Przez kilka dłuższych chwil patrzyłam na jego twarz. Jego oczy, jego ruchy. Później moje spojrzenie przeniosło się na ciocię. Młodą kobietę. Łatwo wywnioskować, że za tą rodziną - samą kawiarnią, kryje się jakaś historia. Nie znałam jej, ale wiedziałam, że się wzruszę. Prędzej czy później.
Dla zachowania pozorów normalności, odwzajemniłam uśmiech - równie promienny. Poprosiłam o rurki z kremem. Kilka chwil zajęło mi, nim zdecydowałam się na właśnie ten, a nie inny smakołyk. Równie kuszące wydawały się wiśnie w bitej śmietanie, ale chyba mądrze stwierdziłam, że po takiej dawce cukru, zaczęłabym rzygać.
Zamknęłam menu, odkładając je na brzeg stolika.
- Przepraszam... - Nigdy nie wiedziałam jak zwrócić czyjąś uwagę. Ciocia jednak zatrzymała się.
- Tak, kochanie?
- Czy mogłabym prosić o rurki z kremem i wiśniami?
- Polane czy w środku?
- Polane.
- Oczywiście, że tak! Zaraz wam je przyniosę. Coś do picia?
- Sok - powiedział Michael.
- Ja poproszę wodę.
Rurki z kremem i wiśniami. To był pomysł godny Nagrody Nobla. Muszę to opatentować i sprzedać za grube miliony. Rurki z kremem i wiśniami. Rurki z kremem i wiśniami! Przecież to genialne!
Założyłam nogę na nogę i rozejrzałam się po kawiarni. Było dziewięciu gości, łącznie z nami. Trzy staruszki, zajadające ciasto, popijane herbatą. Dwóch studentów, którzy pisali coś na kartkach w zeszytach, co chwilę biorąc nerwowe łyki mocnej kawy. Dwoje nastolatków, najprawdopodobniej gimnazjalistów. Chyba mieli "randkę". Większą uwagę poświęcali sobie nawzajem, niż pysznym słodkościom cioci Michaela. W sumie się im nie dziwię.
No i my. Licealiści. Położyłam dłonie na stoliku, a spojrzenie przeniosłam na nowego kolegę.
- Panuje tu fajna atmosfera. Jest taka... domowa.
Michael? Przepraszam, przepraszam, pranie poskładane, ale wena została chyba w pralce.
Dla zachowania pozorów normalności, odwzajemniłam uśmiech - równie promienny. Poprosiłam o rurki z kremem. Kilka chwil zajęło mi, nim zdecydowałam się na właśnie ten, a nie inny smakołyk. Równie kuszące wydawały się wiśnie w bitej śmietanie, ale chyba mądrze stwierdziłam, że po takiej dawce cukru, zaczęłabym rzygać.
Zamknęłam menu, odkładając je na brzeg stolika.
- Przepraszam... - Nigdy nie wiedziałam jak zwrócić czyjąś uwagę. Ciocia jednak zatrzymała się.
- Tak, kochanie?
- Czy mogłabym prosić o rurki z kremem i wiśniami?
- Polane czy w środku?
- Polane.
- Oczywiście, że tak! Zaraz wam je przyniosę. Coś do picia?
- Sok - powiedział Michael.
- Ja poproszę wodę.
Rurki z kremem i wiśniami. To był pomysł godny Nagrody Nobla. Muszę to opatentować i sprzedać za grube miliony. Rurki z kremem i wiśniami. Rurki z kremem i wiśniami! Przecież to genialne!
Założyłam nogę na nogę i rozejrzałam się po kawiarni. Było dziewięciu gości, łącznie z nami. Trzy staruszki, zajadające ciasto, popijane herbatą. Dwóch studentów, którzy pisali coś na kartkach w zeszytach, co chwilę biorąc nerwowe łyki mocnej kawy. Dwoje nastolatków, najprawdopodobniej gimnazjalistów. Chyba mieli "randkę". Większą uwagę poświęcali sobie nawzajem, niż pysznym słodkościom cioci Michaela. W sumie się im nie dziwię.
No i my. Licealiści. Położyłam dłonie na stoliku, a spojrzenie przeniosłam na nowego kolegę.
- Panuje tu fajna atmosfera. Jest taka... domowa.
Michael? Przepraszam, przepraszam, pranie poskładane, ale wena została chyba w pralce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz