Pewna znajoma poleciła mi książki pewnej matematyczki, która wydała kilka tomów, w których zawarte jest jasne tłumaczenie wielu tematów. Stwierdziłam, że to coś dla mnie - szansa na zrozumienie. Miałam wolne popołudnie, więc udałam się do biblioteki. Pełna nadziei ruszyłam w kierunku sporego pomieszczenia, w których roiło się od najróżniejszych książek. Podeszłam do sympatycznej bibliotekarki i spytałam o ów książki. Na szczęście znajdowały się one w szkolnej czytelni. Wzięłam je i przysiadłam do stolika w rogu. Wyszukałam w niej temat, który mam obecnie i przystąpiłam do lektury.
Uważnie czytałam tłumaczenie i teorię, niestety nic do mnie nie przemawiało. Powtarzałam czytanie chyba kilkadziesiąt razy. Im więcej powtarzałam oglądanie tych wyjaśnień, tym bardziej wydawały mi się one skomplikowane, przez co zaczęłam się stresować.
-Shit. - powiedziałam do siebie pod wpływem emocji.
Każdy, kto był obecny w bibliotece krzywo się na mnie popatrzył, a ja skrępowana wbiłam wzrok w książkę. Szczególnie dziwnie zerknął na mnie jakiś chłopak. Widziałam go już kilka razy, choć raczej nie zamieniliśmy żadnego słowa. Był cichy, zazwyczaj w ręce trzymał choć jedną książkę. Sprawiał wrażenie mądrego i spokojnego ucznia. Siedział on na przeciwko mnie, musiałam mu przerwać lekturę. Poczułam się bardzo głupio, gdyż tak wybuchłam i to w obecności tak zrównoważonych osób. Zresztą, w bibliotece powinna panować cisza. Tak też było, dopóki jej nie przerwałam.
-Przepraszam. - szepnęłam do niego, po czym wbiłam wzrok w ziemię. Czułam wielki wstyd, nie wiedziałam, co zrobić, aby już nie czuć się tak głupio, więc wykrztusiłam z siebie przeprosiny. Po ich wypowiedzeniu mocno ugryzłam się w wargę, usta wyschły mi na wiór. Byłam wyraźnie spięta.
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz