3.31.2017

Od Leny CD Aleca

  Od moich urodzin minął prawie tydzień. Naprawdę spokojny tydzień, pełen miło spędzonych dni w towarzystwie Aleca, a czasem i mojej siostry oraz jej chłopaka. I rzecz jasna małej Nikoli, bo właśnie tak nazwana została córka Mariki. Żadne z jej rodziców nie miało nic przeciwko mojemu wyborowi, a ja starałam się, by imię małej znaczyło coś dobrego, żeby przyszłość przyniosła jej coś dobrego. I nawet jeśli moja siostrzenica będzie kiedyś cierpieć, a na pewno będzie, takie jest w końcu życie i nikt i nic nie jest nas w stanie przed tym uchronić, to jestem przekonana, że będzie też czas, w którym będzie szczęśliwa, tak jak ja teraz. I zapewne normalny człowiek cieszyłby się tym, że wszystko jest dobrze i układa się po jego myśli, ja jednak poświęcałam część wieczorów na rozmyślania co i kiedy się posypie. I rozpatrzyłam chyba wszystkie możliwości, a mimo to, to co stało się w czwartek zaskoczyło mnie zupełnie.
  Alec uparł się, że po ściągnięciu pierwszej partii szwów, zagra w lacrosse. Nie do końca podobał mi się ten pomysł, ale skoro chłopak twierdził, że ma na tyle sił i da sobie radę, to ja w niego wierzyłam. Chociaż gdy pan Craver zwolniał szatyna z kolejnych lekcji, w moim wnętrzu rosło coraz większe uczucie niepokoju, dlatego też co przerwę przychodziłam na trybuny, by upewnić się, że właściciel cudownych niebieskich tęczówek, nadal jest cały i zdrowy. 
  Tego dnia ostatnią moja lekcją były zajęcia kulinarne, na których przygotowywaliśmy suflet, przy którym jak wiadomo trzeba zachować spokój. Ja natomiast byłam poddenerwowana, co objawiało się chaotycznymi, niedokładnymi ruchami, przez co mała słodkość zupełnie nie chciała mi wyjść. Początkowo nawet bawiło to Aidena, który obserwował mnie z boku, jednak po około dziesięciu minutach zlitował się nade mną i odebrał mi z ręki trzepaczkę i sam zaczął mieszać ciasto. 
- Niepotrzebnie się o niego denerwujesz. Alec to silny facet. - Powiedział jak gdyby nigdy nic. Jakby znał chłopaka osobiście przynajmniej od kilku lat. Westchnęłam cicho i oparłam się brodą o blat stołu.
- Wiem... - Mruknęłam cicho, czując dziwny niepokój. Dobrze wiedziałam, że młody Talbot jest naprawdę silnym facetem i sam da sobie radę ze wszystkim. I chyba właśnie to sam najbardziej mnie martwiło, bo chciałam, żeby chłopak mógł też liczyć na mnie. Żeby...
  Nagle drzwi do sali otworzyły się, a do środka zaglądnął pan Craver, z miną sugerującą, że stało się coś złego. Natychmiast podniosłam głowę i wbiłam zaniepokojone spojrzenie w nauczyciela wf'u, czując jak moje źrenice rozszerzają się pod wpływem rosnącego uczucia strachu.
- Mogę zabrać ci Lenę na chwilę? - Spytał, po czym, nie czekając na zgodę pana Seagal'a, skinął na mnie głową i zniknął za drzwiami. Zerknęłam jeszcze szybko na Aidena i Matta i dopiero kiedy obaj skinęli głowami, zerwałam się z miejsca i w mgnieniu oka znalazłam się na korytarzu, gdzie pan Nat chodził w kółko, trzymając rękę na karku. Przez bardzo krótką chwilę patrzyłam na niego z oczekiwaniu, kiedy jednak chwila zaczęła się przedłużać, ucięłam ostro ciszę.
- Co się stało, Alecowi? - Mówiąc to, opuściłam niego głowę, jakby niepewność, którą mężczyzna fundował mi w tamtym momencie, była tak ciężka, że nie byłam w stanie jej unieść na swoich ramionach.
- Jego noga zaczęła krwawić podczas treningu. - Rzucił szybko, jakby bał się, że na niego nakrzyczę. Wyprostowałam się powoli, czując jak cały niepokój spływa po mnie w postaci zimnego potu, ustępując miejsca paraliżującemu strachowi. Mój oddech przyśpieszył i stał się ciężki, podobnie jak uderzenia serca, które zagłuszały krzyki w mojej głowie. Dlaczego mu pozwoliłaś? Powinnaś się domyślić, że stanie się coś złego! Ty durna idiotko. Zerwałam się gwałtownie do biegu, pchnięta przez potężną siłę. Zostawiłam nauczyciela w tyle i zupełnie nie zwracając na niego uwagi, biegłam przed siebie, co chwila potykając się o własne nogi, które nie chciały się wyprostować lub zgiąć. Dotarłam szybko do schodów; nawet nie kłopotałam się, by schodzić po dwa stopnie, stanęłam na drugim od góry, a resztę przeskoczyłam, lądując na samym dole nieco krzywo. Udało mi się jednak utrzymać na nogach, więc pobiegłam wprost do gabinetu pielęgniarki, nie zważając na ból w lewej kostce.
  Po chwili dopadłam klamki białych drzwi i otworzyłam je natychmiast, zaglądając do środka. Mój wzrok natychmiast padł na niebieskie tęczówki, które wpatrywały się prosto we mnie. Tylko je widziałam i tylko je chciałam widzieć. Podbiegłam do Aleca, nie zwracając uwagi zupełnie na nic. Ani na pielęgniarkę, która gromiła mnie wzrokiem, ani na dziewczynę, która siedziała obok chłopaka. Otuliłam go mocno rękami, przyciskając twarz do jego szyi i zaciskając powieki, spod których wydostało się kilka łez. Dłonie chłopaka spoczęły na moich plecach i przysunęły mnie jeszcze bliżej niego. Po dłuższej chwili odsunęłam się delikatnie i łapiąc delikatnie jego twarz w dłonie, uważnie przyjrzałam się błękitnym oczom, w których widziałam radość i cień złości, którą Alec starał się ukryć. Westchnęłam cicho z ulgą, przechylając głowę delikatnie w bok i zetknęłam ze sobą nasze czoła, uśmiechając się delikatnie.
- Powinnaś być na lekcjach. - Mruknęła niezadowolona pielęgniarka. Wyprostowałam się powoli, przenosząc spojrzenie na dojrzałą kobietę, która spoglądała na mnie z kamienną twarzą. Również przyjęłam taką postawę, po czym odparłam chłodno.
- Mój przyjaciel wylądował z jakiegoś powodu u pielęgniarki, więc chcę się dowiedzieć dlaczego i czy jest z nim wszystko w porządku.
- Panienko, gdyby było, to by tutaj nie był. - Prychnęła ironicznie. Zacisnęłam zęby, zamykając powieki. Nie kłóć się z nią, to nie ma sensu. Powoli wypuściłam całe powietrze z pełnych płuc, a po chwili otworzyłam nagle oczy, przypominając sobie o obecności jeszcze jednej osoby w tym pomieszczeniu. Mój wzrok natychmiast padł na czarnowłosą dziewczynę, natomiast czarne źrenice zwężyły się tak jak tylko to możliwe. Czy ona naprawdę nie miała co robić tylko łazić za Aleciem? Czy ona w ogóle miała jakieś lekcje? Lena, uspokój się. Zaczynasz gadać głupoty... To ze zdenerwowania. Drobna dziewczyna podniosła na mnie wystraszone spojrzenie, jednak szybko je spuściła i podniosła się, kierując w stronę drzwi.
- Ja już pójdę... - Szepnęła i bez słowa więcej opuściła gabinet. Dopiero gdy drzwi się za nią zamknęły, odetchnęłam nieco spokojniej. Ta cała Isabelle wydawała mi się coraz bardziej... Sama nie wiem. Może doszukiwałam się czegoś niezwykłego w tym, że Alec się jej podobał. Zresztą nie tylko jej. Zerknęłam kątem oka na nagą klatkę piersiową Talbota, lecz speszona szybko odwróciłam całe ciało w kierunku kobiety. Te którym nie podobało się jego ciało musiały być chyba ślepe.
- Więc co z nim? - Szare oczy pielęgniarki popatrzyły na mnie sponad oprawek okularów, które po chwili zdjęła i odłożyła na blat biurka. Przez długą chwilę ciszy patrzyła na mnie tak, jakby przychodząc tutaj złamała jakieś prawo, przy okazji wyrządzając jej tym ogromną krzywdę. Naprawdę dyrektor powinien zmienić pielęgniarkę, bo kobieta jest niereformowalna.
- Nadwyrężył nogę, dlatego zaczęła krwawić. Nic poważnego, ale jeśli to się powtórzy może być potrzebne ponowne założenie szwów. - Wzruszyła ramionami i wróciła do wypełniania jakichś papierów. Pokiwałam lekko głową, po czym zwróciłam się w stronę drzwi, rzucając do chłopaka krótkie zaraz wrócę. Wyszłam na korytarz i skierowałam się prosto na boisko, na którym spodziewałam się znaleźć pana Cravera. Na szczęście się nie pomyliłam i nauczyciel tam był, w innym wypadku odpuściłabym sobie jego szukanie. Reszta drużyny ćwiczyła nadal, jednak w jakiejś dziwnej atmosferze melancholii pomieszanej z odrobiną smutku. Pewnie przyglądnęłabym się im uważniej, ale na razie zależało mi na rozmowie z panem Natem.
- Wie pan, że mógł sobie zrobić krzywdę? - Spytałam ostro, zakładając ręce na piersi. Nauczyciel odwrócił się do mnie powoli, jednak jego mina nie sugerowała, że jest zaskoczony, wręcz przeciwnie, wyglądał jakby się mnie spodziewał i czekał, aż do niego przyjdę.
- Wiem, ale sam się uparł. Mówił, że będzie dobrze. - Wzruszył ramionami, spoglądając na mnie przepraszającym wzrokiem. Kątem oka dostrzegałam, jak coraz większa część zawodników drużyny przygląda się nam z zaciekawieniem.
- I tak po prostu mu pan uwierzy? - Warknęłam, czując jak coraz większa irytacja się we mnie wzburza.
- Zaufałem mu, Lena. I ty też powinnaś. - Odparł spokojnie, patrząc mi wymownie prosto w oczy. Westchnęłam cicho, odwracając spojrzenie.
- Ufam mu. Ale martwię się o niego. Nie chcę, żeby stało mu się coś poważnego. - Po krótkiej chwili zastanowienia, dodałam ściszonym głosem. - Poważniejszego niż do tej pory...

~~~~~~~~~~~~~~

  Było już późno, a ja w dalszym ciągu siedziałam w pokoju Aleca, niespecjalnie mając ochotę go opuszczać. Byłam już po prysznicu, w piżamie, na którą składała się za duża koszulka, wygrana na jakichś zawodach czy czymś podobnym i stare, krótkie spodenki. Klasyka, jak to mówią. Stałam oparta tyłem o biurko chłopaka i przeglądałam fotografie w jego aparacie, w czasie gdy Alec leżał rozwalony na łóżku i wodził spojrzeniem od jednego punktu do drugiego. Ewidentnie coś go trapiło, chociaż było to chyba bardziej zdenerwowanie, którego zwyczajnie nie potrafił bądź nie chciał okazywać.
  Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie, widząc, jak chłopak robi kolejną rundkę wzrokiem po pomieszczeniu. Odłożyłam aparat, wyłączywszy go uprzednio i podeszłam powoli do łóżka, pytając cicho.
- Co cię trapi, hm...?
  Długa chwila milczenia minęła, nim uzyskałam wymijającą odpowiedź.
- Nic ważnego w sumie. - Podniósł się i usiadł na krawędzi materaca, kiedy podeszłam do łóżka z drugiej strony. Przechyliłam głowę delikatnie w jedną stronę i weszłam kolanami na pościel, zbliżając się powoli do nagich palców chłopaka.
Znalezione obrazy dla zapytania kiss in neck gif- Mhmm... A ja znam cię od wczoraj... - Mruknęłam, siadając tuż za nim na nogach, by być nieco wyżej. Byłam tak blisko jego ciała, że materiał mojej bluzki przy wdechu muskał jego skórę, a do moich nozdrzy dostawał się wyraźny zapach niebieskookiego, który kilka minut wcześniej wyszedł spod prysznica. Położyłam delikatnie opuszki swoich palców do jego ramion i poczęłam zsuwać je powoli, jednocześnie muskając ustami kark Aleca. Uniosłam się nieco na nogach, przesuwając wargami po jego skórze wyżej, a chwilę potem pozostawiając na niej gorący pocałunek.


Alec?

Allen Di Vaio

http://s3cdn-lookbooknu.netdna-ssl.com/files/looks/large/2013/03/09/2891068_IMG_7184.jpg?1362794689
Imię: Allen
Nazwisko: Di Vaio
Pochodzenie: Asyż, Włochy
Wiek: 22 lata
Orientacja: Heteroseksualny
Głos: klik
Pokój: nr.41
Aparycja:
Chłopak kocha robić wokoło siebie dużo szumu przez co jego wygląd zawsze musi być dopracowany... nie to nie jest prawda, a przynajmniej ta druga część. Chłopak wygląda jak typowy Włoch, lekka opalenizna, ciemno brązowe włosy oraz piwne oczy to jego atut. Jego włosy przyozdabiają miodowe pasemka a twarz przyozdabia zarost. Allen jest wysportowany jego sześciopak jest jednym z atutów chłopaka. O wygląd o dziwo nie dba jakoś specjalnie. Allen zdaje sobie sprawę że jego wygląd przyciąga a idealnie odegrana rola może spowodować wiele ciekawych zdarzeń.
Charakter:
"A Allen ? Allen to wzorowy uczeń jaki nie miewa problemów" Każda osoba jaka zna go bliżej nie zgodziłaby się na te słowa. Mariano bo tak naprawdę ma na imię zawsze był tym o którym wszyscy wiedzieli coś innego. Miły i uprzejmy równocześnie chamski i wredny. Chłopak ma wiele masek które zakłada na zmianę. Gdy rozmawia się o Allenie wiele osób reaguje tak "Czy my rozmawiamy o tym samym człowieku ?" Tak. Ten chłopak niszczy stereotyp każdego możliwego Bad Boy'a każdego Good Boy'a. Sztuczny uśmiech oraz ironiczne odzywki to jeden z jego przypisków. Chłopak uwielbia koło siebie robić dużo szumu choć tak naprawdę to jedna z jego masek. Nikt nie wie jaki jest on naprawdę. A czas, czas nie pokazuje go prawdziwego... czas tylko powoduje zmianę maski. Nieokiełzany i niepoukładany mężczyzna który ma wszystko gdzieś... jego dobre oceny czy zapamiętywanie jakiś faktów nawet nie wiadomo skąd się bierze. Dwie strony medalu... nigdy nie wiesz jaką cię tym razem obdarzy. Chłopak ma wszytko zaplanowane, miliony kalendarzy oraz notatników gdzie wpisuje komentarze bądź plany jest częścią jego życia. Nie lubi rzeczy jakie dzieją się nagle i bez uprzedzenia jakby mógł to nawet zaplanowałby swoją śmierć co do najmniejszego szczegółu.
Partner: ... zostawię to bez komentarza
Rodzina:
Dario Di Vaio - Ojcec
Tecla Di Vaio - Matka
Valentino Di Vaio - Brat
Zajęcia: Aktorstwo | Fotografia | Gra na instrumencie (gitara)
Zainteresowania: W sumie to można chyba zaliczyć do jego zainteresowań psychologie ludzką... chłopak uwielbia sport i aktorstwo. Fotografia oraz gra na gitarze go uspokaja i pozwala uciec. Zawsze dobry był w rysowaniu więc w wolnym czasie bazgrze i projektuje budynki. Kiedy nudzi mu się na lekcjach bądź w każdym innym przypadku liczy w myślach. Podróże to jego konik zwiedził przynajmniej pół świata a jeżeli gdzieś go nie było to podróżuje tam myślami, w książkach lub planuje tam pojechać.
Inne:
123 ,4 ,5 ,6 ,7 ,8 ,9 ,10 ,11 ,12 ,1314
Kontakt: raritiana

Od Aleca C.D Leny

   Chciało mi się żyć. Całe moje wnętrze w tej chwili wypełniało ogromne szczęście, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyłem. Ta młodzieńcza nieśmiałość i skrępowanie, które malowały się na twarzy Leny, tylko poszerzały moje usta, a ja nie starałem się nad tym panować. Pierwszy raz od bardzo dawna zdołałem szczerze się uśmiechnąć i dzięki temu prawie umknął mi fakt, jak fatalnie wyglądały moje relacje z Leną zaledwie parę dni wcześniej. Czy to już było nieważne? 
   – To urocze – stwierdziłem, z uznaniem podnosząc brwi i nie zmieniając wyrazu twarzy. – A równie urocze jest to, że krępujesz się w mojej obecności  bardziej niż zwykle. – Zakończyłem, a po krótkiej chwili milczenia dodałem: – Idź dzisiaj na koncert i przestań myśleć o tym wszystkim. Znajdę sobie zajęcie. 
   Gdy już miałem się odwrócić i włożyć róże do wazonu z wodą, by nie zwiędły, doszedł mnie ten sam głos, dobrze mi znany. 
   – Masz już zajęcie. – Powiedziała to tak pewnie, jakbym sam wiedział, co mam zrobić. W odpowiedzi jedynie uniosłem brew pytająco. – Idziesz na ten koncert ze mną. – Uśmiechnęła się, a ja podszedłem bliżej niej, czując, jak wszystkie bariery łamią się wpół. 
   – Pod warunkiem, że zmyjemy te łzy. – Zawiesiłem dłoń na wysokości jej twarzy i kciukiem delikatnie starłem łzę, która osiadła poniżej jej niebieskich oczu. W jednej chwili nie potrafiłem powstrzymać wyobrażenia, jak moje usta znów muskają jej miękkie wargi; niemal hamowałem się, by tego nie zrobić, zważywszy na fakt, że twarz Leny była teraz tak nieśmiała, jak jeszcze nigdy. Spuściła wzrok, a moje niebieskie, chłodne jedynie z barwy oczy, dostrzegły jej zaciśnięte w cienką kreseczkę usta, które sugerowały, że ledwo powstrzymuje się, by ponownie nie zapłakać. Nie wiem, co działo się w jej głowie i jakie rwące potoki myśli ciągnęły ją pod prąd, ale nie chciałem wpędzać ją w jeszcze głębszy wir. Tak, teraz ciężko będzie mi się od czegokolwiek powstrzymywać... w końcu czuję, jakbym rozumiał wszystko, co się dookoła dzieje. I definiowały to czystki w mojej głowie; zero myśli, po prostu żyłem dalej. Traktowałem tę świadomość jak najszczersze złoto przez obawy, które kazały mi sądzić, że to wszystko niedługo runie. Nie chciałem, by runęło. 
   – Tak w ogóle... – zamyśliłem się – kto to był? Ta dziewczyna i mężczyzna, który obejmował cię na korytarzu.
   – Moja siostra i jej chłopak. A co myślałe... – Przymrużyła powieki, przerywając, gdy przewróciłem zmęczony oczami. 
   – Nieważne. – Zaśmiałem się pod nosem, przez parę sekund utrzymując na wysokości skroni dwa palce, które imitowały pistolet. Naprawdę obstawiałem, że to znowu jakiś Alvaro pokroju Noah'a. Jego brak w gronie otaczającym wtedy Lenę sprawiał, że czułem się dziesiątki razy spokojniejszy.
   – Czyj koncert? – zagadnąłem.
   – Marika coś wymyśliła, twierdząc, że dopiero dowiem się na miejscu. – Uśmiech dziewczyny za każdym razem sprawiał, że odpływałem w obłoki marzeń, usilnie chwytając się wyszarpanych chmur. Zejdź na ziemie, Alec, to rzeczywistość.

***

   W odróżnieniu od Leny, ja w towarzystwie dwóch nieznanych mi osób odczuwałem pewien dyskomfort, który ograniczał mnie do lakonicznych odpowiedzi, skinięć i lekkich uśmiechów. Ale ten, kto był dla mnie naprawdę ważny, zajmował miejsce zaledwie obok. I to Ona sprawiała, że zamiast patrzeć niemo w szybę, na przewijające się widoki, poświęcałem czas, by jeszcze raz bliżej poznać barwę jej oczu. Nawet, gdy dobrze wiedziałem, że są niebieskie i głębokie niczym bezkresny ocean.
   W drodze nasza czwórka rozmawiała tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Przy okazji nagle doszedł do mnie fakt, że szwy w nodze przestały mnie ciągnąć i następnego dnia miałem jechać do najbliższego szpitala, by się ich pozbyć za pierwszym razem. Wszystko zaczynało być dziwnie lepsze... czy powinienem zbyt mocno w to wierzyć? Gdybym siebie o to w tej chwili nie zapytał, ciągle bujałbym w obłokach i patrzył tylko na te przepiękne i kolorowe strony życia. A prawda jest taka, że nawet na białym, eleganckim dywanie nieraz idzie znaleźć ciemniejszą plamę.
   Niedługo potem czekaliśmy przed salą koncertową, już legalnie. Wbrew temu, że wydarzenie zaczynało się dopiero za pół godziny, tłum liczył setki osób. Żeby się porozumieć krzyk był koniecznością; głosy stale zataczały się między mocno ściśniętymi ludźmi, którzy gadali o wszystkim. Po ich ubiorze nie sposób stwierdzić, na czyj zespół przyszli. Gdy nadszedł moment, razem z Leną przedostaliśmy się do przodu, by stanąć bliżej sceny. Biedne moje uszy. 

***

   Wstyd przyznać, ale nie znałem tego zespołu, co nie oznacza, że grali źle. Odwrotnie, porwali publiczność i zagarnęły ją sobie, łącznie z Leną, która była równie podekscytowana przez cały czas, co reszta ludzi. Jej siostra, Marika, szeptała jej coś, a raczej krzyczała do ucha i zgadywałem, że właśnie w tym momencie otrzymała odpowiedź na swoje pytanie, najwyraźniej znając skądś ten zespół. To zrozumiałe, zważywszy na jej reakcję na pierwszych parę osób wkraczających na scenę. Ja, jako że nie chciałem w żaden sposób psuć jubilatce dnia, przeciwnie – dołączyć się do jego świętowania – zawtórowałem ludziom w okrzykach i oklaskach, patrząc co jakiś czas na to, jak Lena się uśmiecha. I byłem szczęśliwy jak nigdy, nie chciałem tego przerywać... a wracając: koncert nie trwał długo, i gdy tylko zespół zszedł ze sceny do jakiegoś sektora, poczułem jak czyjaś dłoń ciągnie mnie w tamtą stronę.
   – Alec! Chodź, szybko, muszę mieć autograf – rzuciła natychmiast, przebijając się przez tłum bez względu na to, że niektórych zdążyła już podeptać. Chciała wejść na korytarz przeznaczony dla zespołu, zwariowała? Gdyby nie to, że są jej urodziny, nigdy nie odważyłbym się sprowadzić na siebie niepotrzebnych kłopotów. Dlatego nie pozwoliłem dziewczynie na zbyt długie rozmyślanie nad moim zatrzymaniem się w półkroku; ruszyłem dalej, doganiając ją. Byliśmy sami w korytarzu, gdzie zalęgła cisza w porównaniu do tego, co jeszcze niegdyś działo się na scenie. 
   – Myślisz, że to dobry pomysł? – Mój głos wydawał się być nawet ton za głośny. 
   – Jasne. – Rozejrzała się dookoła, a gdy chciała pójść wzdłuż korytarza, zatrzymał ją nieoczekiwany dźwięk telefonu, który zwrócił uwagę wszystkich stróżujących i przy okazji sprawił, że moja żyłka na szyi nerwowo się napięła. Brawo, zaraz nas złapią. 
   Moje oczy nie nadążały za biegiem wydarzeń: dziewczyna, słysząc potężne, męskie kto tam, w panice zignorowała połączenie i wpakowała naszą dwójkę w schowek na szczotki, mocno zatrzaskując drzwi. I jedyne, co mogłem zrobić, to jej za to podziękować. Spociłem się na samą myśl, że właśnie nieopodal nas ktoś chodzi i próbuje dociec, czy fani nie zaczęli się skradać. Na nasze szczęście nie spojrzał w najoczywistsze miejsce na świecie. Serce biło mi niczym młot, jego brzmienie rozchodziło się w całym moim wnętrzu. Próbowałem je opanować, podtrzymywany przez nadzieję, że być może nikt oprócz mnie nie jest w stanie tego usłyszeć. Ponadto dopiero teraz zorientowałem się, iż schowek na szczotki nie był zdolny, by zapewnić nam komfort; ściskaliśmy się i gnietliśmy jak warzywa w słoiku, starając się nie zakłócać tej względnej ciszy. Nie na długo. Od początku wejścia tutaj dotykałem pleców Leny swoją klatką piersiową; dziewczyna miała tak roztrzepane włosy, że wchodziły mi w oczy i usta, sprawiając, że własnymi sposobami chciałem się ich pozbyć.
   – Alec, weź tę nogę! – warknęła nieco głośniejszym szeptem.
   Krótka cisza.
   – To akurat nie noga – odparłem wymownym tonem, a moje usta niezauważalnie poszerzyły się w uśmiechu. Obserwowałem, jak w zwolnionym tempie głowa dziewczyny obraca się w bok na tyle, by zerknąć na mnie kątem oka, a jej niebieskie tęczówki odbiły się dziwnym błyskiem w ciemności. Była... mocno zdziwiona, tak to ujmę.
   – Co... – wyszeptała cicho, jakby nadal w obawie, że ktoś ciągle kręci się za drzwiami.
   Wtedy napadł mnie iście genialny pomysł. Mimo niewielkiej odległości między naszymi głowami, przybliżyłem maksymalnie usta do jej ucha i szepnąłem jej imię, mając świadomość, że ten szept był tylko odrobinę głośniejszy od oddechu.
   – Gdyby tak jakoś wykorzystać fakt, że... – zawiesiłem głos, dokładnie rejestrując każde jej najmniejsze drgnięcie – jesteśmy sami? – Z tymi słowami moje zęby delikatnie przygryzły płatek jej ucha i jednocześnie odniosłem nieodparte wrażenie, że Lena oddaje mi wszystkie dreszcze, które teraz wiły się wokół mnie. Ręką bezszelestnie powędrowałem w dół, zatrzymując się na kobiecej talli dziewczyny i podwijając minimalnie do góry skrawek jej koszulki. Czułem, jak na dotkniętą przeze mnie skórę wstępują ciarki. Temperatura w schowku z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej cieplejsza, a ja nie miałem czasu, by zająć się szukaniem przyczyny. Szarpałem się ze swoimi zmysłami, które zapragnęły w jednym momencie musnąć ustami szyję Leny, a potem przesunąć po niej językiem, pozostawiając mokry, gorący ślad. I zrobiły to.
   – Alec... – Zignorowałem jej cichy, nieśmiały szept, jednak już kolejna próba zwrócenia uwagi wywołała u mnie minimalną reakcję. – Alec. – To już było bardziej nerwowe.
   I nagle wszystko jak nożem uciął; Lena otworzyła drzwi, sprawiając, że czułem jakby jej ciało wyrywało mi się z rąk, a jedynym i ostatnim plusem było to, że zrobiło się więcej wolnego miejsca. Natychmiast moje płuca wypełniły się zimnym powietrzem, którego chaotycznie potrzebowały. Oby Lena nie uznała mojego zachowania za niedotlenienie. Stanąłem w małym rozkroku, zakryłem usta dłonią, chcąc stłumić śmiech, i potem dopiero zrozumiałem, iż całkiem na próżno.
   – Tylko żartowałem. – Śmiałem się bez końca, ukazując szereg równych białych zębów i patrzyłem, jak dziewczyna szybkim krokiem odsuwa się jeszcze dalej od schowka.
   Może żartowałem, może nie. Nie potrafiłem odczytać jej reakcji, ale zadowalająca nie była.

***

   Następnego dnia zwolniłem się z zajęć, by pojechać do szpitala i pozbyć się pierwszej połowy szwów, których zostało mi jeszcze sześć. Niestety mimo moich namówień, chirurg nie zgodził się, by usunąć wszystkie za jednym zamachem. To dla bezpieczeństwa – przypomniałem sobie jego salonowy ton, kiedy przecinał jeden szew, a później popatrzył na zagojoną, zrośniętą skórę. Ilekroć mój wzrok dłużej się tam zatrzymywał, do mojego umysłu napływały skrawki nieprzyjemnych wspomnień z tamtej feralnej nocy. Właśnie od tego czasu nie kontaktowałem się z mamą; ojciec powiedział, że zapewni jej opiekę, a ja wbrew swoim przekonaniom nadal mu nie wierzyłem, ale... ale coś wewnątrz mnie po prostu chciało się od tego wszystkiego natychmiast odciąć. Czułem, jak przez pewną chwilę moje serce wręcz przemienia się w garść popiołu.
   Najbliższą taksówką wróciłem do akademii, idealnie zdążając na wychowanie fizyczne, na którym ostatnimi czasy najbardziej mi zależało. Szczególnie chodzi o lacrosse, i kontuzję wykluczającą mnie z niego. Jeśli Craver włączy mnie do treningu, będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi; nie mogłem jednak na wiele liczyć, bo okazało się, że byłem lekko spóźniony. Przebrałem się w szatni, nakładając nowy opatrunek na nogę i ruszyłem na boisko, gdzie w szeregu przez nauczycielem stali wszyscy zawodnicy. Starałem się normalnie biec, jednak w niespodziewanym dla mnie momencie coś przykuło moją uwagę. Ktoś. Lena. Biegła z koleżankami u boku, tak daleko mnie, a jednak wciąż byłem w stanie dostrzec jej uśmiech, który dodał mi niewiarygodnie dużo sił.
   – Alec? Długo jeszcze będziesz patrzył się na dziewczęta czy dołączysz do nas? – Zawołał Craver, stojący teraz niedaleko mnie, z uśmieszkiem na twarzy, skutecznie przywracając mnie do rzeczywistości. Zawróciłem na pięcie i zrezygnowany podbiegłem, depcząc pod sobą idealnie równe boisko, które było dzisiaj wyposażone w dwie niewielkie bramki do lacrosse. Mężczyzna zbadał mnie swoim wytrawnym spojrzeniem i z założonymi rękoma zatrzymał się na mojej łydce, odchrząkując wymownie.
   – Co ja ci mówiłem? Zagrasz, gdy twoja noga się zagoi. Innej opcji nie ma – powiedział to tak poważnie, że prawie zapomniałem, jakim naprawdę nauczycielem jest. Pogodnym, pomocnym. W tym niezbyt przyjemnym dla mnie momencie miałem zwyczajną ochotę rzucić czymś w ścianę. Tyle starałem się, by w końcu móc pojawić się w drużynie. Wezbrał we mnie niewygodny gniew, którego chcąc nie chcąc, i tak bym nie okazał. W odpowiedzi jedynie westchnąłem, odwracając głowę i w ciągu kilku sekund starając się wymyślić coś, co da mi przepustkę do gry.
   – Goi się, jest coraz lepiej. Spóźniłem się, bo wracałem ze zdjęcia szwów. Niech pan da mi chociaż spróbować. – Rozluźniłem ramiona, łącząc ze sobą dłonie, a w moich oczach skryło się błaganie.
   – Mam ci ufać?
   – Jasne, pan mi nie ufa? – Patrząc, jak reszta zawodników zaczyna biegać dookoła boiska, tajemnicza siła popchała mnie do zrobienia tego samego i posłania w stronę nauczyciela ostatniego uśmieszku. Zacząłem wolnym tempem, który pozwolił mi rozruszać mechanizm moich nóg. Gdy nie czułem żadnego bólu w okolicach łydki delikatnie podkręciłem prędkość, uświadamiając sobie, jak długo mi tego brakowało. Wiatr mierzwił moje włosy i wkradł się w każdy zakamarek moich ubrań, przeszywając mnie przyjemnym chłodem. Nie chciałem tego przerywać. 

***

   Trening przeciągał się i przeciągał; na jego tle nie upływały już minuty, a godziny. Craver miał wielkie plany w związku z tą drużyną, skoro zwalniał każdego zawodnika z kolejnych lekcji. Właśnie, zawodnika. A to oznaczało, że wiem, gdzie moje miejsce. I mimo że tęskniłem za tym, by zobaczyć się na przerwie w korytarzu z Leną, to rzuty, zwody i cała magia lacrosse pochłaniała mnie bez reszty. Dopiero po zaledwie czterdziestu pięciu minutach czułem jeszcze większą energię, gdy co jakiś czas pewna blondynka siadała na trybunach. Przepuściłem wtedy kilka piłek, patrząc na nią, ale stwierdziłem, że było warto. I wkrótce na treningu zapanował całkowity luz – Craver przeglądał dziennik; teraz już tylko biegałem z kijkiem, omijałem zmęczonych obrońców skutecznymi zwodami i wykończyłem akcję ostrym zamachem, dzięki czemu biała piłeczka wylądowała w siatce bramki. Przy okazji zgubiłem koszulkę, którą rzuciłem w losową stronę, gdy zrobiło mi się aż nadto gorąco.
Znalezione obrazy dla zapytania brett talbot gif   Chwyciwszy kijek oburącz, gwałtownym ruchem wypuściłem powietrze z ust i wtedy niespodziewane szarpnięcie w łydce, przypominające okropny skurcz, kazało mi ugiąć kolano. Wykrzywiłem twarz w grymasie bólu i zanim się zorientowałem, wypuściłem kijek z rąk i twardo przysiadłem na trawie. W ciągu paru sekund przybiegł do mnie Craver, paru innych uczniów, i... Isabelle? Zignorowałem jej obecność, a moje spojrzenie przeniosło się na łydkę, czyli źródło wszystkich dolegliwości; to, co tam ujrzałem, od razu sprawiło, że moje myśli kipiały od nadmiaru pesymizmu.
   – Alec? Miało być wszystko okej? Mnie nie wygląda – zagrzmiał Craver, który mimo starań nie potrafił zachować swojego miłego głosu. W jego słowach słyszałem pretensje.
   – Bo było. – Mój bandaż przenikał krwią. Sporawa plama szkarłatu, mówiąca tylko to, że nie jest zbyt dobrze.
   – Dlaczego zagrałeś z tą nogą... – Teraz do moich uszu dotarł nieśmiały i troskliwy głos Isabelle. W tej chwili irytowało mnie wszystko, byłem tak cholernie zły na świat, że to musiało stać się akurat teraz... Koledzy z drużyny, których imion wciąż nie pamiętałem, pomogli mi wstać i wówczas okazało się, że trudno stawiać mi jakikolwiek krok – ból nie szczędził żadnego mojego mięśnia w tamtym miejscu. Znowu będziesz kulał, Alec. Szybko trafiłem do pielęgniarki. W korytarzu panowała pustka spowodowana trwającym lekcjami i to dzięki niej nikt więcej nie dowiedział się o moim urazie. Miałem tu oczywiście na myśli Lenę, którą niespecjalnie chciałem martwić swoją głupotą.
   – Co ty byś zrobił bez tej miłej kobietki. – Pielęgniarka pierwszy raz odważyła się uśmiechnąć, i mimo że do siebie, to szybko doszło do mnie o kim mowa. Że niby Isabelle? Jedyne, co robiła, to uświadomiła mi, jak bardzo odsunąłem się przez nią od Leny. I niestety lub stety nie miałem ochoty tego wszystkiego wałkować od nowa.
   – Nic ma sprawy, proszę pani. – Czarnowłosa dziewczyna, która przyszła do mnie tutaj, nie miała ani jednej lekcji, że siedzi teraz tu, u pielęgniarki? Ze mną? Zbyłem to bez żadnego komentarza. Zamiast tego przyglądałem się niemo w czynności wykonywane przez kobietę w średnim wieku. Stwierdziła, że to nic poważnego, po prostu nadwyrężenie.
   – Nie chce się narzucać, ale... – szepnęła Isabelle, siadając na skraju łózka, na którym siedziałem, gdy tylko pielęgniarka ustąpiła jej miejsca. Uniosłem na nią wzrok. – To nie wygląda dobrze.
   – Nie szkodzi, poradzę sobie.
   Wtedy drzwi niespodziewanie otworzyły się, przykuwając całą moją uwagę. I czułem, jak moje serce znów odzyskuje swoje pierwotne ciepło. Lena. Zatroskana, smutna, nawet nie spojrzała na czarnowłosą, tylko podbiegła w moją stronę. Chciałem, by to teraz blondynka, którą darzyłem ogromnym uczuciem, była najbliżej mnie. Nie Isabelle, nie pielęgniarka, a Lena.

Lena? Już wiesz co piszemy dalej XD

3.30.2017

Od Hangagoga CD Vanessy

Spojrzałem na dziewczynę z lekkim uśmiechem.
- Randkę ze mną. Możemy iść na konie, mam swoje dwa - odpowiedziałem, a dziewczynie zabłyszczały oczy gdy wspomniałem o koniach.
- Okey... ale tylko ze względu na konie, dawno nie jeździłam - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się i odłożyłem maszynkę na miejsce.
- Jeśli chcesz mogę kilka razu zabierać Cię na przejażdżki - rzekłem z uśmiechem.
- Może kiedyś będę zainteresowana - powiedziała, a ja już wiedziałem, że będzie do mnie przychodziła co kilka dni.
- Dobra spadaj za nim powiem Ci ile ten tatuaż naprawdę powinien kosztować - rzekłem, a ta zmarszczyła czoło.
- Ile powinien? - zapytała
- Koło 500 złoty skarbie - odpowiedziałem, a ta spojrzała na swój nowo nabyty tatuaż.
- Ile kurwa? - zapytała, a ja się zaśmiałem.
- Drogie rzeczy robię. Tak wiem, a teraz uciekaj i przyjdę po ciebie jutro - powiedziałem, a ta skinęła głową.

Znalezione obrazy dla zapytania stephen james gif tumblr~~~~ ** ~~~~

Moje usta zeszły na jej szyje, jej usta smakowały jak truskawki, a ja sam byłem zadowolony z tego, że w końcu była MOJA. Nikogo innego.
Vanessa. Pięknie imię. Dla pięknej kobiety.
- Han... - wymówiła to tak pięknie.
- Tak? - zapytałem i wróciłem do jej twarzy.
- Kocham Cię - powiedziała i złączyła nasze usta w pocałunku.
 - Ja ciebie też kotku - szepnąłem i złączyłem nasze usta w pocałunku.

 - Hangagog! - usłyszałem krzyk jakiejś dziewczyny. Vanessa?  Otworzyłem oczy i ujrzałem Katfrin. Spałem... serio... to był sen?! Ech... a był taki piękny.

Vanessa? Nie podglądaj więcej -.-

Od Hangagoga CD Ellen

Spojrzałem na dziewczynę, która leżała w łóżku.
- Anata wa koko de nani o shite iru no? (Co tutaj robisz? ) - powiedziała Ellen.
- Watashi wa jibunjishin'no shirīzu, matawa sonohoka no garakuta o mite īdarou to nobemashita. Anata wa eiga ya bangumi o konomimasu ka? (Stwierdziłem iż miło będzie jak obejrzymy sobie jakiś serial, czy inne gówno. Wolisz film czy serial?) - zapytałem, a ona zastanowiła się przez chwilę.
- Nani no shō? (Jaki serial?) - zapytała, a ja wzruszyłem ramionami. Gra o Tron, Lucifer, Sense8, Orphan Black, American Horror Story, Vikingowie czy może Tajemny Krąg?
- Shichiōkoku no gyokuza, rushifā, sense 8, minashigo burakku, amerikan horā sutōrī, baikingu matawa tabun himitsu sākuru: Watashi wa anata ni sentakushi o ataerudarou... Anata ga kara erabu koto ga dekimasu (Dam CI wybrać... do wyboru masz: Gra o Tron, Lucifer, Sense8, Orphan Black, American Horror Story, Vikingowie czy może Tajemny Krąg) - powiedziałem, a ta przeanalizowała wszystko powoli.
- Shichiōkoku no gyokuza (Gra o Tron) - powiedziała, a ja skinąłem. Dobry wybór - pomyślałem jednak nie mówiłem. Nie przepadałem za językiem japońskim, mimo iż go umiałem bo moja matka znała wiele języków i wielu mnie uczyła nie przepadałem za nim. Matka...

- Han, skarbie - zawołała matka małego siedmioletniego dziecka. 
- Tak mamo? - zapytał ze szczerym uśmiechem. 
- Jak po japońsku jest kot? - zapytała, a malec zastanowił się chwilę. 
-  Neko? - odparł niepewnie, a jego matka klasnęła w dłonie zadowolona.
- Fantastycznie synku - powiedziała z jej miłym i pięknym uśmiechem. Nagle słyszeli huk. Wielki huk otwieranych drzwi.
- Żono... do mnie - zawołał ojciec malca, a ten skulił się przestraszony. Od zawsze bał się ojca. 
- Synku idź do swojego pokoju - powiedziała kobieta z uśmiechem jednak miała w oczach strach. Bała się go tak samo jak on, jednak kochała swojego męża, kochała go, a raczej osobę, którą kiedyś był. 
- Nie! Ma zobaczyć jak zachowuje się przyzwoity mężczyzna. Ma zobaczyć jak się bije - usłyszeli głos ojca. 
- Ale... - powiedział niepewnie synek. 
- Żadnego ale... za to ale sam uderzysz matkę, a jak nie to zrobię wam większą krzywdę - powiedział i zaśmiał się. 

Otrząsnąłem się ze wspomnienia, nie myśl o tym... oddałem dziewczynie laptopa, a sam usiadłem na podłodze opierając się o ścianę. Chciałem wziąć kilka wdechów i ogarnąć się. Nie myśleć o tej cholernej przeszłości. Nie myśleć o tym gdy pierwszy raz kogoś uderzyłem.

Ellen? 



Od Vanessy CD Hangagoga

Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, którym w ogóle się nie przejął. Chyba sobie żartuje, że będę mówić na niego per "Pan". Mam swoją godność, której chyba mu brakuje... albo po prostu często bywa na plaży nudystów. W każdej innej sytuacji jego nagość by mi mocno doskwierała, ale ciało Hangagoga było jak trofeum. Tatuaże były praktycznie wszędzie i zakrywały jego nienaganne ciało.
Odwróciłam wzrok i skupiłam się na wykonywanym tatuażu. Bolało jak cholera, ale próbowałam tego po sobie nie pokazywać.
- Więc - zaczął chłopak - dlaczego akurat koń?
- Nawet nie udawaj, że cię to interesuje - skwitowałam. Takich ludzi jak on w ogóle nic nie interesuje.
- Niby dlaczego udaję. Bez przesady - powiedział z odrobiną sarkazmu.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Chce, to niech ma.
- Jeżdżę konno odkąd pamiętam. Dziadek był moim pierwszym nauczycielem. Potem to się jakoś rozwinęło. - Dziwnie się czułam rozmawiając z kimś o mojej przyszłości. Dawno tego nie robiłam.
Hangagog zamilkł na pewien czas. Od razu przypomniałam sobie o bólu i cicho syknęłam.
- Trzeba przyznać - wznowił rozmowę - że mamy trochę wspólnego.
Zdziwiłam się, że taka osoba jak on może interesować się zwierzętami, a szczególnie tak płochliwymi  i delikatnymi (przynajmniej z tych, które poznałam) jak konie. Bardziej przypominał typowego ćpuna, który tylko myśli o tym jak się zabawić.
Nie wolno oceniać ludzi powierzchownie.
Przyjrzałam się dokładniej twarzy chłopaka. Nie da się ukryć, że jest przystojny. To jak trafić w dziesiątkę w mój styl. Jednak nadal w głowie świtały mi słowa Kat. Ona znała się na ludziach...
Pozostałam w zamyśleniu przez dłuższy czas. Takie znajomości zwykle kończą się bardzo szybko, więc zmieniłam tor swoich myśli.
- Skończone - oznajmił Hangagog tak nagle, że aż podskoczyłam. Chłopak zaśmiał się z mojego zdziwienia.
- Już?
- Minęło trzy godziny, kotku - powiedział, na co ja wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Miał rację. - Teraz muszę go umyć, nasmarować i obłożyć w folię. Po przyjściu do pokoju ściągniesz folię i znowu dokładnie umyjesz mydłem szarym i wytrzesz... - Dalej udzielał mi wskazówek, których była masa. Widać, że zna się na rzeczy.
- Dziękuję ci za tatuaż. Jestem ci coś winna? - zapytałam.

Hangagog?

3.29.2017

Od Alice

Wysiadłam z czarnego auta.
-chociaż tym razem ojciec się popisał - mruknęłam pod nosem z irytacją oraz zniewagą i spojrzałam się na Akademii Of Blaze. Byłam pod lekkim wrażeniem ale pod takim żebym nie zdążyła wyciągnąć moje dwie walizki oraz wejść do budynku. Podeszłam do recepcji
-Alice Wolf pokój numer 31- powiedziała kobieta z recepcji ja jedynie zmierzyłam ją wzrokiem po czym ledwie widocznie kiwnięciem głowy. Po tym poszłam w kierunku pokoi wzrokiem wyszukiwałam numeru 31 i po chwili ujrzałam swoje dziwi od pokoju. Weszłam bez wahania po czym rozejrzałam się po pokoju. Pokój był ciekawy, podobały mi się dobrane kolory. Spojrzałam się na zegarek była po dziewiętnastej. Lekcji nie było wiec rozpakowałam się zajęło to parę minut po czym wyszłam z swojego pokoju oraz poszłam w głąb szkoły rozglądając się przy tym.
(ktokolwiek )

Od Hangagoga CD Vanessy

Odwróciłem się do drzwi i ujrzałem jakąś blondynkę.
- Znamy się? - zapytałem i założyłem dłonie na klatkę piersiową.
- Nie, chce byś zrobił mi tatuaż - powiedziała, a ja skinąłem głową.
- Mam sprzęt tutaj jednak jeśli wolisz zrobić to w lepszych warunkach to możemy przełożyć to na za tydzień...
- Chce to już dziś zrobić - przerwała mi, jak ja nie lubię jak ktoś mi przerywa...
- Skarbie. Nie przerywaj mi jak mówię - powiedziałem, a ta wywróciła oczami. Podszedłem do szafki i wyjąłem  maszynkę, rękawiczki i autoklaw, nad barwnikami się zastanowiłem.
- Kolorowy czy czarny? - zapytałem.
- Czarny - odpowiedziała, a ja skinąłem i wyjąłem barwnik o kolorze czarnym.
- Usiądź - powiedziałem i wskazałem jedno z krzeseł. Dziewczyna zajęła miejsce, a ja wszystko przygotowałem.
- Okey... jaki chcesz tatuaż. Wystarczy mi zdjęcie - powiedziałem
- O to on - rzekła i pokazała mi telefon. A w nim obraz konia.
- Ok, zajmie to przynajmniej 4 godziny, przygotuj się na ból - powiedziałem, a ona skinęła. Na początek użyłem autoklawu, szybko się w tym uporałem.
- Jak Ci na imię? - zapytałem gdy patrzyłem na zdjęcie tatuażu.
- Vanessa - odpowiedziała jednym słowem.
- A więc Vanesso czy kiedykolwiek miałaś robiony tatuaż? - zapytałem, a ta zaprzeczyła. Westchnąłem i wbiłem w nią igłę, a ta syknęła.
- Mógłbyś się ubrać? - zapytała, a tym razem to ja zaprzeczyłem. Dziewczyna syknęła kiedy wyciskałem barwnik, wyjąłem igłę i starłem niepotrzebną ciecz. 
-Hangagog skarbie. Nazywam się Hangagog, ale możesz mówić na mnie Pan - rzekłem i wyszczerzyłem się do niej.

Vanessa? Krótkie bo chce widzieć twoją reakcje xD

Od Katfrin CD Maddoxa

- Katfrin Slavadore - przeczytał na kartce chyba psychiatra.
- Tak? - zapytałam "szczerze" się uśmiechając.
- Na co jest Pani chora? - zapytał mężczyzna nawet na mnie nie patrząc.
- Kurwa... ma Pan od tego o to kartę, zaraz Panu pokażę gdzie to jest - powiedziałam i już chwytałam kartkę jednak on odsunął ją ode mnie.
- Nadpobudliwość... będzie trzeba dopisać - rzekł i zanotował to sobie. A ja trzęsłam się nie tylko z zimna ale i ze złości. Maddox chuju zapłacisz mi za to.
- Na co jest Pani chora? - zadał znów to samo pytanie. Zamknęłam oczy, wzięłam kilka wdechów, kłóciłam się z nim już o to koło dwudziestu minut, co i raz wypisywał mi o to nowe choroby lub skutki uboczne moich leków. Jednak nadal nie odczytał z tej cholernej kartki nazwy mojej choroby.
- Napady leku - szepnęłam z trudem i otworzyłam oczy. Można było ujrzeć w nich łzy. Tak płakałam, jest to rzecz ludzka.
- Ale przecież ty nie jesteś człowiekiem - usłyszałam głos za sobą. Zadrżałam. Znów oni. Są wszędzie.
- Dziękuje za miłą odpowiedź zapraszam częściej - powiedział, a ja ustałam na nogi i ruszyłam do wyjścia nie interesując się tym, że przede mną stoją trzy czarne postacie z kosami. Uśmiechnęli się do mnie "miło", a ja wyszłam z pomieszczenia zostawiając ich samym z lekarzem. Christian czekał przed szpitalem swoim samochodem. Wsiadłam do niego i od razu wtuliłam się w brata, a po moich policzkach spłynęły łzy. Maddox zafundował mi kolejną niepotrzebną wizytę u potworów. Kochany "przewodnik", nie obchodziło mnie jego zdanie, nie interesowało mnie nic. Jednak przechodzenie przez ten horror... w psychiatryku byłam tydzień, miałam siedzieć więcej jednak za dobre zachowanie, wyszłam wcześniej. Wiedziałam, że im będę grzeczniejsza tym szybciej mnie wypuszczą.
- Już skarbie, już - szeptał Christian gładząc moje tłuste włosy. Rzadko kiedy mogliśmy się myć i byłam cała brudna.
- Zawieź mnie do domu, do domu... nie akademii - szepnęłam, a on skinął głową, odsunęłam się od niego i zapięłam. Chłopak dał mi swoją bluzę, a ja opierając głowę o szybę zamknęłam oczy. Cąły tydzień nie spałam, cały tydzień nękały mnie potwory przeszłości.

~~~~ ** ~~~~

Obudziłam się w swoim łóżku, w swoim pokoju, w swoim (Christiana) domu. Uśmiechnęłam się lekko i odkryłam się by uderzyła we mnie fala zimna, zadrżałam jednak nie poddałam się i wstałam na drżących nogach. Od dawna nic nie jadłam, poszłam jednak do łazienki. Nalałam sobie wody do wanny, rozebrałam się mimo iż moje ciało pełne było siniaków. Tak... zawsze takie było po kilku dniach w tym miejscu. Każdy dotyk sprawiał ból, na moim ciele nie były tylko siniaki ale także i rany otwarte. A najwięcej na brzuchu i dłoniach... teraz gdy ktoś to zobaczy będzie myślał, że się tnę. Jednak nie ma on racji. To ojciec mi to zrobił.
Weszłam do gorącej wody i ciesząc się ciepłem zamknęłam oczy. Mimo iż rany bardzo szczypały próbowałam na to nie reagować. Wiedziałam, że niedługo muszę wyjść jednak nie chciałam... dlatego po 30 minutach moja woda była czerwona od krwi z jeszcze dzisiejszych ran. Syknęłam z bólu gdy zaczęłam myć głowę, ciało umyłam tylko w niektórych miejscach tak by ominąć rany. Po chwili wyszłam z wanny jednak nie dane mi było długo stać na swoich nogach gdyż upadłam na ziemię.
- Kurwa! - krzyknęłam jednak po chwili poczułam ból, wielki ból w okolicach kostki. Skręcona... kuźwa. Po kilku sekundach od upadku Christian wszedł do łazienki.
- Nic Ci nie jest? - zapytał, a ja zaprzeczyłam. Nie wstydziłam się iż byłam nago, brat wiele razy mnie taką widział i nic z tego nie robił, ja widuję go, on widuje mnie.
- Chyba skręciłam kostkę - powiedziałam, a on skinął i wziął ręcznik okrył mnie nim i wziął na ręce.

~~~~ ** ~~~~

 Do szkoły wróciłam z kostką w bandażu. musiałam go nosić przez kolejny tydzień przynajmniej co wiązało się z kolejnym tygodniem brze ćwiczeń. Już drugim. Westchnęłam i skierowałam się do swojego pokoju w akademii. Pierwsze co miałam to aktorstwo. Miałam jeszcze kilka minut nim zadzwoni dzwonek dlatego usiadłam przy biurku i zaczęłam szkicować Demona.

Maddox?

3.28.2017

Od Leny CD Aleca

  Stałam w niewielkiej grupce ludzi, na którą składała się moja siostra, Michell i Aiden, który przyniósł mi ciasteczka, które sam upiekł. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie były one w kształcie słoneczek, a na każdym z nich pisało coś miłego. Mała dziewczynka spędzała dzisiaj dzień ze swoim pradziadkiem, ze względu na moje urodziny i plany, które przyszykowali jej rodzice. Chłopak Mariki obejmował mnie ramieniem, śmiejąc się z historii, którą opowiadała szatynka. Oczywiście była to nasza wspólna historia, w dodatku żenująca, chociaż im więcej czasu od niej upłynęło, tym bardziej się z niej śmiałam.
- No i bawiłyśmy się w ganianego, a Lena musiała wskoczyć na ten murek zaraz przy gnojowisku, a z jej szczęściem było jasne, że tam wyląduje! - Śmiali się wszyscy, łącznie ze mną. Nie mogłam zaprzeczyć opowiadaniu siostry, historia była jak najbardziej prawdziwa, jednak kiedy chciałam powiedzieć coś w swojej obronie, poczułam wibracje telefonu. Uśmiechnęłam się lekko do zgromadzonych, dając im znak, że muszę sprawdzić telefon.
  Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i poczułam jak moje serce momentalnie przyśpiesza, widząc na wyświetlaczu nazwę, której w ogóle się nie spodziewałam. Przełknęłam nerwowo ślinę, zastanawiając się o co może chodzić i co takiego powinnam odpisać. Pokręciłam delikatnie głową i odpisałam szybko chłopakowi, jednak nim schowałam telefon, dostałam wiadomość zwrotną. Alec, cholera... Daj już sobie spokój, naprawdę nie mam na to siły. Czułam ciekawskie spojrzenia mojej siostry, dlatego wciąż trzymałam głowę w dole, wpatrzona w ekran, zniecierpliwiona oczekując odpowiedzi.

Alec: Proszę. Proszę Cie tylko o to...

  Westchnęłam cicho i przeprosiłam swoją siostrę, jej chłopaka i Aidena, mówiąc, że mam coś do załatwienia. Bardzo pilnego. I nie było to kłamstwo, nawet w najmniejszym stopniu. Ciekawość do czego chłopak mnie potrzebuje rozsadzała moją głowę, w której wszystkie domysły przekrzykiwały siebie nawzajem. A najgłośniej krzyczała ta, która głosiła, że on po prostu chce to zakończyć. Tak oficjalnie.
  Powoli skierowałam swoje korki w stronę jego pokoju, czując jak każdy z nich przychodzi mi z ogromnym trudem i każdy z nich potęguje obawę, która wykiełkowała w moim wnętrzu i skutecznie zaciskała swoje szpony na moich wnętrznościach, uniemożliwiając mi normalne oddychanie. Kiedy stanęłam przed jego drzwiami, wyraźnie czułam jak moje serce uderza boleśnie w płuca, nie wybijając przy tym żadnego zdrowego rytmu. Ogarnij się.
  Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, obrzucając cały pokój krótkim spojrzeniem i na moment zatrzymując go na niebieskookim, który stał pośrodku.
- Alec, co się stało? - Spytałam nad wyraz spokojnie. Mój głos zupełnie nie zdradzał tego co działo się w moim wnętrzu. W końcu uczyłam się od najlepszych. 
- Zamknij oczy.
  Tylko tyle. Dwa słowa, a ja bez mrugnięcia okiem wykonałam polecenie. Nawet się nad nim nie zastanawiałam. Po prostu głos, którego tak dawno nie słyszałam, za którym tak cholernie tęskniłam... Nawet moje myśli nie stawiały oporu temu rozkazowi, poddały się posłusznie, pozostawiając wszystkie domysły za drzwiami. Jednak kiedy tylko poczułam jak Alec zbliża się do mnie, natychmiast zobaczyłam w myślach scenę ze szpitala, kiedy jego ojciec mnie uderzył. Też się wtedy do mnie zbliżył, zanim to zrobił... Przełknęłam nerwowo ślinę, przygotowując się psychicznie do uderzenia. Odruchowo mięśnie mojej twarzy nieco się napięły, gotowe do przyjęcia bolesnego ciosu.
  Jednak kiedy zamiast ciosu poczułam miękkość warg Aleca na swoich ustach, wszystkie moje myśli, cały mój świat, który oparty był na ostatnich wydarzeniach obrócił się w pył w jednym momencie. I w tej samej sekundzie moje ciało wypełniło ciepło, jakiego nigdy wcześniej nie czułam, ogrzewając każdy skrawek mojego ciała, które w ostatni dniach zmarzło z braku uczuć.
  Delikatnie odwzajemniłam pocałunek, jakby bojąc się, że jeden najmniejszy zły ruch może obudzić mnie z tego pięknego snu. I naprawdę bałam się, że to sen, że lada moment otworzę oczy i nadal będę znajdowała się wśród zimnej pustki. Dla pewności delikatnie przesunęłam dłoń w przód i napotkałam palce szatyna, utwierdzając się w przekonaniu, że to nie sen, lecz najprawdziwsza rzeczywistość. W jednym momencie poczułam jak pod powiekami zbierają mi się słone łzy szczęścia.
  Po dłuższej chwili odsunęliśmy się od siebie delikatnie, a ja poczułam jak na moje policzki momentalnie wpływają rumieńce, dlatego ze wstydem spuściłam głowę, chowając się między pasmami włosów. Mimo to widziałam jak ciało chłopaka gwałtownie drgnęło, jakby przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym i odsunął sie ode mnie, podchodząc do biurka. Podążyłam zaciekawionym spojrzeniem za chłopakiem i aż otworzyłam szerzej oczy, widząc bukiet róż i... Album...?
- Pomyślałem, że może... - Wziął głębszy wdech, jakby obawiał się mojej reakcji na to co jest wewnątrz. Po krótkiej chwili milczenia, po prostu wręczył mi prezent, obserwując uważnie moją reakcję. Ściągnęłam lekko brwi i otworzyłam powoli pierwszą stronę, na której znajdowało się zdjęcie Aleca. Dokładnie to, które nosiło ślady historii jaką przeżyliśmy, Dokładnie to przedarte na pół i posklejane taśmą. Przełknęłam nerwowo ślinę, czując jak nogi uginają się pode mną, podeszłam więc do łóżka chłopaka i opadłam na jego skraj, przesuwając delikatnie opuszkami palców po powierzchni fotografii. Przewracałam następne strony, czując jak narasta we mnie wzruszenie i szczęście. Po prostu szczęście, który wywołało u mnie falę płaczu, gdy dotarłam do ostatniej zapełnionej strony, zatytułowanej Nowy rozdział.
  Odłożyłam szybko album obok i skoczyłam na chłopaka, który ewidentnie nie wiedział co powiedzieć. Przytuliłam go mocno, wtulając twarz w jego szyję, jednocześnie napełniając płuca jego zapachem, którego przez ostatnie dni brakowało mi jak tlenu. Jego ręce otuliły mnie na wysokości żeber i uniosły delikatnie w górę, sprawiając, że zacisnęłam swój uścisk jeszcze mocniej.
- Naprawdę ci dziękuję, Alec... - Szepnęłam, nie mając pewności czy chłopak to słyszy. Wtem mój telefon zaczął wibrować, co wystraszyło naszą dwójkę i momentalnie od siebie odskoczyliśmy. Szybko wyjęłam komórkę i drżącymi dłońmi odebrałam połączenie od siostry.
- Lena? Gdzie ty zniknęłaś? - Nie była zła, bardziej zaintrygowana, co wywołało u mnie natychmiastowy uśmiech.
- Musiałam... Am... - Popatrzyłam w niebieskie oczy, nie mogąc skupić się na tym co mam powiedzieć. - Eee... Muszę zmienić plany...
- Hm? Jak to? Czekaj... - Słyszałam jak mówi coś do swojego chłopaka i Aidena i pewnie gdybym tylko chciała, to usłyszałabym co takiego między sobą ustalają. Ale ja wpatrywałam się w błękit, czując jak coraz bardziej w nim tonę i nawet nie chcę, by to się skończyło. - No dobra. Ale koncert wieczorem aktualny?
- Koncert? Ah... Tak, pewnie. - Rzuciłam do słuchawki, po czym pożegnałam się z Mariką i popatrzyłam na Aleca. Pierwszy raz czułam się tak... Skrępowana i nie wiedziałam co ze sobą zrobić ani nawet gdzie patrzeć, więc tylko spuściłam głowę, czując jak na moje policzki ponownie wpływają gorące rumieńce.


Alec?
Nie bijcie T^T

Od Klary do Aarona

 Dni są czasem lepsze, a czasem gorsze, każdy o tym wie. Nawet ja, chociaż cały czas staram się przekonać cały świat do tego, że Klara Pawelska ma idealne życie. Coś takiego jak złe chwile u niej się nie zdarza. Nie ma załamań, dołków, jednodniowych depresji i tak dalej.
 Naprawdę, w głębi serca, tylko ja wiem, że jest inaczej.
 Tylko, że nawet przed samą sobą nie przyznaję się do tego. Robię wszystko, by przekonać swój rozum i wpoić mu zasadę - w życiu tej dziewczyny nie ma niepowodzeń. Zawsze wszystko idzie po jej myśli, zawsze wszystko jej się udaje. Mam zaplanowany każdy krok, nawet potknięcie na nierównej drodze jest niemile widziane. Nie żyje się tak łatwo, ale lepiej, o wiele lepiej. Bezpieczniej. Nie muszę martwić się tym, że coś wyprowadzi mnie z równowagi, że jakieś niespodziewane zdarzenie zburzy mój poukładany świat. Bo... to taki domek z kart. Jest misternie ułożony, ale może go zniszczyć byle podmuch wiatru. Na przykład ostatnio - gdy telefon wypadł mi z ręki. Czułam się, jakby nagle wokół mnie zapanowała ciemność. Nie dałam tego po sobie poznać, o nie, ale to było okropne. Wyobraziłam sobie, co mogło zdarzyć się, gdyby tak się zepsuł. Brak kontaktu ze światem. Proszenie rodziców o pieniądze na nowy. Tyle zaburzeń w planie dnia...
 Dlatego takie rzeczy u mnie się nie zdarzają, a przynajmniej staram się ich z całych sił unikać. Najlepiej byłoby dla mnie, gdybym zamieszkała w pokoju bez klamek ze ścianami wyłożonymi materacami. Nic ani nikt nie mógłby mi zrobić krzywdy. Ani ja sama..
 Materace wyrywają mnie z zamyślenia i przypominają, że na pierwszej lekcji mam wuef. Chowam do torby wcześniej przygotowany strój i zmierzam do szkoły. Mam jeszcze dużo czasu, dzisiaj nie bawię się w vipowskie spóźnienie. Wchodzę do szatni, gdy są tam dopiero dwie osoby.
 - Cześć! - Witam się z moim najlepszym uśmiechem na ustach, po czym zajmuję miejsce na jednej z ławek pod ścianą. Wyjmuję czarną koszulkę z emblematem szkoły oraz krótkie, czerwone spodenki, które pięknie eksponują moje długie nogi. - Eh, nie chce mi się przebierać...
 - To się nie przebieraj - odpowiada mi jedna z dziewczyn, śmiejąc się. Ja również silę się na cichy chichot, chociaż wcale nie jest mi szczerze wesoło. Wiem, że wiele osób chciałoby się ze mną zakumplować, ale ja wolę budować wokół siebie mur.
 - Nie lubię ćwiczyć w ubraniu - wyjaśniam, wzruszając ramionami, po czym zaczynam zdejmować obcisłe spodnie. Pomieszczenie powoli zapełnia się resztą zaspanych uczennic. Kto wymyślił wychowanie fizyczne na pierwszej lekcji?
 - To ćwicz bez - odpowiada ta sama dziewczyna, a reszta zgodnie kwituje to wybuchem ogólnej wesołości. Dobra, to serio było śmieszne. Tym razem już nie muszę udawać, że się śmieję. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, dopóki w drzwiach nie staje nauczyciel.
 - Wszystkie przebrane? - Pyta, a my wszystkie przytakujemy. Może nie wszystkie. Kilka leniuszków marudzi, że miały za mało czasu i tak dalej. Nie potrafię tego zrozumieć - tak jakby nie można było wstać wcześniej. - To na salę, szybko!
 Wychodzę z szatni jako jedna z pierwszych. Siadam na ławce, podczas gdy pan Craven sprawdza obecność. Muszę długo czekać zanim odpowiem "Jestem". Uroki nazwiska na literę "p". W końcu belfer zamyka dziennik.
 - Na początek dobieramy się w pary! - Zarządza nauczyciel. Wzdycham ze znużeniem, wiążąc włosy w wysoki kucyk. Pewnie znowu będą kolejne ćwiczenia na rozgrzewkę w tylu - trzymamy się za ręce i robimy na przemian przysiady. Grrr. - Najlepiej chłopak - dziewczyna!
 Po klasie przebiega szmer niezadowolenia. Ja też wywracam oczami, patrząc na to, jak powoli każdy znajduje sobie towarzysza. No tak. Tylko ja zostaję. Jak zwykle.
 Zerkam w bok i widzę, że niedaleko mnie stoi jakiś chłopak. Chyba też nie ma pary. Patrzę na niego pytająco unosząc brew.

Aaron? (Wybacz, nie potrafię zaczynać)

Alice Wolf


https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/03/da/4f/03da4fa0779522e951a2409fa54036c4.jpg
Imię: Alice C. (Chloe)
Nazwisko: Wolf
Pochodzenie: New York, Stany Zjednoczone
Wiek: 20
Orientacja: Biseksualna
Głos: KLIK
Pokój: Nr. 31
Aparycja: Alice to wysoka na 1,82 m brunetką. Włosy dziewczyny są barwy ciemnego brązu, lubi swoją barwę włosów oraz nie zamiesza jej zmieniać. Ma dwa tatuaże jeden na całych plecach formie skrzydeł a drugi na ramieniu kobry. Jej oczy są koloru zielonego lecz nosi zazwyczaj soczewki o barwie turkusu.
Charakter: Alice jest upartą i nie uległą dziewczyną. Jest typem samotniczki jednak umie się odgryźć i to robi z wielką chęcią. Jest oschłą osobą, mówi co myśli nawet jakby to było szczytem chamstwa. Lubi być tajemniczą osobą oraz lubi grać niedostępnej. Mimo tego iż mówi co myśli czasem zachowuje parę myśli do siebie. Bardzo chętnie chodzi na koncerty i czasem na pokazy mody. Nienawidzi kłamców i oszustów, jak ktokolwiek okłamie albo oszuka ją to trawią na czarną listę. Dzieli ludzi na tylko dwie kategorie: Drapieżniki i ofiary. W tym podziale ona jest drapieżnikiem. Nie lubi się podporządkowywać nie chce zdobywać przyjaciół znajomych woli cisze i samotność. Zraża do siebie ludzi i nie chce z nimi zadawać dlatego że wszystkich co kochała umarli.
Partner: Nie chce i nie zamiesza mieć.
Rodzina: Alex Wolf - Ojciec, milioner co przepisał wszystko na córkę po czym zostawił swoją żonę i córki. Jednak Alice'i to nie przeszkadza ponieważ dostaje kolejne pieniądze od ojca co jest już w Hiszpanii.
Arielle Wolf - Matka która zmarła w wypadku samochodowym
Diane Wolf - siostra bliźniaczka co zmarła razem z jej matką.
Zajęcia: Wokal, zajęcia z projektowania, gra na instrumentach (Gitara klasyczna oraz fortepian)
Zainteresowania: Interesuje się muzyką jednak zawsze fascynowała się motoryzacją oraz Francuzką modą
Inne:
-jest pochodzenia hiszpańskiego
-Nienawidzi kokosu i niezdrowego jedzenia
-jej ulubiony kolorami są ciepłe barwy lecz też ludzi ciemne
-ma jeden kolczyk na Dolnie wardze
-Wieku 7 roku życia przeprowadzili się do Nowego Jorku
- Potrafi mówić biegle po japońsku, francusku (Ponieważ jej matka była z pochodzenia francuskiego), oraz po angielsku

Inne zdjęcia:
1.
2.
Kontakt:Elisa1234

Od Aleca C.D Leny

   Czułem się jak pieprzony zbrodniarz z tuzinem władz na karku. Kropla potu skapywała z mojej skroni za każdym razem, kiedy ktoś dłużej zatrzymywał na mnie swoje spojrzenie, a ja sądziłem, że już zostałem odkryty i za chwilę będę musiał oddawać wszystko, co ukradłem. Sumienie wydawało się mieć teraz ostre zęby, które boleśnie wgryzały się w mój umysł, nie dając ani cienia szansy na swobodne myślenie. Robisz to w dobrej wierze, pamiętasz? Jednak istniał fakt, który pomagał mi stłumić wszystkie negatywne emocje. Miałem to, czego potrzebowałem; dziesiątki zdjęć i nowo kupiony, pusty album, który zamierzam przerobić po swojemu w sekretariacie. Dlaczego tam? Pomyślałem, że Lena nigdy nie będzie mnie tam szukać, jeśli faktycznie chciałaby to zrobić. I te zajęcie wchłonęło mnie na parę dobrych godzin; drukowałem cyfrowe nagłówki i wsuwałem je w odpowiednie miejsca ponad fotografiami, w których powinny być, kombinowałem, starannie łączyłem, z czasem dochodząc do bardzo obiecującego efektu. Zmęczenie nie wchodziło na moje powieki, gdy przestałem liczyć minuty, może godziny. Ale byłem zadowolony. Siedząc przy biurku i lampce, teraz byłem w stanie oddalić album na odległość swoich rąk, otworzyć go i przeglądać. Wyrażałem nadzieję, by być tylko usatysfakcjonowanym efektem swojej pracy, ale niespostrzeżenie poczułem coś zupełnie innego. Patrzyłem w każde nasze zdjęcie, gdzie się uśmiechaliśmy, gdzie czasami nawet nie wiedziałem, że jestem na celowniku obiektywu i uświadomiłem sobie, jak bardzo brakuje mi chwil z Leną, i co tak naprawdę wtedy czułem. Na każdej stronie czaiło się nowe wspomnienie, tak odległe, że tęsknota za nim nasilała się nie do zniesienia. Przesunąłem kolejną kartkę, na której nie było już żadnego zdjęcia: znajdował się tam tylko nagłówek nazwany nowym rozdziałem.
   – Halo? Jest już późno. Musisz wracać do pokoju. – Z tymi oschłymi słowami wchodzącej do pomieszczenia sekretarki spojrzałem na zegar, i uderzył mnie cios podziwu, kiedy widniała tam dwudziesta druga. Zabrałem z ostrożnością album wypełniony zdjęciami, a zaraz potem już mnie tam nie było. Niczym samotny duch przechodziłem bezszelestnie przez korytarze, dopiero teraz odczuwając ciężar dzisiejszego dnia. W pokoju odłożyłem album na bok, i nie pamiętam nawet, jak zasnąłem.

***

    Nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. A jednak mimo swojej pewności nie mogłem zignorować wyraźnych ukłuć strachu przed tym, że może pojawiam się za późno, że może zbyt długo odsuwałem na bok tę rozmowę, aż w końcu jedynymi słowami, którymi Lena się do mnie zwróci, będzie za późno, Alec. Cholera, tyle razy testowałem już jej uczucia, że czuję teraz spiętrzającą się we mnie falę wstydu.
   Wychodząc z sali i otrzepując się ze wszystkich rozmyśleń, zostałem zatrzymany przez wibrujący w kieszeni dźwięk telefonu. Sam nie wiedziałem, kto to może być i dopiero wyświetlane na ekranie imię spędziło niezrozumienie z mojej twarzy.
   – Andrew, co cię napadło, żeby dzwonić? – Nie taiłem faktu, iż nie domyślałem się chociaż powodu jego zadzwonienia. Nie rozmawialiśmy od paru miesięcy, kiedy ostatni raz widzieliśmy się na siłowni. Tak naprawdę mógłbym go uznać za dobrego kolegę, nikogo więcej.
   – Alec? Żeś rozkwitł ostatnio. Znaczy... – Zaciął się, a ja zmarszczyłem brwi, dobrze wiedząc, że chłopak po drugiej stronie nie jest w stanie tego dostrzec. – Jak nagle wyłapałem cię tydzień temu na mieście, wydawałeś się inny. Bardziej otwarty, jak parę miesięcy temu, gdy cię widziałem! Nie sądziłem, że tak długo dasz radę utrzymać tę zmianę. Gdzie się podział ten nieśmiały i niezdarny chłopaczek?
   – Do czego zmierzasz? – Przerwałem mu bez względu na ten brak manier.
   – Organizujemy spotkanie ludzi z gimnazjum, z naszej klasy. To było tak dawno, czaisz? Na pewno będą niezłe dupeczki, musisz tam być, nikt cię nie pozna! – Rzucił podekscytowany, bo w końcu jako jedyny z poprzedniej szkoły z Orlando wiedział, co się ze mną działo przez ten czas i jak bardzo się zmieniłem. Chociaż nazwałbym to doszlifowaniem. Pod wieloma kątami. Znałem już odpowiedź na jego pytanie; nie pozwolę, żeby cokolwiek dzisiaj mi przeszkodziło.
   – Nie przyjdę, niestety – odparłem chłodno.
   W sekundzie rozdarł się głos, który spowodował, że odsunąłem się od telefonu.
   – Jak to nie?! Czemu? Byłbyś sensacją! 
   – Mam inne plany. – Z tymi słowami westchnąłem, mówiąc, że może kiedyś się odezwę, po czym zakończyłem rozmowę jednym dotknięciem czerwonego symbolu, wbrew wszelkim namowom. Byłbyś sensacją – parsknąłem pod nosem, przypominając sobie te dwa słowa, które mnie wręcz odpychały. Niewiarygodne jak dużo wspomnień mogło się w nich skrywać, i jednocześnie jakie czynniki decydują o tobie w oczach innych osób, które... niegdyś nawet cię nie szanowały, bo byłeś inny, odstawałeś. Odłożyłem telefon do kieszeni, starając się schować wszystkie myśli na dnie pamięci. I nagle zatrzymałem się, widząc Lenę na końcu korytarza. Nie była sama; otoczona przez kilkoro uczniów, ciemnowłosą dziewczynę i mężczyznę, który ją obejmował. Wydawało mi się, że jej twarz wyrażała radość, chociaż niewiele mogłem stwierdzić, gdyż co sekundę ten widok przecinali mi wędrujący wte i we wte uczniowie. Ja powinienem tam być. Odruchowo wyciągnąłem telefon, patrząc to na blondynkę, to na litery na ekranie. Postanowiłem natychmiast ją ściągnąć do siebie, nie wytrzymam już dłużej bez jej obecności. Wysłałem jej wiadomość i czas, w którym czekałem na odpowiedź wydawała się być wieczna.
   W końcu dostrzegłem, jak Lena wykonuje kłopotliwy gest czekaj do swoich znajomych i sprawdza telefon. Jej mina kazała mi myśleć, że jest zdziwiona. Żeby nie rzucać się w oczy, powolnym krokiem wędrowałem w kierunku swojego pokoju, przekonany, że faktycznie zgodzi się na przyjście.

Alec: Musisz przyjść teraz do mojego pokoju, potrzebuję cię.
Lena: Po co? Wybrałeś sobie zły moment.

   Czułem przepływ zestresowania, który sprawił, że zatrzymałem się w półkroku.

Alec: Zaufaj mi, to coś bardzo ważnego. Wiem, że sporo nie gadaliśmy, jest mi... strasznie głupio.
Lena: Alec... rozmawiam teraz, ludzie się na mnie patrzą i czuję się, jakbym za chwilę miała oberwać za to, że postanowiłam wziąć się za sprawdzanie telefonu .-.
Alec: Proszę. Proszę Cię tylko o to...
Lena: Jeśli to takie ważne... okej.

   Ostatnia wiadomość pchnęła mnie bliżej w stronę swojego pokoju, a gdy w nim zawitałem, stanąłem w jego centrum i oczekiwałem przyjścia jubilatki. Czas przestawał dla mnie istnieć, przewijał się gdzieś wokoło mnie, a ja nawet nie zwracałem na niego uwagi. Czułem, że mogę stać tu wieki, dopóki... I dziewczyna weszła do pokoju, przerywając ciąg moich myśli i sprawiając, że moje serce zgubiło swój właściwy rytm, ale jednocześnie jej nic niewyrażająca mina próbowała je spowolnić.
   – Alec, co się stało?
   – Zamknij oczy.
   Proszę, Lena, zrób to. Potem dalej będziesz mogła mnie nienawidzić.
   Wypełniła moją wewnętrzną prośbę, gdy odkładałem na najbliższą szafkę bukiet róż i album, które sekundę wcześniej ze starannością chowałem za plecami. Wziąłem głęboki oddech, słyszalny tylko dla mnie, i popatrzyłem na twarz Leny; nadal wydawała się być lekko rozdrażniona i spięta, ale to tylko sprawiło, że zrobiłem krok w jej stronę. Potem kolejny. I z każdym zbliżającym mnie do jej twarzy centymetrem dziwne uczucie w żołądku stawało się coraz silniejsze. Przechyliłem ledwo głowę, czując ciepły, spokojny oddech dziewczyny na swojej twarzy i zdawało mi się, że lada moment jej oczy się otworzą, pospieszając mnie w swoich działaniach.
   Teraz, Alec. Przecież myślałeś o tym od dawna. 
   Czując, jak reszta świata osuwa się w nic nieznaczącą przepaść, przybliżyłem się maksymalnie do jej twarzy i złączyłem nasze wargi w subtelnym pocałunku, przepełnionym długo skrywanym uczuciem. Współbieżnie przymknąłem powieki, rozkoszując się chwilą, w której usta Leny przyjmowały to, co im oferowałem. I czułem jeszcze większą euforię, gdy doszło do mnie, że mój pocałunek właśnie został odwzajemniony, zsyłając na mnie dreszcz przyjemności, który niczym zygzak błyskawicy zwiedził na przestrzeni sekundy całe moje ciało.
   Myśli wyparowały z mojej głowy, uciszyły się bezpowrotnie, pozwalając mi jednocześnie na stwierdzenie, że te wszystkie niezrozumiałe emocje to w tej chwili przeszłość. Teraz, po tym pocałunku, odnosiłem wrażenie, jakby mgła, która przez cały czas zasnuwała pełne znaczenie moich uczuć, właśnie opadała. A ja w końcu z uniesioną głową potrafiłem stwierdzić, że to Lena zagarniała sobie doszczętnie mój umysł i to ona zamieszkała tam na długi, długi czas. Proszę, Lena, nie odchodź...

Gif specjalnie na końcu XD



Lena? :3

3.27.2017

Od Ellen C.d. Hangagog

Nadal byłam wtulona w chłopaka, lecz dziwnie się czułam. Chciałam coś powiedzieć, lecz trochę się bałam. Chłopak nadal głaskał mnie po głowie. Oderwałam się od torsu chłopaka i spojrzałam na niego. Z moich oczu można było wyczytać, że mu wybaczam to co się prawie stało. Nadal na niego spoglądałam, a on na mnie. Chłopak wstał, a ja zrobiłam ten sam krok co on. Pod koszulką miałam już stanik z racji kiedy mi ją dał. Otworzył drzwi i pozwolił mi iść. Wyszłam i kierowałam się do pokoju. Nagle poczułam jak czyjaś ręka ciągnie mnie w jakimś kierunku. Zostałam wepchnięta chyba do kantorka jakiegoś. Zaczęłam się bać i krzyczeć by ktoś mi pomógł, lecz jakiś chłopak zakrył moje usta swoją dłonią, a ja ugryzłam jak najmocniej. Zaczęłam uciekać na zewnątrz. Wybiegłam z budynku i ruszyłam bardzo szybko do lasu. Niestety się zgubiłam w lesie. No brawo Ellen! Szwendałam się jeszcze przez jakiś czas, aż tu nagle zaczęło padać. No jeszcze lepiej będę chora! Szybko pobiegłam pod jakieś wielkie drzewo by nie padało mocno na mnie. Usiadłam pod koroną drzew czekając by przestało padać. Nagle zaczęłam kichać. Czyli już się zaczyna choroba.
~*~
Nagle znalazłam się w pokoju. Nie wiem jak i skąd się tutaj znalazłam. Usiadłam na łóżku i zaczęłam kichać. Stałam i podeszłam do szafy by zabrać jakieś mangi i położyć przy swoim łóżku by się nie nudzić. Zabrałam je i podeszłam do łóżka. Usiadłam na łóżku i usłyszałam otwieranie drzwi. W nich stanął Hangagog.

Han? ;-; wiem słabe T_T

To już miesiąc...

Hej! Hej! Hej!

Chcieliśmy ogłosić wszem i wobec, że dzisiaj mija miesięcznica naszego bloga! Tak wytrwaliście tutaj już równo miesiąc, za co z całego serca chcemy podziękować! Dziękujemy wam za chwile zwątpienia, za pisanie po nocach, za pomoc, za zaganianie nas do pracy, za świetne pomysły, a przede wszystkim za obecność i zaangażowanie.

~~~~

Teraz przejdę do tej bardzo osobistej części, dedykowanej specjalnie ode mnie:
~ Dziękuję Emi, bo bez niej ten blog pewnie dawno by upadł, dziękuję jej za to, że zawsze stara się wszystkich pocieszyć i wysłuchać.

~ Dziękuję Ci Baekhyun, moje "słoneczko" bo bez Ciebie nic bym tutaj nie napisała, dziękuję, że tak świetnie mi doradzasz i masz świetny talent graficzny.

~ Dziękuję Sizon przede wszystkim za Briana i na pewno za te Twoje przydatne wytykanie błędów, które wszyscy kochają. Za Twój ogromny talent, przez który wpadam w kompleksy.

~Dziękuję Ci Alec za Twoją genialną aktywność, wspaniały talent i niesamowite opowiadania, na które też zawsze czekam. Tylko nie zarywaj dla nich nocy!

~Dziękuję Adcivilly, że mimo własnych trudności zawsze starasz się pilnować swoich opowiadań, gratuluję, że umiesz je połączyć ze szkołą

~ Dziękuję Ci Kat, za to, że w ogóle dzięki Tobie zaczęłam pisać.

~ Dziękuję Filrandce, która mimo złego humoru i własnych problemów marnowała długie godziny na moje opowiadania "skończyłam, przeczytasz czy może być?

Dziękuję wszystkimkażdemu z osobna, tym, których nie wymieniłam. Bo to chyba pierwszy blog w jakim mam okazję brać udział, który z tak wspaniałą frekwencją 252 postów przetrwał cały miesiąc.
Pierwszy miesiąc.
Ten najważniejszy, pierwszy miesiąc i dla mnie pierwszy prawdziwy blog, prowadzony od początku.
~ Kocham was mocno żabki <3 Hayden.

Liam De Vil

                                                                                
Imię: Liam (Li)
Nazwisko: De Vil
Pochodzenie: Nowy Jork, Stany Zjednoczone
Wiek: 22 lata
Orientacja: hetero
Głos: KLIK
 Pokój: nr 6
Aparycja:
Liam jest świetnie zbudowanym wysokim na 1,80 m chłopakiem. Włosy chłopaka są koloru czarnego lecz lubi eksperymentować z kolorami i fryzurą dlatego często ją zmienia. Jego ciało pokryte jest tatuażami, które uwielbia. Jego oczy są w koloru brązowym. Li od dziecka dba o swój wygląd.
Charakter:
 Li jest samotnikiem, nie dlatego, że nikt nie chce się z nim przyjaźnić tylko dlatego że sam nie chce mieć przyjaciół. Uważa, że wszyscy chcą się z nim przyjaźnić dla pieniędzy. Jest chłodną osobą o kamiennym wyrazie twarzy. Jest raczej tajemniczą osobą. Mimo tego iż nie przepada za towarzystwem innych ma kilku zaufanych przyjaciół. Chętnie chodzi na pokazy mody, koncerty i premiery filmowe. Jest twardą osobą, która zawsze osiągnie to czego chce. Nie przepada też za innymi dlatego że dla niego najważniejszy jest on sam. Potrafi świetnie kłamać. Uważa się za najprzystojniejszego chłopaka na świecie. Nie jest typem chłopaka, który da sobie w kaszę dmuchać. Jeśli z nim zadrzesz to Cię zniszczy. Dzieli ludzi na dwie kategorie: wilki i owce. W tym podziale on jest wilkiem. Uważa, że jeśli nie masz kasy to jesteś nikim. Jest typem lidera, samca alfa. Jeśli chcesz się z nim zadawać musisz spełniać jego warunki. Nigdy nikomu nie pomaga chyba, że ma w tym jakiś interes lub chce coś w zamian. Inni uważają, że jest "bez serca" lub "ma serce z kamienia". Jeśli ktoś nie zrobi to czego chce to się wścieka. Nosi tylko i wyłącznie markowe ubrania z najwyższej półki.
Partner: Nie szuka nikogo na stałe, taki związek jest nie dla niego. Jedynie interezuje go jednorazowa przygoda.
Rodzina: Samir De Vil - ojciec, bilioner, który nie ma czasu dla syna. Swój brak czasu wynagradza Liamowi drogimi prezentami co Liamowi wystarcza. Jest Pakistańczykiem urodzonym w Stanach Zjednoczonych.
Victoria De Vil - mama, która zmarła podczas urodzin Liama. Była brytyjską aktorką.
Nicole Grey - nieznana Liamowi jego starsza siostra. Została po urodzeniu oddana do domu dziecka gdyż ich ojciec nie chciał córki tylko syna.
Zajęcia: wokal, aktorstwo, zajęcia taneczne
Zainteresowania: Interesuje się motoryzacją. Zawsze jest na bieżąco z modą. Kocha tatuaże. Czasami gra w piłkę nożną.
Inne:
  -jest pochodzenia pakistańskiego
-nienawidzi oliwek i kokosu
-ma liczną kolekcję sportowych samochodów
-gra na gitarze
-potrafi mówić biegle po hiszpańsku, francusku, rosyjsku i w języku urdu
-trenuje boks, MMA i karate
-jego ulubiony kolor to czarny i krwisty czerwony
-ma kolczyk w języku, nosie i uchu
-uwielbia gotować
-po mamie odziedziczył brytyjski akcent
-w dzieciństwie chodził do brytyjskiej szkoły w Nowym Jorku
-jest muzułmaninem
-nosi pierścionki, bransoletki i naszyjniki
-gra na gitarze i fortepianie
-jego drugie imię to Javadd
- dom Liama w Beverly Hills
-inne zdjęcia:
1,
2.
3.
4.
5.6.
7.
8.
Kontakt: mustang177

Chole Yagrasaika

Image result for cl

Imię:Chole(CL)
Nazwisko:Yagrasaika
Pochodzenie: Stany Zjednoczone, Nowy York
Wiek: 19
Orientacja: Hetero
Głos: KLIK
Pokój: 37
Aparycja:
Kolor jej włosów to platynowy blond.Kolor oczu to niebieski.Jest kobieta o wzroście 1,70 m.Jest szczupłej postury,ma pełne usta.
Charakter:
Jest osobą o bardzo burzliwym charakterze i sposobie bycia. Nie ma przyjaciół uchodzi za osobę,która ma dystans do wszystkich... Nie ceni sobie nikogo i niczego, potrafi osiągnąć swój cel choćby po trupach... Nie potrafi okazywać uczuć, jest osób,która jest neutralna... Potrafi bronić siebie i swojego terytorium .Nie ufa nikomu. Uważa, że wszyscy są jej wrogami. Jej ojciec w poił jak zasadę, że samotny wilk zawsze wygrywa... Potrafi świetnie grać i kłamać dlatego zawsze udaje się jak przekonać do swoich racji. Podejmuje się każdego wyzwania jakie się jej postawi
Partner: Szuka. Niestety jednak mało kto jest z nią wstanie wytrzymać i za akceptować.
Rodzina:Ojciec i Mama nie żyją. Rodzeństwa brak.
Zajęcia:fotografia, pisarstwo, aktorstwo
Zainteresowania:Podróżowanie
Inne:
-Po śmierci jej rodziców była pod opieką psychologa
-Po Śmerci jej rodziców przejęła cały majątek i dobytek wynoszący bardzo duża kwotę
-Jeździ na motorze
-Uwielbia bieganie
-Chciałby się nauczyć grać na gitarze
-Nie cierpi towrzystwa innych ludzi
Kontakt: SallyChan

Pożegnajmy!

Dzisiaj akademię opuszczają

Chester Delgado *brak opowiadań*
ScreenShooter

 Nastia Król *brak opowiadań*












Od Lucii C.D Aleca

Chłopak złapał mnie za dłoń i zaczął okręcać wokół mojej osi. Przez parę sekund nie potrafiłam ogarnąć sytuacji i kompletnie nic z tym nie robiłam. Dopiero po chwili zaczynałam się wyrywać i - gdy mi się to udało - o mało nie upadłam na ziemię. Ledwo co potrafiłam utrzymać równowagę. Niestety - zmęczenie robi swoje. W pewnym momencie zakręciło mi się dosyć mocno w głowie, przez co idąc do przodu potknęłam się o swoją własną nogę. Alec jak na zawołanie złapał mnie za ramiona i przytrzymał, żebym nie upadła.
 - Dzięki – mruknęłam pod nosem. Powinnam czym prędzej pójść do pokoju i się położyć, bo coś czuję, że wymuszanie od siebie nawet małej aktywności fizycznej, jak i psychicznej skończy się źle. Przetarłam wierzchem dłoni oczy i spojrzałam w stronę znajomego.
 - Ja już będę szła. - Uśmiechnęłam się lekko do Aleca. - Zostań jeszcze chwilę, chciałbym ci coś pokazać. – Złapał mnie za nadgarstek i stanął w miejscu, czekając na moją odpowiedź. Swój wzrok skierował na moją twarz. Konkretnie – spojrzał mi w oczy. Odruchowo ja też tak zrobiłam. Jedyne co zobaczyłam to niebieskie tęczówki i chłód, który w nich tkwił. Zero uczuć. Nic. Null.
Westchnęłam cicho i przytaknęłam głową, zgadzając się na małą „wycieczkę” po akademii. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie chciał mnie zabrać, lecz gdy wchodziliśmy po schodach coraz to wyżej, zaczęłam coś podejrzewać. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się na samej górze. Chłopak wyciągnął z kieszeni klucz, którym później otworzył drzwi. Moja ciekawość przejęła górę.
 - Skąd to masz? – spytałam wskazując ręką na przedmiot. Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Przez chwilę poczułam się trochę niezręcznie. Tak, jakby jego wzrok przenikał mnie na wskroś.
 - Zabrałem raz woźnemu. – Jeden z kącików jego ust uniósł się do góry, tak, jakby właśnie przypomniał sobie tamto wydarzenie. Spojrzałam na jego oczy, które tak jak wcześniej – nie wyrażały żadnych uczuć. Alec – to tylko moje przypuszczenia – albo nauczył się idealnie ukrywać wszelakie uczucia, albo ich w ogóle nie ma… Um… To drugie wykluczam, gdyż bez względu na wszystko, każdy człowiek coś odczuwa. Ciekawy koleżka. Odgarnęłam grzywkę z czoła i poszłam za chłopakiem. Wyszliśmy na dach. Omiotłam wzrokiem otaczający mnie krajobraz i o mój Boże, już kocham to miejsce. Słońce, na pięknym, pomarańczowym tle chowało się za drzewami, dając im deczko inszą barwę. Siadając uświadomiłam sobie, że przez jakiś czas miałam otwartą buzię z wrażenia.
 - Podoba ci się? – spytał, obracając się przodem do mnie.
Przełknęłam ślinę.
 - Tak, bardzo – uśmiechnęłam się. – Lubię zachody słońca.
Oboje zamilkliśmy. Jednak to nie była niezręczna cisza. Raczej taka przyjemna. On nie miał nic do powiedzenia… I ja z resztą też tak trochę. Z cichym westchnieniem otworzyłam torbę i wyciągnęłam z niej podręcznik z matematyki.


Alec? Wybacz ;-;

3.26.2017

Od Leny CD Aleca

  Zerknęłam na wyświetlacz w telefonie. Niedawno wybiło południe, jeszcze tylko kilka lekcji, dasz radę. Kątem oka popatrzyłam w prawo. Nie patrz tam, do cholery... Z cichym pomrukiem, przeniosłam spojrzenie na Aidena, który opowiadał coś jakiemuś chłopakowi. Od tamtej krótkiej wymiany zdań przy automacie, spędzaliśmy razem nieco więcej czasu, jakby rudzielec chciał mnie otoczyć ramieniem, które odcięłoby mnie od zmartwień związanych z brakiem Aleca. 
- Właściwie to po co to zrobiła? - Zapytał jego kolega. Zaczęłam się zastanawiać o czym rozmawiają i dlaczego wciąż myślami błądzę przy niebieskich oczach, za którymi tak tęskniłam, skoro rozmowa chłopaków wydawała się bardzo interesująca. 
  Westchnęłam cicho i w tym momencie poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za pasek od torby. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam ostatnią osobę, którą spodziewałam się ujrzeć. Uważnie przyjrzałam się czarnym włosom, w pierwszym odruchu mając wrażenie, że z całego tego zmęczenia tą sytuacją, dostałam zwidów. Dopiero kiedy dziewczyna ponownie pociągnęła za moja torbę ocknęłam się i pokręciwszy lekko głową, posłałam jej pytające spojrzenie. Jednocześnie usłyszałam też, że chłopcy wstrzymali rozmowę, przyglądając się całej sytuacji. 
- Mam... małą prośbę... - Powiedziała cicho, dokładnie takim samym, choć mniej słodkim, tonem jak do Aleca. Przez moje ciało w tempie światła przepłynęła chęć, by uderzyć ją w twarz za to, co zrobiła. Szybko jednak zaczęłam wyklinać samą siebie za to, że obwiniam dziewczynę o coś, czemu prawdopodobnie nie jest zupełnie winna. Chrzanisz. To jej wina. 
- Co się stało? - Przymknęłam na moment oczy, a kiedy je otworzyłam były tak samo beznamiętne jak pytanie, które zadałam dziewczynie. Mimo że nie chciałam z nią rozmawiać, nie chciałam mieć z nią nic do czynienia, zmusiłam się, by porozmawiać z Isabelle. Zwróciła swoje kroki w stronę okna, do którego niechętnie podeszłam. 
- Bo... - Wyglądała, jakby próbowała ułożyć w głowie pytanie, które chce mi zadać. Jednocześnie wciąż trzymała pasek mojej torby, jak gdyby bała się, że lada moment się odwrócę i zwyczajnie odejdę, nie udzielając jej pomocy, o którą prosi. - Ja bym chciała robić zdjęcia, jak ty... - Urwała gwałtownie i popatrzyła mi prosto w oczy. Była nieco niższa, więc spoglądałam na nią z góry, spod przymkniętych do połowy powiek. 
- I co w związku z tym? 
- Chciałam cię zapytać o... - Ściszyła swój głos tak bardzo, że nie dosłyszałam ostatnich słów. Uniosłam brwi w milczeniu, czekając aż dziewczyna powtórzy swoje słowa. - O rodzaje aparatów.
  Westchnęłam ciężko i zaczęłam tłumaczyć dziewczynie po kilka razy różnice między zwykłym aparatem, a polaroidem. Zdawało mi się, że tłumaczyłam to jej dobre piętnaście, gdy w rzeczywistości minęło niecałe dziesięć minut. Zapytałam czy zrozumiała wszystko, a kiedy ta skinęła głową, odwróciłam się od niej, jednak tylko do połowy, gdyż zatrzymał mnie jej nagły krzyk.
- Nie! - Popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami, podobnie zresztą jak reszta uczniów, znajdujących się w tym momencie na korytarzu. Jej dłoń ponownie spoczęła za mojej torbie, przyciągając mnie bliżej dziewczyny. Rozszerzyłam oczy jeszcze bardziej, przyglądając się jej z bliska. Wyglądała jakby lada moment miała się rozpłakać, głos jej drżał, gdy prosiła mnie, żebym wytłumaczyła jej jeszcze, gdzie dostanie taki aparat. Wyprostowałam się powoli, uważnie jej się przyglądając i nie mogąc zrozumieć dlaczego tak bardzo zależało jej na aparacie. I to akurat w tym momencie. Westchnęłam po raz kolejny i zaczęłam tłumaczyć Isabelle w jaki sposób można zdobyć taki aparat jak mój, jednocześnie uświadomiłam sobie, że ostatnio strasznie często wzdycham. A ten kto często wzdycha, ma dużo problemów.

~~~~~~~~~~~~~~

  Stałam w zupełnej ciemności, patrząc na jedyną oświetloną rzecz. A raczej osobę. Dosłownie krok przede mną stał Alec z wyciągniętą w moim kierunku ręką. W niebieskich oczach widziałam prośbę, bym złapała jego dłoń, jednak wewnętrzny strach, rozchodzący się na całe moje ciało, paraliżował mnie do tego stopnia, że nie byłam nawet w stanie odwrócić spojrzenia od tęczówek chłopaka. A bardzo chciałam, bo patrzenie w nie przysparzało mi jeszcze więcej bólu niż sama świadomość, że nie mogę go dotknąć. 
  Wtem chłopak zaczął się oddalać, wbrew sobie. Naprzeciw moim rozpaczliwym myślom, które wręcz błagały, by coś co mi go zabiera, nie robiło tego. Bo nie chcę zostać sama, nie chcę, żeby mnie zostawiał...
  Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, widząc, że znowu go tracę. Nie, nie, nie... Co ja mam zrobić? Przez gardło nie chciało mi przejść nawet jedno słowo, mimo że gorączkowo starałam się coś powiedzieć. Złap go. Musisz to zrobić. 
  Powoli wyciągnęłam przed siebie rękę, wkładając w to tak dużo siły jak tylko mogłam. Niewidzialne pasy, które krępowały każdy mój ruch, powoli ustępowały, aż w końcu pękły. Machnęłam palcami w powietrzu w nadziei, że jeszcze uda mi się złapać jego dłoń. Jednak na darmo, nasze palce minęły się o milimetry. 
  Otworzyłam szerzej oczy, czując jak przychylam się delikatnie w tył. Jednocześnie przy drugiej ręce chłopaka pojawiła się jakaś dziewczyna, która zaczęła ciągnąć go w przeciwną stronę. Nie... Przechyliłam się w tył i runęłam w zupełną ciemność. 

~~~~~~~~~~~~~~

  Siedziałam na środku łóżka, czując się, jakby znowu był środek nocy i jakby dopiero co wybudziła się z koszmaru, który śnił mi się kolejny raz. A przecież było już późne popołudnie i czekałam na siostrę i tego jej chłopaka. Pustym wzrokiem patrzyłam na ścianę zapełnioną zdjęciami i nie wiedziałam w nich nic szczególnego. Nic godnego uwagi. A przecież zawsze uwielbiałam przyglądać się fotografiom, więc co takiego się zmieniło...? Ktoś zniknął... Tak po prostu... Przewróciłam się na plecy i zamknęłam oczy, odcinając się zupełnie od myśli. 
  Trwałam w tej bezdennej pustce może piętnaście minut, gdyż po tym czasie przerwało ją energiczne pukanie do moich drzwi. Podniosłam się powoli i podeszłam do wejścia, otwierając na oścież skrzydło drzwi. Marika uśmiechnęła się szeroko i zaczęła trajkotać jaka to ona nie jest podekscytowana tym, że w końcu poznam jej faceta. Złapała mnie za nadgarstek i wyciągnęła na korytarz, a potem przed szkołę, gdzie z wózkiem czekał mężczyzna. 
  Był bardzo dobrze zbudowany, widać było, że dużo ćwiczył i trzymał kondycję. Nie można było też stwierdzić, że nie jest przystojny, był. I to bardzo. Uśmiechnęłam się delikatnie, jednak po chwili zaświtało mi w głowie pewne pytanie. 
- Ile go właściwie z wami nie było? - Zmrużyłam oczy, przypatrując się chłopakowi. 
- Nieco ponad półtora roku... - Odmruknęła cicho, najwyraźniej bojąc się, że zacznę na nią krzyczeć. Mruknęłam ponuro, przewracając oczami i zachowując pozorny spokój, gdy do niego podeszłyśmy. Mężczyzna uśmiechnął się promiennie do mojej siostry, po czym spojrzał na mnie i skłonił lekko, przedstawiając. 
- Więc w końcu jest dane poznać mi tą wspaniałą dziewczynę, dzięki, której moja ukochana jest sobą. Bardzo miło mi cię poznać, Lena. Nazywam się Micheletto White, dla najbliższych Michell. - Wyciągnął w moim kierunku dłoń, jednak ja skrzyżowałam swoje ręce i popatrzyłam na niego spod byka. 
- Jeśli myślisz, że tymi słodkimi słówkami, jakoś nie udobruchasz to się mylisz. - Warknęłam. - Gdzie byłeś przez pół roku? Dlaczego, skoro to jest twoja ukochana, zostawiłeś ją na pół roku samą z dzieckiem? 
- Uwierz mi, że gdybym tylko mógł, to byłbym z nimi. Ale nie mogłem... - Posłał mi spojrzenie zbitego psa, a po chwili zasalutował mi jak w wojsku. - Byłem na misji, nie mogłem. 
- Jakiej... misji...? - Dopiero gdy słowa wypadły z moich ust, zrozumiałam co oznaczało zasalutowanie i natychmiast skarciłam się w myślach, po czym rzuciłam szybko. - Wybacz.
- Nie szkodzi, na twoim miejscu też byłbym zły. - Uśmiechnął się, kładąc dłoń na moim ramieniu. Również posłałam mu szeroki uśmiech i spojrzałam na małą, śpiącą dziewczynkę. 
- Czy ona nie powinna mieć już imienia? - Popatrzyłam na rodziców małej, którzy zrobili miny, jakby dopiero sobie o czymś ważnym przypomnieli. 
- Tak, powinna, ale... - Marika spojrzała w szare oczy Michella, szukając u niego pomocy. Przeniosłam zaciekawione spojrzenie na niego, unosząc brwi w geście ponaglenia chłopaka.
- Ale zdecydowaliśmy, że to ty wybierzesz jej imię. Między innymi dlatego tutaj jesteśmy.
  Patrzyłam na nich, nie wiedząc co powiedzieć. Wybór imienia był naprawdę ważną decyzją, a oni powierzyli ją mi...? Niektórzy wierzyli, że imię, które otrzymujemy ma późniejszy wpływ na to jacy jesteśmy. A ja poniekąd należałam do tych osób, dlatego tym bardziej ich prośba wpędziła mnie w szok i zakłopotanie. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam co powiedzieć, więc tylko skinęłam głową, uśmiechając się nieznacznie. 
  Podskoczyłam, gdy Marika pisnęła i chwyciła chłopaka za ramiona, telepiąc nim, jakby chciała go obudzić. 
- Nie mamy dla niej prezentu! A to już jutro! - Początkowo nie miałam pojęcia o czym mówi szatynka, szybko jednak do mnie dotarło co miała na myśli. Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową. 
- Nic mi nie kupujcie. Najlepszym prezentem jest widzieć Cię szczęśliwą... - Zwróciłam się do siostry. Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o sobie...

Alec?