6.18.2017

Od Leandera CD Sylvaina

Uchyliłem zmęczone powieki, czując jak łupanie w głowie powoli rozsadza mi czaszkę, ostry ból ranił moje gardło, a pot i dreszcze sugerowały gorączkę.
- Cholera - zachrypiałem rejestrując odległość między moją dłonią, a szklanką z wodą i cały roztrzęsiony skuliłem się mocniej w kołdrę.
Pieprzony basen...
Z zamiarem zaśnięcia odwróciłem się w stronę ściany, gdy błogą ciszę i jeszcze piękniejszy spokój przerwało pukanie do drzwi. Obróciłem głowę w stronę budzika, który wskazywał właśnie godzinę...
Chwila... co?
Dwunasta na zegarze kompletnie zbiła mnie z tropu i jedynie dobiła, a osoba dopraszająca się wejścia widocznie nie opuściła, wchodząc do środka. Uniosłem wzrok uśmiechając się krzywo na widok znajomych, ciemnych włosów i bladej cery. Krótki błysk przemknął mi między oczyma gdy ten przejęty moim stanem pobiegł po wodę i zimny ręcznik.
- Nie wiedziałem, że masz kolczyk - burknąłem w poduszkę. Jego dłoń po raz kolejny przemknęła po widocznej części mojego czoła jeszcze bardziej mocząc przyklapniętą grzywkę. Chłopak jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi zostawiając mnie bez większych wyjaśnień - Zostaw bo to zimne - jęknąłem, próbując go od siebie odepchnąć. Położyłem dłoń na torsie chłopaka, czując zarys jego mięśni i spróbowałem pchnąć, ale kompletnie wyczerpany ledwo dałem radę się poruszyć.
- Nie, musisz się przebrać - mruknął Sylvain, dołączając do tego cichy chichot, chwycił moją dłoń i ponownie pomógł mi powrócić do pozycji siedzącej.
- Nie - jęknąłem. Czułem jakby moja głowa przechylała się na wszystkie strony, próbując znaleźć jakiekolwiek oparcie, choć nie byłem pewien czy to nie zawroty głowy. Zamrugałem kilkukrotnie próbując przyswoić cokolwiek z otaczającej mnie rzeczywistości. Wysoka sylwetka krzątała się po moim pokoju w poszukiwaniu ubrań, a ja kompletnie nie byłem w stanie udzielić mu jakiejkolwiek wskazówki gdzie one są. Jeśli właśnie na to składa się choroba, to wolałbym już cierpieć katusze na matematyce. Oparłem się o zimną, czarną ścianę, podciągając nogi pod brodę i ponownie powróciłem do ciemnowłosego, który jak widać świetnie się bawił grzebiąc w moich rzeczach, koniec końców, wrócił do mnie z białą koszulką w drobne, czarne kropki, odnalazł nawet luźne, czarne szorty. Zażenowany tym faktem poczerwieniałem na twarzy, próbując ukryć wstyd. Varner uśmiechnął się do mnie tylko i ponownie wyciągnął szczupłą dłoń ku mojej. - Wstań, musisz wziąć prysznic - w pocieszającym geście przejechał mi dłonią po ramieniu, spoglądając na mnie swoimi czekoladowymi oczyma.
One... Były naprawdę śliczne.
Szybko odrzuciłem od siebie tę żenującą myśl, wczorajszy pocałunek chłopaka on... Był miły, ale wątpiłem by znaczył dla niego cokolwiek więcej niż chwilową odskocznię od rzeczywistości. - Idziesz? - ponaglił mnie, dając do zrozumienia, że kompletnie odpłynąłem.
- Tak - mruknąłem. Gorączka skutecznie otępiła moje zmysły, na tyle, że złapanie równowagi graniczyło z cudem. Dźwignąłem się na równe nogi usilnie podpierając się łóżka, spróbowałem postawić pierwsze kroki w stronę łazienki. Towarzyszący mi w podróży Sylvain, jakby rozumiejąc potrzask w jaki wpadłem, objął mnie wokół ramion, z nieco cieplejszym uśmiechem.
- Chyba jednak potrzebujesz pomocy - uśmiechnął się, muskając kciukiem mój bijący czerwienią policzek.
Jezu, jak strasznie było mi wstyd. 
Bliskość chłopaka była dla mnie przytłaczająca, plątała moje myśli i tłumiła umiejętność prawidłowego oddychania. Zachłysnąłem się zapachem jego perfum, zatrzymując go na chwilę w płucach i łapiąc równowagę dopiero przy drzwiach, gdyby ktoś widział jak ogromną walkę toczyłem w swoim wnętrzu by oderwać się od przyjemnego źródła ciepła i poddaniu się łazienkowym męczarniom, zapewne by mnie wyśmiał, ale ja naprawdę chciałem z nim zostać.
- Dzięki, poradzę sobie, dalej - mruknąłem, unosząc niewyspane spojrzenie ku jego twarzy.
- Już narobiłeś mi nadziei - zaśmiał się i zostawił, podchodząc do okna, które momentalnie otworzył. Przestąpiłem próg zimnej łazienki, stopami znacząc drogę do piekieł. Nie miałem siły spojrzeć w lustro, mój wygląd zapewne przeraziłby gnijące już trupy. Dosłownie wtoczyłem się pod prysznic i zrzucając z siebie ubrania, odkręciłem wodę, pozwalając by ta zaczęła ściekać po moim ciele, przyprawiając mnie o przyjemne uczucie ocieplenia. Nie myślałem kompletnie o niczym, możliwość myślenia wyłączyła mi gorączka, stałem tam, kompletnie ogłupiony, czekając, aż woda zmoczy moje włosy na tyle bym mógł się schylić po szampon.
Używając wszystkich sił umyłem dokładnie każdą część ciała i wyszorowałem włosy. Tak oto świeży, pachnący i chory stałem na środku łazienki, nie mając siły by iść dalej. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu koszulki, która ewentualnie mogła zaplątać mi się gdzieś między zlewem, a szafką. Wsunąłem na nogi bokserki, czarne, typu szorty i musnąłem palcami rozpalone od gorączki policzki.
- Nie wziąłem koszulki, prawda? - zawołałem w pustą, łazienkową przestrzeń oczekując potwierdzającej odpowiedzi. Gdy chłopak potwierdził moje przypuszczenia przyłożyłem czoło razem z dłonią do drewnianej deski, opuszkami palców wystukując jakiś rytm. Uchyliłem delikatnie drzwi, analizując pachnące świeżością i zimnem otoczenie.
- Co Ty zrobiłeś? - wytknąłem chłopakowi oskarżycielskim tonem, dbałość o porządek.
- Wywietrzyłem tu bo zaczynasz pachnieć śmiercią - spojrzałem na chłopaka z irytacją, obserwując jak w dłoniach dzierży przygotowaną dla mnie wcześniej koszulkę.  - Oddaj - poprosiłem, podchodząc do chłopaka. W tym momencie nie przeszkadzała mi moja półnagość, a fakt, że było mi cholernie zimno.
- Chciałbyś - mruknął, szczerząc w moją stronę białe, lśniące zęby. Teatralnie zwinął w dłoniach kawałek materiału i rzucił się na łóżko uniemożliwiając mi tym samym zabranie kołdry spod jego ciężkiego ciała.
- Zejdź tłuściochu bo marznę - zachrypiałem siadając na krawędzi łóżka. Ciemnooki spojrzał na mnie wymownie, poruszając przy tym brwiami i rozłożył ramiona w zachęcającym geście.
- Chodź do mnie, ogrzej się - zaśmiał się cicho, zdecydowanie próbując mnie rozruszać. Pokręciłem głową, patrząc na niego z zażenowaniem.
- Jesteś dziecinny.
- Dziecinny? Po prostu chcę Cię przytulić - cała zabawna atmosfera opadła, a mój żołądek zrobił kilka przewrotów. Spojrzałem na niego, a gula zaciskająca moje gardło uniemożliwiła mi wyduszenie choćby litery. Sylvain posłał mi przyjemny dla oka uśmiech i podniósł przysuwając do mnie i podał materiał, który natychmiast wsunąłem przez głowę. Moje zęby zaczęły wystukiwać jednostajny rytm uderzając o siebie na wzajem, przy akompaniamencie drżącego ciała. Wyższy momentalnie podniósł się z zajmowanego do tej pory miejsca i odsunął kołdrę, pozwalając mi położyć się na materacu. Ułożyłem głowę, nie odrywając spojrzenia od zatroskanej twarzy mojego towarzysza i oddałem się błogiemu ciepłu jakie niosła pościel. - Nadal musisz mnie przytulić - zażądał - Tyle dla Ciebie robię - przysunąłem się do chłopaka, wtulając twarz w jego tors. Tym razem to ból gardła nie pozwolił mi nic powiedzieć, ale podobała mi się cisza jaka między nami zapadła. Spokojna, błoga cisza i tylko nasza dwójka.
Gdyby mogło tak zostać.
Gdzieś jednak w mojej głowie czaiła się myśl, że życie, choćbym chciał, nigdy nie będzie takie piękne. Na potwierdzenie swoich obaw nie musiałem jednak długo czekać, chłopak momentalnie rozluźnił uścisk, a dłoń, która do tej pory znaczyła szlaki na moich włosach opadła wzdłuż jego ciała.
- On też tak na mnie mówił - rzekł, a nadzieja, jaką obdarzył mnie kilka sekund wcześniej, powoli ulatywała ustępując miejsca resztkom spokoju, jakie począłem w sobie zbierać - Leander ja przepraszam... - zaczął wstając - To za szybko. - po czym wyszedł.
Po prostu.
Wyszedł.
Zacisnąłem palce na poduszce, chciałem zareagować, zrobić cokolwiek, powiedzieć chociaż głupie przeprasza, nawet jeśli nie miałem za co. W tym jednak momencie wszystko stanęło we mnie jakby na baczność, walcząc bym się nie rozkleił, pewność co do zaistniałych wydarzeń gościła w moim sercu od dłuższego czasu.
Nie chciałem znowu spieprzyć.


Sylvain?
OMG ODPISUJ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz