- Mój mały pedałek dorasta - siedzący po mojej prawej stronie Samuel, wyrywając mnie z zamyślenia objął mocno wokół ramion i przyciągając do siebie wytargał skrupulatnie ułożoną fryzurę. Zaparłem się dłońmi, by go od siebie odsunąć, przez co przypadkiem uderzyłem najmłodszego z naszej trójki Daniela w twarz. Ten zirytowany moją niebraterską postawą oddał mi z otwartej dłoni prosto w policzek. W ten sposób doszło ostatniej przez najbliższe pół roku wspólnej bójki... Widziałem wzrok mamy, lekko zamglony z politowaniem wpatrywała się w to, co przez tyle lat było dla niej typowe, to z czego dobrowolnie zrezygnuję.
Może to znowu nie było takie złe, bo za rok najpewniej bym wyłysiał.
- Zostaw moje włosy grubasie! - warknąłem do starszego brata, gdy ten nie zaprzestał tortur jedną ręką ciągnąć mnie za włosy, drugą klepiąc brata po twarzy.
Kochałem ich.
- Jesteśmy na miejscu - rzekł spokojnym głosem ojciec, skorzystałem z okazji i przecisnąwszy się między nogi starszego brata wyskoczyłem na zewnątrz - Obrzydliwe barany - warknąłem trzaskając drzwiami. Wraz z ojcem i plikiem dokumentów, jakie trzymał pod pachą zbliżyliśmy się do bagażnika, z którego wyciągnąłem dwie walizki i sporych rozmiarów plecak.
- Więc jednak to prawda - rzekł z zadumą, przesuwając palcami po delikatnym zaroście - Jedno z moich piskląt wylatuje z gniazda - wydąłem wargi do przodu, patrząc na niego ze swego rodzaju smutkiem, tym samym jaki widziałem w jego oczach.
- Będę tęsknić tato - szepnąłem i odstawiwszy plecak na ziemię ostatni raz wpadłem w ramiona ojca. Ten odwzajemnił mój uścisk i przygładził włosy.
- Do zobaczenia na święta. - uśmiechnął się do mnie ukazując starcze zmarszczki pod oczami. Po jego słowach, jakby to było wcześniej ustalone wysiedli z samochodu moi bracia i matka.
Kobieta przeżywała to najbardziej, widząc jak bardzo się boi, że zrobię sobie krzywdę czułem się jakbym nie szedł do szkoły, a wylatywał na najkrwawszą wojnę w dziejach. Zbliżyła się do mnie, nie kryjąc się za typowym dla mniej uśmiechem i objęła, opierając głowę na moim ramieniu.
- Mój dorosły synek - powiedziała nieco zbyt głośno przykuwając uwagę zebranych w okolicy uczniów.
- Kocham Cię mamo i będę pisać - ucałowałem jej policzek, lekko zirytowany szumem, jaki robiła wokół mojej osoby. Gdy doszło to mojego pożegnania z braćmi poczułem wewnątrz dziwną pustkę. Przez głowę przemknęły mi wszystkie nasze kłótnie i kłopoty jakie sobie nawzajem sprawialiśmy, nie wiem czemu tak strasznie przeżywałem to rozstanie, przecież to tylko kilka miesięcy.
Tylko kto wie... Jak wiele może się zmienić.
Uściskaliśmy się na pożegnanie, zostawili mnie z bluzą Samuela, której zawsze mu zazdrościłem. Uśmiechnąłem się i zabierając resztę bagaży obserwowałem jak białe Audi ginie w morzu drzew obrastających wjazd do Akademii.
- No to witaj szkoło... - mruknąłem do siebie zmierzając w stronę sekretariatu...
***
Bieg do klasy na zajęcia pisarskie był jak bieg na przetrwanie, przerażała mnie perspektywa spóźnienia się na pierwszą lekcję, pierwszego dnia szkoły jednak jak z moim szczęściem bywało dobiegając do drzwi nie zastałem tam nikogo. Wypuściłem ciążące mi na płucach powietrze, dosłownie słysząc świst jaki wydało gdy pokonywało swoją drogę i wparowałem do klasy. Nauczycielka zgromiła mnie wściekłym spojrzeniem i natychmiast przydzieliła do pracy z jednym z uczniów. Spojrzałem przed siebie by ujrzeć swojego towarzysza. Był to ciemnowłosy chłopak o jeszcze ciemniejszych oczach wyższy i zapewne starszy ode mnie nie wyglądał jednak tak strasznie jaki wydawał mi się na początku. Zacisnąłem usta w cienką linię, zbierając w sobie nieco odwagi.
Chwila, wróć.
Nie taką znowu cienką.
Zająłem miejsce naprzeciw nastolatka próbując do minimum ograniczyć nasz kontakt wzrokowy.
Nie dało się.
Mój towarzysz jakby kompletnie niespeszony mierzył się ze mną przyjaznym spojrzeniem, obaj oczekiwaliśmy aż ten drugi wykona pierwszy gest.
Serio, Lenader? Właśnie tak masz zamiar rozpocząć naukę w tej szkole? Kompromitując się przed pierwszą napotkaną osobą.
Pokręciłem spokojnie głową, odpowiadając na własne myśli i wyciągnąłem dłoń w jego stronę z szerokim uśmiechem.
- Leander - poszerzyłem wyraz swojej twarzy, a głos z tyłu mojej głowy uświadomił mi, że przestało wyglądać to naturalnie.
- Sylvain - uśmiechnął się i uścisną mi dłoń.
- Skoro już się wszyscy znamy, może przejdziemy do zajęć - oznajmiła nauczycielka, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Cóż, ja i ona.... Na pewno się nie polubimy.
Wszyscy zgodnie i jakby ze strachu wsadzili nosy w zeszyty przed nimi kończąc rozmowę ze swoim partnerem. Rozejrzałem się po speszonych twarzach wymieniając spojrzenie z jakąś blondynką na końcu sali, uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i wróciła do gapienia się w kartkę. - Tak lepiej - rzekła chłodno nauczycielka - Jak wiecie, wspaniałymi poetami nikt nie kierował, to prawda, robili oni dzieła pod zamówienie, ale ich najwspanialsze teksty swe źródło miały w otwartych na życie i otaczającą ich rzeczywistość. Tak więc i ja nie chcę was ograniczać, nie mogę pozwolić by kryterium zacieśniało waszą twórczość, tak więc chcę sprawdzić co wam w duszach gra - przez jej twarz przemknął uśmieszek, nieco przyjaźniejszy niż ten jakim obdarzała nas do tej pory - Ale jest was zbyt wiele więc dobierając się w pary, macie napisać wiersz. Nic prostszego, prawda? - zrobiła zamach swoimi długimi włosami i odwróciła się do nas tyłem, a większość męskiej grupy podążyła za nią wzrokiem. Wróciłem spojrzeniem do chłopaka, z którym przez najbliższe dni mam dzielić się swoimi pomysłami i twórczością.
- To śmieszne - jęknąłem zdenerwowany - Jak mam stworzyć coś z kimś, kogo widzę pierwszy raz w życiu - ściągnąłem brwi splatając ze sobą palce swoich dłoni. Sylvain jakby kompletnie nieprzejęty zaistniałą sytuacją uśmiechnął się pod nosem.
- Może właśnie o to chodzi? Zacząć coś nowego z ludźmi, o których nie ma się pojęcia, w miejscu, które zwiedza się pierwszy raz - wzruszył ramionami jakby pewien swoich słów, które... Podziałały. Wypuściłem powietrze z płuc, a świstowi wydmuchiwanemu powietrzu towarzyszył stukot butów, chwilę po tym dziewczyna, jaka wcześniej przyglądała się naszej dwójce opadła na wolne krzesło przy stoliku, cóż już jej nie lubiłem.
- Cześć - uśmiechnęła się szeroko - Emilly Rasbend, przewodnicząca szkoły poprzedniego roku - przedstawiła się wyciągając rękę najpierw do ciemnowłosego, potem do mnie - Pomyślałam, że potrzebujecie kogoś kto oprowadzi was po szkole - zaśmiałem się w myślach, was, a niemal rozbierała wzrokiem mojego towarzysza. Pokręciłem przecząco głową wymieniając z chłopakiem znaczące spojrzenia, skoro on też był tu nowy, to no cóż... Niedługo będzie o nim naprawdę głośno. Wyłączyłem się z rozmowy między dwojgiem uczniów siedzących obok i skupiłem na rzędzie książek, do których miał dostęp mój wzrok. Ustawiona półka naprzeciw mnie prezentowała chyba same tytuły fantastyczne, od najbardziej znanych takich jak Harry Potter, Igrzyska Śmierci czy Wiedźmin po tytuły, które odeszły w zapomnienie lub niedocenione nigdy nie okryły się sławą.
- Ej słyszysz mnie? - ktoś pstryknął palcami tuż przed moimi oczyma odbierając chwilę prywatności, którą dziwnym trafem udało mi się wyłuskać wśród panującego tu bałaganu.
- Co? Poszła już? - rozejrzałem się dookoła doszukując się blond, idealnie wyprostowanej czupryny, nic jednak takiego nie przyciągnęło mojego wzroku - Przepraszam, zamyśliłem się - prychnąłem cichym śmiechem przesuwając palcami po zmęczonej twarzy - Widzę, pierwszy dzień, a Ty już podbijasz tę szkołę i najbardziej popularne dziewczyny - poruszyłem brwiami przed chłopakiem sięgając po opasły tom poezji przede mną, zacząłem przekartkowywać poszczególne strony doszukując się inspiracji w najsłynniejszych poetach świata...
- No wiesz, trzeba mieć to coś - zaśmiał się, teatralnie zakładając nogę na nogę. Posłałem mu wesoły uśmiech i zerknąłem na nauczycielkę, która z rozanielonym wyrazem twarzy prowadziła zażartą konwersację wraz z dwoma, zapewne pilnymi uczennicami.
- Masz na to jakiś pomysł? - cholera, kompletnie nie wiedziałem jak z nim rozmawiać, czułem, że podczas trwania tej lekcji zdążyłem się kompletnie skompromitować, na siłę próbując wyłapać chociażby minimum rozmowy z chłopakiem, dzięki Bogu uratował mnie dzwonek.
- Wiesz, nie bardzo, ale jeśli chcesz, możesz przyjść dzisiaj do mnie wieczorem i spróbujemy na coś wpaść - zaproponował, na co od razu się zgodziłem, nie zdążyłem jednak nawet spytać, który zajmuje pokój bo ciemnowłosy po raz kolejny został pociągnięty do rozmowy z blondynką...
Cóż, każdego dopada ta szkolna miłość
***
Gdyby tak podsumować ten dzień, to w sumie nie było tak źle jak myślałem, co prawda moje kontakty międzyludzkie ograniczyły się to zwykłego przedstawienia i mało zabawnych uwag na temat mojego imienia, ale cóż... Nie ma tego złego, nauczyciele mili, szkoła niesamowita i klasa sympatyczna.
Czego chcieć więcej?
Może na przykład drogi do pokoju Sylvaina?
Błądząc po szkolnym korytarzu zacząłem szukać czegokolwiek co mogłoby mnie doprowadzić na miejsce gdy zorientowałem się, że nad każdymi drzwiami jest mała tabliczka z przyczepionym do niej imieniem i nazwiskiem zamieszkującego.
Strzeliłem się z otwartej dłoni w czoło, przykuwając uwagę błąkających się po korytarzu uczniów i ruszyłem doszukując się odpowiedniego nazwiska.
Albo chociaż imienia...
Metodą prób i błędów znalazłem się pod odpowiednimi drzwiami i doprowadzając stan notatnika jak i wylatujących z niego kartek do porządku, zapukałem do drzwi.
Cichy jęk.
Odrzucenie koca.
Szurające kroki.
Spał.
- Obudziłem Cię? - spytałem zamiast powitania. Chłopak pokręcił przecząco głową by za chwilę rzec:
- Nie, znaczy padłem, nie wiem kiedy, ale to dobrze, że już jesteś, wejdź - machnął na mnie ręką zatapiając się w mroku pokoju, który sam za chwilę oświetlił. Mój wzrok w pierwszej kolejności padł na aparat i porozwieszane dookoła fotografie, czyli mam przed sobą duszę artysty. Zacisnąłem wargi wracając spojrzeniem do chłopaka, ciemne oczy wpatrywały się we mnie.
- To... Gdzie zamierzamy szukać inspiracji?
Sylvain?
Wiem, że wiele nie ruszyłam, ale już wiem co dalej xd
Chwila, wróć.
Nie taką znowu cienką.
Zająłem miejsce naprzeciw nastolatka próbując do minimum ograniczyć nasz kontakt wzrokowy.
Nie dało się.
Mój towarzysz jakby kompletnie niespeszony mierzył się ze mną przyjaznym spojrzeniem, obaj oczekiwaliśmy aż ten drugi wykona pierwszy gest.
Serio, Lenader? Właśnie tak masz zamiar rozpocząć naukę w tej szkole? Kompromitując się przed pierwszą napotkaną osobą.
Pokręciłem spokojnie głową, odpowiadając na własne myśli i wyciągnąłem dłoń w jego stronę z szerokim uśmiechem.
- Leander - poszerzyłem wyraz swojej twarzy, a głos z tyłu mojej głowy uświadomił mi, że przestało wyglądać to naturalnie.
- Sylvain - uśmiechnął się i uścisną mi dłoń.
- Skoro już się wszyscy znamy, może przejdziemy do zajęć - oznajmiła nauczycielka, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Cóż, ja i ona.... Na pewno się nie polubimy.
Wszyscy zgodnie i jakby ze strachu wsadzili nosy w zeszyty przed nimi kończąc rozmowę ze swoim partnerem. Rozejrzałem się po speszonych twarzach wymieniając spojrzenie z jakąś blondynką na końcu sali, uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i wróciła do gapienia się w kartkę. - Tak lepiej - rzekła chłodno nauczycielka - Jak wiecie, wspaniałymi poetami nikt nie kierował, to prawda, robili oni dzieła pod zamówienie, ale ich najwspanialsze teksty swe źródło miały w otwartych na życie i otaczającą ich rzeczywistość. Tak więc i ja nie chcę was ograniczać, nie mogę pozwolić by kryterium zacieśniało waszą twórczość, tak więc chcę sprawdzić co wam w duszach gra - przez jej twarz przemknął uśmieszek, nieco przyjaźniejszy niż ten jakim obdarzała nas do tej pory - Ale jest was zbyt wiele więc dobierając się w pary, macie napisać wiersz. Nic prostszego, prawda? - zrobiła zamach swoimi długimi włosami i odwróciła się do nas tyłem, a większość męskiej grupy podążyła za nią wzrokiem. Wróciłem spojrzeniem do chłopaka, z którym przez najbliższe dni mam dzielić się swoimi pomysłami i twórczością.
- To śmieszne - jęknąłem zdenerwowany - Jak mam stworzyć coś z kimś, kogo widzę pierwszy raz w życiu - ściągnąłem brwi splatając ze sobą palce swoich dłoni. Sylvain jakby kompletnie nieprzejęty zaistniałą sytuacją uśmiechnął się pod nosem.
- Może właśnie o to chodzi? Zacząć coś nowego z ludźmi, o których nie ma się pojęcia, w miejscu, które zwiedza się pierwszy raz - wzruszył ramionami jakby pewien swoich słów, które... Podziałały. Wypuściłem powietrze z płuc, a świstowi wydmuchiwanemu powietrzu towarzyszył stukot butów, chwilę po tym dziewczyna, jaka wcześniej przyglądała się naszej dwójce opadła na wolne krzesło przy stoliku, cóż już jej nie lubiłem.
- Cześć - uśmiechnęła się szeroko - Emilly Rasbend, przewodnicząca szkoły poprzedniego roku - przedstawiła się wyciągając rękę najpierw do ciemnowłosego, potem do mnie - Pomyślałam, że potrzebujecie kogoś kto oprowadzi was po szkole - zaśmiałem się w myślach, was, a niemal rozbierała wzrokiem mojego towarzysza. Pokręciłem przecząco głową wymieniając z chłopakiem znaczące spojrzenia, skoro on też był tu nowy, to no cóż... Niedługo będzie o nim naprawdę głośno. Wyłączyłem się z rozmowy między dwojgiem uczniów siedzących obok i skupiłem na rzędzie książek, do których miał dostęp mój wzrok. Ustawiona półka naprzeciw mnie prezentowała chyba same tytuły fantastyczne, od najbardziej znanych takich jak Harry Potter, Igrzyska Śmierci czy Wiedźmin po tytuły, które odeszły w zapomnienie lub niedocenione nigdy nie okryły się sławą.
- Ej słyszysz mnie? - ktoś pstryknął palcami tuż przed moimi oczyma odbierając chwilę prywatności, którą dziwnym trafem udało mi się wyłuskać wśród panującego tu bałaganu.
- Co? Poszła już? - rozejrzałem się dookoła doszukując się blond, idealnie wyprostowanej czupryny, nic jednak takiego nie przyciągnęło mojego wzroku - Przepraszam, zamyśliłem się - prychnąłem cichym śmiechem przesuwając palcami po zmęczonej twarzy - Widzę, pierwszy dzień, a Ty już podbijasz tę szkołę i najbardziej popularne dziewczyny - poruszyłem brwiami przed chłopakiem sięgając po opasły tom poezji przede mną, zacząłem przekartkowywać poszczególne strony doszukując się inspiracji w najsłynniejszych poetach świata...
- No wiesz, trzeba mieć to coś - zaśmiał się, teatralnie zakładając nogę na nogę. Posłałem mu wesoły uśmiech i zerknąłem na nauczycielkę, która z rozanielonym wyrazem twarzy prowadziła zażartą konwersację wraz z dwoma, zapewne pilnymi uczennicami.
- Masz na to jakiś pomysł? - cholera, kompletnie nie wiedziałem jak z nim rozmawiać, czułem, że podczas trwania tej lekcji zdążyłem się kompletnie skompromitować, na siłę próbując wyłapać chociażby minimum rozmowy z chłopakiem, dzięki Bogu uratował mnie dzwonek.
- Wiesz, nie bardzo, ale jeśli chcesz, możesz przyjść dzisiaj do mnie wieczorem i spróbujemy na coś wpaść - zaproponował, na co od razu się zgodziłem, nie zdążyłem jednak nawet spytać, który zajmuje pokój bo ciemnowłosy po raz kolejny został pociągnięty do rozmowy z blondynką...
Cóż, każdego dopada ta szkolna miłość
***
Gdyby tak podsumować ten dzień, to w sumie nie było tak źle jak myślałem, co prawda moje kontakty międzyludzkie ograniczyły się to zwykłego przedstawienia i mało zabawnych uwag na temat mojego imienia, ale cóż... Nie ma tego złego, nauczyciele mili, szkoła niesamowita i klasa sympatyczna.
Czego chcieć więcej?
Może na przykład drogi do pokoju Sylvaina?
Błądząc po szkolnym korytarzu zacząłem szukać czegokolwiek co mogłoby mnie doprowadzić na miejsce gdy zorientowałem się, że nad każdymi drzwiami jest mała tabliczka z przyczepionym do niej imieniem i nazwiskiem zamieszkującego.
Strzeliłem się z otwartej dłoni w czoło, przykuwając uwagę błąkających się po korytarzu uczniów i ruszyłem doszukując się odpowiedniego nazwiska.
Albo chociaż imienia...
Metodą prób i błędów znalazłem się pod odpowiednimi drzwiami i doprowadzając stan notatnika jak i wylatujących z niego kartek do porządku, zapukałem do drzwi.
Cichy jęk.
Odrzucenie koca.
Szurające kroki.
Spał.
- Obudziłem Cię? - spytałem zamiast powitania. Chłopak pokręcił przecząco głową by za chwilę rzec:
- Nie, znaczy padłem, nie wiem kiedy, ale to dobrze, że już jesteś, wejdź - machnął na mnie ręką zatapiając się w mroku pokoju, który sam za chwilę oświetlił. Mój wzrok w pierwszej kolejności padł na aparat i porozwieszane dookoła fotografie, czyli mam przed sobą duszę artysty. Zacisnąłem wargi wracając spojrzeniem do chłopaka, ciemne oczy wpatrywały się we mnie.
- To... Gdzie zamierzamy szukać inspiracji?
Sylvain?
Wiem, że wiele nie ruszyłam, ale już wiem co dalej xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz