, wcześniej uniesiony na mnie, od razu powędrował gdziekolwiek indziej. Zadzwonił dzwonek na przerwę, a jakieś pięć minut później kolejny, który zwiastował rozpoczęcie się kolejnej lekcji.
Nie odezwałem się ani słowem. Zwyczajnie nie wiedziałem co. I te moje chłodne milczenie trwało do chwili, w której nauczyciel wrócił. Poczułem momentalny wstyd spowodowany tym, że nie spełniłem jego małych oczekiwań.
– Musicie iść na następną lekcję. I ty, i ona, jakkolwiek źle by się nie czuła. Pan Stanley tak zarządził, gdy go spotkałem. Nie przepuści obliczeń na ocenę. – Nauczyciel powiedział to prawie że na jednym oddechu, w takim tempie, jakby jego myśl miała ulec za chwilę autodestrukcji. Potem zniknął, a ja przewróciłem wzrok na pielęgniarkę.
– Czy...
Przerwała mi, jakby czytając w myślach.
– Jest pod wpływem środków uspokajających. Da radę pójść na lekcję.
– To ja... to ja może ją odprowadzę. – Spojrzałem na dziewczynę. Przez krótką chwilę odniosłem wrażenie, że drży. Ale jej twarz wyglądała już mniej histerycznie niż na korytarzu. Na jej policzkach wciąż pozostawały wilgotne ślady łez, które współgrały z zaczerwienionymi oczami. Nie mogłem sobie wyobrazić, co ona czuje.
***
Zmuszenie jej do wyjścia nie zajęło mi długo. I to pewnie zaoszczędziło mi wiele niepotrzebnych wysiłków. Korytarz był całkowicie pusty. Żadnego dźwięku, żadnej duszy. Spojrzałem przez ramię na czarnowłosą. Dąsała się około trzech metrów za mną, wpatrzona całkiem w podłogę. Nie podobało mi się to ani trochę, ale przetrzymywałem w sobie duże zasoby cierpliwości, by coś takiego znieść... jak niewygodne by to nie było.
Podróż odbyła się w niezmąconej ciszy. Zapukałem do sali, powiedziałem krótką formułkę, którą zna każdy uczeń, i zająłem miejsce. Teraz już chyba powinienem oddać się własnemu życiu. Nie potrafiłem jednak wyzbyć się świadomości, że ta dziewczyna po tym incydencie będzie miała jeszcze więcej problemów. Ta grupka chłopaków za nic jej nie odpuści. Nie ma mowy.
Potem ta myśl urwała się jak nożem uciął. Po prostu w którymś momencie pomyślałem, że lepiej dla mnie, żebym zajął się tym, co trzeba. Samotność to coś, co od zawsze wolałem i bardziej widziało mi się zostać w jej objęciach. Ta dziewczyna sobie poradzi.
– Alec, Mina, Araya, do tablicy. Pierwsze przykłady dla was. – Gdy nauczyciel wypowiedział moje imię, spokojnie wstałem od ławki i już z daleka analizowałem swój niezbyt skomplikowany przykład. Wziąłem kredę do ręki i po prostu zacząłem pisać. Wszystko byłoby spoko, gdybym kątem oka nie zauważył obok siebie tej samej czarnowłosej dziewczyny. Więc to Araya.
Dłoń, w której trzymała kredę, drżała. Jeśli środki uspokajające właśnie przestały działać to Houston, mamy problem. W sumie Araya wyglądała mi na osobę swego rodzaju inteligentną, ale kto wie, co może dziać się z jej umysłem po takim incydencie...
Zerknąłem do tyłu, na nauczyciela. Nie patrzył, był zajęty czymś innym. Dyskretnie spojrzałem na przykład dziewczyny i krótko rozpisałem działanie, kończąc na wyniku. Dziewczyna spojrzała na mnie. Tak jak się spodziewałem: miała ten sam, spłoszony wzrok. Przypuszczałem, że nie mogła czuć się w tej chwili w żadnym stopniu normalnie.
– Uważaj – szepnąłem, a Araya obdarowała mnie pytającym spojrzeniem. – Nie sądzę, żeby oni dali ci spokój.
– Co? – To jedyne, co powiedziała. A raczej szepnęła, i ten szept był tylko troszkę głośniejszy od oddechu.
– No po tej akcji – stwierdziłem.
Gdy chciałem odłożyć kredę, Araya nawet nie zawahała się z odsunięciem swojej dłoni, która w tamtym momencie była zbyt blisko miejsca, gdzie zostawiłem swoją kredę.
– Nie bój się mnie. Nie jestem ludźmi. Jestem człowiekiem.
I odszedłem do swojej ławki.
Araya?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz