4.04.2017

Od Aleca C.D Leny

   Otworzyłem oczy, czując wolność, która rozluźniała każdy mój mięsień i oczyszczała umysł z najcięższych myśli. Sobota. Brak lekcji, więcej czasu. Starałem się go rozporządzać tak, aby jak najdalej odwlec poniedziałkowe uczenie Isabelle, które zgotował mi dyrektor... nie, to była ona. Do tej pory pamiętam słowa Turmana: Isabelle o ciebie prosiła, a ja proszę ciebie. Żadna inna myśl nie pozwalała mi dociec, czego tak naprawdę chciała ode mnie ta dziewczyna, ale od dawna wiedziałem, iż nie jest to w żadnym stopniu normalne. Że istnieje jakiś ważny, tajony przede mną powód, znaczący o wiele więcej niż w ogóle mi się wydaje. Zresztą może dramatyzuję? Ostatnimi czasy bywałem taki nieswój, że coraz częściej przyłapywałem się na tym, iż dopowiadam sobie zbyt dużo i to miesza mi w głowie autentyczne fakty z tymi, które wciąż sam sobie próbuje wytłumaczyć. Bałem się, że zwariuję. Zwariuję jak mama. 
   Gwałtownie poderwałem głowę z poduszki, jakby wybudzając się z przerażającego, nocnego koszmaru. Ale w tej samej chwili uświadomiłem sobie, że o niczym nie śniłem. To ciągle ta sama rzeczywistość, w której nieodwracalnie utknąłem. Z potem spływającym po plecach, wygramoliłem się spod kołdry i ruszyłem w stronę łazienki, by przy użyciu wody zmyć z siebie wszystkie obciążające myśli. Po raz kolejny te miejsce udowodniło mi swoją magiczną zdolność dawania pomysłów; stwierdziłem bowiem, że odwiedzę Lenę, która mimo weekendu musiała ślęczeć nad zajęciami kulinarnymi. Zaledwie dziesięć minut później, świeży i czyściutki, założyłem na siebie szarą bluzę bez suwaka i zwykłe, ciemne spodnie.

***
   Moja nieznajomość sal do niektórych zajęć kilkukrotnie wskazała mi błędny szlak. Po drodze trafiłem na Stanley'a, panią Rambert, samego Trumana z tym identycznym przyjaznym spojrzeniem i w końcu, zakręcając na rogu korytarza, prawie uderzyłem w Craver'a, który okazał się mieć mi coś do przekazania. Jego mina wręcz mówiła stój, zatrzymaj się. Przystanąłem na tę niemą prośbę, a może rozkaz, oraz dałem mężczyźnie do zrozumienia, że jak tylko złapie oddech to już go słucham.
   – Alec, wyglądasz, jakbyś kogoś szukał. – Zmarszczył brwi, całkiem zbijając mnie tym stwierdzeniem z tropu.
   – Może. Przypuszczałem, że to raczej pan...
   Bingo. 
   – Dokładnie. – Przerwał mi, kontynuując od razu: – Wiem, że Lena nie pozwala ci grać, ale... – Rozejrzał się dookoła, jakby w obawie, że ta jakże przerażająca blondynka za chwilę wyskoczy, by zagrozić mu wymordowaniem rodziny. – Ale potrzebujemy cię. Jesteś utalentowanym zawodnikiem i we wtorek rozgrywamy mecz ze szkołą Huntinghton. Chłopaki przyjadą do nas z daleka, więc musimy pokazać się z jak najlepszej strony, no nie? Z twoją nogą w porządku? – spytał zatroskany, a ja odruchowo, wraz z odpowiedzią począłem lekko wprawiać kończynę w niezobowiązujący ruch.
   – Jest lepiej. Byłem nawet na basenie, wszystko idzie w dobrym kierunku. – Tak, cholernie chciałem zagrać. Odpychałem od siebie wątpliwości za każdym razem, gdy odważyły się one wydostać z głębokiego dna mojego umysłu. Obiecałem sobie jednak, dla Leny, że jeżeli poczuję w łydce większy ból to po prostu usiądę na ławce, ale spróbuję. Nikt nie zabroni mi próbować.
   Nagle nauczyciel zaniósł się nerwowym śmiechem.
   – To dobrze. Wiesz... nie chciałbym być na celowniku Leny. – Wzdrygnął się, wyobrażając sobie coś tak złego, że w jego oczach zalągł blady strach. Dostrzegłem, jak zacisnął mocniej papierowy dziennik, który trzymał w ręku.
   O nie. Pierwszą osobą, która by oberwała to najniewinniejszy w świecie osobnik zwany Aleciem. Jeśli wcześniej nie znałem wściekłej wersji Leny to niedługo będę miał okazję uzupełnić swoje półki wiedzy. Ale z tą myślą zacząłem dochodzić do znacznie większego wniosku; wróciłem wspomnieniami do peronu, czyli miejsca, gdzie pożegnały się obie siostry. Lecz zanim jedna straciła z oczu drugą, mojej uwadze nie umknęły ich szepty; względnie spokojne, ale te oczy, które spoglądały na mnie ukradkowo... nie pozwalały mi swobodnie przyjąć do faktu, że to tylko zwykłe pożegnanie. Przede wszystkim nie odpowiadało mi dziwne zachowanie Mariki – bo tak miała na imię siostra Leny.
   Potrząsnąłem głową, uświadamiając sobie, że mijam kolejny już korytarz, wyglądający tak samo jak dziesiątki innych w tej szkole. Obawiałem się nawet, że podczas moich rozkmin przegapiłem drzwi z napisem kulinariaNie ominąłeś, Alec, są tuż przed tobą. Odetchnąłem z ulgą, kpiąc z własnej nieuwagi i bez pukania popchnąłem delikatnie drewnianą powierzchnię. Niemal natychmiast moje spojrzenie dostrzegło Lenę, patrząc, jak kuca przy stole i kieruje obiektyw na kilka owoców leżących na blacie. Wystarczyła jej chwila, by zorientować się, że stoję w drzwiach i obserwuję skrupulatnie każdy jej dokładny ruch godny fotografa. Wtedy jak na sygnał rozprostowała się, zaśmiała, sprawiając, że w moim wnętrzu zamrowiło przyjemne uczucie. Dzisiaj wyjątkowo nie chciało mi się chronić przed obiektywem. Ta dziewczyna zbyt skutecznie mnie rozpraszała.
   – Ty to zawsze się wepchniesz w kadr... – mruknęła w taki sposób, że nie dała mi bezpośrednio poznać, co tak naprawdę myśli, mówiąc to.
   – Przecież to lubisz. – Moją twarz przeciął szeroki uśmiech, kiedy zbliżałem się do dziewczyny i ponownie dałem się złapać w ten diabelski kadr. Czasami miałem ochotę odebrać jej aparat, wbrew temu, że lubiła go bardziej ode mnie. Ja też chodzę na fotografię, co nie zmienia faktu, że moim głównym dyskiem pamięci jest umysł, gdzie uwieczniam wszystkie najpiękniejsze momenty mojego życia, których ostatnio znacznie przybyło. W ogóle... widać, czy faktycznie się tym interesuje? Fotografią? Zawsze jak nad tym myślałem, odnosiłem wrażenie, że wybrałem tę fuchę dlatego, że nic innego nie było choć odrobinę zbliżone do moich upodobań. Może po prostu... nieważne, musiałem mieć powód. A pomyśleć, że niedawno nie mógłbym wytrzymać bez aparatu dnia.
   – Kto tak powiedział? – Głos Leny niespodziewanie przywrócił mnie do rzeczywistości, a jej uśmiech i zmrużone oczy zmiotły moje przygnębione refleksjami samopoczucie, zostawiając jedynie wcześniejszą radość. Dostrzegłem, jak blondynka odkłada aparat w bezpieczne miejsce i bierze się za przygotowywanie... czegoś. Chyba czegoś słodkiego.
   – Więc dlaczego to robisz? Do gazetki, będę modelem? – Stanąłem obok niej, przyglądając się różnym produktom zaścielającym gładką powierzchnię.
   – Może... – Spojrzała na mnie kątem oka, a nagle odłożyła nerwowo nóż, wywołując głośny stukot o blat, i przymknęła powieki. Pchnięty przez silny odruch złapałem ją za rękę z obawą, że się skaleczy, i moja interwencja miała miejsce w jednakowej sekundzie; jedynie moje myśli rejestrowały to z takim opóźnieniem. Wtedy, pośród tej niczym niezmąconej ciszy, jej wzrok powędrował na nasze splecione palce, później przesuwając się wyżej, na moją twarz.
   Zerknąłem na Lenę tak wymownie, by dać jej jasno do zrozumienia, że ma wziąć głęboki oddech. I rzeczywiście zrozumiała mnie jak nikt inny.
   – Powiesz o co chodzi?
   Zanim zabrała się do odpowiedzi, miałem wrażenie, ze nad czymś myśli. Dopiero po kilku sekundach odwróciła się do mnie całym ciałem, wyglądając na tak zmęczoną, jak jeszcze nigdy. Chociaż z jednej strony nie miałem pojęcia co tak naprawdę kryje się w jej twarzy, była nieodczytana.
   – Po prostu... nie wiem, czy wyrobię się ze zdjęciami. – Nie ukrywaj niczego, Lena. Kiwnąłem głową, podnosząc jedną brew do góry, co skłoniło ją do dopowiedzeń: – Na jutro mam je dostarczyć, ale – przerwała westchnięciem – jeszcze zostały mi potrawy polskie.
   Ciągle przyłapywałem się na niewygodnych myślach, że nie chodziło tylko o zdjęcia czy potrawy. Dobra, Alec, przestań sobie dopowiadać, bo skończysz na zamkniętym oddziale psychiatrycznym.  
   – Spokojnie, pomogę ci – odparłem łagodnie i puściłem jej rękę, szykując się do odróżnienia wszystkich tych składników, których Lena zamierza użyć. Nigdy nie był ze mnie dobry kucharz; możliwe nawet, że przypalę wodę. – Co będziesz z tymi robiła?
   – Właśnie się rozdwajam. Mam zrobić i zdjęcia, i potrawy, więc robię i to, i to. – Wypuściła powietrze z ust już niezliczoną ilość razy. Naprawdę zrobiło mi się jej szkoda i postanowiłem dołożyć wszelkich starań, by jej pomóc, a najważniejsze poprawić humor. Jestem w tym fachu pieprzonym amatorem, ale jak nie ja to kto? Nie dopuszczę do niej kolejnego pseudo Francuza, przypadkiem nazywającego się Noah... czy ja jestem zazdrosny?

***

   Lena wyjaśniła mi, jak zrobić... tak właściwie już zapomniałem o tej polskiej nazwie, która była dla mnie cholernie kłopotliwa do wymówienia, dokładnie, jak nazwisko pięknej, towarzyszącej mi blondynki. W tej chwili rozprowadzałem mąkę po płaskiej powierzchni stolnicy i czekałem, aż dziewczyna skończy ugniatać w niej ciasto.
   – Alec, która godzina? – Przerwała, przypatrując się nicości z twarzą naznaczoną wyczerpaniem.
   Wyjąłem w połowie telefon z kieszeni, a spojrzawszy na wyświetlacz, odparłem:
   – Trzynasta. Niedługo czeka na mnie basen. – Wyczyściłem wewnętrzne strony dłoni z mąki i czekałem na odpowiedź Leny, mając w głowie idealnie ukształtowany plan.
   – Jak mi się nie chce tego robić... kompletnie nie mam na to weny. Najchętniej poszłabym... – Nim zdążyła dokończyć zdanie, położyłem swoją dłoń na jej policzku i przysunąłem dziewczynę do siebie na taką odległość, która bez problemu pozwoliła mi złączyć nasze wargi. Wsuwając język, pogłębiłem pocałunek, czyniąc go gorętszym niż wcześniej, i współbieżnie poczułem, jak moje ciało w ułamku sekundy opanowało niewyobrażalne ciepło. Gdy Lena tylko się ode mnie oderwała, na jej twarz wstąpiło zdziwienie pomieszane z pewnego rodzaju ekscytacją. Lecz zamiast rzeczowych słów, z jej ust wyszło jedynie moje imię, a z tonu jej głosu nie potrafiłem wyczytać co tak naprawdę siedzi jej w głowie.
   Uśmiechnąłem się, biorąc niewielką garstkę mąki i ciskając nią prosto w dziewczynę.
   – Skup się, a to skończymy i porobimy coś ciekawego razem. – Tym razem to ona się odegrała, ale w ostatnich chwilach wybroniłem się i zasłoniłem ręką głowę, dzięki czemu mąka wylądowała jedynie na materiale mojej bluzy.
   – Coś razem? – Spojrzała na mnie wymownie, czynnościami wracając do przygotowywania czegoś słodkiego. Podniosłem brew, a kącik ust poleciał mi ledwo do góry. – Mnie też chodzi przecież o basen. – Wzruszyła ramionami, i... i zgasiła mnie, wiedząc, co naprawdę ciekawego miałem na myśli, a podpowiem tylko, że na pewno nie był to basen. Ta dziewczyna jest niesamowita i to nie tylko pod kątem charakteru. Westchnięciem przepełnionym czymś na wzór zadowolenia podsumowałem całą tę sytuację.


***

   Zbliżałem się do końca basenu, czując, jak z każdym ruchem opór wody próbuje odebrać mi wszelkie siły. Ale moja przerwa w treningu była jeszcze bardzo odległa, więc musiałem z grymasem na twarzy płynąć dalej. Kolejne wyraźne szarpnięcie nogą powodowało, że musiałem spoglądać na łydkę w obawie, że pozostałe szwy właśnie puściły. Przecież to niedorzeczne, Alec, przestań... – uświadomiłem sobie, dopływając do końca basenu, gdzie już pod taflą wody, nurkując, dostrzegałem zniekształcony obraz Leny. Dziewczyna towarzyszyła mi od początku i wydawało mi się, że to ona jest moim źródłem sił. Zawsze, gdy znajduje się w pobliżu, czuję, że jestem w stanie przenosić góry. 
   – Jaki czas? – spytałem, wynurzając się i opierając całą długość prawej ręki o brzeg, na którym stała Lena, i niemalże nie potrafiłem zignorować przeraźliwego chłodu, przeszywającego mnie wtedy na wskroś. Było naprawdę zimno.  
   – Nie liczę. To nie zawody – rzekła. – Dochodź powoli do ładu z tą nogą, nikt cię nie goni. – Właśnie, że goni... ugh, zawody. Dostrzegłem kątem oka, jak Lena się uśmiecha, gdy ja tonę w swoich myślach. Jednocześnie dostrzegłem coś więcej. Kogoś. Nieduża sylwetka szczupłej, czarnowłosej dziewczyny ukrywała się za rogiem ściany i w ostatniej chwili przyłapałem jej wzrok na sobie.
   – Lena. – Odchrząknąłem, dyskretnie wskazując palcem na dziewczynę, która zamiast stać na swoim miejscu, zaczęła podążać w naszą stronę, dokładnie jakby została złapana i straciła jakikolwiek sens na dalsze zamazywanie swojej obecności. Co ona tu robi? W stroju. Nie, nie śledzi mnie...
   Lena odwróciła się dokładnie w momencie, kiedy Isabelle wskoczyła z pluskiem do wody. I minęła kolejna sekunda, zanim się wynurzyła i z mokrymi włosami zaczesanymi do tyłu zaczęła podpływać w moją stronę, uśmiechając się.
   Posłałem blondynce zmęczoną minę. 




Lena? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz