Wszystko docierało do mnie jakby w zwolnionym tempie.
Josh zabrał mnie do baru, aby "przeprosić" ze względu na Huntera, potem doszło do jakiejś kłótni w środku, a kilka chwil później chłopak zakrył mnie ciałem, broniąc w ten sposób przed lecącym nabojem.
Zatrzymałem się przy swojej sali, grzebiąc w telefonie, aby uniknąć jakiegoś zaczepienia ze strony osób, które znały Josh'a. Domyślam się, że najlepiej mu znane osoby wiedzą co robił, i że prawdopodobnie wszystko zleci na mnie. A czy była w tym moja wina? Tego nie powiem, nikt nie kazał mu mnie bronić ani przepraszać, ani wyciągać do tego baru, więc swoją winę widzę, ale w ostateczności.
Miałem już słuchawki w uszach, od dobrych parunastu minut, dopóki ktoś nie wyrwał mi ich siłą
- To twoja wina - usłyszałem przesycony nienawiścią głos, przez co utrzymałem kontakt wzrokowy ze sprawcą tej sytuacji.
- Ja nic nie zrobiłem - powiedziałem, nie okazując zbytnio żadnych emocji.
Było mi żal Huntera, to prawda. Zabito mu chłopaka i w ogóle, ale nie ma powodów, aby mnie oskarżać o jego śmierć
- To on mnie zabrał do baru, to on zakrył przed nabojem - wyliczałem na palcach - A do przeprosin zmusiłeś zapewne go ty - dodałem.
- Uratował ci życie - syknął, otwartą dłonią uderzając lekko w klatkę piersiową.
- Nigdy o to nie prosiłem - zacisnąłem powieki, nie chcąc podnieść na bruneta głosu - Przykro mi, że skończyło się to tak, a nie inaczej - zacząłem od nowa, czując wciąż na sobie mordercze spojrzenie niższego - Ale nie obwiniaj mnie o jego śmierć.
Odsunąłem chłopaka ze swojej drogi, nie mając ochoty na dalszą rozmowę i ignorując zbliżająca się lekcję, wróciłem do swojego pokoju, z nerwów prawie wyrywając sobie włosy. Fakt, że będę miał teraz na karku zdenerwowanego Huntera nie był pocieszający, a mu szybko nie przejdzie. Możliwe, że prawie nigdy. Wyjąłem swój telefon, pisząc na szybko wiadomość do Tao, dotyczącą jakiegoś kolejnego, wspólnego wyjścia. Ostatnio nic i tak wielce nie zrobiliśmy, bo w końcu nie dałem się Chińczykowi zaprowadzić na jakąś imprezę czy Bóg wie co, ale teraz mógłbym zrobić coś dla rozrywki. Przed jednak wciśnięciem "wyślij", zacisnąłem usta w cienką linię i odłożyłem urządzenie na bok. Czy mi się chciało gdzieś wychodzić za to? Westchnąłem, masując swoje skronie i rzuciłem się plecami na materac łóżka.
Możliwe, że moja reakcja na ten "żart" była za mocna, tak samo jak gdy Hunter niecałe parę minut temu do mnie podszedł, ale to był odruch samoobronny. Nie przejmowałem się nawet faktem, że lekcja się zaczęła a ja prędzej czy później możliwe, że poznam tego skutki, ale teraz nie był to mój główny problem. Teraz powinienem wyprostować wszystko z Hunterem dla swojego i jego dobra, tak przynajmniej mi się wydaje.
Usunąłem wiadomość, którą zamierzałem wysłać do Zitao i spojrzałem na godzinę, postanawiając, że w trakcie trwania godziny lekcyjnej zajmę się czymś pożytecznym, czyli jakimiś zadaniami domowymi.
___
Trochę poddenerwowany, ze względu, że nie wiedziałem co powiem brunetowi, stałem przed drzwiami do jego pokoju i zapukałem, moment czekając aż ktoś otworzy mi drzwi
- Czego ty tutaj chcesz? - spytał, chcąc zamknąć drzwi, ale zablokowałem je swoją ręką.
- Porozmawiać i wszystko wyjaśnić - odparłem, wpraszając się do środka i chwyciłem Huntera za ramiona, sadzając potem na jego łóżku - Po raz kolejny mówię, to nie moja wina, że Josh nie żyje. Źle ubrałem to w słowa wcześniej... - zatrzymałem się na moment - Jestem wdzięczny za to, że to zrobił, gdyby nie to zapewne ja bym teraz nie żył, ale musisz zrozumieć, że wpływu na przebieg sytuacji nie miałem a Joseph działał pod wpływem sytuacji.
- A to, co to wszystko zaczęło - wznowiłem monolog po chwili ciszy, drapiąc się po przedramieniu - Przesadziłem z reakcją, domyślam się. Ale to trochę zabolało kiedy miałem świadomość, że w jakiś sposób ci... pomagam? Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale ty wiesz o co chodzi. Myślałem, że Josh jest potencjalnym zagrożeniem, a nie bratnią duszą - przerwałem wypowiedź, przełykając ślinę - Po prostu... przepraszam. Za swoją reakcję, Bóg wie co jeszcze, ale za wszystko, co w jakiś sposób wpłynęło na całą sytuację - skwitowałem, opuszczając lekko ramiona kiedy poczułem jak ciężar tych słów ze mnie znika.
Hunter?
welp. this happened
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz