5.06.2017

Od Aidana

- Już nie żyjesz! -wściekły krzyk rozległ się po całej stołówce ale mnie już dawno tam nie było.
Cholera, cholera, cholera, cholera.

Ale cofnijmy się do początku.

Jako że przyjechałem dziś około 4 nad ranem, to oczywiście nie wybierałem się na lekcje. Mogłem więc pospać do 10:00 po czym ubrany i odświerzony udałem się na stołówkę by pozbyć się niemiłego uczucia pustki w żołądku. Założyłem czarne dżinsy i luźny sweter w tym samym kolorze. Nie chciałem się zbytnio wyróżniać. Liczyłem na ciche wtargnięcie do jadłodalni, zjedzenie czegoś i powrót do swojego pokoju gdzie będę miał spokój aż do poniedziaku.
Niby takie błahe marzenie a i tak nie mogłem liczyć na jego spełnienie.
Podszedłem do lodówek po prawej stronie stołówki i z przeczytawszy listę oferowanych dziś dań z ciepłym uśmiechem poprosiłem o gofry i herbatę. Kolejki nie było więc postanowiłam od razu poczekać przy ladzie na swoje zamówienie. Rozejrzałem się w tym czasie po pomieszczeniu. Było bardzo tłoczno a mimo to, że nikt nie krzyczał to miałem wrażenie jakby zaraz miały mi odapść uszy. Westchnąłem czując nieodpartą chęć powrotu do pokoju i wziąłem do jednej ręki talerz z gotowymi już goframi, a do drugiej kubek z gorącą herbatą. Będę musiał poczekać aż wystygnie, super. To oznacza dodatkowe minuty spędzone w tym hałasie.
Ruszyłem przez ciasno ustawione stoliki szukając wolnego miejsca. Starałem się nikogo nie trącać ale i tak co jakiś czas uderzałem stopą o krzesło czy stół. W końcu gdy myślałem, że najgorszą część nam już za sobą, żwawym krokiem skierowałem się ku....
O cholera.
Wszystko działo się tak szybko. Najpierw zahaczyłem nogą o czyjąś torbę, potem poczułem jak wszystko wypada mi z rąk a następnie ten krzyk. Gorąca herbata wylała się na koszulkę jakiegoś kolesia parząc jego skórę.
I ten wściekły wyraz twarzy.
Już wiedziałem, że mam przesrane.
Nie czekałem aż nieznajomy otrząśnie się z szoku. Przebiegłem najszybciej jak potrafiłem do drzwi a potem schodami na górę.
- Już nie żyjesz! -krzyk niósł się za mną echem a ja wiedziałem, że ten byk rozpoczął pościg i jeśli nie przyspieszę to skończę jako tapicerka w jego samochodzie.
On w ogóle ma samochód? Bardziej wygląda na takiego co jeździ na skuterze...
Aidan! Cholera! Jakie to ma teraz znaczenie?
Wbiegłem do pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Nie żebym wierzył, że to go jakkolwiek powstrzyma ale może przynajmniej się trochę zmęczy.
W popłochu rozejrzałem się dookoła. Jedyną drogą ucieczki było okno. Otworzyłem je gwałtownym ruchem i spojrzałem w dół.
Wysoko.
Ale gdybym spadł na te krzaki, może bym się nie zabił.
Rozwarzałem za i przeciw a słysząc, że koleś już dobija się do drzwi zrozumiałem, że wolę skoczyć niż zostać zmasakrowany przez tę dziką świnię.
Wziąłem głęboki wdech i zsunąłem poślady z parapetu. Lot trwał zaledwie kilka sekund ale czułem, że nabieram tak dużego rozpędu, że moje ciało mogłoby przebić ziemię i spadać jeszcze dalej w jego głąb aż do jądra, gdzie już dawno byłbym kupką popiołu.
A jednak nie.
Uderzyłem o ziemię dość mocno ale krzaki zaamortyzowały upadek. Leżałem tak chwilę wpatrując się w niebo po czym dostrzegłem czyjeś ręce w oknie na górze.
W moim oknie.
Zasłoniłem twarz rękoma ale w żaden sposób nie powstrzymało to lawiny ubrań, która spadła na mnie z góry.
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Idiota wyrzucił wszystkie moje ubrania. Miałem szczęście, że nie padało, bo nie chciałbym nieść sterty brudnych ciuchów przez całą szkołę a potem ich jeszcze prać.
Spojrzałem na to wszysko. Bluzy, dżinsy, dresy, koszulki a nawet bokserki walały się dookoła, a część nadal spoczywała na mojej głowie.
Jakby tego było mało zauważyłem, że ktoś stoi jakieś 10 metrów dalej i się mi przygląda.

Ktosiu?

3 komentarze: