- Czy ty znowu jesz? – Castiel przystanął obok
Spencera, który z widocznie pełnymi ustami chował otrzymane od organizatorów
przedmioty do nerki zapiętej wokół pasa.
Trasa biegu zaznaczona na mapie w wymiarze kartki
A4, kompas, plus osobiste rzeczy Hyuka, czyli telefon oraz klucze do pokoju. To
nie tak, że wkładał wszystko na siłę, po prostu zmuszał owe rzeczy do
zmieszczenia się.
- Nie jadłem od dwóch godzin, okej? – Nie patrząc na
Castiela siłą wcisnął butelkę wody na tyle, ile mógł, ale ta wystawała prawie
ponad połowę.
- Piętnastu minut. – Poprawił go najlepszy
przyjaciel, kręcąc przy tym głową z nieukrywanym niedowierzaniem. – Nie żryj
tyle, bo nigdzie nie dobiegniesz.
Dla sprawdzenia, czy woda przeżyje bieg zaczął
podskakiwać. Po paru dzikich skokach spadła na ziemię, tym samym irytując
swojego właściciela. Zacisnął usta i podniósł ją.
- Nie martw się, dam radę i przegonię wszystkich, w
tym ciebie. – Wymienili się przyjacielskimi uśmiechami, kiedy to między nimi prześliznęła
się Charlotta, wprawiając ich w lekkie otępienie.
Dziewczyna stanęła paręnaście kroków dalej, wśród
tłumu, nawet na chwilę nie zerkając w stronę drugiej części swojej pary.
Bolesne ukłucie w sercu, ała. Na cóż innego liczył? Że wskoczy mu w ramiona po
okazanym zainteresowaniu, gdy jej nie było, bez zgody zapisał na bieg, jeszcze
wcześniej miotnął o szafkę. Idąc dalej, do starszych wspomnień, to robiło mu
się milej i cieplej na sercu, kiedy przywoływał przed swe oczy obraz
uśmiechniętej Charlotty na sali tanecznej. Wtedy wydawało mu się, że nie są
wrogami, znajomymi, tylko nieco bliższymi osobami. Szczególnym znakiem dla
Spencera było podziękowanie w formie przytulenia.
Po prostu zrobił sobie zbyt wielką nadzieję.
Klepnięty pożegnalnie przez przyjaciela w ramię
ocknął się z zamyśleni podążył w stronę, gdzie ostatnio widział dziewczę. W
ciągu tych parunastu sekund zdążyło zgromadzić się tyle osób, że stracił ją z
oczu. Przebrnął przez głośny tłum, odnajdując zgubę, która, prawdopodobnie, nie
ruszyła się z miejsca.
Im bliżej był, tym bardziej miał wrażenie, że ubrała
się zbyt skąpo. Nie mylił się, ale jak miał powiedzieć dziewczynie o czymś
takim? Liść zarobiony na pewno. Musiał coś wykombinować, inaczej inni będą
widzieć to, co chciał widzieć sam.
- Obwiąż sobie bluzę, to nie będzie ci przeszkadzać.
– Podszedł do niej z dłońmi splecionymi z tyłu, niczym chcący czegoś dzieciak.
Dziewczę nawet nie uraczyło go spojrzeniem, ale
poszła za „radą” z ukrytym drugim dnem. Sam ze swoim polarem już dawno postąpił
podobnie, lecz w przeciwieństwie do Lotty, miał na sobie przede wszystkim
długie, dresowe spodnie ze ściągaczami. Nie mając kompletnego pomysłu na
rozpoczęcie rozmowy, wygrzebał ze swojego małego przybytku otrzymaną mapę, po
czym podał ją dziewczynie. Punkty kontrolne były zaznaczone na czerwono.
Niektóre specjalnie odbiegały od zielonej linii trasy biegu. W razie zagubienia
się, zaznaczono główną drogę przelatującą przez hrabstwo. Zawsze coś.
Po przestudiowaniu świstka wzrokiem oddała go z
powrotem, gdy Hyuk zaczął myśleć nad zakupem jakiegokolwiek poradnika
obchodzenia się z kobietami, randkowaniem i tym podobnych rzeczy, bo za bardzo
mierzył swoje siły na zamiary. Ostatnie wskazówki dotarły do ich uszu,
szczególnie jedna najważniejsza, która była bardziej informacją, że to jest
zabawa z celem charytatywnym na rzecz wakacji dla dzieci biednych, oczywiście
wszystko było zorganizowane pod okiem odpowiednio wybranych sponsorów,
burmistrza miasta oraz innych szkół. Zajęty wciskaniem mapy na swoje miejsce,
która w magiczny sposób chyba zwiększyła swoje wymiary, nie zauważył kiedy
Charlotta zaczęła biec, nie wspominając o przegapieniu początku biegu.
Truchtem ruszył za nią, zaś butelka wody pozostała w
jego dłoni. W momencie zrównania się z koleżanką w jego głowie zagościła nieco
zboczona myśl, gdyż w piersiach, znaczy staniku, mogła mieć wystarczająco dużo
miejsca na tę małą butelkę…
Przestań, póki jeszcze nie wie.
Wiele osób wymijało ich, co, według Spencera, było
dużym błędem. Bieg nie był krótki ani droga ciągle prosta, co by pozwolić sobie
na szybkość. W takim tempie paręnaście par odpadnie, jeśli następnego dnia
popełnią ten sam błąd. Poranne słońce nawet potrafiło nieźle przygrzać oraz
oślepić. Po paru minutach truchtu na otwartej przestrzeni wbiegli w las, gdzie
ścieżka nie była już zaznaczona, a wręcz niewidoczna.
Cisza panująca miedzy nimi mogłaby wydawać się
niezręczna, ale oni tak tego nie odczuwali. Ostatnie wydarzenia znacznie
wpłynęły na ich relacje, ochładzając je do maksimum, czyli rozmowa obecna,
jeśli jest wymagana. Dla Jae były to okropne chwile. Niemoc zamienienia żadnego
słowa z obiektem swoich pragnień i marzeń, to naprawdę katorga. Szczęście w tym
nieszczęściu nie odsuwała się, ani nie uciekała, chociaż tego się spodziewał.
Spójrz na mnie. Powiedz coś. Kichnij, cokolwiek.
Tak zamyślony nie zauważył grupy ludzi stojącej mu
na drodze, w którą wpadł, taranując przy tym trzy kobiety, a zatrzymując się na
wyższym chłopaku. Z niewinnym uśmiechem przeprosił i wrócił do swej dziewoi,
nie ukrywającej zażenowania z powodu nieuwagi Hyuka. Przystanął obok niej
grzecznie, dopiero teraz zauważając, że znaleźli się w odsłoniętym wąwozie, a
jedyne wyjście z niego znajdowało się na ścianie naprzeciw uczestników i było
drabiną utworzoną z korzeni rosnącego nieopodal drzewa. Natura potrafiła
zaskakiwać swoją przypadkowością.
Wpatrywał się w każdą kolejną osobę wchodzącą po
suchych gałęziach trzy metry wzwyż. Po analizie trwającej niespełna dziesięć
minut, nadeszła ich kolej.
- Pójdę pierwszy. – Oznajmił i, nie czekając na
odpowiedź swojej pary, ruszył ku wejściu.
Korzenie były od siebie znacznie oddalone, co
wyglądało zupełnie inaczej, gdy stało się dalej. By sięgnąć kolejnej „belki”
trzeba było wybić się za pomocą nóg. Tak też uczynił, lecz użył do tego zbyt
wielkiej siły i przedostatnia gałąź wyrwała się z ziemi. W akcie ratunku złapał
się kolejnej, aczkolwiek fizyka zaczęła działać i ta postąpiła tak samo. Dziewczęcy
krzyk doszedł do uszu Spencera z dołu w momencie, kiedy udało mu się zatrzymać,
jedną z dłoni mocno zaciskając na jednostronnie urwanym korzeniu.
Przechodziłeś gorsze rzeczy, ogarnij się.
Zerknął za siebie, zaś Lotta odsunęła dłonie od ust
z nadzieją, że nie zauważył. Chciała przed nim udawać niewzruszoną, chociaż
doskonale wiedział, iż to był jej głos?
Uśmiechnął się pod nosem i wspiął na sama górę, z
przymusu używając większej siły nóg. Na szczycie w oddali ujrzał punkt
kontrolny, ale nie zapomniał o dziewczynie. Machnięciem ręki przywołał ją pod
ścianę, a szerokim uśmiechem zachęcał do wspinaczki. Gdy znalazła się przy
zerwanych korzeniach, wyciągnął w jej stronę rękę.
- Podskocz i chwyć się. – Spojrzał wprost w jej
wielkie, niebieskie oczy, które przekazały mu niemałe obawy. – Spokojnie.
Dłuższą chwilę przygotowywała się do podskoku. Nie
dziwił się. W końcu strach przed upadkiem z takiej wysokości był zrozumiały. Z
determinacją na twarzy w momencie skoku chwyciła się przedramienia Hyuka, który
jedną rękę także umiejscowił w podobnym miejscu, zaś drugą trzymał pod
ramieniem, bez większych problemów wciągając ją na górę. Nim ruszyli w dalszą
drogę, otrzepali swoje ubrania z pyłu, nie zważając na mijające ich pary. Niespiesznie,
lecz w ciszy, ruszyli pod górkę, wprost do punktu, przy którym siedziało dwoje
nauczycieli, z czego jeden był z Akademii, Withlock, nauczyciel angielskiego.
Był pedagogiem z powołania. Skoro dzięki niemu Hyuk zrozumiał język, to musiał
mieć już doświadczenie w nauce tych najoporniejszych.
Podpisali dotarcie do punktu, dostali małą kartkę
informującą, iż postój został zaliczony, a na dalszą drogę dostali batoniki
energetyczne. Oczywistym było, że Spencer swoją słodkość pożarł niemal
natychmiast, a przy chowaniu papierka do kieszeni, poczuł szczypanie w okolicy
łokcia. Dość głębokie otarcie dawało o sobie znać.
- Zobacz, krzywdę sobie zrobiłem. – Przystanął,
zaczynając skubać resztki skóry.
- Zostaw to. – Uderzyła go w dłoń, aby zaniechał
swoich poczynań.
Miną zbitego psa niczym nie wskórał. Lotta zmierzyła
go wzrokiem z kamiennym wyrazem twarzy, wręcz zbliżonym do pogardy.
Hyuk, idąc tropem sygnałów, które dawał mu organizm,
podwinął lewą nogawkę spodni, odkrywając o wiele gorszą, krwawiącą ranę. Może
nie był to krwotok, ale co nieco spływało, gdy materiał spodni do niej nie
przylegał.
- I tutaj też. – Zwrócił jej uwagę, zaś dziewczę
założyło ręce na klatkę piersiową i pokręciło z niedowierzaniem głową.
- Biedne dziecko – rzuciła z przekąsem i ruszyła w
dalszą drogę.
Kubeł zimnej wody może to i nie był, ale dało się
wyczuć niechęć. Prychnął, nadzwyczaj głośno i wyraźnie. Czemu adorowane kobiety
stawały się takie niedostępne? I okropne, wredne, zlodowaciałe i… Właśnie.
Lodowate. Niemiłe.
Wyciągnął telefon ze swojej przepełnionej saszetki,
po czym chlasnął sobie w czoło otwartą dłonią, krocząc za dziewczyną. Dlaczego
był on jednym z tych indywiduów, które nie naładowały telefonu przed wyjściem?
Trudno. Niespełna dziesięć procent powinno wystarczyć. Włączył melodię i po
cichu podbiegł do Charlotty. Szybkim ruchem zsunął gumkę z jej włosów, po czym
w momencie, kiedy ona się odwróciła, przeskoczył na przód. Z uśmiechem zaczął
śpiewać słowa piosenki, której wersję bez słów właśnie włączył.
To, co zaraz powiem, może dziwnie zabrzmi
Nie wiem dlaczego, ale coś trudno mi cię rozgryźć
Ciągle walczę.
Tak bardzo cię pragnę!
Oh kochanie, skarbie, proszę nie odchodź!
- Oddaj! – Wyciągnęła w jego stronę otwartą dłoń,
zaś Hyuk z uśmiechem zaczął się cofać, jednocześnie podrygując w rytm muzyki.
Przy zmianie tempa doskoczył do lewego boku dziewczyny, objął ją prawym ramieniem
w talii i razem się obrócili.
Wciąż cię błagam, bez ustanku
Cholera, nie mogę nawet zasnąć
Nie mogę pojąć, czym jest to uczucie
Po puszczeniu, Lotta obróciła się jeszcze raz, zaraz
do niego podbiegając, w celu odebrania gumki. Spencer schował ją za swoimi
plecami i nachylił się do niej, swoim nosem dotykając jej policzka.
Jesteś zimna i gorąca zarazem, diablico
Uniknął wymierzonego policzka, krocząc dalej
wydeptaną ścieżką, zaś na palcu kręcił własnością dziewczyny, zaś w drugiej
dłoni trzymał jej bluzę, która znalazła się tam w magiczny dla niej sposób.
Niczym nagły deszcz w środku lata
Po orzeźwieniu mojego rozgrzanego ciała,
Znowu sprawiasz, że zasycha mi w gardle.
Charlotta rozpędziła się i wskoczyła mu na plecy,
domagając się zwrotu gumki. Założył ją na jej chudy nadgarstek, po czym ramiona
dziewczyny owinął sobie wokół szyi. By nie wyjść na nieokrzesanego zboczeńca,
bo nieokrzesany na pewno był, złapał ją pod kolanami, aby nie spadła.
- To ja jestem tutaj ranny. – Cmoknął z
niezadowoleniem, kiedy to postanowiła go poddusić.
- Nieś mnie i nie marudź. – Szepnęła mu do ucha,
przepełnionym groźbą głosem.
Uśmiechnął się pod nosem i specjalnie ją podrzucił,
po czym ruszył truchtem. Po parunastu metrach telefon zamilkł. Bateria uległa
rozładowaniu.
- Nie jestem za ciężka? – Zapytała nagle, zaczynając
sprawiać wrażenie, że też ma dość panującej między nimi ciszy.
- Nie martw się, jak się zmęczę, to cię upuszczę. –
Zażartował, spokojnie kontrolując swój oddech, bo to on odgrywał tutaj
największą rolę. – Kiedy byłem w oddziale, to troszkę nabroiłem i przez pół
dnia nosiłem kapitana na swoich barkach. Wtedy zrozumiałem, że najlepszą karą,
z której karany ma coś wyciągnąć, jest zmęczenie takiego osobnika. W
przyszłości zastosuję to na swoich dzieciach, a może i na tobie.
Lekkie klepnięcie w głowę było ostrzeżeniem. Na
pewno i jeszcze ostrzeżeniem. W ten sposób przeszli niespełna kilometr, po czym
Lotta znowu musiała użyć swoich nóg. Kolejny punkt znajdował się tuż przed
kolejnym wejściem do ciemnego lasu, ale uprzednio trzeba było przejść po grubej
kłodzie nad doliną, wydrążoną niegdyś rzeczkę, z której pozostał ledwo widoczny
strumyk. Bez problemu przeszli dalej, z dodatkiem pełnej butelki wody i
kolejnych batoników. Przy trzecim i ostatnim punkcie miał czekać na nich
autokar, z wi-fi, klimatyzacją oraz rozkładanymi fotelami, jednakże był on
tylko dla pierwszych dwudziestu par. Resztę czekała jazda zwyczajnym, ciasnym autobusem,
bez żadnych ulepszeń.
Teraz to nie był bieg, tylko wyścig. Organizatorzy
specjalnie poustawiali przeszkody w postaci powalonych drzew, dołów z wodą i
kałuż błota, aby nie było tak łatwo. Pomimo trudności, ciągnięty przez Lottę i
ze wzajemnością, udało im się załapać na cudowny pojazd, będąc mniej więcej w
połowie puli. Kiedy autokar ruszył w kierunku jeziora, a dokładniej pola
namiotowego. Właśnie od tamtego miejsca, dnia następnego, miał rozpocząć się
kolejny etap biegu, w kierunku starego młyna, gdzie kończyła się cała impreza
festynem ze współpracą okolicznych mieszkańców.
Większość zasnęła, w tym Spencer, przykryty swoją
bluzą. Spokojny, gdyż Charlotta siedziała przy oknie, więc był pewny, że bez
jego wiedzy nie ucieknie. Nawet nie prosił, nawet się nie spodziewał, ale
obudziła go, kiedy już byli blisko celu. Słońce powoli chyliło się ku
horyzontowi , wprawiając ludzi w otępienie. Dzień przeleciał tak szybko, a
wydawało się, że dopiero się zaczął.
Po wyjściu z pojazdu, cudowna woń lasu wymieszana z
chłodną wilgocią pobliskiej wody, orzeźwiała niesamowicie, zaś widoki wprawiały
w zachwyt. Las łagodnie otaczał brzegi jeziora, pozostawiając wystarczająco
dużo wolnej przestrzeni na plażę. Odpowiednio zabezpieczone, stożkowate ognisko
zaczynało się już palić. Wokół rozstawiono parę ławek, krzeseł i bel, a
nieopodal także stół z kiełbaskami, piankami, ziemniakami i innymi dobrze
smakującymi smakołykami, jeśli opali się je nad ogniskiem.
To był właśnie Bear River Lake Resort.
Słońce ostatecznie zaszło, aczkolwiek ostatnie
promienie wychylały się znad wzgórz, po drugiej stronie jeziora. Nauczyciele
umilali czas poprzez różne, wymyślne gry, a i śpiew przy gitarze musiał być. Po
pierwszej, smakowitej kiełbasce, Lotta wstała z kłody, lecz Hyuk zdążył ją
złapać za rękę, przesyłając pytające spojrzenie. Nie wyrwała się, nie odtrąciła
słownie, tylko ujęła jego dłoń i pociągnęła. Kiedy odeszli wystarczająco
daleko, puściła.
- Idę się przemyć. – Oznajmiła, odsuwając się.
- Są tu jakieś prysznice? – Zaczął się rozglądać, z
nieukrywanym zdziwieniem na twarzy, zaś dziewczyna parsknęła krótkim śmiechem.
- W jeziorze, tam dalej, dalej. – Wskazała kciukiem,
po czym pomachała mu drugą dłonią i oddaliła się.
Niepewny, co ma ze sobą zrobić, wpierw spojrzał na
zbitą grupę przy ognisku, po czym obiegł wzrokiem resztę rozsypanych uczniów, a
następnie wolnym krokiem zmierzył w stronę, w którą udała się Lotta.
Nie. Nie chciał jej podejrzeć. Wręcz przeciwnie,
przypilnować, aby nikt tego nie zrobił. Po dłuższej wędrówce oraz nasłuchiwaniu
odnalazł owe miejsce, gdzie zażywała kąpieli. Upewnił się z ukrycia, że nic jej
nie grozi, rozejrzał dookoła, aż ostatecznie przysiadł pod drzewem, które było osłonięte
krzakami. Nieco oddalone od miejsca kąpieli i dlatego je wybrał. Mógł wtedy
wcześniej zareagować. Nie mógł też tego powiedzieć Charlotcie, bo za kogo by go
wzięła? Nawet wolał się nad tym nie zastanawiać.
Ile czasu potrzebowała kobieta, aby się umyć? Ciężko
było to teraz odmierzyć, ale trwało to wystarczająco długo, aby zdążył wyrwać całą
trawę wokół. Dźwięk kroków i podniesionych męskich głosów postawił go do pionu.
Wyszedł na ścieżkę, tym samym zatrzymując czwórkę chłopaków, może młodszych,
może starszych, to nie było ważne. Każdy z nich trzymał coś w dłoni, piwo, bądź
papierosa, a jeden przypadek nawet obie miał zajęte.
- O, właśnie ciebie szukaliśmy. – Mruknął jeden z
nich, stając tuż przed Spencerem. Wyższy o głowę, lecz Hyuk nie zamierzał odstąpić,
pomimi dodatkowego zionięcia ohydnym piwem. – Widzieliśmy, jak miotałeś piękną
panną o szafki w szkole. Nie wiem, jak to się robi w twoim zacofanym kraju, ale
u nas podniesienie nawet tylko głosu na kobietę jest odpowiednio karalne.
Nim Jae zdążył otworzyć usta, aby odpowiedzieć,
szybki, wycelowany, niewidoczny w mroku cios w brzuch sprawił, że zachłysnął
się powietrzem i zgiął w pół. Po chwili prześmiardnięte tytoniem palce złapały
go za blond włosy, ciągnąc ostro w górę.
- Jeśli jeszcze raz zobaczymy cię przy niej, nie
będzie tak miło. – Opluł mu twarz, umyślnie lub nie, a rozbiegane oczy
pokazywały inne używki. – Już teraz radzę ci wrócić do siebie, do tego syfu,
który nazywacie krajem.
Mógł się obronić. Mógł mu przyłożyć, powalić całą
czwórkę, ale powstrzymał się. Słowo czterech przeciw jednemu, chociaż ich stan
mógł się opowiadać za Spencerem, ale wolał nie sprawdzać. Gróźb też się nie
bał. Specjalnie opadł na kolana, zaś oni odpuścili i odeszli, ostatni raz
spluwając mu pod nogi. Głęboko odetchnąwszy wstał z kolan, otrzepał swój ubiór,
poprawił włosy i wrócił na pole namiotowe. Po paru minutach z lasu wyłoniła się
postać Lotty, która od razu poprawiła mu humor, nie mając o tym pojęcia.
- Wiesz, że śpimy w jednym namiocie i jednym
śpiworze? – Poruszył wymownie brwiami, na co Lotta tylko wzruszyła ramionami,
by po sekundzie zorientować się, co powiedział.
Zszokowana wparowała do namiotu. Sam wsunął głowę do
środka i wtedy właśnie idealnie wymierzony cios otwartą dłonią opadł na czubek
jego głowy.
- Głupie żarty. – Prychnęła, odwracając się tyłem. –
Jeden namiot akceptuję, ale jeden śpiwór to za mało. Spałbyś bez.
- Nie podzieliłabyś się? – Zapytał z udawanym
smutkiem, siadając na swoim miejscu. – Ja bym się z tobą podzielił.
Kolejne prychnięcie. Zdjęła buty i weszła w śpiwór,
nakrywając się aż po samą szyję, a następnie odwracając plecami w stronę
Spencera. Ten uczynił podobnie, lecz przed położeniem się, zgasił małą latarkę
wiszącą pod szczytem namiotu.
- Dobranoc. – Szepnął, kładąc się na wznak.
Na chwilę wstrzymał oddech, aby nie pominąć
odpowiedzi. Jakże przyjemne ciepło oblało jego serce, kiedy usłyszał z jej ust
te słowo. Od razu lepiej się zasypiało.
Ćwierkanie ptaków wtargnęło do pokoju przez uchylone
okno, oznajmiając śpiącej parze w dwuosobowym łóżku, iż nastał poranek.
Słoneczny, chłodny i orzeźwiający zarazem. Hyuk Jae wyciągnął ręce ku górze,
rozbudzając się całkowicie. Przesunął się pod białą kołdrą ku dziewczynie
śpiącej doń tyłem. Wtulił się w jej plecy i ucałował w szyję, cicho prosząc o
otworzenie powiek. Schował nos w jej charakterystycznie pachnących włosach,
gdzie jeden z kosmyków wszedł mu w oko, przyprawiając o niemiłosierny ból.
Rzeczywistość była inna. Co prawda, przytulił się do
Lotty, lecz nie była ona z tego powodu zadowolona.
- Czy ty wiesz, co to jest przestrzeń osobista?! –
Podniosła się do siadu, bez wzruszenia patrząc na swoją ofiarę, której przed
chwilą przywaliła z łokcia prosto w oko, no, może trochę niżej, ale ból nadal
ten sam.
- Czy ty wiesz, jakie są kary za spowodowanie
uszczerbku na zdrowiu?! – Odgryzł się, palcami zakrywając obite, zaczynające już łzawić, oko.
- Wynoś się. – Wskazała palcem na wyjście z namiotu
i przybrała nadzwyczaj groźny wyraz twarzy, nieznoszący sprzeciwu.
Otworzył jeszcze usta, aby coś jej odpowiedzieć, ale
zabrakło mu pomysłu, więc posłusznie opuścił na czworakach namiot, aby po
momencie do niego wrócić. Dziewczę zdążyło w tym czasie z powrotem zawinąć się
w śpiwór.
Odchrząknął wyraźnie, aby zwrócić jej uwagę. Gdy tak
się stało, zakomunikował:
- Zaspaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz