Uśmiechnęłam się promiennie do chłopaka, po czym ostrożnie przybiłam mu piątkę.
-Jeszcze na koniec będziesz miał szóstkę. - powiedziałam z przekonaniem, jednocześnie kiwając przekonująca głową.
-Zobaczymy. Niby wierzę w cuda, ale to już chyba za dużo. - zaśmiał się, po czym wzruszył ramionami i schował dłonie w kieszeniach.
-Nie ma rzeczy niemożliwych, pamiętaj. - powiedziałam spokojnie, opierając się o latarnię, która oświetlała ciemną ulicę.
-No dobrze. Ja już idę, do zobaczenia! - rzekł z uśmiechem, po czym machnął reką i odwrócił się. Jego ciemna sylwetka szybko zniknęła w otchłani czarnej ulicy.Gdy zniknął z pola widzenia sama ruszyłam w kierunku akademii.
Rozglądałam się dookoła, na ławki oświetlane przez olbrzymie latarnie, sięgające do nieba budynki, bloki i pełno, pełno okien. Zza każdej szyby można było dostrzec co innego. Szczęśliwe, stare małżeństwo, młodą rodzinę, samotnego mężczyznę, starszą panią, która wgapiała się w ekran telewizora. Wszędzie toczyło się życie. Światła samochodów mnie oślepiały, ludzie jak zwykle byli w ruchu. Kręcili się dookoła, gnali do przodu i tłoczyli, a do tego spieszyli się, nie dostrzegając przy tym tak wielu elementów, który każdy można by było opisywać godzinami. Ja szłam spokojnie przed siebie, przyglądajac się dosłownie wszystkiemu. Czułam jak zimny wiatr rozwiewa moje włosy i uderza o moje ciało, przez co robiło mi się chłodno, choć było to dość przyjemne. Czułam zapach spalin samochodów, ale także w powietrzu unosił się zapach tłustego jedzenia dochodzący z przydrożnych barów. Wolałam las i wieś, choć nieraz dobrze mi było "pożyć miastem". Droga do akademii minęła mi szybko i miło. Tuż po tym jak dotarłam do swojego pokoju wzięłam prysznic i położyłam się spać, byłam zadowolona, ale bardzo zmęczona. Niedziela upłynęła mi leniwie, głównie się uczyłam i ćwiczyłam na gitarze, chociaż poszłam biegać do pobliskiego lasu. Dobrze było mi zaczerpnąć świeżego powietrza.
**
Nim się obejrzałam był poniedziałek, czas płynął jak szalony. Mimo leniwego początku tygodnia lekcje również minęły mi całkiem szybko. W końcu po wszystkich lekcjach i wysiłku umysłowym mogłam pójść na obiad. Byłam głodna i zmęczona, potrzebowałam chwili odpoczynku. Po wzięciu tacki z posiłkiem rozglądałam się po całej stołówce szukając wzrokiem wolnego miejsca. Akurat znalazłam jedno przy małym stoliku. Siedział przy nim Hayden. Ruszyłam w jego stronę żwawym krokiem.
-Hejka. - uśmiechnęłam się. - Mogę? - spytałam, kierując wzrokiem na wolne krzeło.
-Cześć, jasne. - powiedział miłym tonem.
Usiadłam z usmiechem, po czym powoli przystąpiłam do jedzenia.
-I jak tam? - spytałam po połknięciu pierwszego kęsa.
Hayden?
przepraszam za takie byle co.... i za tak długi czas oczekiwania eh
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz